Menu

Gościmy

Odwiedza nas 203  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

Stąd udał się Jezus przez góry z trzema uczniami do Seforis, które było oddalone od Nazaretu o 4 godziny drogi. Tu przebywał w gościnie u ciotecznej babki, nazwiskiem Maraha, która była najmłodszą siostrą Anny. Miała ona córkę i dwóch synów, którzy nosili długie, białe suknie. Nazywali się Arastaria i Koharia; oboje należeli później do grona uczniów Jego.


Najświętsza Panna, Maria Kleofasowa i inne niewiasty także tam zdążały. Jezusowi umyto nogi, a następnie odbyła się uczta. Jezus nocował w domu Marahy, który dawniej był własnością rodziców Anny. Seforis jest to wielkie miasto. Są tam trzy sekty: Faryzeusze, Saduceusze i Esseńczycy i trzy szkoły. Miasto to ucierpiało przez częste wojny, a dzisiaj nie ma po nim prawie śladu.


Jezus przebywał tu przez kilka dni, nauczając i wzywając do chrztu z rąk Jana. W tym samym dniu nauczał w dwóch synagogach, w jednej wyższej i większej, i w drugiej mniejszej. W większej byli obecni Faryzeusze; ci byli niechętni Chrystusowi i szemrali przeciwko Niemu. Niewiasty były też na tej nauce. W mniejszej synagodze, Esseńczyków, nie było miejsca dla kobiet. Tu przyjęto Go chętnie. Gdy Jezus uczył w szkole Saduceuszów, stała się rzecz nadzwyczajna. Było w Seforis bardzo wiele opętanych, obłąkanych i wariatów. Uczono ich w szkole, znajdującej się obok synagogi, a w naukach i nabożeństwie, przeznaczonym dla zdrowych ludzi, musieli i oni brać udział. Wówczas stawali z tyłu w osobnej kruchcie i przysłuchiwali się nauce.

 

Pomiędzy tymi chorymi stali dozorcy z kańczugami, każdy mając dozór nad pewną liczbą opętanych, stosownie do tego, w jakim stopniu chorzy byli złośliwymi. Widziałam ich, zanim jeszcze Jezus przyszedł do szkoły, jak podczas nauki Saduceuszów wykrzywiali twarze i popadali w konwulsje, a dozorcy biciem ich znowu uspokajali. Gdy Jezus przyszedł, byli z początku spokojni, ale po chwili zaczął to jeden, to drugi wykrzykiwać: „To jest Jezus z Nazaretu, urodzony w Betlejem, któremu oddali cześć Mędrcy ze wschodu, a Matka Jego jest u Marahy. On teraz rozpoczyna nową naukę. Tego ścierpieć nie można”. W ten sposób przywoływali ci opętańcy całe życie Jezusa i to wszystko, co się dotychczas z Nim działo.

 

Raz ten zaczynał, to znów drugi, tak że bicze stróżów były daremne. Naraz podnieśli krzyk wszyscy razem i powstało ogólne zamieszanie. Wtedy rzekł Jezus, aby ich przyprowadzono do Niego przed synagogę i posłał dwóch uczniów do miasta, aby przyprowadzili wszystkich tych, którzy podlegali podobnemu nieszczęściu. Wkrótce stanęło koło Niego więcej niż pięćdziesięciu tych nieszczęśliwych, a wokoło nich mnóstwo widzów. Ale szaleńcy ci nie przestawali krzyczeć. Wtedy rzekł Jezus: „Duch, który przez was mówi, jest z piekła i niech napowrót tam wróci” i w tejże chwili uspokoili się i zostali uzdrowieni, a wielu z nich widziałam, jak upadli na twarz przed Jezusem.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Uzdrowienie to wywołało w mieście rozruch. Jezus i Jego uczniowie byli w wielkim niebezpieczeństwie, a zamieszanie wzrastało tak dalece, że Mistrz był zmuszony uciec do pewnego domu, a w nocy opuścić miasto, co również zrobili trzej Jego uczniowie i synowie Marahy: Kaharia i Arastaria, jako też świątobliwe niewiasty. Matka Jezusowa była w wielkim smutku i trwodze, bo widziała po raz pierwszy Syna swego tak prześladowanego. Umówili się, że się zejdą za miastem pod drzewami, aby stamtąd udać się do Betulii. Większa część z tych uzdrowionych przez Pana Jezusa, przyjęła chrzest z rąk Jana, a byli to przeważnie ci, którzy tu potem przystali do Chrystusa.


Betulia jest to miasto, przy którego oblężeniu Judyta zgładziła Holofernesa. Leży na górze w stronie południowo-wschodniej od Seforis, wskutek czego rozciąga się stamtąd daleki widok. Niedaleko stąd, w Magdalum, jest zamek Magdaleny, która wówczas opływała w dostatkach. W Betulii jest także zamek, a miejscowość obfituje w studnie.


Jezus i Jego uczniowie zajęli gospodę przed Betulią. Tu przyszła do Niego Maryja i święte niewiasty. Słyszałam, jak Maryja prosiła Jezusa, aby tu zaprzestał nauczania, bo jest w wielkiej obawie, aby wskutek tego znów nie powstały rozruchy. Ale Jezus odpowiedział, że wie, co ma spełniać. Maryja znów rzekła do Niego: „Może teraz przyjmiemy chrzest z rąk Jana?” A Jezus odpowiedział Jej z powagą: „Po co teraz mamy przyjmować chrzest? Czy potrzebny jest? Będę jeszcze obchodził i zgromadzał, i powiem, jeżeli będzie potrzeba iść do chrztu”.

 

Maryja zamilkła, podobnie jak w Kanie i poszła z towarzyszkami do Betulii. Widziałam jednakże, że te święte niewiasty przyjęły chrzest dopiero po Zielonych Świętach przy sadzawce w Betsaidzie. Jezus uczył w szabat w synagodze i przyszło wiele ludzi z okolicy, aby Go słyszeć. I tu w Betulii widziałam także bardzo wiele obłąkanych i opętanych, siedzących przy drogach przed miastem, tudzież na ulicach, kędy Jezus przechodził, uspokojonych od napadów, a nawet uzdrowionych, wskutek czego ludzie niekiedy mówili: „Ten człowiek musi mieć taką moc, jaką mieli dawni prorocy, gdyż na Jego ukazanie się nieszczęśliwi ci uspokajali się”. Ludzie ci czuli, że On im pomógł, chociaż nic na nich nie uczynił, dlatego poszli do Niego do gospody, aby Mu podziękować.

 

Uczył i zachęcał do chrztu i mówił bardzo surowo, zupełnie na sposób Jana. Mieszkańcy Betulii cenili bardzo Jezusa i Jego uczniów i nie chcieli zezwolić na to, aby mieszkał przed miastem, a nawet wielu sprzeczało się o to, u kogo ma mieszkać; ci zaś, którzy nie mogli już Jezusa mieć u siebie, chcieli przynajmniej mieć jednego z pięciu uczniów Jego, którzy przy Nim byli. Ci jednakże pozostali przy Jezusie, który mieszkańcom przyrzekł kolejno zmieniać u nich gospodę.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Ale cóż, kiedy ta ich troska o Jezusa i miłość dla Niego nie była zupełnie bezinteresowna, co też Jezus zarzucał im w swoich naukach w synagodze. Mieli zaś ten uboczny cel: chcieli sobie przez zatrzymanie u siebie nowego proroka zjednać dla swego miasta pewne poważanie, które stracili przez handel, stosunki i pomieszanie z poganami. Nie było więc w nich czystej miłości do prawdy. Gdy Jezus opuścił Betulię, widziałam Go uczącego w dolinie pod drzewami. Towarzyszyło Mu tylko pięciu uczniów i może ze dwadzieścia osób. Święte niewiasty już przed Jezusem poszły drogą do Nazaretu.

 

Opuścił Betulię, bo zanadto był otoczony ludźmi. Zeszło się bowiem z okolicy bardzo wielu chorych i opętanych, a On nie chciał teraz jeszcze tak otwarcie występować jako uzdrawiający. Idąc dalej, miał morze Galilejskie poza sobą. Miejsce, gdzie teraz uczył, było dawnym miejscem nauczania Esseńczyków albo proroków, wzniesione i pokryte murawą, otoczone wkoło małymi groblami, które służyły dla odpoczynku i przysłuchiwania się. Było ze 30 osób koło Jezusa.


Wieczorem widziałam Go, jak z towarzyszami przybył do małej miejscowości z synagogą, oddalonej godzinę drogi od Nazaretu, w której był, zanim szedł do Seforis. Lud tutejszy przyjął Go bardzo chętnie i umieszczono Go w jednym okazałym domu z podwórzem. Umyto Jemu i uczniom nogi, zdjęto im suknie podróżne, wytrzepano je, oczyszczono i przygotowano im ucztę. Tu uczył Jezus w synagodze; niewiasty były w Nazarecie.


Na drugi dzień udał się Jezus o dwie mile dalej, do miasta Lewitów Kedes albo Kizjon. I tutaj szło za Nim coś ze siedmiu opętanych, którzy jeszcze wyraźniej, niż owi w Seforis wykrzykiwali Jego posłannictwo i historię życia. Wyszli Mu tu naprzeciw kapłani i młodzieńcy w długich, białych sukniach, ponieważ kilku z Jego otoczenia uprzedziło Go do miasta.


Tu Jezus nie uzdrawiał opętanych, gdyż kapłani zamknęli ich w pewnym domu, aby nie przeszkadzali. Dopiero później, po swoim chrzcie, uzdrowił ich. Tu wprawdzie przyjmowano i obsługiwano Jezusa bardzo uprzejmie, ale gdy zaczął nauczać, pytali Go jakim prawem to czyni, skąd ma takie posłannictwo, skoro przecież jest Synem Józefa i Maryi. Ale Jezus odpowiedział wymijająco, że Ten, który Go postał, i którego jest Synem, objawi się przy Jego chrzcie. I wiele jeszcze o tym mówił ucząc o chrzcie Jana, na podwórku w środku owej miejscowości, gdzie podobnie jak koło Tebez, na pagórku było przygotowane miejsce do nauczania, lecz nie pod gołym niebem, tylko pod namiotem czy szopą, pokrytą sitowiem.


Stamtąd szedł Jezus przez pasterską okolicę, gdzie po 2-gim dniu Paschy uzdrowił trędowatego, a następnie nauczał w rozmaitych miejscowościach. Na szabat zaś przybył ze swoimi uczniami do Jezrael, miejscowości składającej się z ogrodów, starych budynków i wieżyc. Przez środek zaś prowadziła główna droga zwana królewską. Wielu z Jego otoczenia wyprzedziło Go, On zaś Sam szedł zdaje mi się w towarzystwie trzech osób.


W tej miejscowości mieszkali ludzie, którzy ściśle przestrzegali praw żydowskich; nie byli to Esseńczycy, ale tak zwani Nazarejczycy. Ślubowali oni przez krótszy lub dłuższy przeciąg czasu żyć w wstrzemięźliwości od różnych rzeczy. Mieli wielką szkołę i kilka domów. Młodzieńcy mieszkali w osobnym domu, a dziewice też osobno; małżeństwa ślubowały też na dłuższy czas wstrzemięźliwość. W czasie tym mieszkali mężczyźni w domu obok domu młodzieńców, kobiety zaś w samym domu dziewic.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Wszyscy ci ludzie byli ubrani na szaro lub biało. Przełożony ich nosił długą, szarą suknię, u której wisiały na dole białe owoce i frędzle; miał szary pas z białym napisem; wokół jednego ramienia nosił przepaskę, zrobioną z kręconej, grubej splecionej materii, biało-szarego koloru, tak mocnej, jak skręcona serweta. Wisiał przy tym krótki koniec z frędzelkami. Miał także rodzaj kołnierzyka lub płaszczyka, podobnie jak Argos, Esseńczyk, lecz był szarego koloru i zamiast z przodu był z tyłu zapinany. Z przodu była na tym płaszczyku przymocowana błyszcząca tarcza, a z tyłu był jakby pospinany lub sznurowany. Na ramionach wisiały jakby wąskie klapy. Wszyscy nosili pękatą, czarną, błyszczącą, wysoką czapkę; na czole były wypisane słowa, w górze na głowie łączyły się trzy kabłąki w gałkę lub jabłko. To jabłko i brzegi czapki były białe i szare. Ludzie ci nosili długie, gęste, kędzierzawe włosy i brody.

 

Namyślałam się, kogo pomiędzy apostołami znałam im podobnego. Wreszcie przypomniałam sobie, iż to był Paweł, który nosił włosy i ubranie na ich sposób, kiedy jeszcze chrześcijan prześladował. Należał on do Nazarejczyków i później go między nimi widziałam. Nie strzygli włosów aż do ukończenia ślubów, a potem obcinali je i ofiarując, wrzucali w ogień; także ofiarowywano gołębie. W wypełnianiu ślubu mogli się nawzajem wyręczać. Jezus święcił z nimi szabat. — Jezrael jest oddzielone od Nazaretu górami. Niedaleko stąd znajduje się studnia, przy której Saul z wojskiem odpoczywał.


W szabat uczył Jezus o chrzcie Jana. Mówił także, że ich pobożność jest chwalebną, ale przesada jest niebezpieczna - drogi do zbawienia są różne, a odosobnianie się w zgromadzeniu wyradza się łatwo w sektę; z dumą i pogardą spoglądają na tych biednych braci, którzy nie mogą się z nimi równać i od mocniejszych powinni doznawać pomocy. Ta nauka była tu bardzo na miejscu, gdyż na obrzeżach tej miejscowości żyli ludzie, którzy się z poganami pomieszali i byli bez kierownictwa i zachęty, a to wskutek tego, że Nazarejczycy się od nich odłączyli. Jezus więc odwiedzał i tych ludzi w ich mieszkaniach i nawoływał ich do nauki, i uczył o chrzcie.

 

Następnego dnia był Jezus na uczcie w domu Nazarejczyków. Omawiali sprawę obrzezania w stosunku do chrztu. Słyszałam po raz pierwszy Jezusa rozprawiającego o obrzezaniu, ale słów Jego nie jestem w stanie dokładnie powtórzyć. Mówił, że prawo obrzezania ma swą podstawę, lecz podstawa ta ustanie, wtedy mianowicie, gdy lud Boży nie cieleśnie z pokolenia Abrahama, ale duchownie ze chrztu Ducha Świętego pochodzić będzie.


Bardzo wielu z Nazarejczyków zostało chrześcijanami, jednakże tak zawzięcie trzymali się prawa żydowskiego, że wielu z nich chciało pomieszać żydostwo z chrześcijaństwem, i popadli w herezje.

 

Najlepszym sposobem docierania do tych, którzy nie znają Pana lub chwieją się w wierze jest język miłości. Najprostsza metoda ewangelizacyjna to dzielenie się rzeczywistością Bożej łaski i przebaczenia. Wymaga to większego zaangażowania niż głoszenie teorii, ponieważ musimy nawiązać bliskie relacje. Nie ma jednak czytelniejszego znaku Bożej miłości niż okazywanie jej innym. Sam Pan Bóg objawia się wtedy przez nas tym, z którymi spędzamy czas.