Dolina, przez którą szedł Jezus w nocy z Kislot Tabor, nazywała się Edrom, a pole pasterskie z synagogą, gdzie faryzeusze z Nazaretu szydzili z Jezusa, miało nazwę Kimki. Ludzie, u których zamieszkał Jezus wraz z pięcioma uczniami, niedaleko Nazaretu, byli Esseńczykami i sprzyjali Świętej Rodzinie. Byli tam mężczyźni i kilka kobiet, a mieszkali osobno, nie połączeni związkiem małżeńskim, w sklepieniach jakiegoś starego, rozsypanego w gruzy budynku. Przy mieszkaniu mieli małe ogródki; mężczyźni ubierali się w długie, białe suknie, a kobiety w płaszcze. Zwykle mieszkali w dolinie Zabulon, obok zamku Heroda, lecz z przychylności do Świętej Rodziny przenieśli się tutaj.
Jezus zamieszkał u sędziwego, poważnego starca z długą brodą, imieniem Eliud; był on wdowcem i miał córkę jedynaczkę przy sobie, która go pielęgnowała. Był to bratanek Zachariasza. Ludzie ci żyli w odosobnieniu, chodzili tylko do synagogi w Nazarecie, do Rodziny Świętej byli bardzo przywiązani i im to powierzyła Maryja staranie o domek przed udaniem się w drogę.
Rano poszło się pięciu uczniów Jezusa do Nazaretu, by odwiedzić krewnych i znajomych i być w szkole. Jezus sam pozostał u Eliuda, odprawił z nim wspólne modlitwy i rozmawiał o wielu poufnych sprawach. Ten pobożny mąż świadom był wielu tajemnic.
W domu Maryi znajdowały się oprócz Niej cztery kobiety: siostrzenica Jej, Maria Kleofe, ciotka Anny, mieszkającej przy świątyni a krewna Symeona, Joanna Chusa, Maria, matka Jana Marka i wdowa Lea. Weroniki i żony Piotra, którą widziałam niedawno na cle, nie było tutaj.
Rano odwiedziła Jezusa Najświętsza Panna z Marią Kleofe. Jezus podał Swej Matce rękę na przywitanie. Zachowanie się Jego względem Niej było pełne miłości, jednak nacechowane powagą i spokojem. Pełna troski o Niego prosiła Go Najświętsza Panna, aby nie szedł do Nazaretu, bo panuje tam wielkie przeciw Niemu rozgoryczenie, a sprawcami tego są faryzeusze nazareńscy, którzy słysząc mowy Jego w synagodze w Kimki, wzbudzili od nowa niechęć przeciw Niemu. Jezus przyrzekł Jej, że poczeka na przybycie rzeszy, mającej się chrzcić u Jana i że wtedy dopiero z nimi pójdzie przez Nazaret. O tym i wielu innych rzeczach rozmawiał z Nią tego dnia; między innymi powiedział Jej, że trzy razy pójdzie na święto Paschy do Jeruzalem, i że ostatnim razem dozna Maryja wiele smutku. Wiele jeszcze innych tajemnic wyjawił Jej, lecz już wyszły mi one z pamięci.
Maria Kleofe, nadobna, stateczna niewiasta, rozmawiała także tego dnia z Jezusem i prosiła Go, aby przyjął jej pięciu synów za Swych uczniów. Jeden z nich — jak mówiła — jest pisarzem, albo raczej rozjemcą, a nazywa się Szymon, dwaj drudzy, Jakub Młodszy i Juda Tadeusz, są rybakami; są to synowie z pierwszego jej małżeństwa z Alfeuszem. Po tym pierwszym mężu ma również pasierba Mateusza, który będąc celnikiem, wiele jej sprawia zgryzoty. Z drugiego małżeństwa ze Sabą miała jednego syna, Józefa Barsabę, również trudniącego się rybołówstwem. Wreszcie z trzecim mężem, rybakiem Jonaszem, ma chłopca Symeona. Jezus pocieszał ją, że oni przyjdą do Niego, a co się tyczy Mateusza (który idąc z Sydonu, był już w drodze u Niego) zapewniał ją, że ten może być jeszcze najgorliwszym Jego uczniem.
Najświętsza Panna wróciła z Nazaretu z kilku krewnymi do Swego mieszkania w Kafarnaum. W tym celu przybyło po Nią kilka sług z jucznymi osłami, aby na nie popakować sprzęty i naczynia, które pozostały ostatnim razem w Nazarecie. Wszystko spakowano w skrzynie, plecione z łyka lub kory drzewnej, i objuczono tym osły. Dom Maryi w Nazarecie wyglądał podczas Jej nieobecności jak ozdobna kapliczka, ognisko wydawało się ołtarzem. Na ognisku postawiono skrzynkę, a w niej wazonik z pięknym kwiatkiem. Po Jej odjeździe zamieszkają dom ten Esseńczycy.
Czując przynaglenie Pana Ducha Świętego do podzielenia się Dobrą Nowiną z drugim człowiekiem, cofamy się często z obawy przed ryzykiem odrzucenia, ośmieszenia, odsłonięcia się. To właśnie w takich chwilach powinniśmy ufać, że w dziele ewangelizacji nigdy nie jesteśmy sami. Towarzyszy nam zawsze Pan Duch Święty, Jego moc i światło, a także wsparcie tych wszystkich, którzy czynili to przed nami, rezygnując z komfortu poczucia bezpieczeństwa, aby mówić innym o nowym życiu w Panu Jezusie. Napotykając dziś sytuacje, które wołają o obecność Pana Boga, pamiętajmy, że to On nas tam posyła, abyśmy zasiewali ziarna wsparcia, pociechy i pokoju. Nie bójmy się, że popełnimy błędy. Pan Bóg potrafi je naprawić. Pokazał już wiele razy, że jest w stanie pobłogosławić nasze niedoskonałe wysiłki i posłużyć się nimi dla osiągnięcia wspaniałych owoców. Nie zawsze to my zbierzemy żniwo z zasianych ziaren. Czasem uczyni to ktoś inny. Jako członkowie Ciała Chrystusowego, mamy jednak swoją rolę w przemianie świata.