Po uczcie spoczął Jezus trochę, a potem poszedł z Łazarzem we dwójkę w kierunku Jerycha, by się dać ochrzcić. Z początku towarzyszył im służący Łazarza z pochodnią, gdyż była jeszcze noc. Po upływie pól godziny doszli do gospody, należącej do Łazarza, w której później zatrzymywali się często uczniowie Jezusa. Nie jest to jednak ta gospoda, o której dawniej często mówiłam, położona dalej po przeciwnej stronie, w której także często przebywali uczniowie. Przysionek zaś, gdzie Łazarz przyjmował Jezusa, a później Maryję, był ten sam, w którym przebywał i nauczał Jezus przed wskrzeszeniem Łazarza, gdy Magdalena wyszła naprzeciw Niego.
Przy gospodzie zdjął Jezus sandały i szedł boso. Łazarz, litując się nad Nim, prosił Go, aby tego nie czynił, bo droga jest bardzo kamienista, lecz Jezus odrzekł mu poważnie: „Pozwól, niech tak będzie; Ja wiem, co Mi czynić wypada." - Szli teraz pustynią, poprzerzynaną skalistymi parowami, ciągnącą się w kierunku Jerycha przez pięć godzin drogi. Za nią przez dwie godziny drogi ciągnie się urodzajna dolina jerychońska, jednak i na niej są gdzieniegdzie miejsca nieurodzajne. Stąd jest jeszcze dwie godziny drogi do miejsca, gdzie Jan chrzcił. Jezus szedł o wiele prędzej niż Łazarz i często wyprzedzał go o godzinę drogi.
Ludzie, których Jezus wysłał z Galilei do chrztu, a między którymi było wielu celników, wracali teraz, lecz inną drogą przez pustynię ku Betanii. Jezus przeszedł koło Jerycha i kilku innych miejscowości, nie wstępując nigdzie.
Przyjaciele Łazarza, jak Nikodem, syn Symeona, Jan Marek, rozmawiali niewiele z Jezusem; za to między sobą wciąż podziwiali i wychwalali Jego umysł i mądrość, przymioty ciała i duszy. Ilekroć nie był z nimi, lub szedł kawałek drogi przed nimi, mówili jeden do drugiego: „Co to za człowiek nadzwyczajny! Takiego nie było i nie będzie, żeby był tak poważny, łagodny, mądry, przenikający wszystko, a zarazem tak bezpośredni." Nie rozumiem Jego mowy, a przecież muszę Mu wierzyć. Nie można Mu wprost w twarz popatrzeć, gdyż zdaje się, że odgaduje myśli każdego człowieka. Co za sylwetka! co za wyniosła postać! Jak prędko idzie, a przy tym nie biegnie! Któż tak umie chodzić! Szybko i bez znużenia odbywa podróże, a przybywszy na miejsce, wyrusza dalej o oznaczonej godzinie! „Jaki okazały mąż zrobił się z Niego!"
Potem mówili o Jego latach dziecięcych, o nauczaniu w świątyni, o niebezpieczeństwach, jakie przebył, podróżując pierwszy raz na morzu i jak tam pomagał żeglarzom. Żaden z nich nie przeczuwał jednak, że mówi o Synu Boga. Był dla nich większym, niż inni ludzie, czcili Go i bali się zarazem, uważali Go za człowieka nadzwyczajnego, ale tylko za człowieka. Jednym z tajemnych uczniów Jezusa był Obed z Jeruzalem, człowiek już podeszły w latach, bratanek męża staruszki Anny ze świątyni. Należał do tak zwanych „najstarszych" w świątyni i był członkiem „Rady." Był to człowiek pobożny i przez czas życia swego wielce zdziałał dobrego dla wyznawców Jezusa.
Skąd bierze się autorytet ludzi, których chcemy słuchać? Dlaczego zdarza się, że dwóch ludzi wypowiada te same słowa, a tylko jeden z nich wydaje się nam wiarygodny? Dlaczego czasem proste słowo świadectwa trafia nam bardziej do serca, niż wykład znakomicie przygotowanego erudyty? Mówi się często, że dzisiejszy świat potrzebuje nie nauczycieli, lecz świadków. Świadek w sensie biblijnym to ktoś, kto gotów jest dowieść prawdy głoszonych przez siebie słów, nawet gdyby wymagało to od niego osobistego poświęcenia.