Ojciec Łazarza zwał się Zarah albo Zerah i pochodził ze znakomitej rodziny egipskiej. Mieszkał w Syrii na pograniczu Arabii, utrzymując stosunki z pewnym królem syryjskim. Uznając wielkie zasługi położone w obronie kraju, obdarzył go cesarz rzymski dobrami, leżącymi w okolicy Jeruzalem i w Galilei. Był jakoby księciem, a przy tym bardzo bogatym; powiększył zaś swój majątek przez ożenienie się z Żydówką, imieniem Jesabel, która pochodziła z rodu Faryzeuszów. Przyjął także religię żydowską, prowadząc życie pobożne i surowe na sposób Faryzeuszów.
Część miasta na górze Syjon, po stronie, gdzie kotliną u stoku góry potok płynie, również do niego należała. Z tej jednak posiadłości większą część oddał na potrzeby świątyni; pozostała mu jeszcze dawna posiadłość rodzinna. Leżała ona tam, gdzie Apostołowie szli do wieczernika, ten jednakowże do niej już nie należał. Zamek w Betanii był bardzo wielki, obejmował wiele ogrodów, tarasów, studni i był podwójnym wałem otoczony. Rodzina Łazarza znała proroctwo Anny i Symeona, oczekiwała Mesjasza, i już w młodzieńczych latach Jezusa zaprzyjaźniła się ze Świętą Rodziną, jak to często ludzie pobożni wysokiego rodu chętnie żyją w przyjaźni z pobożnymi ubogimi.
Rodzice Łazarza mieli 15 dzieci, z tych sześciu umarło bardzo wcześnie, a z 9 pozostałych tylko czworo dożyło czasów Chrystusa. Do tych należał Łazarz, Marta 2 lata od niego młodsza, po niej Maria, za obłąkaną uważana, o 2 lata młodsza od Marty, wreszcie Maria Magdalena, o 5 lat młodsza od Marii obłąkanej. O tej ostatniej Pismo nie wspomina, ani nie bierze jej w rachubę, jednak Bóg o niej pamiętał. Od rodziny była ona zawsze z dala i na uboczu, dlatego jest wcale nieznaną.
Najmłodsza z nich, Magdalena, obdarzona niezwykłą urodą, już w bardzo młodych latach odznaczała się słusznym wzrostem i postawą, jakby dorosła dziewica. Głowę miała zaprzątniętą figlami i psotami. W siódmym roku życia obumarli ją rodzice. Z powodu surowego ich życia, nienawidziła ich. W dziecinnych już latach była niezmiernie próżna, łakoma, dumna, uległa i zarozumiała. Nie była stała i wierna, lecz lgnęła do tego, co jej na razie najwięcej schlebiało. Przy tym była rozrzutna i hojna, ale z politowania więcej zmysłowego, dobrotliwa i lgnącą do rzeczy zewnętrznych i błyskotek. Złemu jej wychowaniu winną była nieco i matka, przez nią też została rozpieszczona.
Matka i mamka zepsuły Magdalenę, zbyt jej dogadzając i biorąc ja wszędzie ze sobą w tym celu , aby podziwiano jej figle i psoty, to znowu wysiadując z pięknie wystrojoną w oknie. Owo właśnie przesiadywanie w oknie najwięcej się przyczyniło do jej zepsucia. Widziałam ją w oknie, jako też na tarasie domu, siedzącą na wspaniałych dywanach i wezgłowiach. W takiej okazałości i przepychu można ją było widzieć z ulicy. Z domu wynosiła potajemnie mnóstwo przysmaków, by je potem dzieciom rozdawać w ogrodzie zamkowym. Już w dziewiątym roku życia rozpoczęła miłostki.
W miarę, jak rosła w przymioty i talenty, wzrastał o niej rozgłos i podziw. Nie miała spokoju w domu i ciągnęło ją coś zawsze do licznych i wesołych towarzystw, w których z lubością przebywała; była przy tym uczona i pisywała na małych rolkach pergaminu różne zdania o sprawach miłosnych; widziałam, jak przy tym rachowała na palcach. Sentencje te rozsyłała i zamieniała między wielbicielami i ulubieńcami, zyskując przez to sławę i podziw.
Tego jednak dopatrzyć się nie mogłam, aby kogoś rzeczywiście kochała, lub była nawzajem kochaną; była to tylko próżność, miękkość, ubóstwianie siebie, zaufanie swojej urodzie. Dla rodzeństwa swego była zmartwieniem; pogardzała też nim z powodu prostego ich życia i wstydziła się ich.