Menu

Gościmy

Odwiedza nas 144  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

U Łazarza zaś był Nikodem, Jan Marek, jeden z synów Symeona i pewien starzec, nazwiskiem Obed, brat, albo może bratanek, męża Anny ze świątyni. Wszyscy byli tajemnymi wielbicielami i przyjaciółmi Jezusa, częściowo przez Jana Chrzciciela, częściowo przez rodzinę i przez proroctwa Symeona i Anny. Nikodem był człowiekiem dociekliwym i myślącym, który spodziewał się i pagnął widzieć Jezusa. Wszyscy byli ochrzczeni chrztem Jana. Chętnie też przyjęli zaproszenie Łazarza; przybyli po kryjomu. Ten sam Nikodem był później wiernym stronnikiem Jezusa i Jego sprawy, lecz zawsze tajnie.


Łazarz wysłał naprzeciw Jezusa swoich domowników i jeden z nich, stary, wierny sługa, spotkał Go o pół godziny drogi od Betanii. Sługa ten został później wiernym uczniem Jezusa. Spotkawszy Go, upadł przed Nim na twarz i rzekł: „Jestem sługą Łazarza, jeżelim znalazł łaskę przed Tobą, zapraszam Cię do jego domu." Jezus kazał mu powstać i poszedł za nim. Był dla niego przyjazny, lecz z powagą i godnością. Takim właśnie postępowaniem porywał wszystkich serca ku sobie. Kochali człowieka, a odczuwali w Nim Boga. Służący przywiódł Jezusa do przedsionka domu przed studnię, gdzie już wszystko było przygotowane. Wodą studzienną obmył Jezusowi nogi i włożył na nie świeże sandały. Przychodząc do domu Łazarza, miał Jezus sandały zielono wykładane. Te więc zdjął służący i nałożył zwykłe, twarde, ze skórzanymi rzemykami, które też Jezus nosił od tego czasu. Następnie zdjął służący z Niego suknie i otrząsnął z kurzu.

 

Wtem nadszedł Łazarz ze swymi przyjaciółmi i przyniósł Jezusowi kubek i przepaskę. Jezus uściskał Łazarza, a resztę obecnych przywitał podaniem ręki. Wszyscy przyjęli Go serdecznie i ruszyli do domu; przedtem jednak jeszcze zaprowadził Łazarz Jezusa do domu Marty. Zebrane tu kobiety były wszystkie zasłonięte welonami. Skoro Jezus z Łazarzem weszli, upadły Mu do nóg, Jezus jednak podniósł je łagodnie z ziemi, rzekł do Marty, że ją Matka Jego odwiedzi, gdyż Go tu będzie oczekiwała, aż powróci od chrztu. 

 

Potem poszli do domu Łazarza i zasiedli do uczty. Podano na stół upieczone jagnię i gołębie, miód, małe chleby, owoce, jarzyny i napełniono kubki. W półleżącej postawie spoczywali na niskich sofkach, po dwóch na każdej; niewiasty zaś jadły osobno w przedsionku. Jezus modlił się przed ucztą i pobłogosławił potrawy. Podczas uczty był bardzo poważny, prawie smutny; mówił do współbiesiadników, że bardzo ciężka dla Niego zbliża się chwila, że wstępuje na uciążliwą drogę, która bardzo gorzko się skończy. Zachęcał ich, żeby wytrwali przy Nim, cokolwiek Go spotka, jeżeli chcą nadal być Jego przyjaciółmi, gdyż wiele wypadnie im cierpieć. Tak czule przemawiał, że wszyscy wybuchnęli płaczem, jednak nie mogli go zupełnie zrozumieć i nie wiedzieli, że Boga goszczą między sobą.


Nie mogę sobie jednak wytłumaczyć ich nieświadomości, kiedy sama tak mocno jestem przekonana o Boskim posłannictwie Jezusa. Ciągle mi przychodzi na myśl, dlaczego tym ludziom nie było to tak samo objaśnione jak mnie. Widzę przecież wyraźnie, jak Pan Bóg stwarza pierwszego człowieka, kształtuje z jego ciała Ewę, jak Bóg łączy ich węzłem małżeństwa i ich smutny upadek. Słyszałam obietnicę Mesjasza, daną im w raju, widziałam rozproszenie się ludów po całym świecie, jako też dziwne łaski, jakie Opatrzność zsyła na przyszłą Matkę Odkupiciela.