Menu

Gościmy

Odwiedza nas 144  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

W drodze do Betanii, odległej jeszcze o jakieś sześć mil, doszedł Jezus znowu do krainy górzystej. Wieczorem przybył do pewnego, kilka godzin na północ od Jerozolimy w górach położonego miasteczka, które się składa z ulicy, mniej więcej pół godziny drogi długiej. Betania będzie stąd jeszcze ze 3 godziny oddalona. Stąd można widzieć całą okolicę; Betania bowiem leży w dolinie. Od góry tej, na której się owo miasteczko znajduje, ciągnie się mniej więcej przez 3 godziny srogi na północny wschód pustynia w kierunku pustyni Efron i pomiędzy obiema tymi pustyniami widziałam dziś w gospodzie na noclegu Maryję i towarzyszące Jej osoby.

 

Jest to ta sama góra, na której się Joab i Abizaj w ucieczce przed Abnerem zatrzymali i gdzie tenże z nimi rozmawiał; miejsce to, leżące na północ od Jeruzalem, zwano Amma. Z miejsca, na którym stał Jezus, roztaczał się widok ku wschodowi i północy; o ile mi się zdaje, nazywało się to miejsce Giah i łączyło się z puszczą Gibeon, która się tuż u jego podnóża zaczynała i biegła wprost naprzeciw pustyni Efron. Jezus doszedł tu wieczorem i wstąpił do pewnej chaty dla pokrzepienia. Umyto Mu nogi i dano jakiś napój i małe placki. Wkrótce zebrało się koło Niego mnóstwo ludzi, a ponieważ szedł z Galilei, poczęli wypytywać się Go o Mistrza z Nazaretu, o którym tyle słyszeli, i o którym Jan tyle mówił, i czy chrzest Jana jest dobry.

 

Jezus pouczał ich, jak to zawsze zwykł był czynić, nakłaniał ich do chrztu i nawoływał do pokuty, opowiadając im o Proroku z Nazaretu i o Mesjaszu; że publicznie wystąpi, że nie chcą Go poznać, owszem, że będą Go prześladować i znieważać. Powinni jednak wszystko rozważyć, gdyż nadchodzi czas przepowiedziany. Z jak największym zaś naciskiem zaznaczał, że Mesjasz nie przyjdzie w triumfie i chwale, lecz w ubóstwie i poniżeniu i że najwięcej będzie przestawał z prostaczkami. Nie poznali Go słuchacze, lecz chętnie Go słuchali i okazywali mu wielki szacunek. Tłumy ludu, ciągnące do Jana, rozprawiały wszędzie o Jezusie. Po dwugodzinnym wypoczynku odprowadzili Jezusa na drogę.


Do Betanii przyszedł Jezus w nocy. Łazarz, powiadomiony przez uczniów o przybyciu Jezusa, dopiero przed kilku dniami ze swojej włości w Jerozolimie powróciwszy, bawił obecnie w domu. Własność ta leżała z północnej strony góry Syjon po stronie góry Kalwarii. Domostwo w Betanii należało właściwie do Marty. Łazarz jednak chętniej tu przebywał i razem z siostrą gospodarzył. Wszyscy oczekiwali Jezusa i przygotowali posiłek na Jego przyjęcie. Marta zamieszkiwała dom, położony po drugiej stronie podwórza. Byli także i goście w domu. U Marty była Serafina (Weronika), Maria matka Marka i jeszcze jedna sędziwa niewiasta jerozolimska. Marta była razem z Marią na posługę do świątyni ofiarowana, lecz właśnie w tym czasie, kiedy Marię oddano do świątyni, odeszła stamtąd. Sama chętnie byłaby tam dłużej została, lecz dziwnym zrządzeniem Boga musiała wyjść za mąż.]

 


 

 

 

 

 

 

 

 

U Łazarza zaś był Nikodem, Jan Marek, jeden z synów Symeona i pewien starzec, nazwiskiem Obed, brat, albo może bratanek, męża Anny ze świątyni. Wszyscy byli tajemnymi wielbicielami i przyjaciółmi Jezusa, częściowo przez Jana Chrzciciela, częściowo przez rodzinę i przez proroctwa Symeona i Anny. Nikodem był człowiekiem dociekliwym i myślącym, który spodziewał się i pagnął widzieć Jezusa. Wszyscy byli ochrzczeni chrztem Jana. Chętnie też przyjęli zaproszenie Łazarza; przybyli po kryjomu. Ten sam Nikodem był później wiernym stronnikiem Jezusa i Jego sprawy, lecz zawsze tajnie.


Łazarz wysłał naprzeciw Jezusa swoich domowników i jeden z nich, stary, wierny sługa, spotkał Go o pół godziny drogi od Betanii. Sługa ten został później wiernym uczniem Jezusa. Spotkawszy Go, upadł przed Nim na twarz i rzekł: „Jestem sługą Łazarza, jeżelim znalazł łaskę przed Tobą, zapraszam Cię do jego domu." Jezus kazał mu powstać i poszedł za nim. Był dla niego przyjazny, lecz z powagą i godnością. Takim właśnie postępowaniem porywał wszystkich serca ku sobie. Kochali człowieka, a odczuwali w Nim Boga. Służący przywiódł Jezusa do przedsionka domu przed studnię, gdzie już wszystko było przygotowane. Wodą studzienną obmył Jezusowi nogi i włożył na nie świeże sandały. Przychodząc do domu Łazarza, miał Jezus sandały zielono wykładane. Te więc zdjął służący i nałożył zwykłe, twarde, ze skórzanymi rzemykami, które też Jezus nosił od tego czasu. Następnie zdjął służący z Niego suknie i otrząsnął z kurzu.

 

Wtem nadszedł Łazarz ze swymi przyjaciółmi i przyniósł Jezusowi kubek i przepaskę. Jezus uściskał Łazarza, a resztę obecnych przywitał podaniem ręki. Wszyscy przyjęli Go serdecznie i ruszyli do domu; przedtem jednak jeszcze zaprowadził Łazarz Jezusa do domu Marty. Zebrane tu kobiety były wszystkie zasłonięte welonami. Skoro Jezus z Łazarzem weszli, upadły Mu do nóg, Jezus jednak podniósł je łagodnie z ziemi, rzekł do Marty, że ją Matka Jego odwiedzi, gdyż Go tu będzie oczekiwała, aż powróci od chrztu. 

 

Potem poszli do domu Łazarza i zasiedli do uczty. Podano na stół upieczone jagnię i gołębie, miód, małe chleby, owoce, jarzyny i napełniono kubki. W półleżącej postawie spoczywali na niskich sofkach, po dwóch na każdej; niewiasty zaś jadły osobno w przedsionku. Jezus modlił się przed ucztą i pobłogosławił potrawy. Podczas uczty był bardzo poważny, prawie smutny; mówił do współbiesiadników, że bardzo ciężka dla Niego zbliża się chwila, że wstępuje na uciążliwą drogę, która bardzo gorzko się skończy. Zachęcał ich, żeby wytrwali przy Nim, cokolwiek Go spotka, jeżeli chcą nadal być Jego przyjaciółmi, gdyż wiele wypadnie im cierpieć. Tak czule przemawiał, że wszyscy wybuchnęli płaczem, jednak nie mogli go zupełnie zrozumieć i nie wiedzieli, że Boga goszczą między sobą.


Nie mogę sobie jednak wytłumaczyć ich nieświadomości, kiedy sama tak mocno jestem przekonana o Boskim posłannictwie Jezusa. Ciągle mi przychodzi na myśl, dlaczego tym ludziom nie było to tak samo objaśnione jak mnie. Widzę przecież wyraźnie, jak Pan Bóg stwarza pierwszego człowieka, kształtuje z jego ciała Ewę, jak Bóg łączy ich węzłem małżeństwa i ich smutny upadek. Słyszałam obietnicę Mesjasza, daną im w raju, widziałam rozproszenie się ludów po całym świecie, jako też dziwne łaski, jakie Opatrzność zsyła na przyszłą Matkę Odkupiciela.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Widziałam drogę odkupienia, przebiegającą na kształt iskry przez cały ród Dawida, aż do rodziców Maryi; widziałam wreszcie Zwiastowanie, przyniesione Maryi przez anioła, i niebiańską jasność, otaczającą Maryję w chwili Niepokalanego Poczęcia. Nie mogę w żaden sposób pojąć, biedna grzesznica, że ci święci towarzysze i przyjaciele Jezusa patrzą na Niego własnymi oczyma, szanują i czczą Go nawet, a nie chcą pomimo tego uwierzyć w Boskie Jego posłannictwo; uznają Go wprawdzie za Mesjasza, ale nie za Boga i spodziewają się po nim przywrócenia władzy królewskiej domowi Dawida. Dla nich jest Jezus zawsze jeszcze synem Józefa i Maryi. Nikt nie przeczuwał, że Maryja jest Dziewicą, bo nie wiedzieli nic o Jej cudownym Poczęciu. Nie wiedzieli oni nawet o tajemnicy Arki Przymierza. Już to, że Go kochali i czcili, zdawało się im zupełnie wystarczającym.

 

Faryzeusze osłupieli ze zdziwienia, usłyszawszy proroctwa, wypowiedziane o Nim przy ofiarowaniu Go w Świątyni Jerozolimskiej przez Symeona i Annę, tym niemniej podziwiali nadludzką Jego mądrość podczas rozmowy z Nim, gdy miał lat dwanaście; ciekawie więc badali Jego ród i mesjańskie przepowiednie, lecz rodzina Jego była za uboga, za niska, nie odpowiadała bynajmniej ich urojeniom, jakie sobie wytworzyli o potężnym i ze znakomitego rodu pochodzącym Mesjaszu. Łazarz, Nikodem i wielu z Jego stronników, myśleli, że On na to posłany od Boga, by przy pomocy swych uczniów i stronników zdobył Jerozolimę i wyswobodził królestwo izraelskie  spod jarzma Rzymian.

 

W tym bowiem czasie, każdy Żyd-patriota widział w tym zbawcę, który by kochanej ojczyźnie przywrócił ich dawną swobodę i samorząd. Nie przewidywali oni, że królestwo, które ich zbawić i uszczęśliwić może, nie jest królestwem tego ziemskiego padołu. Owszem cieszyli się nawet chwilami na myśl, że teraz się zbliża koniec niejednemu z owych okrutnych tyranów. Żaden jednak z nich nie ośmielił się mówić z Nim o tym, bo wszystkich przejmowała obawa. Wnosząc z Jego zachowania się i słów widzieli, że nie zanosi się wcale na spełnienie ich oczekiwań.


Po uczcie udano się do modlitewnika i tu odmówił Jezus modlitwę dziękczynną, gdyż rozpoczyna się czas Jego posłannictwa. Wszyscy wzruszeni byli bardzo i łzy cisnęły im się do oczu, a szczególnie niewiastom, które stały w tyle. Potem odmówiono jeszcze wspólne modlitwy, Jezus pobłogosławił obecnych i odprowadzony przez Łazarza, udał się na spoczynek. Oddzielne sypialnie dla mężczyzn były w jednym obszernym miejscu i gustowniej urządzone, niż w zwykłych domach. Łóżko nie było składane, jak gdzie indziej i nie leżało bezpośrednio na ziemi, lecz na podwyższeniu. Z przodu była galeryjka (ścianka opatrzona u góry kratami), ozdobiona zasłoną i frędzlami. Na ścianie, przy której stało łóżko, umieszczona była u góry piękna mata, którą za pociągnięciem można było podnieść lub spuścić przed łóżko, tak że tworzyła skośny daszek, zakrywający łóżko, kiedy było puste. Przy łóżku stał stołek pod nogi, w niszy umywalnia, a na niej naczynie z wodą i dwa mniejsze do nabierania i wylewania wody. Na ścianie wisiała lampa, a przy niej ręcznik do wycierania się. Wszedłszy z Jezusem do sypialni, zapalił Łazarz lampę, uklęknął przed Jezusem, który go jeszcze raz pobłogosławił, po czym odszedł do swej sypialni.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Obłąkana siostra Łazarza, „cicha Maria," nie pokazywała się wcale, gdyż w ogóle nie lubiła rozmawiać z ludźmi. W obecności drugich była milcząca, spoglądała w ziemię, słowem wyglądała jak posąg, który o tyle tylko dawał znak życia, że obcych witał grzecznym ukłonem. Za to, gdy była sama w swojej izdebce, lub w ogródku, rozmawiała głośno sama ze sobą, lub z otaczającymi ją przedmiotami, jakby z żyjącymi istotami.

 

Swoje suknie i rzeczy utrzymywała w porządku i oddawała się różnym zajęciom. Pobożną była bardzo, lecz nie chodziła nigdy do szkoły, tylko modliła się w swojej izdebce. O ile mi się zdaje, miewała widzenia, podczas których rozmawiała z jakimiś osobami. Kochała nadzwyczaj rodzeństwo, szczególnie Magdalenę. Obłąkanie jej trwało jeszcze od lat dziecięcych. Miała zawsze przy sobie dozorczynię, co jednak było prawie zbytecznym, gdyż zachowywała się spokojnie i na pozór nie wyglądała nawet na obłąkaną.


O Magdalenie nie mówiono jeszcze nic w obecności Jezusa. Przebywała ona dotychczas w Magdalum, gdzie żyła z największym przepychem.


Tej samej nocy, w której Jezus przybył do Łazarza, widziałam, jak Najświętsza Panna, Joanna Chusa, Maria Kleofasowa, wdowa Lea i Maria Salome, nocowały w gospodzie, położonej o pięć godzin drogi od Betanii, między pustyniami Gibea i Efraim. Umieszczono je w szopie, mającej cienkie, drewniane ściany, a podzielonej na dwie części; w przedniej urządzone były w dwóch rzędach posłania dla świętych niewiast, a w tylnej części była kuchnia. Przed domem stała szopa, w której płonęło ognisko, koło którego spoczywali mężczyźni, towarzyszący niewiastom. Na przemian jeden spał, a drugi czuwał nad bezpieczeństwem śpiących. Opodal znajdowało się mieszkanie właściciela gospody.


Na drugi dzień chodził Jezus po podwórzach i ogrodach zamkowych, nauczając domowników. Poważne Jego słowa poruszały do głębi i choć dla wszystkich był uprzejmy, jednak zachowanie się Jego nakazywało szacunek. Wszyscy kochali Go i chętnie szli za Nim, a jednak byli nieśmiali wobec Niego. Najpoufalszym był z Nim Łazarz, inni mężczyźni podziwiali Go bardzo, ale trzymali się z daleka.

 

Pan Bóg nie chce pozostawać w ukryciu. Pragnie się objawiać. Pragnie odsłaniać swoje myśli i serce przed każdym z nas. Jednak, jak powiedział Pan Jezus, Pan Bóg objawia się ludziom prostego serca. Jest to szansa dla każdego z nas. Pan Bóg objawia się nam za darmo, jednak otwarcie – przyjęcie Jego objawienia może nas drogo kosztować. Przede wszystkim będziemy musieli uznać, że nie jesteśmy samowystarczalni – że tak do końca nie rozumiemy swoich bliskich, przyjaciół, a nawet samych siebie. Przyznanie się do tego nie jest wcale łatwe. Kolejną ceną przyjęcia Bożego objawienia, jest konieczność wyrzeczenia się kontroli nad własnym życiem i pozwolenia Panu Jezusowi, by nami kierował.