Potem znów przeszedłszy do proroctw, mówiła o proroctwach Symeona i Anny i tak coraz to inne rzeczy opowiadała, jak gdyby żyła w tych czasach, wszystko widziała i ze wszystkimi rzeczywiście mówiła. Doszedłszy do teraźniejszego życia Jezusa, rzekła: „Teraz idziesz po stromej, uciążliwej drodze itd." Przy tym zachowywała się tak, jak gdyby była sama i chociaż wiedziała, że Pan jest przy niej, to jednak zdawało się, jakoby się jej przedstawiał w takim oddaleniu, jak wszystkie te obrazy i sceny, o których opowiadała. Jezus przerywał jej w stosownych miejscach, czy to modląc się, czy dzięki składając Bogu, czy wstawiając się do Niego za ludźmi. Cała ta rozmowa była niewypowiedzianie wzruszająca i dziwna.
Gdy Jezus odszedł, powróciła „cicha Maria" znowu do dawnego spokoju i odeszła do swego mieszkania. Rozmawiając z Łazarzem i Martą, tak się Jezus o niej wyraził: „Nie jest ona pozbawiona rozumu, tylko duszą nie przebywa na tym świecie. Nie widzi świata i świat jej nie rozumie; szczęśliwa jest, bo nie grzeszy nigdy."
Rzeczywiście, żyjąc ciągle tylko duchowo, nie wiedziała „cicha Maria", co się z nią i około niej działo i zawsze była jakby nieprzytomna. Z nikim nie mówiła tak wiele, jak z Jezusem, nie dlatego, jakoby była dumna i w sobie zamknięta, ale że żyjąc życiem wewnętrznym, nie zwracała na ludzi uwagi i nie widziała żadnego związku miedzy nimi a widzianymi tajemnicami i odkupieniem. Nieraz zapytywali ją o coś uczeni i pobożni przyjaciele Łazarza i wtedy nieraz wymawiała głośno parę słów, których jednak nikt nie rozumiał, i które nie miały żadnego związku z zadanym pytaniem. Były to zapewne urywki z jej widzeń, które jednak dla uczonych pozostały tajemnicą.
Skutkiem takiego zachowania się uważano ją w rodzinie za obłąkaną i pozostawiono ją w odosobnieniu; taką też pozostała nadal, jakby nie żyjąc na tym świecie. Czas spędzała na uprawie ogródka i wyrabianiu haftów dla świątyni, które jej dostarczała Marta. Roboty wykonywała pięknie, będąc bezustannie pogrążoną w rozmyślaniu. Była bardzo pobożna i prawdopodobnie odczuwała na sobie grzechy innych, gdyż nieraz widać w niej było takie przygnębienie, jak gdyby świat cały wraz z nią się zapadał. Jadła bardzo mało, a i to nie w towarzystwie, lecz osobno. Mieszkanie urządzone miała bardzo wygodnie, zaopatrzone we wszelkie potrzebne sprzęty. — Umarła z boleści nad niezmiernymi cierpieniami Jezusa, które w duchu widziała.
Marta rozmawiała także z Jezusem o Magdalenie i o zmartwieniu, jakie im sprawia swoim postępowaniem. Jezus pocieszył ją, mówiąc, że Magdalena z pewnością się poprawi, jeśli tylko nie przestaną modlić się za nią i odwodzić ją od złego.
O godzinie wpół do drugiej przybyła Najświętsza Panna wraz z Marią Chusa, Leą, Marią Salome i Marią Kleofasową. Jeden z towarzyszących im mężczyzn wyprzedził je, oznajmiając o ich przybyciu, więc też Marta, Serafia, Maria Marka i Zuzanna wyszły na przywitanie z potrzebnymi przyborami i posiłkiem do tego samego przysionka, w którym wczoraj przyjmował Łazarz Jezusa. Po wzajemnym pozdrowieniu umyto przybyłym nogi; święte niewiasty nałożyły inne suknie, przepasały się i wzięły inne zasłony. Suknie te zrobione były z wełny białej, żółtawej lub brunatnej. Następnie nieco się posiliły i poszły do mieszkania Marty.