Menu

Gościmy

Odwiedza nas 213  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Przyszedłszy do Hebron, Jezus zostawił tam Swych towarzyszy, mówiąc, że chce odwiedzić przyjaciela. Zachariasz i Elżbieta już nie żyli. Jezus zdążał ku pustyni, dokąd Elżbieta zaprowadziła swego syna Jana. Położona ona była na południe między Hebron a Morzem Martwym. Droga prowadziła do niej najpierw przez wysoką górę o białych kamieniach, po czym wchodziło się na piękną dolinę palmową. Tam to szedł Jezus. Był On najpierw w jaskini, gdzie Elżbieta zaprowadziła Jana, przeszedł następnie przez małą rzeczkę, przez którą dawniej i Jan przechodził.

Widziałam, jak w samotności, modląc się, przygotowywał się do zawodu nauczycielskiego. Z pustyni powrócił On znowu do Hebron, wszędzie niosąc pomoc. I tak nad Morzem Martwym dopomógł ludziom, którzy żeglowali na tratwie, zbudowanej w kształcie namiotu. Prócz ludzi znajdowało się tam bydło i pakunki. Skinął na nich Jezus i zsunął im z brzegu na statek belkę, pomagając tym sposobem wysiąść na brzeg; później zaś udzielił im pomocy przy naprawie tratwy. Ludzie ci nie mogli pojąć, kim by ten człowiek był, gdyż, pomimo, że odzieniem Swym wcale się nie odróżniał, to postawa Jego, pełna powagi; dziwnie jakoś pociągała i wzruszała obecnych. Zrazu mniemali, że to Jan Chrzciciel, który wtedy już przybywał w okolice Jordanu, spostrzegli jednak wnet, że się pomylili, Jan bowiem był bardziej opalony i surowszy z postaci.


W Hebron święcił Jezus szabat i zostawił tu towarzyszy podróży. Odwiedzał chorych, niosąc im słowa pociechy pomagał im, dźwigał ich, przenosił, ścielił im łoże; nie widziałam jednak, aby kogo uzdrawiał. Zjawienie się Jego sprawiało na wszystkich miłe wrażenie. Zbliżał się także do opętanych, którzy w Jego obecności się uspokajali; szatanów jednak nie wypędzał. Gdzie tylko przechodził, wszędzie niósł pomoc, gdzie widział jej potrzebę. Upadłych podnosił, pragnących pokrzepiał, podróżnych przeprowadzał przez kładki na strumykach, wszyscy podziwiali pielgrzyma, tak pełnego miłości. Z Hebron przybył do miejsca, gdzie Jordan wpływa do Morza Martwego. Przeprawiwszy się przezeń, podążył wschodnim jego brzegiem ku Galilei. Widziałam, jak przebywał między Pella a okolicą Gergeza. Robił małe wycieczki i niósł wszędzie pomoc.

 

Z punktu widzenia historii Kościoła, a w szczególności misji utworzenie Świętej Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, bardziej znanej jako Congregatio «de Propaganda Fide» lub po prostu «Propaganda», było wydarzeniem wielkiej wagi.

 
Kongregacji, jako głównemu urzędowi Kurii Rzymskiej, od 1622 r. powierzona została odpowiedzialność za kierowanie działalnością misyjną na całym świecie.
 
Reforma ponadto była pilnie potrzebna dla prowadzenia działalności bardziej zjednoczonej i zharmonizowanej. Wzrastająca liczba misjonarzy, pochodzących z różnych instytutów zakonnych oraz duchowieństwa świeckiego, zaangażowanych w szerzenie wiary, stwarzała wymóg takiego znormalizowanego podejścia.
 
Misjonarze nie tylko głoszą Ewangelię słowem, lecz starają się zdobywać serca dla Pana Chrystusa miłością. Prowadzą dla potrzebujących liczne dzieła ewangelizacyjne, charytatywne, medyczne i edukacyjne. Są one znakiem braterstwa i solidarności z ubogimi i potrzebującymi pomocy.
 
Znaczek z 1923 roku Włochy przedstawiajacy Pana Jezusa, który posyła apostołów, aby głosili Ewangelię, wizerunek św. Teresy z Avila (w prawym górnym rogu), która doznała wielu przeżyć mistycznych, a które przekazała w swoich pismach. W roku 1560 przeżyła między innymi wizję piekła. Wstrząsnęła ona nią do głębi, napełniła bojaźnią Bożą oraz zatroskaniem o zbawienie grzeszników i duchem apostolskim ratowania dusz nieśmiertelnych.
 

 

1

 

Odwiedzał wszystkich dotkniętych chorobą, nawet trędowatych, pocieszał, usługiwał im, zachęcał do modlitwy, podawał środki lecznicze, będąc przez wszystkich podziwianym. Zdarzyło się, że w jednym miejscu lud, znając proroctwo Symeona i Anny, pytał się Go, czy to nie On jest owym przez proroka przepowiedzianym? Z miłości ku Niemu towarzyszył Mu zwykle tłum z jednego miejsca do drugiego. Opętani od czarta zachowywali się spokojnie w Jego obecności.

 


 

 

 

 

 

 

 

Był także nad brzegiem rwącej rzeczki Hieromaks, która poniżej morza Galilejskiego, wpływa do Jordanu, niedaleko owej stromej góry, z której na Jego rozkaz stado wieprzów w morze wpadło. Przy rzece stał cały rząd małych chatek z gliny, niby pasterskich, zamieszkanych przez ludzi, trudniących się budowaniem statków. Ludzie ci nie mogli sobie dać rady; Jezus, więc przyszedł do nich i chętnie im pomagał. Widziałam, jak dźwigał belki i Sam z nimi pracował, wskazując im różne ułatwienia i korzyści, a napominając wśród pracy do miłości i cierpliwości.


Następnie widziałam Jezusa w Dothaim, miejscowości nader rozwlekłej, położonej w kierunku północno — wschodnim od Sephoris. Była tam synagoga. Lud tam był niezły, lecz bardzo zaniedbany. Tam posiadał niegdyś Abraham pastwiska dla swych zwierząt ofiarnych; tam Józef strzegł owiec ze swymi braćmi, w tej okolicy też został sprzedany. Dothaim było teraz mało zamieszkane; żyzne jednak pola i liczne pastwiska rozciągały się aż do morza Galilejskiego. Znajdował się tam wielki dom, coś w rodzaju domu obłąkanych, zamieszkiwany przez opętanych od czarta. Nieszczęśliwi ci z wściekłości bili się na zabój, gdy właśnie Jezus tam zawitał. Ludzie nie byli w stanie ich poskromić. Lecz Jezus przybliżywszy się do nich, rozmawiał z nimi, a ludzie ci ucichli zupełnie. Napomnieni, odeszli spokojnie, każdy do rodzinnych stron. Mieszkańcy Dothaim, nadzwyczaj tym zdziwieni, nie chcieli Jezusa od siebie puścić i zaprosili Go na gody weselne, na których, jako obcy, był wielce poważany; rozmawiał uprzejmie i z mądrością, a nowożeńcom dawał upomnienia. Oni to później przy zjawieniu się Jego w Thebez, przystąpili do uczniów Jego.


Skoro Jezus znów przybył do Nazaretu, odwiedził znajomych Swoich rodziców; wszędzie Go jednak chłodno przyjęto. Odmówili Mu wstępu do synagogi, gdy chciał tam nauczać. Przemawiał zatem w miejscach publicznych wobec wielu ludzi, wobec Saduceuszów i Faryzeuszów, przedstawiając im Mesjasza zupełnie inaczej, jak sobie każdy z nich wyobrażał. Jana Chrzciciela nazywał On głosem na puszczy. Z okolicy Hebronu przyszło razem z Nim dwóch młodzieńców, ubranych w powłóczyste szaty i przepasanych jak kapłani, jednak nie zawsze z Nim chodzili. Tutaj też święcił Jezus Szabat.


Widziałam potem, jak Jezus i Maryja, Maria Kleofasowa, rodzice Parmenasa, w ogóle około 20 osób, opuścili Nazaret i szli znowu do Kafarnaum. Mieli także ze sobą osły z pakunkami. Dom w Nazarecie pozostał oczyszczony i schludny. Był tak schludnie uprzątnięty i kobiercami wewnątrz zasłany, że przedstawiał mi się jak kościół. Stał opustoszały. Trzeci mąż Marii Kleofasowej, zarządzający domem Anny, jako też i jej synowie, opiekują się tym   domkiem. Maria Kleofasowa z najmłodszymi swymi synami, Józefem, Barsabą i Szymonem, mieszkała bardzo blisko owego domku, który Lewi w bliskości Kafarnaum Panu ustąpił; rodzice Parmenasa również niedaleko mieszkali.


Stąd szedł Jezus znów dalej z miejsca na miejsce, zatrzymując się szczególnie tam, gdzie przebywał Jan, który z pustyni już powrócił. Chodził do synagogi i nauczał, pocieszał chorych i pomagał im. Zdarzyło się, że gdy w pewnej małej miejscowości mówił o chrzcie Janowym, bliskim Mesjaszu, o pokucie, zaczęli szemrać i pogardzać Nim. Niektórzy nawet mówili: „Przed trzema miesiącami żył jeszcze Jego ojciec, cieśla, wtedy z nim przy warsztacie pracował, a teraz, zwiedziwszy nieco obcych krajów, przychodzi znowu nas uczyć Swej mądrości."

 


 

 

 

 

 

 

 

Był także w Kanie, gdzie odwiedził Swych krewnych i nauczał. Dotychczas nie ma przy Nim jeszcze żadnego z późniejszych uczniów. Zdaje się dopiero ludzi poznawać i na gruncie, przez Jana w nich przygotowanym, dalej budować. Z jednej miejscowości do drugiej towarzyszy Mu niekiedy jakiś poczciwy człowiek.


Raz widziałam czterech mężów, między nimi późniejszych Jego uczniów, jak w okolicy między Samarią a Nazaretem, czekali na Jezusa, stojąc w cienistym miejscu przy gościńcu. Jezus nadchodził w towarzystwie jednego mężczyzny. Mężowie ci wyszli naprzeciw Niemu, opowiadając, jak ich Jan ochrzcił, przepowiadając zarazem bliskie nadejście Mesjasza. Mówili Mu również o ostrej mowie Jana do żołnierzy, z których Jan kilku ochrzcił. Między innymi powiedział im, że mógłby z takim skutkiem ochrzcić kamienie z Jordanu. Potem poszli z Jezusem dalej.


Stąd skierował Jezus Swe kroki na północ wzdłuż morza Galilejskiego. O Mesjaszu mówił już wyraźniej i jaśniej, opętani wołali za Nim w niektórych miejscowościach. Z jednego opętanego wygnał czarta i nauczał po szkołach.


Wkrótce spotkało Go sześciu mężów, wracających od chrztu Jana; między nimi znajdował się Lewi, zwany później Mateuszem, i dwaj synowie wdów, z Elżbietą spokrewnionych. Znali oni Jezusa jako krewnego i z opowiadania; domyślali się więc w Nim tego, o którym Jan mówił, nie byli jednak tego pewni. Opowiadali oni o Janie, o Łazarzu, siostrach jego i o Magdalenie, która według nich zapewne także przez czarta była opętana. W tym czasie mieszkała już na zamku w Magdalum. Mężowie ci szli dalej za Jezusem, podziwiając Jego mowy. Mężowie przychodzący do Jana z Galilei, opowiadali mu często o tym wszystkim, co o Jezusie wiedzieli i słyszeli; ci zaś, którzy przychodzili z Ainon, miejsca, gdzie Jan chrzcił, opowiadali Jezusowi o Janie.


Stad szedł Jezus brzegiem jeziora do ogrodzonego miejsca rybaków, gdzie stało pięć łodzi. Na brzegu znajdowało się wiele domków, zamieszkanych przez rybaków. Właścicielem tego miejsca połowu był Piotr, znajdujący się wtedy wraz z Andrzejem w chacie. Jan i Jakub wraz ze swym ojcem Zebedeuszem i kilku innymi byli na łodziach. Na środkowej łodzi był ojciec żony Piotra i trzej jego synowie. Imiona ich wszystkie wiedziałam, lecz teraz wyszły mi już z pamięci. Ojca nazywano także Zelotes, a to z tej przyczyny, że raz prowadził z Rzymianami sprzeczkę o prawo żeglugi na jeziorze, i spór wygrał; odtąd otrzymał to imię.


Ogółem było na łodziach około trzydzieści osób. Jezus, przechodząc ścieżką nadbrzeżną pomiędzy chatkami a łodziami, rozmawiał z Andrzejem i innymi. Czy z Piotrem także mówił, tego nie wiem. Oni Go dotychczas jeszcze nie znali. Mówił z nimi o Janie i o bliskim nadejściu Mesjasza. Andrzej został po chrzcie swoim uczniem Jana. Jezus przyobiecał im, że znowu do nich przyjdzie.

 

Każdy z nas może stać się miejscem wytchnienia dla Pana Jezusa – miejscem, gdzie może On „oprzeć głowę” w naszym grzesznym świecie.