Menu

Gościmy

Odwiedza nas 221  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 
 
 
 
 
 
 
 
 
Rankiem przeprawił się Jezus przez Jordan w tym samym miejscu, co przed czterdziestu dniami; leżały tam belki, służące do przeprawiania się. Nie było to jednak główne przejście. Przeprawiwszy się, poszedł Jezus wschodnią stroną Jordanu w dół, aż naprzeciw miejsca chrztu Jana. Jan nauczał właśnie i chrzcił, lecz jakby natchnieniem wiedziony, wskazał zaraz ręką w tę stronę i rzekł: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata!" Jezus zwrócił teraz swe kroki ku Betabarze.
 

Andrzej i Saturnin, którzy stali przy Janie i słyszeli jego słowa, przeprawili się zaraz przez Jordan w tym samym miejscu co i Jezus. Za nimi poszedł jeden z krewnych Józefa z Arymatei i dwaj inni uczniowie Jana. Wszyscy pospieszyli za Jezusem; Jezus przystanął, i idąc naprzeciw nich, zapytał, czego szukają. Wtedy Andrzej, uradowany że Go znowu znalazł, zapytał, gdzie mieszka? Jezus kazał im iść za Sobą i zaprowadził ich do gospody, położonej przed Betabarą w kierunku wody, i tu zatrzymali się na spoczynek. Przez ten dzień pozostał Jezus w Betabarze wraz z pięciu uczniami i spożył z nimi posiłek. Rozmawiał z nimi, że zamierza rozpocząć zawód nauczycielski i zebrać uczniów. Andrzej wymieniał Mu niektórych swoich znajomych, a mianowicie Piotra, Filipa, Natanaela, polecając ich Jezusowi na uczniów. Mówił im potem Jezus, że kilku z nich będzie tu chrzcić nad Jordanem. Na to odrzekli oni, że nie ma tu nigdzie dogodnego miejsca do chrztu, chyba to, gdzie Jan chrzci, a przecież nie wypada rugować go stamtąd. Jezus wytłumaczył im, że posłannictwo i przeznaczenie Jana już się spełniło, i potwierdził wszystkie słowa Jana, wypowiedziane przez tegoż o sobie i o Mesjaszu.
 

Dalej mówił Jezus o Swym przygotowaniu się na pustyni do zawodu nauczycielskiego, i o przygotowaniu w ogólności, które jest koniecznie potrzebne do każdego ważnego dzieła. W ogóle z uczniami był poufały i serdeczny, a oni patrzyli na Niego z bojaźnią i pokorą.
 

Na drugi dzień rano udał się Jezus z uczniami z Betabary nad Jordan ku domkom przewoźników i nauczał tu zgromadzonych. Potem przeprawił się przez Jordan i nauczał w małej miejscowości, składającej się z dwudziestu może domów, oddalonej o godzinę drogi od Jerycha. Napływały tu wciąż nowe gromady ochrzczonych i uczniów Jana, aby przysłuchać się nauce i opowiedzieć o Nim chrzcicielowi. Było to już około południa, gdy tam nauczał.
 

Następnie polecił Jezus uczniom, aby po szabacie przyprowadzili znowu do porządku miejsce chrztu po drugiej stronie Jordanu, oddalone o godzinę drogi od Betabary w górę rzeki. W miejscu tym chrzcił Jan, zstępując z Ainon, zanim przyszedł na zachodni brzeg Jordanu, naprzeciw Betabary.
 

Chciano tu Jezusowi wyprawić ucztę, lecz Jezus odszedł i wrócił przez Jordan przed szabatem do Betabary; tam odprawił szabat i nauczał w synagodze.
 
9
 
Nocował u przełożonego szkoły, u którego także spożył wieczerzę.
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
Uczniowie, wysłani przez Jezusa, doprowadzili do ładu miejsce, gdzie Jan przez krótki czas chrzcił, zanim się udał w okolicę Jerycha, by tam chrztu udzielać. Chrzcielnica była tu mniejsza, jak u Jana koło Jerycha. Wysoki brzeg opatrzony był cyplem wrzynającym się w wodę, na którym stawali chrzczeni. Dokoła biegł kanał, z którego można było przez brzeg spuszczać wodę do chrzcielnicy.

Trzy więc są teraz chrzcielnice. Jedna, o której jest mowa, powyżej Betabary, druga na wysepce, gdzie Jezus przyjmował chrzest, i powszechna chrzcielnica, w której chrzci Jan.

Andrzej przyniósł wody w worze skórzanym ze studni na wyspie, w której Jezus został ochrzczony. Gdy Jezus tu przybył, wlał nieco tej wody do studni, przeznaczonej do chrztu i pobłogosławił ją. Wszyscy ochrzczeni czuli się do głębi rozrzewnieni i wzruszeni. Chrztu udzielał Andrzej i Saturnin, lecz przyjmujących chrzest nie zanurzano całkiem w wodzie. Ludzie wstępowali w wodę przy brzegu; kładziono im ręce na ramiona, a chrzczący czerpał ręką wodę po trzykroć i wylewał na nich, chrzcząc w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, czego nie czynił Jan, który miał naczynie do czerpania o trzech dzióbkach. Dało się tu chrzcić bardzo wielu ludzi, szczególnie zaś z Perei.

Jezus nauczał, stojąc w pobliżu na pagórku, pokrytym murawą, o pokucie, chrzcie i Duchu Świętym, mówiąc: „Ojciec mój zesłał Ducha Świętego, gdy przyjmowałem chrzest, i powiedział: Ten jest Syn Mój miły, w którym sobie upodobałem". Tak samo odzywa się do każdego, który Ojca niebieskiego miłuje i żałuje za swoje grzechy. I na wszystkich, którzy dają się chrzcić w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, zsyła Ducha Świętego, i wszyscy są odtąd Jego synami, w których On znajduje upodobanie; albowiem On jest Ojcem dla wszystkich, którzy przyjmują chrzest Jego i przezeń dla Niego się rodzą".

Dziwi mnie zawsze, że wszystkie te zdarzenia tak krótko są opisane w Ewangelii, że Jezus zaraz, gdy Andrzej poszedł za nim po świadectwie, jakie dał o Nim Jan, spotkał się z Piotrem, który tu wcale nie był, lecz w Galilei. Ale jeszcze dziwniejsze mi się wydaje, że po wjeździe do Jerozolimy w Niedzielę Palmową, tak prędko następuje Ostatnia Wieczerza i męka, gdy ja w tym czasie słyszę zawsze tak wiele nauk Jezusa, i tyle dni widzę. Mniemam też, iż Jezus zatrzyma się tu jeszcze ze czternaście dni, zanim się uda do Galilei.

Andrzej nie był jeszcze właściwie przyjęty w poczet uczniów. Jezus go nie powołał, sam przyszedł, i ofiarował się, iż chętnie zostanie przy Nim. Był on bardziej żądny służenia Jezusowi i więcej się z tym deklarował niż Piotr, który myślał, że do tego jest niezdolny, i że to przewyższa jego siły, skutkiem czego poszedł do swoich zajęć. Również Saturnin i obaj krewni Józefa z Arymatei, Aram i Temeni, podobnie przyłączyli się do Jezusa.
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Byłoby jeszcze więcej przeszło do Jezusa uczniów Jana, którego miejsce chrztu coraz bardziej się poczęło opróżniać, gdyby kilku uporczywych jego uczniów, którym się cała ta sprawa nie podobała, nie powstrzymało ich od tego. Użalali się oni o to przed Janem i mniemali, iż Jezus niesłusznie postępuje, że tu chrzci, gdyż to do Niego nie należy. Jan zadał sobie wiele trudu, aby im wykazać ich błędne zapatrywanie. Mówił im więc, aby mieli zawsze w pamięci jego słowa, jak on to zwykle mawiał, iż tylko przygotowuje drogę, i że już wnet zupełnie zaprzestanie tej wędrówki, gdy tylko drogi będą gotowe. Kochali oni bardzo Jana i nie mogło im się to wcale pomieścić w głowie. Miejsca przy chrzcie Jezusa były już tak przepełnione, iż oznajmił uczniom Swoim, że jutro udadzą się dalej.


Opuszczając Betabarę, miał Jezus około dwudziestu towarzyszy przy Sobie, między tymi także Andrzeja, Saturnina, Arama i Temeniego, i przeszedł wraz z nimi Jordan w zwykłym i dogodnym miejscu, i udał się, zostawiając Gilgal po prawej stronie, do miasteczka Ofry, które leżało całkiem schowane w wąskiej dolinie górskiej. Tędy przechodzili zwykle ludzie z okolicy poza Sodomą i Gomorą, którzy na wielbłądach dążyli z towarami na wschodnią stronę Jordanu i przyjmowali chrzest z rąk Jana. Prowadziła tędy boczna droga z Judei do Jordanu. Miejscowość ta leżała około 3 — 4 godziny drogi od miejsca chrztu Jana i tyle też mniej więcej od Jerycha, a od Jerozolimy może ze siedem godzin drogi. W ogólności była jakby całkiem zapomniana. Klimat był zimny i słońce niewiele dochodziło, ale za ziemia była tam dobrze uprawiona. Dobrobyt ludzi brał się z pewnego rodzaju kramarstwa, celnictwa, czy też przemycania. Zdaje się, iż ciągnęli zysk z przechodniów. Nie mieli złego usposobienia, lecz byli ospali i mieli w sobie coś z kramarzy i gospodarzy, gdy mają dobry zarobek. Niewiele dbali o chrzest Jana, ani też nie łaknęli zbawienia; żyli w dobrych stosunkach, mieli wszystkiego pod ostatkiem, a o resztę się nie kłopotali.


Gdy się zbliżali do tego miejsca, wysłał Jezus krewnych Józefa z Arymatei naprzód, aby zażądali kluczy od synagogi i zwołali ludzi na naukę. Używał ich zwykle do takich zleceń, albowiem byli uprzejmi i zręczni. Gdy wchodzili do miasta, spotykali biegnących opętanych i obłąkanych do Jezusa, wołającego z daleka: „Oto przybywa prorok, Syn Boży, Jezus Chrystus, nasz wróg! On nas wypędzi". Jezus rozkazał im milczeć i zachować spokój. Uspokoili się natychmiast wszyscy, i poszli za Nim do synagogi, znajdującej się na drugim końcu miasta. W synagodze nauczał Jezus do wieczora i tylko raz wyszedł, aby się nieco posilić. Nauczał o zbliżaniu się Królestwa Bożego, o potrzebie chrztu, i ostro upominał mieszkańców, aby ocknęli się z oziębłości i fałszywego bezpieczeństwa, aby sąd na nich nie przyszedł. Występował surowo przeciw ich lichwiarstwu i przemytnictwu, w ogóle przeciw takim grzechom, jakie popełniali celnicy i kramarze. Ludzie nie sprzeciwiali się w niczym, lecz także nie bardzo brali sobie to do serca, albowiem bardzo ugrzęźli w swoich złych przyzwyczajeniach. Kilku jednak ta nauka bardzo wzruszyła i zmieniła. Pod wieczór przybyło do Jezusa do gospody kilku z wyższego i niższego stanu z mocnym postanowieniem przyjęcia chrztu; jakoż zaraz w następnych dniach poszli do Jana.


Z Ofry wracał Jezus z rana ze swoimi uczniami do Betabary. Wśród drogi rozdzielili się. Andrzeja z większą częścią wysłano naprzód tą drogą, którą dotąd szli. Jezus zaś z Saturninem i krewnym Józefa z Arymatei zbliżał się do miejsca chrztu Jana tą samą drogą, gdzie ten najpierw po chrzcie dał o Nim świadectwo. Po drodze wstępował do kilku domów, nauczając i wzywając do chrztu. Po południu przyszli znowu do Betabary, a Jezus jeszcze tego dnia nauczał na miejscu chrztu, a Andrzej i Saturnin chrzcili. -- Ponieważ zaś coraz to inne tłumy przychodziły do chrztu, nauczał Jezus przeważnie o tym, iż Ojciec Jego niebieski do wszystkich pokutników i ochrzczonych powiedział: „Ten jest Syn mój miły!" -  gdyż wszyscy mają stać się dziećmi Bożymi.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przystępujący do chrztu pochodzili z większości z kraju Filipa Tetrarchy, który był dobrym człowiekiem. Ludzie byli dosyć zamożni, i dlatego jeszcze mało o tym myśleli, aby się dać ochrzcić.


Z Betabary poszedł Jezus z trzema uczniami przez dolinę ku Dibon, gdzie niedawno spędził święto Kuczek. Nauczał w niektórych domach, jak też i w synagodze, która leżała w dolinie przy drodze, oddalona od miasta. W samej miejscowości Dibon nie był. Przenocował w gospodzie, a raczej szopie, leżącej nieco na osobności, a w której robotnicy z okolicy otrzymywali nocleg i pożywienie. Zasiewano teraz na stronie zwróconej do słońca; zasiewy te dojrzewały około Wielkanocy. Rolę rozkopywano, gdyż jest tu albo twardy grunt, albo kamień lub piasek, i nie można używać pługów i innych zwykłych narzędzi do rozpulchniania ziemi. Część wystałego żniwa zebrali dopiero teraz. Długość tej doliny wynosiła około trzy godziny drogi, a mieszkańcy byli dobrzy, żyli pojedynczo i byli też dla Jezusa dobrze usposobieni.


Jezus opowiadał w synagodze i robotnikom na polu przypowieść o siewcy i wykładał ją. Nie zawsze jednak to czynił, i tak np. wobec faryzeuszów opowiadał ją często, ale jej nie wykładał.


Andrzej i Saturnin poszli z innymi uczniami jeszcze raz do Ofry, aby ludzi, których nauka Jezusowa bardzo poruszyła, jeszcze więcej utwierdzić w dobrym.


Z gospody przy Dibon ruszył Jezus dalej drogą, leżącą o dwie godziny bardziej na południe od Jordanu, aniżeli ta, którą przyszedł z Betabary, i przybył do miejscowości Eleale, oddalonej od Dibon około cztery godziny drogi. Przybył tu w towarzystwie siedmiu uczniów i wstąpił do przełożonego synagogi. Na rozpoczęcie szabatu nauczał poprzez przypowieść o chwiejących się gałęziach drzew, które poobtrząsały kwiecie i nie wydały owocu. Chciał przez to dać do zrozumienia mieszkańcom, iż przeważnie nie poprawili się przez chrzest Jana i pozwalają, aby im wiatr otrząsał kwiaty pokuty, skutkiem czego nie przynoszą owoców. Było tu tak w rzeczywistości. Użył zaś tego porównania dlatego, ponieważ mieszkańcy tutejsi utrzymywali się przeważnie z uprawy owoców. Ponieważ zaś miejscowość ta położona była na ustroniu i nie było gościńca, przeto byli zmuszeni daleko roznosić owoce, aby je sprzedać. Wyrabiali także w wielkiej ilości koce i grube tkaniny.


Jezus nie napotkał dotychczas żadnego oporu. Ludzie w Dibon i wszędzie naokoło przyjmowali Go bardzo uprzejmie i zawsze mawiali, iż nigdy jeszcze nie słyszeli takiego nauczyciela, a starcy porównywali Go zawsze z prorokami, o których nauce słyszeli od swoich pradziadów.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po szabacie szedł Jezus około trzech godzin ku zachodowi do Betjesimot, które było położone na wschodniej stronie góry, zwróconej do słońca, mniej więcej godzinę od Jordanu. W czasie drogi doszli Andrzej i Saturnin z innymi jeszcze uczniami Jana, którzy znowu przeszli do Jezusa. Rozmawiał z nimi o Izraelitach, którzy tu obozowali, i jak Jozue i Mojżesz do nich przemawiał. Zastosował to do obecnej chwili i do Swojej nauki. Betjesimot nie jest wielkie, ale za to bardzo urodzajne, a szczególnie obfituje w winnice.


Gdy Jezus tu przybył, wypuszczono właśnie na świeże powietrze opętanych przez czarta, którzy tu byli umieszczeni w jednym budynku a teraz szli powiązani. Poczęli się też zaraz srożyć i wołać: „Oto nadchodzi Prorok, On chce nas wypędzić!" Jezus zwrócił się do nich, nakazał im milczeć, jako też aby opadły z nich więzy i aby poszli za Nim do synagogi. Zaraz też więzy z nich w cudowny sposób spadły, uspokoili się, upadli przed Jezusem na ziemię, podziękowali Mu i poszli za Nim do synagogi, gdzie Jezus nauczał w przypowieściach o urodzajności i uprawie winnicy. Następnie odwiedził i uleczył wielu chorych w domach. Miejscowość ta nie leży przy gościńcu, mieszkańcy więc muszą sami nosić swoje płody na targ.


Od czasu, jak Jezus opuścił pustynię, uzdrawiał tu znowu po raz pierwszy, dlatego też mieszkańcy bardzo Go prosili, aby pozostał. Pomimo to szedł Jezus z Andrzejem, Saturninem, krewnymi Józefa z Arymatei, ogółem około dwunastu towarzyszami, ukośnie ku północy, aż do publicznego miejsca przeprawy, dokąd z Dibon prowadził gościniec, którym szedł z Gilgal do Dibon na Święta Kuczek. Trzeba tu było dosyć długo płynąć przez wodę, albowiem z powodu stromego brzegu, miejsca do wsiadania nie leżały prosto naprzeciw siebie. Stąd szli jeszcze około godziny w kierunku Samarii, u stóp góry, do pewnej miejscowości, składającej się z szeregu domów, a nie mającej szkoły.


Miejscowość tę zamieszkiwali przeważnie pasterze i ludzie łagodnego usposobienia, którzy prawie tak samo byli ubrani, jak pasterze przy żłóbku. Jezus nauczał pod gołym niebem na wzniesieniu, gdzie była zrobiona katedra z kamieni. Ludzie tutejsi byli również już ochrzczeni z rąk Jana.

 

Świętość Pana Boga oczyszcza to, z czym się zetknie. Pan Jezus obiecał swoim uczniom, że jeśli będą przy Nim trwali, to staną się tacy jak On. Podobnie jak dzieci nie zawsze są świadome tego, jak bardzo przypominają swoich rodziców, tak i my możemy nawet nie zdawać sobie sprawy, ze upodobniamy się do Pana Jezusa. Chociaż ten duchowy proces nabierania rodzinnego podobieństwa jest w dużej mierze nieświadomy, powinien on jednocześnie być naszym świadomym pragnieniem i motywacją wielu naszych wyborów. Pomyślmy, o ile bardziej upodobnilibyśmy się do Pana Jezusa, gdybyśmy obrali to, jako cel naszego życia! Ile dobra mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy zechcieli głosić słowa Pana Jezusa, modlić się w Jego imię o uzdrowienie innych i poprzez troskę o sprawiedliwość budować Jego królestwo na ziemi!