Menu

Gościmy

Odwiedza nas 150  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jezus wyruszył przed dniem z Tebez i szedł z uczniami najpierw ku wschodowi, potem zwrócił się ku północy, u stóp góry, w dolinie Jordanu, do Tyberiady. Przechodził przez piękną miejscowość Abel-Mehula, miasto rodzinne Elizeusza, gdzie góry zwracają się więcej ku północy. Miasto rozciąga się na grzbiecie góry; zauważyłam wielką różnicę między urodzajnością po stronie zwróconej do słońca a urodzajnością po stronie północnej. Ludzie byli tu dosyć dobrzy. Słyszeli oni o cudach Jezusa w Kibraim i Tebez. Zatrzymali Go na drodze i wyrazili życzenie, aby tu pozostał i leczył. Zbiegło się też wiele ludu. Jezus nie bawił tu długo. Miejsce było oddalone około czterech godzin drogi od Tebez. Teraz szedł Jezus między Scytopolis i Jordanem.


Gdy Jezus z Abel-Mehula dalej podróżował, wyszli naprzeciw Niego Andrzej z Piotrem i Janem przy pewnym miasteczku, oddalonym od Tyberiady około sześciu godzin drogi, podczas gdy inni przyjaciele byli już w Gennabris. - Piotr z Janem przebywali w tej okolicy dla rybołówstwa. — Chcieli iść także do Gennabris, Andrzej jednak nakłonił ich, aby wpierw wyszli naprzeciw Pana. Andrzej przyprowadził teraz swego brata do Jezusa, a Ten między innymi rzekł doń: „Ty jesteś Szymon, syn Jony, lecz na przyszłość będziesz się nazywał Kefas". Odbyło się to wszystko tylko w krótkim przemówieniu. Do Jana powiedział, że się wnet zobaczą. Następnie udali się Piotr i Jan do Gennabris. Andrzej zaś pozostał przy Jezusie, który stąd podążył w okolicę Tarychei.

Jan Chrzciciel opuścił teraz miejsce, gdzie udzielał chrztu nad Jordanem; przeszedł rzekę i chrzcił dalej, może godzinę drogi za Betabarą, gdzie Jezus niedawno rozkazał chrzcić, a gdzie Jan sam przedtem chrzcił. Uczynił to zaś dlatego, ponieważ wielu ludzi z kraju Filipa Tetrarchy, który był człowiekiem dobrodusznym, chciało się dać ochrzcić, ale niechętnie przechodzili przez Jordan, szczególnie zaś dlatego, ponieważ było tam wielu pogan, i że podczas ostatniego pobytu Jezusa w tej okolicy wielu ludzi dało się nakłonić do przyjęcia chrztu. Nadto chciał pokazać, iż od Jezusa nie jest odłączony, więc udzielał chrztu na tym samym miejscu, co Jezus.

Gdy Jezus przybył z Andrzejem w pobliże Tarychei, wstąpił do jednej z chat rybackich, położonej w obrębie rybołówstwa Piotra, w pobliżu jeziora, gdzie Andrzej już zamówił gospodę. Do miasta Jezus nie wstępował; mieszkańcy mieli w sobie coś nieprzyjemnego i odrażającego i byli bardzo chciwi na lichwę i zysk. Szymon, który tutaj sprawował urząd, był na świętach w Gennabris z Tadeuszem, Jakubem Młodszym i swymi braćmi, gdzie również byli Jakub Starszy i Jan. Przybył tu do Jezusa Łazarz, Saturnin i syn Szymona a nadto oblubieniec z Kany, który Jezusa wraz z towarzyszami zaprosił na gody.

Jezus przebywał około Tarychei przez kilka dni, a to głównie z tej przyczyny, ponieważ chciał przyszłym Apostołom i uczniom dać dosyć czasu, aby sobie nawzajem mogli udzielić różnych wieści, i aby to wszystko, co im Andrzej i Saturnin opowiedzą, mogli sobie dobrze rozważyć i nawzajem się porozumieć. Widziałam również, iż podczas gdy Jezus chodził po okolicy, Andrzej pozostał w domu, i pisał trzciną listy na paskach łyka; pismo to można było za pomocą przymocowanych z boku drewienek zwijać i rozwijać. Do Andrzeja przychodzili często mężczyźni i młodzieńcy, szukając zajęcia; Andrzej używał ich za posłańców. Wysłał te listy do Filipa i do brata przyrodniego, Jonatana, do Gennabris do Piotra i innych z oznajmieniem, iż Jezus przyjdzie na szabat do Kafamaum, dokąd ich wszystkich wzywał.

Z Kafarnaum przybyło tymczasem poselstwo do Andrzeja, żeby przecież prosił Jezusa, aby Tenże przyszedł, gdyż już od kilku dni czeka na Niego posłaniec z Kades, który Go chce prosić o pomoc.
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
Jezus szedł potem z Andrzejem, Saturninem, Obedem i kilku uczniami Jana z domu rybackiego przy Tarychei do Kafamaum, które nie leżało nad samym jeziorem, lecz na wzgórzu, po południowej stronie góry. Góra ta tworzy od strony zachodniej jeziora dolinę, przez którą Jordan płynie i wpada do jeziora. Jezus i Jego towarzysze szli oddzielnie. Andrzej spotkał się na drodze z bratem swoim przyrodnim, Jonatanem, i Filipem, którzy, stosownie do jego zawiadomienia, wyszli mu naprzeciw; z Jezusem nie spotkali się. Andrzej rozmawiał z nim żywo, opowiadał wszystko, co wiedział o Jezusie, i upewniał ich, iż Jezus jest prawdziwym Mesjaszem. Jeżeli chcą iść za Nim, to wcale nie potrzebują Go o to prosić; mają tylko uważnie słuchać Jego nauk, a jeżeli serdecznie będą pragnąć zostać Jego uczniami, to On ich przyjmie jednym skinieniem lub słowem.

Maryja i święte niewiasty nie były w samym Kafamaum, lecz w mieszkaniu Maryi, w dolinie przed Kafarnaum naprzeciw jeziora, i tam obchodziły też święta. Synowie Maryi Kleofasowej i Jakub Starszy z bratem Janem i Piotr, przybyli już tu z Gennabris, jak również i inni późniejsi uczniowie. — Chaseda (Natanaela), Tomasza, Bartłomieja i Mateusza tam nie było; zresztą było tu wielu innych krewnych i przyjaciół Świętej Rodziny, którzy otrzymali zaproszenie na gody do Kany, a tu święcili szabat, ponieważ słyszeli o Jezusie.

Jezus mieszkał z Andrzejem, Saturninem, kilku uczniami Jana, Łazarzem i Obedem w domu, należącym do oblubieńca Natanaela, którego rodzice już pomarli i w spadku mu zostawili wielki majątek.

Przyszli uczniowie, którzy przybyli tutaj z Gennabris, trzymali się jeszcze z dala z powodu pewnej obawy, albowiem chwiali się między powagą, jaką wywierało na nich zdanie Natanaela Chaseda, a wielkimi rzeczami, które opowiadali im o Jezusie Andrzej i inni uczniowie Jana; częściowo zaś wstrzymywała ich nieśmiałość, jak też słowa Andrzeja, który im powiedział, iż nie potrzebują się zgłaszać, niech tylko słuchają Jego nauki, a potem już pójdą za wewnętrznym poruszeniem.

Dwa dni czekał tu człowiek z Kades na przyjście Jezusa. Teraz, upadłszy Mu do nóg, rzekł, że jest sługą pewnego męża z Kades. Jego pan błaga Jezusa, aby przybył do niego i uleczył jego synka, który ma trąd i opętany przez diabła, stracił mowę. Widać było po nim, że wierny to sługa, bo z wielkim współczuciem mówił o zmartwieniu swego Pana. Jezus odrzekł mu, że pójść tam nie może, jednak trzeba będzie dziecku pomóc ze względu na jego niewinność. Polecił więc słudze, aby najpierw Pan jego położył się na syna z rozkrzyżowanymi ramionami i odmówił pewną modlitwę, a trąd zejdzie z chłopca; potem niech on, sługa, sam położy się na chłopca i tchnie na niego, a wtenczas wyjdzie z chłopca błękitna para i uleczony będzie z niemocy. Widziałam, że rzeczywiście ojciec i sługa uleczyli w ten sposób chłopca.

Miało to swoje tajemne znaczenie, że ojciec i sługa mieli brać udział w leczeniu chłopca. Sługa  był właściwym ojcem dziecka, o czym jednak pan jego nie wiedział; Jezusowi jednak to było wiadome, i dlatego kazał im obydwom zdjąć z dziecka niezasłużoną winę.

Miasto Kades leżało o sześć godzin drogi od Kafarnaum nad granicą Tyru na zachód od Paneas; było niegdyś głównym miastem Kanaanitów, a obecnie jest wolnym miastem, gdzie mogą się chronić ścigani przez sąd. Graniczyło z krajem Chabul, który Salomon darował królowi Fenicji. Ten pas ziemi jest zawsze jakiś ponury, nieprzyjemny, toteż Jezus omijał go zawsze, gdy szedł do Tyru i Sydonu. Sądzę, że musiano tam popełniać morderstwa i rozboje.
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na naukę Jezusa w synagodze zgromadziło się bardzo wiele ludzi, a między innymi wszyscy przyjaciele i krewni Jezusa. Mowa Jego była dla ludzi czymś zupełnie nowym, porywającym. Mówił o bliskości królestwa Bożego, o świetle, którego nie powinno się stawiać pod korzec, o siewcy i o podobieństwie wiary do ziarnka gorczycznego. Nie ograniczał się jednak do samych przypowieści bez wytłumaczenia ich. Przypowieści służyły Mu tylko za przykład, lub porównanie, a z tego wyciągał następnie odpowiednią naukę. Słyszałam wprawdzie podczas Jego nauk wiele przypowieści, nie umieszczonych w Ewangelii; te jednak, które teraz mówił, powtarzał często, tylko za każdym razem wykładał je inaczej.


Po szabacie poszedł Jezus z uczniami na małą dolinkę obok synagogi, służącą jako miejsce do przechadzek. U wejścia, jak również w samej dolinie, rosły drzewa. Za Nim poszli synowie Maryi Kleofasowej, Zebedeusza i inni uczniowie; tylko Filip z bojaźni i pokory ociągał się, nie wiedząc, czy może pójść za Panem. Wtedy Jezus, idący przed nim, zwrócił głowę ku niemu i rzekł: „Chodź za Mną!" Słysząc te słowa, poszedł Filip, uradowany, wraz z innymi. Wszystkich uczniów było około dwunastu.


W miejscu tym nauczał Jezus pod drzewem o Swym powołaniu i  potrzebie naśladowania Go. Andrzej, który był nadzwyczaj gorliwy i napełniony pragnieniem, aby wszyscy tak jak on, byli przekonani o godności mesjańskiej Jezusa, cieszył się wielce, że Jezus Swą nauką w szabat tak bardzo pociągnął za Sobą ludzi. Mając serce przepełnione radością, powtarzał każdemu, komu tylko mógł, widzenie przy chrzcie Jezusa i wszystkie Jego cuda.
Jezus mówił ponownie uczniom, że posłał Go Ojciec niebieski i wzywał Niebo na świadka, że większe jeszcze cuda zobaczą niż dotychczas.


Mówiąc o powołaniu ich na uczniów, rzekł, że mają być wciąż gotowi, a gdy ich zawoła, mają wszystko opuścić, a On się już postara o to, że nie będzie im na niczym zbywać. Tymczasem mogą się zajmować swym rzemiosłem, gdyż przed zbliżającą się Wielkanocą, ma jeszcze inne sprawy do załatwienia; lecz gdy ich powoła, mają, nie troszcząc się o nic, pójść za Nim. Mówił Jezus o tym dlatego, gdyż obecni uczniowie zapytywali Go, co mają zrobić ze swą rodziną? Piotr np. wspominał, że nie może przecież opuścić natychmiast swego ojczyma (wuja Filipa). Obawy te rozproszył Jezus, mówiąc że przed Wielkanocą nie będzie nic zaczynał. Obecnie mają tylko w sercu pozbyć się przywiązania do swoich zajęć, ale na zewnątrz mogą się zajęciu swemu oddawać dopóty, dopóki nie będą powołani. Tymczasem zaś mogą przygotowywać się do oddania swych rzemiosł i interesów w inne ręce. Opuściwszy następnie dolinę z przeciwnej strony, udał się Jezus wzdłuż domów, leżących między Kafarnaum a Betsaidą, do mieszkania Swej matki. Krewni Jego poszli za Nim, gdyż matki ich także się tam znajdowały.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na drugi dzień wyruszył Jezus raniuteńko z uczniami i krewnymi do Kany. Maryja i inne niewiasty poszły tamże osobno drogą prostszą i krótszą. Droga, którą szły niewiasty, była to wąska ścieżka, prowadząca przeważnie przez góry. Dla niewiast była ona milsza, gdyż zapewniała im samotność, a szerokiej drogi nie potrzebowały, bo szły zwykle szeregiem, jedna za drugą. Z przodu i z tyłu szli w niejakim oddaleniu przewodnicy. Droga ta ciągnęła się mniej więcej siedem godzin w kierunku na południowy zachód od Kafarnaum


Jezus szedł z towarzyszami w stronę Gennabris, drogą dłuższą, lecz szeroką i sposobniejszą do nauczania; często przystawał, nauczając, lub objaśniając coś. Droga ta skręcała więcej ku południowi niż droga, którą poszła Maryja. Z Kafarnaum do Gennabris wynosiła przestrzeń około sześć godzin drogi stamtąd zaś w kierunku zachodnim do Kany trzy godziny.


Gennabris było pięknym miastem i posiadało szkołę, synagogę i szkołę wymowy, oprócz tego kwitł tu handel. Przed miastem stało kilka domów, a między nimi w jednym wysokim budynku miał Natanael swe biuro urzędowe. Natanael do miasta nie przyszedł, pomimo iż go do tego niektórzy z uczniów, przyjaciele jego, namawiali.


Jezus nauczał tu w synagodze, po czym z kilku uczniami posilili się nieco u pewnego zamożnego faryzeusza. Reszta uczniów poszła już naprzód. Filipowi polecił Jezus, aby udał się do Natanaela i przywiódł go ze sobą na drogę, którędy będzie przechodził.


Jezus doznał w Gennabris bardzo zaszczytnego przyjęcia; mieszkańcy prosili Go nawet, aby pozostał dłużej i ulitował się nad chorymi, bo przecież jest ich ziomkiem. Jezus jednak nie został i odszedł wkrótce do Kany.


Tymczasem był Filip u Natanaela w domu pisarskim, w którym znajdowało się jeszcze więcej pisarzy, sam zaś Natanael siedział w swej izdebce na górze. Filip, choć znał go dobrze, nie mówił z nim przedtem o Jezusie, gdyż Natanael nie był z innymi w Gennabris. Obecnie z zapałem wielkim wychwalał Jezusa, mówiąc że jest prawdziwym Mesjaszem, o którym mówią proroctwa. Znaleźli wreszcie Mesjasza w osobie Jezusa z Nazaretu, syna Józefa!

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

Natanael był człowiekiem wesołym, żywym, przy tym rzetelnym i szczerym, a przekonań swych lubił się stale trzymać i ich nie zmieniać. Obecnie zapytał Filipa: „Cóż może być osobliwszego z Nazaretu?" Znał bowiem dobrze zdanie, jakie miano o Nazareńczykach, że umysł ich ma wstręt do wszelkich nowości i że w szkołach ich niewiele uczono mądrego. Sądził, że człowiek, który tam odebrał wykształcenie, może chyba zadowolić swoich prostodusznych, pojedynczych przyjaciół, lecz z pewnością mądrość ta nie zadowoli jego wymagań. Filip nalegał na niego, aby przynajmniej poszedł popatrzeć na Jezusa, gdyż będzie wkrótce przechodził drogą, prowadzącą do Kany. Dawszy się nakłonić, poszedł Natanael z Filipem ścieżką od domu do gościńca. Jezus nadchodził właśnie i zatrzymał się w miejscu, gdzie ścieżka ta krzyżowała się z gościńcem. Filip, o ile przedtem był nieśmiały, o tyle od czasu, kiedy go Jezus powołał, poufale obcował z Jezusem, i zawołał głośno, zbliżając się z Natanaelem: „Nauczycielu! przywodzę Ci tego, który się pytał, co może wyjść osobliwszego z Nazaretu". Gdy Natanael stanął przed Jezusem, rzekł Tenże do otaczających Go uczniów: „Oto prawdziwy Izraelczyk, w którym nie masz zdrady!" Powiedział to Jezus tonem serdecznym, przyjacielskim, a Natanael zapytał Go: „Skądże mnie znasz?" — I rzekł mu Jezus: „Pierwej, niż cię Filip wezwał, widziałem cię, gdyś stał pod figą". Przy tych słowach spojrzał na niego Jezus wzrokiem, właściwym Sobie, do głębi wzruszającym


Pod wpływem tego wzroku przypomniał sobie nagle Natanael, że to Jezus jest tym podróżnym, którego poważne, ostrzegające spojrzenie tak cudownie go pokrzepiło, gdy stał pod figą na miejscu spacerowym w ciepłych kąpielach i walcząc z pokusą, spoglądał za urodziwymi kobietami, które po drugiej stronie łąki współubiegały się o owoce. Potęga tego wzroku, skutkiem którego odniósł owo zwycięstwo nad sobą, pozostały mu w pamięci, lecz rysy twarzy podróżnego zatarły mu się w umyśle. Obecnie poznał niezawodnie Jezusa, lecz nie przyszło mu na myśl, że ów wzrok rozmyślnie był wówczas skierowany na niego. Teraz jednak, gdy Jezus powołał się na owo zdarzenie i znowu bystro na niego spojrzał, uczuł się dziwnie wstrząśnięty i poruszony; poznał, że Jezus, przechodząc wtenczas koło niego, czytał w jego sercu i był mu aniołem opiekuńczym; Natanael miał bowiem tak czyste serce, że każda myśl nieczysta już go zasmucała. Widział więc teraz w Jezusie swego obrońcę i zbawiciela, a to, że Jezus odczytał jego myśli, było dla jego szczerego, wdzięcznego serca dostatecznym powodem, aby zaraz radośnie wobec wszystkich uczniów uznać Jezusa za Mesjasza. Natychmiast więc po tych słowach ukorzył się przed Jezusem i rzekł: „Nauczycielu! Tyś jest Synem Bożym, Tyś jest królem izraelskim!” - Na to rzekł mu Jezus: „Dlatego że ci powiedziałem: widziałem cię pod figą, uwierzyłeś. Zaprawdę, większe jeszcze rzeczy ujrzysz". Zwracając się następnie do drugich rzekł: „Zaprawdę, zaprawdę! Ujrzycie niebo otworzone i anioły Boże, wstępujące i zstępujące na Syna Człowieczego". Inni uczniowie nie rozumieli właściwego znaczenia słów Jezusa o drzewie figowym; nie wiedzieli, dlaczego Natanael Chased tak nagle zmienił swe zapatrywanie. Przyczyna ta pozostała dla nich tajemnicą jako sprawa sumienia i tylko Jan o tym wiedział, gdyż Natanael zwierzył mu się na godach weselnych w Kanie. - Natanael zapytał Jezusa, czy ma zaraz opuścić wszystko i pójść za Nim; ma bowiem brata, któremu chciałby oddać swój urząd. Jezus powtórzył mu to samo, co wczoraj wieczorem mówił innym, i zaprosił go, aby przybył za Nim na gody do Kany.

 

Następnie wyruszył Jezus z uczniami w dalszą drogę do Kany; Natanael Chased zaś wrócił do domu, przygotował się do podróży na uroczystość weselną i na drugi dzień rano był już w Kanie.

 

Możemy być pewni mocy Bożej miłości i łaski działającej w naszym życiu. Pan Jezus pragnie udzielać nam swego Pana Ducha, abyśmy wzrastali w wierze i wydawali owoc w Jego służbie. Wprawdzie Pan Jezus nie potrzebuje nikogo, aby przeprowadzić swoje dzieło, to jednak ma upodobanie w dokonywaniu cudów za pośrednictwem najbardziej niepozornych narzędzi.. On wciąż powołuje do swojej służby kruche, wyszczerbione naczynia, jakimi jesteśmy. Pragnie przemieniać nas mocą swego Pana Ducha w znaki nadziei i miłości dla świata, który tak rozpaczliwie potrzebuje odkupienia. Pan Bóg wybiera ludzi pokornych i nic nie znaczących, aby zwrócić  uwagę dumnych i potężnych.