Menu

Gościmy

Odwiedza nas 133  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

Jezus mieszkał w domu Łazarza w Betanii, w tym samym pokoju gdzie zwykle. Jest to jakby synagoga i miejsce modlitwy domowników; na środku stoi zwykły pulpit, na którym leżą zwoje modlitw i pisma. Sypialnia przylega do tego pokoju, jest jednak oddzielona.


Na drugi dzień po Jego przybyciu udała się Marta do Jerozolimy do Maryi Marka i innych niewiast, aby dać znać, iż Jezus z jej bratem przybędzie do domu Maryi Marka. Jezus przybył tam z Łazarzem około południa. Przy obiedzie były Weronika, Joanna Chuza, Zuzanna, uczniowie Jezusa i Jana z Jerozolimy, Jan Marek, synowie Symeona, syn Weroniki, krewni Józefa z Arymatei, ogółem około dziewięciu mężczyzn; Nikodema i Józefa nie było. Jezus mówił o zbliżaniu się Królestwa Bożego, o Swym powołaniu i potrzebie naśladowania Go, a nawet wspomniał przy okazji o Swej męce.

Dom Jana Marka leży przed miastem na wschodniej stronie, naprzeciw Góry Oliwnej; idąc tam, nie potrzebował Jezus przechodzić przez miasto. Wieczorem udał się znowu z Łazarzem do Betanii. W Jerozolimie już tu i ówdzie mówiono o Nim, iż nowy prorok z Nazaretu jest w Betanii. Jedni się z tego cieszyli, drugich to gniewało. Po ogrodach i na drodze, prowadzącej na Górę Oliwną, stawali tu i ówdzie ludzie, a nawet kilku faryzeuszów, aby Go zobaczyć, gdy będzie przechodził. Musieli przypadkowo słyszeć, lub w Betanii wybadać, iż przybędzie do miasta. Żaden jednak nie zagadnął Go; niektórzy kryli się trwożliwie poza ploty, i spoglądali za Nim, mówiąc między sobą: „To jest Prorok z Nazaretu, Syn cieśli Józefa”.

Było w ogóle wielu ludzi, którzy z powodu nadchodzącego święta pracowali w ogrodach i przy płotach, gdzie wszystko czyszczono i zdobiono, drogi naprawiano, żywopłoty obcinano i związywano. Przechodzili również ze wszystkich stron biedniejsi Żydzi i robotnicy z osłami i narzędziami do Jerozolimy, którzy podczas święta wykonywali jako najemnicy roboty w mieście i ogrodach. Takim był także Szymon, który pomagał nieść krzyż Jezusowi.

W dzień później był Jezus znowu w Jerozolimie, a mianowicie w domu Obeda, syna Symeona, w pobliżu świątyni, i w innym domu, zamieszkałym niegdyś przez rodzinę starego Symeona, naprzeciw świątyni. Znalazł tu obfitą zastawę, którą przygotowała i posłała Marta i inne niewiasty. Obecni byli uczniowie z Jerozolimy, w liczbie około dziewięciu, i jeszcze inni pobożni mężowie, nie było jednak Nikodema i Józefa z Arymatei. Jezus mówił z miłością i powagą o zbliżaniu się Królestwa Bożego. W świątyni jeszcze nie był.

Chodził wszędzie bez najmniejszej obawy, mając na Sobie zwykle długą, tkaną, białą suknię prorocką. Czasami wyglądał bardzo zwyczajnie, nie zwracał wcale uwagi na Siebie, i tracono Go łatwo z oczu. Czasami zaś wejrzenie Jego było nadzwyczajne; oblicze jaśniejące i nadnaturalne. Gdy wieczorem powrócił do Betanii, przybyło doń kilku uczniów Jana, a między innymi Saturnin. Ci pozdrowili Go i opowiadali o Janie, iż bardzo mało przychodzi do niego takich, którzy się chcieli ochrzcić; Herod jednak ma z nim wiele trudności. Nikodem przybył tego wieczora do Łazarza do Betanii i słuchał nauki Jezusa.

Nazajutrz rano udał się Jezus do Szymona, faryzeusza, który miał w Betanii jakby gospodę czy też dom do uroczystych obchodów. Wydał on ucztę, na której zebrali się Nikodem, Łazarz, uczniowie Jana i uczniowie z Jerozolimy; Marta i niewiasty jerozolimskie brały także w uczcie tej udział. Nikodem prawie nic nie mówi w obecności Jezusa; trzyma się z dala i tylko słucha z podziwem. Józef z Arymatei mówi jak myśli, często stawia pytania. Szymon faryzeusz nie jest zły, lecz dotąd jeszcze waha się, i trzyma stronę Jezusa z przyjaźni dla Łazarza; lecz także i z faryzeuszami jest na dobrej stopie.
 

 
 
 
 
 
 
 
 
Jezus rozprawiał przy tej uczcie wiele o prorokach i o wypełnieniu przepowiedni. Nauczał o cudownym poczęciu się Jana Chrzciciela, jak go Bóg wybawił od rzezi niemowląt, wykonanej z rozkazu Heroda, i jak wystąpił na widownię, przecierając drogi dla Jezusa. Mówił także, jak mało ludzie zwracają uwagę na wypełnienie się czasów, przy czym rzekł: „Trzydzieści lat dobiega! i któż pamięta jeszcze o tym, oprócz kilku pobożnych, prostodusznych ludzi, iż Trzej Królowie, jak wojownicy ze wschodu z ufnością dziecięcą poszli za gwiazdą, przyszli i szukali nowonarodzonego Króla żydowskiego, i znaleźli biedne dziecko ubogich ludzi? Przez trzy dni tu bawili. Gdyby przyszli do książęcego dziecka ze znakomitego rodu, to nie zapomnianoby ich tak łatwo!" Nie nadmienił jednak, iż On jest tym Dziecięciem.

W towarzystwie Łazarza i Saturnina nawiedził Jezus kilku ubogich, bogobojnych chorych ze stanu robotniczego i uleczył około sześciu z nich. Byli to kulawi, cierpiący na puchlinę wodną i zadumę. Rozkazał również uzdrowionym wyjść z domu i usiąść w słońcu. W Betanii nie było zbiegowiska z powodu Jezusa. I podczas tej czynności także zachowali się wszyscy spokojnie. Łazarz, którego tu wielce poważano, przyczynił się do tego, iż ludzie ci zachowali się wzorowo.

Wieczorem była uroczystość w synagodze, ponieważ nastąpił pierwszy dzień miesiąca Nizan. Zdaje się, iż było to święto Nowiu, albowiem oświetlenie w szkole było w rodzaju tarczy księżyca, którą pewien mężczyzna, wstawiając do niej podczas modlitwy coraz więcej świateł, z wolna ją coraz bardziej oświetlał.

Na drugi dzień był Jezus z Łazarzem, Saturninem, Obedem i innymi uczniami w świątyni na nabożeństwie. Ofiarowano baranka. Zjawienie się Jezusa w świątyni wywołało między żydami nadzwyczajne poruszenie. Dziwnym przy tym było, iż każdy krył w sobie własne uczucie, i żaden nie śmiał mówić z drugim o wrażeniu, jakie na nim wywarło zjawienie się Jezusa. Działo się to z dopuszczenia Bożego, aby Zbawicielowi przedłużyć czas działalności; gdyby bowiem się wzajemnie porozumiewali, wzrastałoby rozgoryczenie; teraz atoli walczy w niektórych złość i nienawiść ze świętym wzruszeniem, w innych zaś budzi się lekka ciekawość poznać Go bliżej, i starają się za pośrednictwem innych dać się Mu poznać. Był to także dzień postu z powodu śmierci dzieci Aarona.

W domu Łazarza zebrali się uczniowie i wiele innych pobożnych ludzi. W wielkim przysionku, gdzie była katedra, nauczał Jezus w podobny sposób jak i przedtem, gdy wspominał o Trzech Królach, zwracając uwagę ludzi na wypadki z dawniejszych czasów i mówił: „Czyż nie mija właśnie osiemnaście lat, jak mały Bachir (zapewne znaczy to tyle, co uczeń), w tak zadziwiający sposób rozprawiał z uczonymi w Piśmie, a oni tak na Niego się rozgniewali?" Opowiadał także, o czem mały Bachir nauczał.

Z Obedem, który usługiwał przy świątyni, i z innymi jerozolimskimi uczniami, był Jezus na szabat znowu w świątyni. Stali w parach przy innych młodych żydowskich mężczyznach. Jezus miał na sobie białą, tkaną suknię, pas i biały płaszcz, podobny do tych, jakie noszą Esseńczycy. Działo się wtedy z Nim jeszcze coś nadzwyczajnego. Odzież Jego odznaczała się szczególniejszą schludnością, i wyglądała bardzo wspaniale, prawdopodobnie dlatego, iż On ją nosił. Na przemian śpiewał wspólne pieśni i modlił się ze zwojów. Byli tu także tacy, którzy przodowali w odmawianiu modlitw. Znowu zdumiewano się nad Nim i podziwiano Go, nic z Nim jednak nie rozmawiając; a nawet między sobą nie mówili o Nim otwarcie. Widziałam jednak, że umysły wielu były nadzwyczaj poruszone. Były trzy nauki, czyli kazania o Izraelitach, o ich wyjściu z Egiptu i o baranku wielkanocnym. Na jednym ołtarzu paliło się kadzidło; kapłana jednak nie było można widzieć, dobrze jednak widać było dym i ogień. Ogień widziało się przez rodzaj kraty, na której było wyrobione coś na kształt baranka wielkanocnego wśród ozdób i promieni; przez to błyszczał ogień. Ołtarz ten stał w pobliżu Miejsca Najświętszego, rogi zaś jego zdawały się sięgać do Niego. Widziałam modlących się faryzeuszów, którzy czasami nawijali na ramię długą, wąską wstążkę, lub raczej welon.
 

 
 
 
 
 
 
 
 

Mniej więcej około drugiej godziny po południu udał się Jezus z towarzyszami do zabudowania w przedsionku Izraela w świątyni, gdzie przygotowano małą ucztę z owoców i chlebów, posplatanych jak warkocze. Ustanowiono tu jednego człowieka, który miał staranie o wszystko. Różne dobra można było kupić lub zamówić w przylegających salach. Cudzoziemcy mieli to prawo. Świątynia była tak wielka, jak całe miasto, wszystko można było tam nabyć. — Przy tej uczcie miał Jezus naukę. Gdy mężczyźni odeszli, jadły także niewiasty.


Widziałam również dzisiaj to, o czem dotąd nie wiedziałam: Łazarz sprawował bowiem przy świątyni urząd, podobnie, jak u nas może mieć burmistrz urząd przy kościele; chodził on z puszką i zbierał składkę. Jezus ze Swymi pozostał w świątyni całe popołudnie, i nie wcześniej, jak o dziewiątej godzinie powrócił do Betanii. Podczas tego szabatu paliło się mnóstwo lamp i świateł w świątyni.


Maryja i inne święte niewiasty odjechały z Kafarnaum do Jerozolimy. Dążą ku Nazaretowi, mimo góry Tabor i przez Samarię. Z okolicy góry Tabor przyłączają się do nich jeszcze inne niewiasty. Uczniowie galilejscy idą naprzód, a parobcy z pakunkami postępują z tyłu. Z uczniami jest Piotr, Andrzej i brat przyrodni Jonatan, synowie Zebedeusza, synowie Maryi Kleofasowej, Natanael Chased i Natanael oblubieniec.


Czwartego Nizan spędził Jezus całe rano z dwudziestu uczniami w świątyni. Później nauczał w domu Maryi Markowej i nieco przekąsił. Potem był w Betanii u Szymona faryzeusza z Łazarzem.


Przeglądano już teraz wiele baranów. Jezus był powtórnie w świątyni i nauczał po południu w domu Józefa z Arymatei. Dom ten leży w pobliżu domu Jana Marka. Przylega do niego pracownia kamieniarska. Okolica ta jest nieco oddalona, i faryzeusze rzadko tu przychodzą; teraz jeszcze nikt nie lęka się przystąpić do Jezusa, albowiem nienawiść ku Niemu jeszcze jawnie nie wybuchła.


Jezus okazuje się coraz swobodniejszy i śmielszy w Jerozolimie i świątyni. Wysunął się z Obedem naprzód między ołtarzem ofiarnym a świątynią, gdzie wygłoszono naukę dla kapłanów o Święcie Wielkanocnym i jego obrzędach. Uczniowie Jego zatrzymali się w przedsionku Izraela. Faryzeusze gniewali się bardzo, że go tu widzieli. Rozmawiał także z ludźmi na ulicy.


Coraz to więcej ludu napływa do Jerozolimy, szczególnie robotników, najemników, sług i handlarzy żywnością. Porozbijano naokoło miasta na wolnych miejscach bardzo wiele chat i namiotów, aby mnóstwo gości, przybyłych na Wielkanoc, umieścić. Przyprowadzono również do miasta wiele baranów i innego bydła, i teraz już wyszukiwano baranki wielkanocne. Także wielu pogan idzie na święta do miasta.


W Betanii uczy Jezus i uzdrawia publicznie. Przyniesiono Mu także obcych chorych. Z okolicy Hebronu przybyli do Niego krewni Zachariasza, aby Go do siebie zaprosić.


Potem poszedł Jezus znowu do świątyni, a wieczorem, gdy po nabożeństwie kapłani wyszli ze świątyni, w miejscu, gdzie przedtem stał z uczniami, nauczał ich i innych obecnych. Mówił o bliskości Królestwa Bożego, o Świętach Wielkanocnych, o bliskim spełnieniu się wszystkich proroctw i przedwyobrażeń i samym baranku wielkanocnym. Mowa Jego była tak surowa i ostra, że kilku kapłanów, którzy jeszcze krzątali się tu i ówdzie, osłupiało, słysząc Jego słowa, a niechęć ku Niemu wzbudziła się w ich sercu. Potem poszedł Jezus do Betanii, a stamtąd udał się nocą z ludźmi z Hebronu i kilku uczniami ku Hebronowi, oddalonemu stąd o cztery godziny drogi.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

W świątyni zajmują się teraz z pośpiechem przygotowaniami na uroczystość i zmieniają znacznie wewnętrzne urządzenie. Otwierają przejścia i sale, usuwają przegrody i parawany. Do ołtarza można teraz dojść z wielu stron; wszystko ma całkiem inny wygląd.
 

W drodze ku Hebronowi przechodził Jezus z uczniami i krewnymi Zachariasza między Jerozolimą a Betlejem. Iść trzeba było najwyżej pięć godzin. Przerzedłszy przez Jutę do pobliskiego Hebronu, nauczał tam Jezus bez przeszkód i uzdrowił wiele ludzi. Na szabat powrócił do Betanii. Droga wiodła przez wysokie góry, nasłonecznione silnie; dzień był upalny. Uczniowie, którzy przybyli tu od Jana do Jezusa, odeszli z powrotem do Jana.
 

Przybywszy w szabat do świątyni, wszedł Jezus z Obedem aż do przedsionka, gdzie stała katedra do nauczania; z niej to Jezus później także nauczał. Kapłani i Lewici zajęli siedzenia wokół katedry, z której głoszono naukę o Świętach Wielkanocnych. Pojawienie się Jezusa wywołało wielkie przerażenie wśród obecnych, które wzmogło się jeszcze, gdy Jezus zaczął stawiać poszczególne pytania i zarzuty, a nikt nie umiał na nie odpowiedzieć. Między innymi mówił Jezus, że zbliża się czas, w którym pojawi się pierwowzór baranka wielkanocnego, a wtenczas straci znaczenie swe ta świątynia, jak i nabożeństwa w niej obchodzone. Mówił to w przenośni, a jednak tak wyraźnie, że żywo stanęło mi na pamięci to miejsce w hymnie „Pange lingua”, gdzie to napisane: et antiquum documentum novo cedat ritui. Gdy Go zapytywano, skąd to wie, odpowiedział, że Ojciec Jego powiedział Mu to, nie objaśniał jednak, kogo rozumie przez Ojca. Słowem, wszystko mówił tylko ogólnie. Faryzeusze, źli, a jednak pełni podziwu, nie śmieli przeciwko Niemu wystąpić. Wprawdzie do tej części świątyni nie wolno było wchodzić niepowołanym, ale Jezus wszedł tu jako prorok. W ostatnim roku Swej wędrówki doczesnej, sam tutaj nauczał.
 

Po szabacie poszedł Jezus do Betanii. Dotychczas nie widziałam jeszcze, by rozmawiał z „cichą Maryją”. Sądzę, że zbliża się już kres jej życia i że w niej jakaś zmiana zaszła. Leży ona na ziemi na ciemnych kocach, podtrzymywana przez służebne. Popadła w pewien rodzaj omdlenia. Zdaje się, że żyje teraz więcej życiem rzeczywistym i że jeszcze na ziemi czekają ją cierpienia. Dotychczas była duchem gdzie indziej, nie wiedząc nic o tym świecie. Teraz jednak bardziej zdaje sobie sprawę z tego, co się wokół niej dzieje; zapewne wie teraz, że ten Jezus, przebywający w Betanii, żyjący w jej pobliżu, jest tym samym, który musi później tak strasznie cierpieć. Przy końcu życia współczując i współcierpiąc z Nim odczuje ona jeszcze cieleśnie wszystkie cierpienia, a potem umrze.
 

W nocy z soboty na niedzielę odwiedził Jezus „cichą Marię" i długo z nią rozmawiał. Podczas rozmowy Maria albo siedziała na posłaniu, albo chodziła po pokoju. Jest teraz całkiem przy zdrowych zmysłach, rozróżnia życie teraźniejsze od pozagrobowego, wie, że Jezus jest Zbawicielem i Barankiem wielkanocnym i że tak straszne czekają Go cierpienia. Dręczy ją z tego powodu niewypowiedziany smutek, a świat cały wydaje jej się ciemną, duszącą zmorą. Szczególnie zasmuca ją przewidywana naprzód niewdzięczność ludzka. Jezus rozmawiał z nią długo o bliskości królestwa Bożego, o Swoich przyszłych cierpieniach, a pobłogosławiwszy ją, wyszedł. Maria wkrótce pożegna się z tym światem. Jest teraz nadzwyczaj piękna, smukła, biała jak śnieg i prawie przezroczysta; ręce ma jak z kości słoniowej i smukłe, długie palce.


Rano uzdrowił Jezus w Betanii publicznie wielu chorych, których umyślnie tu przyniesiono; byli między nimi chromi i ślepi, a niektórzy przybyli z obcych stron na obchód świąteczny. Przyszło także do Jezusa kilku mężów z świątyni, chcąc Go pociągnąć do odpowiedzialności za Jego postępowanie, i zapytali Go, kto Go upoważnił do tego, by wczoraj wtrącał Swoje zdanie podczas nauki w świątyni. Jezus odpowiedział im na to surowo i mówił znowu o Swoim Ojcu. Faryzeusze nie ośmielili się przeciw Niemu wystąpić, obawiali się i nie wiedzieli, jak z Nim postępować. Na drugi dzień nauczał Jezus znowu w świątyni. Obecnie przybyli tutaj wszyscy uczniowie galilejscy, którzy byli obecni na godach w Kanie. Maria i święte niewiasty mieszkają u Maryi Markus. Łazarz kazał zakupić mnóstwo wybranych jagniąt, zabić je i rozdzielić między ubogich najemników i robotników.

 

Pan Bóg tak bardzo pragnie uzdrawiać swoje dzieci i przygarniać je do swego serca, że wystarczy tylko do Niego przyjść, a On dokona reszty. Wystarczy jeden mały krok w Jego kierunku, a już zaczyna wylewać na nas swą uzdrawiającą, miłosierną miłość. Prosząc, musimy jedynie wierzyć, że otrzymamy. Jako Pan wszelkiego stworzenia Pan Jezus ma moc uzdrowić każdego, kto do Niego przychodzi. Nikt nie jest poza zasięgiem miłosierdzia Pana Jezusa. Nie są także ci, których my uważamy za swoich nieprzyjaciół.