Menu

Gościmy

Odwiedza nas 136  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 
 
 
 
 
 
 
 
Przyszedłszy ze wszystkimi uczniami do świątyni, ujrzał Jezus w przedsionku, przeznaczonym na modlitwę, mnóstwo stołów, a za nimi kupców sprzedających jarzyny, ptaki, jagnięta i inne jeszcze środki spożywcze. Jezus w tonie pełnym miłości i uprzejmości kazał im ustąpić stąd i cofnąć się aż na dziedziniec, przeznaczony dla pogan, przedstawiając im, że ubliża to powadze świątyni, a bek jagniąt i ryk bydła przeszkadza modlącym się. Sam z uczniami pomógł kupcom przenieść stoły i towary i pokazał im, gdzie mają je ustawić.

W dniu tym uleczył Jezus wielu obcych przybyłych do Jerozolimy, szczególnie robotników, którzy mieszkali w pobliżu Wieczernika, u Wzgórza Syjon. — Ogromne tłumy ludu zeszły się do Jerozolimy. Dokoła miasta powstał cały las domków i namiotów. Na wielkich placach stoją budynki, tworząc długie ulice, w których są zapasy wszystkiego, cokolwiek potrzebnym jest do zbudowania i urządzenia namiotu, oraz do spożycia baranka wielkanocnego. W tych ogromnych magazynach albo sprzedają na własność żądane przedmioty, albo wypożyczają tylko za pewnym wynagrodzeniem na czas świąt. Gromady najemników i biedaków z całej Palestyny zajęte są roznoszeniem towarów lub rozbijaniem namiotów. Już na długi czas przedtem przygotowywali miejsce w Jerozolimie i okolicy, uprzątali przeszkody, wycinali zarośla, torowali drogi, równali i grodzili miejsca na składy, urządzali targowiska i sklepy. Również wszystkie drogi i trudniejsze przejścia w kraju poprawiali na kilka tygodni przedtem. Wszystkie te prace miały związek duchowy z barankiem wielkanocnym, podobnie jak przygotowywanie drogi Panu przez Jana Chrzciciela miało związek z prawdziwym Barankiem Bożym.

Niedługo potem był Jezus znowu z uczniami w świątyni. Z powodu, że wkrótce miało się odbyć, zabijanie baranka wielkanocnego, były wszystkie wejścia do świątyni otwarte, a z tego skorzystali znowu kupcy i zastawili swe stoły w przedsionku dla modlących się. Jezus więc po raz drugi kazał im ustąpić i usunąć stoły. Napotykał większy opór i dlatego bezwzględniej postępował niż pierwszym razem. Uczniowie zabrali się sami do opróżniania przedsionka; obecny tam jednak zuchwały tłum zaczął stawiać opór wśród wrzasku i miotania się przeciw Niemu, tak że Jezus zmuszony był sam, własnoręcznie jeden stół usunąć. Nie pomógł nic opór tłumu. Wkrótce cała przestrzeń opróżniła się, a kupców wypędzono aż na najdalsze podwórze. Wypędzając, ostrzegł ich Jezus, że dotychczas użył dwa razy środków łagodnych, lecz jeśli jeszcze raz zastanie ich tutaj, natenczas użyje przemocy. Najzuchwalsi z nich odgrażali się, mówiąc: co sobie ten Galilejczyk myśli, ten uczeń z Nazaretu; nie boimy się Go wcale. Potem zaczęło się wyrzucanie ich. Były przy tym obecne tłumy ludzi, patrzące z podziwem na Jezusa. Pobożni Żydzi przyznawali Mu słuszność i z oddalenia przesyłali Mu pochwały. Gdzieniegdzie dawały się słyszeć głosy: „Oto prorok z Nazaretu!” Faryzeuszów gniewało to i zawstydzało; już parę dni przedtem kazali oni po cichu rozgłosić między ludem napomnienie, aby podczas świąt nikt nie przyłączał się do cudzoziemca, nie szedł za Nim i nie rozgłaszał o Nim żadnych wieści. Mimo to lud zwraca na Niego coraz baczniejszą uwagę; między zebranymi tłumami wielu jest takich, którzy już słyszeli Jego nauki, lub nawet Jego mocą uzyskiwali zdrowie.
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
Wychodząc ze świątyni uzdrowił Jezus na podwórzu chromego, wzywającego Jego pomocy; uzdrowiony, wszedł natychmiast do świątyni, głosząc radośnie o Jezusie i wywołał wielkie wrażenie.
 

Jan Chrzciciel nie przybędzie na święta do Jerozolimy. Nie jest on wcale podobny do Żydów, spełniających tylko literę Zakonu, ani też jak inni ludzie. Można by go nazwać głosem odzianym w ciało. Zbiega się do niego znowu wiele ludzi do chrztu, gdyż mnóstwo ludu, idąc na święta do Jerozolimy, także do niego wstępuje.
 

Wieczorem zapanowała cisza w całej Jerozolimie. W domach zajmowano się uprzątaniem wszelkiego kwasu i pieczeniem chleba przaśnego. Wszelkie sprzęty okrywano i zasłaniano. To samo czyniono również w domu Łazarza, na górze Syjon, gdzie Jezus miał ze Swymi uczniami spożywać baranka wielkanocnego. Jezus był przy tym obecny, kierował wszystkim i dawał stosowne nauki. Nie postępowano tu przy tym tak drobiazgowo, jak to czynili inni Żydzi. Jezus wyjaśniał obecnym, co te czynności wyobrażają, jak należy je wykonywać i jakie nierozumne dodatki wprowadzili faryzeusze.
 

Na drugi dzień nie poszedł Jezus do świątyni, lecz udał się do Betanii. Do świątyni wcisnęła się znowu wielka liczba kupczących; widząc to, pomyślałam sobie, że źle by na tym wyszli, gdyby tak Jezus się teraz pojawił. Po południu odbywało się w świątyni zabijanie baranków wielkanocnych; czynność tę spełniano w porządku i z nieopisaną zręcznością. Każdy przyniósł na plecach swego baranka i stawał w rzędzie, a dla każdego było dosyć miejsca. Przeznaczone były dla nich trzy podwórza koło ołtarza; tylko między ołtarzem a świątynią nie stał nikt. Przed tymi, którzy zabijali baranki, stały wygodne podstawki i oparcia; stali oni tak blisko siebie, że jeden drugiego obryzgiwał krwią zabijanych baranków; to też suknie ich były całe zakrwawione. Od nich aż do ołtarza stali rzędami kapłani, odbierali naczynia z krwią, a oddawali próżne. Żydzi mieli właściwy sobie sposób wyjmowania wnętrzności z baranków; zabitego baranka ubijali i ugniatali, przy czym najbliżej stojący pomagał trzymać jagnię, a potem za jednym lekkim pociągnięciem wydobywali wnętrzności. Obciąganie skóry odbywało się bardzo szybko; odciągnąwszy w jednym miejscu nieco skórę, przymocowywali ją do okrągłego kija, który mieli przy sobie, po czym zawiesili baranka z przodu na szyi i obracali obiema rękami patyk, tak że skóra owijała się na niego. Około wieczora było już zabijanie baranków ukończone; na niebie widziałam krwawą zorzę wieczorną.
 
 
14
 
Łazarz, Obed i Saturnin przynieśli do zabicia trzy baranki, przeznaczone dla Jezusa i Jego przyjaciół. Uczta odbywała się w domu Łazarza na Górze Syjon. Był to dom obszerny, o dwóch skrzydłach. W sali, gdzie odbywała się uczta, był zbudowany piec do pieczenia, jednak nie taki, jak ognisko w Wieczerniku. Był o wiele wyższy, podobnie jak ogniska w domu Anny i Maryi, i w Kanie. W grubym prostopadłym murze były z góry porobione otwory, w które wstawiano baranka. Baranek miał nogi rozpięte na drzewie i wyglądał jak ukrzyżowany. Sala była pięknie przyozdobiona. Przy stole, który kształtem bardzo krzyż przypominał, siedzieli biesiadnicy w trzech oddzielnych grupach. Łazarz siedział u góry przy krótszym ramieniu, a przed nim stało wiele mis, napełnionych gorzkimi ziołami. Baranki wielkanocne stały w miejscach, jak je wskazuje podany rysunek; pojedyncze imiona wskazują, gdzie kto siedział. Koło Jezusa stali krewni i uczniowie z Galilei, koło Obeda i Łazarza uczniowie jerozolimscy, a koło Saturnina uczniowie Jana. Wszystkich razem było więcej jak trzydzieści osób.
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 

Ta uczta Wielkanocna odbywała się inaczej, jak ostatnia uczta Wielkanocna Jezusowa. Trzymano się tu więcej rytuału żydowskiego; wszyscy byli przepasani, trzymali kije w ręku, a jedli bardzo prędko. Przy tamtej zaś miał Jezus dwa kije, złożone na krzyż. Śpiewano przy tym psalmy i spożywano szybko całego baranka wielkanocnego stojąc, a potem dopiero zasiadano do stołu. Inaczej to się jednak odbywało, jak u Żydów. Jezus tłumaczył im przyczynę tego, toteż opuszczali oni wiele zwyczajów, wprowadzonych przez Faryzeuszów. Jezus rozebrał trzy baranki i usługiwał innym przy stole, mówiąc, że na dzisiaj chce być sługą dla innych. Siedziano do późnej nocy przy uczcie, przeplatając ją śpiewem i modlitwami.


Ponura cisza panowała dziś w Jerozolimie. Żydzi, nie zajmujący się zabijaniem baranków, siedzieli po domach, ozdobionych ciemną, świeżą zielenią. Wszystkie te tłumy ludzi zajęte były po zabiciu baranków robotą wewnątrz domu, a zachowywano się tak cicho, że aż robiło to na mnie przygnębiające wrażenie.


Dla obcych, którzy obozują poza bramami miasta, było osobne miejsce do pieczenia baranków wielkanocnych. W wielu miejscach w obrębie miasta i poza miastem urządzone były niskie murki, tak szerokie, że można było chodzić po wierzchu, a w murach tych zrobione były piece, jeden koło drugiego. Opodal mieszkał dozorca, który uważał na wszystko, i za niewielkim wynagrodzeniem dostarczał potrzebnych rzeczy. Przy tych piecach gotowali i piekli przechodnie i obcy nie tylko w tym czasie, ale i podczas innych świąt. W świątyni trwało aż do nocy palenie tłuszczu z baranka wielkanocnego, potem po pierwszej wigilii nocnej oczyszczono ołtarz, a z brzaskiem dnia otwierano wszystkie bramy.


Jezus spędził noc z uczniami w domu Łazarza na górze Syjon, przeważnie na modlitwie, mało tylko snu zażywając; uczniowie z Galilei spali w przylegających zabudowaniach. Z brzaskiem dnia wyruszyli wszyscy do świątyni, oświetlonej mnóstwem lamp. Ze wszystkich stron ciągnęły już gromady ludzi, niosąc ofiary. Jezus zatrzymał się z uczniami na jednym z podwórzy i nauczał. Wielka liczba kupczących zebrała się znowu tutaj, zajmując przestrzeń aż do miejsca przeznaczonego dla modlącego się ludu i dla niewiast. Gdy coraz więcej ich przybywało, rozkazał Jezus im wszystkim wynieść się stąd. Kupcy opierali się Mu, a nawet wezwali na pomoc strażników, stojących w pobliżu; ci jednak nie śmieli sami nic przedsięwziąć i donieśli o tym „Radzie". Tymczasem, gdy kupcy wciąż zuchwale stawiali opór, wyjął Jezus z zanadrza postronek, skręcony z cienkich włókien, przesunął na dół pierścień opasujący go, tak że z postronka zrobił się bicz, złożony z mnóstwa cienkich sznureczków. Tak uzbrojony, zaczął wyganiać kupczących, przewracając ich stoły i pędząc przed sobą opornych.

 

15 16

 

Z obu stron szli Jego uczniowie, usuwając wszystkich z drogi. Na to nadeszło wielu kapłanów z „Rady", zapytując Go, kto Mu dał prawo do takiego postępowania? Jezus odrzekł im na to, że chociaż ustąpiła Świętość z tej świątyni, a ona sama zbliża się ku upadkowi, jednak jest zawsze miejscem poświęconym i zbornym modlitw tylu ludzi sprawiedliwych; nie ma więc tu miejsca dla lichwy, oszukaństwa i upadlającego kramarstwa. Ponieważ mówił, że postępuje tak na rozkaz Ojca swego, więc zapytywali Go kapłani, kto jest Jego Ojcem, a Jezus odrzekł im na to: „Nie jest teraz pora objaśniać wam to, zresztą nie byłoby to dla was zrozumiałym". Z tymi słowy odwrócił się od nich i dalej wypędzał kupczących ze świątyni.

Wraz z innymi przybyły do świątyni dwa oddziały żołnierzy.

Kapłani nie odważyli się wystąpić przeciw Jezusowi, a zresztą i sami wstydzili się tego nieporządku. Lud licznie zgromadzony, przyznawał słuszność prorokowi, a żołnierze musieli nawet czynnie pomagać do usunięcia stołów i wyniesienia towarów.
 
17
 
Tak wypędził Jezus kupczących z pomocą uczniów aż na najdalszy dziedziniec. Pozwolił zostać tylko niektórym skromnie się zachowującym, którzy sprzedawali gołębie, małe placki i inne przekąski, i dlatego potrzebni byli w celach, zrobionych w murach, które otaczały podwórze. Następnie udał się Jezus wraz ze swoimi na dziedziniec Izraela. Działo się to mniej więcej około godziny siódmej lub ósmej rano.
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
Wieczorem tegoż dnia wyruszyła procesja w dolinę Cedron, aby zżąć snopy pierwocin.

W kilka dni potem uzdrowił Jezus na dziedzińcu świątyni około dziesięciu chromych i niemych, co rozgłosiło się szeroko, gdyż uzdrowieni wszędzie objawiali swą radość i wdzięczność. Pociągano Go za to znowu do odpowiedzialności, lecz Jezus ostrą dał im odprawę, a lud uwielbiał Go. Po nabożeństwie przysłuchiwał się Jezus z uczniami nauce, wygłaszanej w jednej ze sali świątyni. Wykładano jedną z ksiąg Mojżesza. Jezus stawiał często zarzuty, co było dozwolone, gdyż był to rodzaj szkoły, w której można było dyskutować; wkrótce zmusił wszystkich do milczenia i tłumaczył czytaną księgę w sposób zupełnie inny.

W tym czasie nie widział się Jezus wcale z Matką swą, która przebywała wciąż u Marii Marka i spędzała dnie całe na modlitwie, w trosce i we łzach z powodu rozgłosu, jaki wywoływało postępowanie Jezusa. Szabat odprawił Jezus u Łazarza w Betanii, gdzie udał się po wrzawie, jaka powstała na skutek Jego uzdrowień w świątyni.
 
Po szabacie przybyli Faryzeusze do domu Marii Marka w Jerozolimie, szukając Jezusa, którego chcieli pojmać. Nie znalazłszy Go tam, rozkazali ostro Jego Matce i innym świętym niewiastom, jako Jego zwolennicom, opuścić miasto. Niewiasty wielce tym zasmucone, pospieszyły z płaczem do Betanii do Marty. Zalana łzami, weszła Maryja do izby, gdzie Marta pielęgnowała chorą swą siostrę, „cichą Marię". Biedna chora żyła już teraz zupełnie życiem rzeczywistym i widziała obecnie spełnianie się tego wszystkiego, co przedtem duchem przewidywała. Nie mogąc znieść dłużej brzemienia smutku, umarła w obecności Maryi, Marii Kleofasowej, Marty i innych niewiast.
 
19

Mimo zapowiedzianego prześladowania, przybył Nikodem w tych dniach za pośrednictwem Łazarza do Jezusa, a Ten, spoczywając przy nim na ziemi, przez całą noc go nauczał. Przed nadejściem dnia poszedł Jezus z Nikodemem do Jerozolimy do domu Łazarza na Syjonie. Tu przybył do Niego także Józef z Arymatei. Rozmawiając z Nim, oświadczyli oni z pokorą, iż uznają to, że On jest czymś więcej, niż zwykłym człowiekiem, i ślubowali służyć Mu wiernie aż do końca. Prosili Go, aby zawsze obdarzał ich swą miłością, Jezus zaś polecił im, aby byli ostrożni w objawach wierności ku Niemu i nie narażali się władzom.

Powoli zeszli się wszyscy uczniowie, którzy spożywali z Nim Baranka Wielkanocnego, a Jezus dawał im stosowne nauki i polecenia na czas najbliższy. Podając sobie ręce przy rozstaniu, płakali, ocierając łzy wąską chustą, używaną do okrywania głowy.
 
Szczęście nie polega na tym, żeby mieć wszystko, co się chce, ale żeby być zadowolonym z tego, co się ma. Wymagania, jakie stawia dziś Pan Jezus swoim uczniom wydają się trudne i ciężkie. Jednocześnie jednak Pan Jezus odsłania przed nami niebiańską naturę swej ziemskiej misji. Prawdopodobnie nie zostaniemy wezwani do bardzo radykalnego stylu życia, choć rzeczywiście nie jest to wykluczone. Codziennie jednak, musimy toczyć walkę z pokusami. Nie ustawajmy w toczeniu dobrego boju wiary, a miłość, której teraz kosztujemy tylko częściowo, będzie w nas wzrastać , aż wreszcie staniemy się „radykalni” w naszej miłości do Pana Boga.