Menu

Gościmy

Odwiedza nas 136  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

Dnia następnego około wieczora przybył szatan do Jezusa w postaci potężnego anioła, unosząc się z szumem w powietrzu. Miał na sobie rodzaj wojowniczego odzienia, podobnego do tego, w jakim pojawia się Św. Michał. Mimo jednak świetnego blasku przebijało się przez niego coś ponurego, strasznego. Chełpił się przed Jezusem, mówiąc mniej więcej: „Pokażę Ci, czym jestem, co potrafię, i jak mnie aniołowie noszą na rękach. Patrz, oto tam Jerozolima! Widzisz świątynię? Postawię Cię na najwyższym jej szczycie, a Ty pokaż, co potrafisz i czy aniołowie zniosą cię na dół".

 

6

 

Podczas tych słów szatana zdało mi się, że Jerozolima i świątynia leżą tuż pod górą. Zapewne jednak było to tylko złudzenie. Jezus nie odpowiadał nic szatanowi. Wtedy szatan ujął Jezusa za ramiona, uniósł Go w powietrze i w niewielkiej odległości od ziemi zaniósł do Jerozolimy i postawił na szczycie jednej z wież, stojących na czterech rogach świątyni, których przedtem nie zauważyłam. Wieża ta stała od strony zachodniej ku górze Syjon, naprzeciw zamku Antonia. Wzgórze na którym stała świątynia było w tym miejscu bardzo strome. Wieże te wyglądały jak więzienia, a w jednej z nich przechowywano kosztowne suknie arcykapłana. Dach był płaski, tak że można było po nim chodzić; tylko w środku wznosiła się kopuła, zakończona wielką kulą, na której mogło stanąć dwoje ludzi. Stąd można było zobaczyć całą świątynię.

 

7

 

Na ten najwyższy szczyt wieży postawił szatan Jezusa, nie odzywającego się wcale do niego, spuścił się na dół i rzekł: „Jeśli jesteś Synem Bożym, pokaż Swa moc i spuść się na dół; napisano jest bowiem w Piśmie: „Aniołom Swoim rozkazał o Tobie i będą Cię na ręku nosić, abyś snać nie obraził o kamień nogi Twojej". Na to odrzekł mu Jezus: „Zasię napisane jest, nie będziesz kusił Pana Boga twego". Rozgniewany, przystąpił szatan znowu do Niego, a Jezus rzekł: „Używaj twej mocy, która jest ci dana".

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Na zachodzie widniała już zorza wieczorna. Szatan chwycił znowu Jezusa na barki i z wielkim gniewem poleciał z Nim przez pustynię ku Jerychu; lecz zdaje się, teraz powolniej niż przedtem. To wzlatywał wyżej, to spuszczał się ku dołowi, to rzucał się na wszystkie strony, jak taki, który chce wyładować na kimś swą wściekłość, a nie może tego dokazać. Niósł Jezusa na górę, oddaloną o siedem mil od Jeruzalem, tę samą, na której Jezus rozpoczął post.
 
 
Niosąc Jezusa, przeleciał szatan tuż ponad wysokim starym drzewem terebintowym, rosnącym w dawnym ogrodzie jakiegoś Esseńczyka, który tu dawniej mieszkał; także Eliasz przebywał w tych stronach przez jakiś czas. Drzewo stało za grotą niedaleko stromego urwiska. Drzewa takie nacina się trzy razy do roku i otrzymuje się z nich za każdym razem nieco gorszy balsam.
 

Szatan postawił Pana na wystającej, niedostępnej skale, która tworzyła najwyższy szczyt góry, a położoną była o wiele wyżej niż grota. Było już ciemno; kiedy szatan wskazywał ręką naokoło siebie, zrobiło się jasno i we wszystkich stronach świata widać było najpiękniejsze krajobrazy. Wtedy rzekł szatan do Jezusa: „Wiem, że jesteś wielkim nauczycielem, a teraz chcesz powołać uczniów i rozszerzyć Swą naukę. Patrz! Tu widzisz mnóstwo wspaniałych krajów, potężnych narodów, a tu z drugiej strony mała, nieznaczna Judea! Tam idź! Oddam Ci te wszystkie kraje w posiadanie, jeśli uklęknąwszy, oddasz mi pokłon". Przez pokłon rozumiał tu szatan uniżenie się, jak to często czynili Żydzi, a szczególnie faryzeusze, wobec wysokich dostojników i królów, gdy chcieli coś uzyskać. Pokusa ta diabelska podobną była do tej, gdy szatan przybył do Jezusa z Jerozolimy, jako urzędnik Heroda, i chciał wziąć Go ze sobą do Jerozolimy na zamek, aby tam popierać Jego plany. Tylko ta była szerzej zakrojona. Gdzie szatan wskazał ręką, tam widać było rzeczywiście kraje i morza, wspaniałe miasta, królów postępujących w chwale i triumfie w otoczeniu wojowników i wspaniałego orszaku. Wszystko widać było tak wyraźnie, jak gdyby odległość była bardzo mała; a każdy obraz, każdy naród, przedstawiał się w innym blasku i świetności, każdy miał inne zwyczaje i obyczaje.
 

Szatan wykazywał także Jezusowi zalety pojedynczych narodów; szczególnie zwracał uwagę Jego na kraj, zamieszkały przez rosłych, wspaniałych ludzi, jakby olbrzymów (zdaje mi się, że była to Persja), i radził Mu tam przede wszystkim pójść nauczać. Palestynę zaś ganił jako mały i nieznaczny kraik. Był to cudowny widok. Tyle różnych rzeczy, a wszystko tak świetne i wspaniałe.
 
 
8
 
 
Jezus nie rzekł nic więcej do szatana tylko te słowa: „Samego Boga, Pana twego czcić będziesz i Jemu samemu służyć będziesz. Idź precz, szatanie!" — W tej chwili stał się szatan nieopisanie straszny, rzucił się ze skały w przepaść i zniknął, jakby go ziemia pochłonęła.
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 

Zaraz potem przystąpił do Jezusa chór aniołów, którzy, oddawszy Mu pokłon, łagodnie, jakby na rękach, zanieśli Go do groty, w której zaczął Swój post czterdziestodniowy. Było dwunastu głównych aniołów i wielu mniejszych do posługi, również określonej ilości. Nie pamiętam już, czy tych ostatnich było 72, lecz tak mi się zdaje, gdyż podczas tego widzenia miałam wciąż na myśli apostołów i uczniów Jezusa. Teraz odbyła się w grocie uroczystość dziękczynna i triumfalna, a potem uczta. Aniołowie obwiesili grotę liśćmi winnymi i z tychże liści zwieszała się ze sklepienia nad Jezusem korona zwycięska. Wszystko odbyło się w porządku i uroczyście i bardzo szybko, gdyż cokolwiek tylko który z aniołów pomyślał, to w jednej chwili przybierało wyraźne kształty i stosownie do przeznaczenia zajmowało swe miejsce; a wszystko było przejrzyste, symboliczne.

 

Aniołowie przynieśli również ze sobą stół z początku mały, zastawiony niebiańskimi potrawami, który szybko wzrastał i powiększał się. Potrawy i naczynia były takie same, jakie widywałam zawsze na stołach niebiańskich. Jezus zasiadł wraz z aniołami do spożywania potraw. Właściwie jednak nie było to zwykłe jedzenie ustami, lecz cudowne jakieś przechodzenie potraw w spożywających, udzielanie się jedzącym ich siły orzeźwiającej i pożywności. Wydawało się, jak gdyby sama wewnętrzna treść potraw przechodziła w spożywających. Nie da się tego wypowiedzieć słowami.


Na końcu stołu stał wielki świetlisty kielich, a wokół niego małe kubki takiego kształtu, jak przy Ostatniej Wieczerzy, tylko większe; stał także talerz z cienkimi skibkami chleba. Jezus nalewał z wielkiego kielicha do kubków, zanurzał w nich kawałki chleba, a aniołowie odbierali je od Niego i odnosili. Na tym skończyło się widzenie. Opuściwszy grotę, zszedł Jezus z gór ku Jordanowi.


Aniołowie, którzy służyli Jezusowi, byli różnego stopnia i postaci, i rozmaicie ubrani. Ci, co na ostatku odchodzili z chlebem i winem, byli w szatach kapłańskich. W tej samej chwili, jak znikli, miałam widzenie, jakie pociechy duchowne otrzymali teraźniejsi i późniejsi przyjaciele Jezusa. W Kanie pojawił się Jezus w widzeniu Najświętszej Pannie, pokrzepiając ją. Łazarz i Marta zapałali nadzwyczajną miłością ku Jezusowi. „Cichej Marii" przyniósł anioł rzeczywiście w darze potrawy ze stołu Pana; przyjmowała je z dziecinną radością. Widziała ona podczas postu Jezusa wszystkie Jego utrapienia i pokusy i żyła tylko rozważaniem i współczuciem dla Niego, nie dziwiąc się niczemu.— Magdalena także doznała cudownego wzruszenia umysłu. Była właśnie zajętą strojeniem się na jakąś uroczystość, gdy niespodziewanie opanowała ją nagła trwoga z powodu swego sposobu życia i gwałtowne pragnienie ratowania swej duszy. Rzuciła strój o ziemię, idąc za pierwszym popędem, za co wyśmiało ją jej otoczenie. Wielu z późniejszych apostołów otrzymało także pokrzepienie duchowne, i tęsknota opanowała ich serca. Natanaelowi, siedzącemu w swym mieszkaniu, przypomniało się wszystko, co słyszał o Jezusie, i wzruszył się tym bardzo, lecz wkrótce o tym zapomniał. Piotr, Andrzej i inni byli także poruszeni i pokrzepieni na duchu. Cudowny był to obraz.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Podczas postu Jezusa mieszkała Maryja początkowo w domu koło Kafarnaum. Nasłuchała się tu nieraz rozmaitych rzeczy o Jezusie i zarzutów, jakie Mu czyniono, że włóczy się Bóg wie którędy, że zaniedbuje obowiązek postarania się o jakie zajęcie, aby utrzymać swą matkę itd. W ogóle mówiono w całym kraju bardzo wiele o Jezusie, bo przez opowiadania rozproszonych uczniów dowiedzieli się wszyscy o cudownym zjawisku przy chrzcie i o świadectwie jakie Mu dał Jan. Później jeszcze raz tylko, tj. przy wskrzeszeniu Łazarza i przed męką, zajmowano się Nim tyle co teraz. Najświętsza Panna była wciąż poważna i skupiona w Sobie; nie było chwili, żeby nie miała wewnętrznych natchnień i objawień, i żeby nie czuła i nie cierpiała wespół z Jezusem.


Pod koniec czterdziestodniowego postu zamieszkała Maryja w Kanie Galilejskiej u rodziców narzeczonej z Kany. Byli to ludzie poważni i jak gdyby przełożeni miasta. W środku miasta mieli piękny, przyjemny dom, drugi zaś dom mają w innym miejscu i ten oddają z wszelkim urządzeniom córce na wiano. W nim mieszka teraz Najświętsza Panna. Przez środek miasta idzie gościniec, zdaje mi się, z Ptolomaidy; widać go z daleka, jak z wyżyn spuszcza się powoli ku miastu. Miasto samo nie jest tak nierówno i nieporządnie zbudowane, jak inne. - Oblubieniec jest prawie w tym samym wieku co Jezus, i jako głowa rodziny prowadzi gospodarstwo swej matce. Dobrzy ci ludzie radzą się Najświętszej Panny co do szczegółów wyprawy dla nowożeńców i wszystko Jej pokazują.


Jan w czasie tym ciągle jest zajęty chrzczeniem ludzi. Herod nieraz starał się nakłonić go, by przyszedł do niego, a także posyłał doń, aby dowiedzieć się czegoś o Jezusie. Jan traktował Heroda zawsze obojętnie, a co do Jezusa powtórzył mu dawniejsze swe słowa. Wysłańcy z Jerozolimy byli także u Niego, aby im zdał sprawę o sobie i o Jezusie. Jan powtórzył im to co zawsze, że Jezusa nigdy przedtem nie widział, że jednak posłany jest, aby Mu przygotować drogę.


Od czasu, kiedy się Jezus dał ochrzcić, nauczał Jan zawsze, że woda ta uświęcona została przez chrzest Jego i zstąpienie na Niego Ducha Świętego, i że złe moce wyszły już z wody, jak gdyby ją egzorcyzmowano. Jezus dlatego dał się ochrzcić, aby uświęcić wodę. Chrzest Jana był więc teraz czystszy i świętszy; dlatego też widziałam, że Jan Jezusa chrzcił w osobnej studni, z której potem puszczono wodę do Jordanu i innych chrzcielnic, i z której tak Jezus, jak i uczniowie brali zawsze wodę w drogę do dalszego udzielania chrztu.

 

Każdy z nas, wcześniej czy później, będzie przechodził przez próby wiary. Zostaniemy pozostawieni w sytuacji wyboru – wypłynąć na głębię czy pozostać w bezpiecznej bliskości brzegu. Jeśli zdecydujemy się podjąć ryzyko na słowo Pana Chrystusa, będziemy oglądać cuda wiary. Pan Jezus niekoniecznie musi zażądać od nas czegoś wielkiego, jednak każdy, nawet najdrobniejszy akt posłuszeństwa, może poruszyć największe góry w naszym życiu – góry lęku i wątpliwości.