Menu

Gościmy

Odwiedza nas 148  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Wieczorem udał się Jezus przez Jezrael blisko trzy godziny drogi dalej do Sunem, położonego na pagórku, które z daleka było widać. Kilku uczniów poszło naprzód, aby Mu u pewnego właściciela przy wejściu do miasta zamówić gospodę. Dolina, obfitująca w sady, z której szedł Jezus, leży na południe od Jezrael; tędy właśnie, tj. przez Jezrael, przeszedł jedną stroną, przez nikogo nie zatrzymany, a później zwrócił się na północny wschód ku Sunem. Obok tego miasta leżą, w odległości mniej więcej dwóch godzin drogi, jeszcze dwa inne miasteczka, z których jedno pozostawił Jezus na boku, idąc z Kislot-Tabor do Jezrael.


Mieszkańcy Sunem żyją z tkactwa. Mianowicie wyrabiają z nici jedwabnych wąskie krajki gładkie lub w kwiaty. Miejsce to nie leży już w dolinie Ezdrelon, lecz znowu bardziej w górach.

Koło Jezusa powstał tu niesłychany tłok, który się coraz bardziej zwiększał. Ludzie otoczyli Go ze wszech stron, padali na ziemię, wołali i krzyczeli z radości, iż przybył nowy prorok, wysłaniec Boży; wielu ludzi czyniło to w dobrej myśli, inni zaś z ciekawości i dla hałasu. Natłok jest tu tak wielki, iż można by go prawie porównać z powstaniem; ponieważ zaś ciżba ta w Galilei coraz większe przybierała rozmiary, dlatego Jezus wnet się stąd usunie. Z tego miejsca pochodziła piękna Abizag, którą Dawid w starości wziął do siebie. Miał tu również Elizeusz gospodę, gdzie  Jezus często wstępował i wskrzesił zmarłego syna swej gospodyni; miałam o tym widzenie, skutkiem czego miejsce to dobrze utkwiło mi w pamięci. Znajduje się także w tym mieście wolna gospoda dla pewnych podróżnych, zbudowana na pamiątkę Elizeusza; nie wiem jednak, czy gospoda ta jest w tym samym domu, czy tylko na jego miejscu. Tego dnia nauczał Jezus w szkole, odwiedził także wiele domów, aby pocieszyć i uzdrowić chorych. Miasto leżało nieco rozrzucone naokoło pagórka, który sterczał w jego środku. W górę prowadziła droga, przy której były coraz mniejsze i gorsze domy; na górze zaś były tylko chaty. Na wierzchołku było wolne miejsce z katedrą, w czasie upału jednak okrywane dachem płóciennym, rozpostarłem na słupach.

Gdy Jezus następnego poranka wstępował z uczniami na górę do katedry, powstało na tym miejscu okropne zamieszanie. Tłum przyniósł wielu chorych na noszach, które poustawiano w górę wzdłuż drogi. Wśród wielkiego ścisku i zgiełku wstąpił Jezus na górę i wielu uzdrowił. Ludzie powychodzili na dachy, aby widzieć co czyni i słuchać nauk. Na górze, z katedry, jest piękny widok na Tabor. Jezus występował tu ostro przeciw pysze i chełpliwości ludzi, iż zamiast poprawić się, pokutować i wypełniać przykazania Boże, czynią niepotrzebny hałas, iż przybył prorok i wysłaniec Boży; uważali to sobie za zaszczyt i przypisywali to swej zasłudze; gdy tymczasem Jezus przybył po to, ażeby poznali swe grzechy.

Wyruszywszy stąd o godzinie trzeciej po południu, szedł Jezus jakie trzy godziny w kierunku północno-zachodnim i przybył do miasta Ulamy, większego i porządniejszego, a nie mającego takich cech starożytności, jak Sunem. Otaczały je mury, na których rosły drzewa. Miasto to leży o pięć godzin drogi od Tabor w kierunku wschodnim; stąd zaś do Arbeli jest może dwie godziny drogi w kierunku północnym. Drogi w górach okolicznych są uciążliwe, pełno wszędzie ostrych, białych krzemieni. Toteż wyrabiają tu mnóstwo sandałów. Samo miasto leży na górze, wkoło górami otoczone, a cała okolica jest bezludna i nie do przebycia. Góry obsadzono są aż ku wierzchołkom winem. Rosną tu także jakieś bujne, powikłane krzewy, wysokości drzewa, o gałęziach grubości ramienia ludzkiego; owoce mają gruszkowate, wielkie, podobne do dyni, z których wyrabiają flaszki. (Prawdopodobnie ma tu na myśli wielką banię butelkową, której nie zna, gdyż mówi przy tym, iż nie jest to właściwie drzewo). Miasto nie wydawało się tak starodawne, jak inne; owszem robiło wrażenie, jak gdyby było nieskończone. Mieszkańcy nie odznaczali się dawną żydowską prostotą, lecz chcieli uchodzić za roztropniejszych i doskonalszych; może kiedyś przebywali tu Rzymianie, lub jakiś inny naród. I tu zbiegło się mnóstwo ludzi na wieść, że Jezus spędzi tu szabat. Zebrało się także sporo uczniów, między innymi brat przyrodni Piotra, Jonatan, i synowie wdowy; ogółem było ich około dwudziestu. Oprócz nich przyszli Piotr, Andrzej, Jan, Jakub Młodszy, Nathanael Chased i Natanael Oblubieniec. Jezus polecił im tu przyjść, aby wysłuchali Jego nauki i byli Mu pomocny przy leczeniu chorych, ochraniając Go przed natarczywością tłumów. Lud dowiedział się skądś, gdzie Jezus miał przyjść, i wyszedł naprzeciw Niego z gałązkami w rękach, sypiąc Mu pod nogi liście; niektórzy kładli w poprzek drogi długie pasy sukna, po których Jezus musiał przechodzić, wszyscy zaś wznosili okrzyki na cześć proroka. Porządek utrzymywali przełożeni i oni to powitali Jezusa. W mieście było wielu opętanych; ci, biegnąc teraz za Jezusem, wykrzykiwali co sił, kim On jest; dopiero na rozkaz Jezusa umilkli. Przyszedłszy do miasta, stanął Jezus w gospodzie. Tu znowu opętani nie dali Mu spokoju, krzycząc i rzucając się na wszystkie strony. Jezus nakazał im znowu milczenie i polecił ludziom ich odprowadzić.
 
 

 
 
 
 
 
 
 

W Ulamie były trzy szkoły; jedna dla uczonych zakonu, druga dla młodzieży i synagoga. Jezus wstępował do rozmaitych domów, pocieszając i lecząc chorych, a potem nauczał w szkole, mówiąc głównie o prostocie i o szacunku należnym rodzicom, gdyż tych właśnie zalet brakowało tutejszym mieszkańcom. Występował także ostro przeciw ich dumie, stąd, że powstał między nimi prorok. Źle robią, że czas, przeznaczony na upomnienie i pokutę, tracą na próżnych przechwałkach.


Po szabacie urządzili mu znakomitsi mieszkańcy ucztę w budynku publicznym, przeznaczonym na ten cel. Apostołowie i uczniowie, którzy byli w domu, odwiedzili tylko swoich i widzieli się także z Maryją, która miała szczególny dar zyskiwania sobie życzliwości i zaufania kobiet.


Jan Chrzciciel przebywał wciąż na tym samym miejscu, lecz liczba jego stronników malała z każdym dniem. Herod często przychodził do niego lub przysyłał posłów.


W dzień po szabacie udał się Jezus z uczniami o godzinie dziewiątej rano na miejsce kąpielowe, położone na górze o kwadrans drogi od miasta. Jest tu plac mniej więcej tak wielki, jak cmentarz w Dülmen, a otoczony wkoło budynkami i podniesieniami; w środku jest piękna studnia i siedzenie dla nauczającego. Jezus rozkazał tu przynieść wszystkich chorych z miasta, gdyż tam nie leczył ich, dla uniknięcia zbyt wielkiego natłoku. Chorzy leżeli dokoła na noszach w przysionkach i pod namiotami, a uczniowie pomagali Jezusowi utrzymywać porządek. Ludzi zbiegło się z miasta tyle, że nie mogli się wszyscy docisnąć; przełożeni i kapłani pilnowali porządku. Jezus uleczył wielu chorych, idąc po kolei od jednego do drugiego. — Gdy mówię wielu, to rozumiem przez to zwykle około trzydziestu; gdy zaś mówię kilku, to mam na myśli mniej więcej dziesięciu. — Potem nauczał Jezus o śmierci Mojżesza, której rocznicę, wkrótce przypadającą, obchodzono postem. Potrawy włożono już do popiołu. W takich dniach jedzono inny chleb niż zwyczajnie. Jezus mówił w Swej nauce o kraju obiecanym i o jego urodzajności, którą nie tylko materialnie trzeba pojmować, lecz także mieć na myśli pokarm duchowy; kraj ten bowiem obfituje także w proroków, głoszących słowo Boże, a owocem tego jest przyobiecane zbawienie i pokuta w sercach tych, którzy zbawienie to pragną osiągnąć.


Po nauce udał się Jezus do pobliskiego budynku, gdzie umieszczono wszystkich opętanych; byli to w większości ludzie młodzi lub dzieci. Za zbliżeniem się Jego zaczęli rzucać się i wrzeszczeć. Jezus kazał ustawić ich w szeregu, nakazał im spokój i jednym rozkazem uwolnił ich od złego ducha. Niektórzy z nich skutkiem tego omdleli. Rodzice i krewni nie byli przy tym obecni. Jezus dawał tu znowu różne napomnienia i nauki.


Skończywszy jeszcze jedną naukę w synagodze, Jezus opuścił niepostrzeżenie miasto. Uczniowie odeszli już przedtem, gdyż Jezus zwykł był wszystko z góry mądrze układać. Omijając po drodze wszystkie miasta, przybyli do Kafarnaum. Jezus chce opuścić Galileę, gdyż czynią tu wiele hałasów i rozgłosu z Jego powodu.


Idąc z uczniami przez całą noc, przybył Jezus rano do Swej matki. Była tam żona i siostra Piotra, oblubienica z Kany i inne niewiasty. Dom, w którym tu Maryja mieszka, jest obszerny i rozbudowany na wzór innych tutejszych domów. Maryja nie jest nigdy sama; w pobliżu mieszkają wdowy, a często przychodzą niewiasty z Betsaidy i Kafarnaum, między którymi to miastami leżą owe domy. Często przychodzi także to ten, to ów uczeń. Niewiasty obchodziły tu post i żałobę z zasłoniętymi twarzami, a potem udały się do Kafarnaum, gdzie Jezus nauczał w szkole.

 


 

 

 

 

 

 

 

Kafarnaum leży o godzinę drogi od Morza Galilejskiego, jeśli się idzie prosto przez górę; dwie godziny zaś, jeśli się idzie doliną, przez bardziej ku południowi położoną Betsaidę. Mniej więcej pól godziny drogi od Kafarnaum, na drodze ku Betsaidzie, stoją budynki, z których w jednym mieszka Maryja. Z Kafarnaum płynie do jeziora uroczy strumyk, dzielący się pod Betsaidą na wiele odnóg i użyźniający ziemię. Maryja nie prowadzi żadnego gospodarstwa; nie trzyma bydła, ani nie uprawia ziemi. Żyje jak wdowa z ofiar przyjaciół, trudni się przędzeniem, szyciem i tkaniem za pomocą pręcików. Modli się często, przy tym pociesza i naucza inne niewiasty.

W dniu, w którym Jezus przybył, nie było u Niej nikogo. Biedna matka płakała na myśl o niebezpieczeństwach, jakie zagrażają Jej Synowi z powodu rozgłosu, jaki zyskała Jego nauka i cuda w kraju. Do Jej uszu bowiem dochodziły wszystkie pomruki i złorzeczenia ludzi nieprzyjaznych, którzy obawiali się powiedzieć to Jezusowi w oczy. Jezus tłumaczył Jej, że Jego czas już nadszedł, że opuści teraz te strony i uda się do Judei, gdzie po Wielkanocy przeciw Niemu z pewnością wzbudzi się jeszcze większa nienawiść.

W Kafarnaum zaczął się obchód uroczystości dziękczynnej z powodu deszczu. Synagogę i budynki publiczne świetnie  ustrojono zielonymi drzewkami i różnymi girlandami z liści, a z dachu synagogi i większych domów, opatrzonych galeryjkami, rozbrzmiewała muzyka. To słudzy synagogi, coś jak dzisiejsi kościelni, grali na dziwnym, wielogłosowym instrumencie, który wyglądał, jak wąski, na cztery stopy długi wór skórzany, do którego jest przymocowanych kilka piszczałek i trąbek. Gdy wór nie jest nadęty, leżą one na nim. Do grania podnosi i trzyma go dwoje ludzi i pomagają trzeciemu, który nadyma worek munsztukiem, a zarazem odmykają lub zamykają stosowne klapy, skutkiem czego daje się słyszeć głośny, harmonijny, wielogłosowy ton. Po boku stojący ludzie także niekiedy dmuchali w instrument.

Jezus miał w synagodze rozczulającą naukę o deszczu i suszy. Opowiadał w niej o Eliaszu, który na górze Karmel modlił się o deszcz i podczas tego sześć razy zapytywał sługę, czy nic nie widzi? Dopiero za siódmym razem tenże mu odrzekł, że widzi małą chmurkę, występującą z morza, która powiększała się coraz bardziej, a wreszcie deszczem orzeźwiła kraj cały. Potem przebiegał Eliasz wszystkie miejscowości w kraju. Jezus tłumaczył to w następujący sposób: Siedmiorazowe pytanie się Eliasza oznacza okresy czasu aż do spełnienia się obietnicy. Chmura jest obrazem teraźniejszych czasów, a deszcz oznacza przybycie Mesjasza, którego nauka rozszerzy się po kraju i orzeźwi wszystkich. Kto teraz pragnie, niech pije, a kto uprawił pole, ten doczeka się i deszczu. Mówił to Jezus tak dziwnie i wzruszająco, że wszyscy słuchacze, nie wyłączając Maryi i świętych niewiast, płakali.

Ludzie są tu w Kafarnaum dobrze usposobieni. Jest tu przy synagodze trzech kapłanów. W domu obok synagogi, gdzie mieszkają, spożywa Jezus często wieczerzę wraz z zaufanymi uczniami, gdyż jest tu ustanowiona pewnego rodzaju bezpłatna gościna dla nauczających w synagodze.


Wczoraj wieczór i dziś rano grano znowu na dziwacznym instrumencie. Dziś obchodzili jeszcze święto młodzieńcy i dzieci, bawiąc się wesoło. Jezus już wczoraj wieczór odprawił uczniów z Betsaidy, i tych uczniów, którzy są jego krewnymi, ponieważ chciał raniutko opuścić te strony i udać się do Judei. Tylko dwunastu uczniów pozostało przy Nim, a mianowicie ci, którzy pochodzili z Nazaretu, z Jerozolimy i ze stron pobytu Jana.

 

Troska Pana Jezusa o nas obejmuje również nasze dolegliwości fizyczne. Nie zadowalajmy się tylko częściowym słyszeniem głosu Pana Boga! Nie poprzestawajmy na tylko częściowym uwolnieniu od grzechu! Pan Jezus przyszedł, aby dać nam pełnię życia a nie tylko odrobinę. Obietnica ta może wydawać się zbyt wielka, by ją pojąć, ale jest to Boża obietnica, a Pan Bóg ma moc wypełnić wszystko, co obiecuje. Prośmy Pana, aby otworzył nam uszy na swój głos. Prośmy Go, aby otworzył nam oczy na Jego dzieła i rozwiązał nam język do głoszenia Jego dobroci. Prośmy Go, aby odnowił naszego ducha, umysł i ciało, uzdalniając nas do życia, które nam przeznaczył. On pragnie to uczynić. Obiecał, że ten kto prosi o wiarę, otrzymuje.