Menu

Gościmy

Odwiedza nas 202  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Jezus nie poszedł do miasta, lecz boczną drogą przybył blisko południowego muru, niedaleko bramy. Do tego muru po zewnętrznej stronie miasta przybudowany był cały szereg chat dla trędowatych. Gdy się Jezus zbliżył do tych domów, rzekł do uczniów: „Wołajcie z daleka tych trędowatych, aby szli za Mną, a Ja ich uzdrowię! Gdy wyjdą, oddalcie się, abyście się nie zarazili; a nie mówcie nikomu o tym, co zobaczycie, gdyż jest wam znana zapalczywość mieszkańców Nazaretu, unikać więc trzeba wszelkiego powodu do podrażnienia kogokolwiek!” Potem odszedł Jezus nieco naprzód ku Jordanowi, a uczniowie wołali na chorych: „Wyjdźcie i postępujcie za Prorokiem z Nazaretu! On wam pomoże!” A gdy zobaczyli, że chorzy wychodzą, prędko uciekli. Jezus wtedy zawrócił z wolna z drogi, do miasta prowadzącej, w stronę Jordanu. Z cel wyszło pięciu mężczyzn rozmaitego wieku i przyszedłszy do Jezusa, otoczyli Go rzędem w odosobnionym miejscu, w którym się był zatrzymał. Byli w długich, przestronnych, białych sukniach, bez pasów, z kapturem na głowie, z kapturów spadała na twarz szmata z otworami na oczy. Wtedy pierwszy z nich upadł przed Jezusem na kolana, całując rąbek Jego sukni, a Jezus zwrócił się doń, położył mu rękę na głowę, modlił się, błogosławił go i kazał mu odejść na bok. Następnie czynił to samo drugi i inni, aż do ostatniego. Potem uchylili zasłony z twarzy i odkryli ręce, a skorupa trądu opadła z nich; Jezus zaś upominał ich i przestrzegł przed grzechem, przez który w tę chorobę popadli, wskazał jak mają żyć i zakazał im mówić o tym, że ich wyleczył. Lecz oni odpowiedzieli: „Panie, zjawiasz się tak nagle u nas! Wyglądaliśmy Cię tak dawno i wzdychaliśmy za Tobą, lecz nie mieliśmy nikogo, kto by Ci o naszej nędzy opowiedział i do nas Cię przyprowadził. Panie, zjawiasz się tak nagle! Jakże możemy przemilczeć naszą radość i Twoje cuda!" Jezus powiedział im raz jeszcze, aby wcześniej o tym nie mówili, dopóki nie dopełnią przepisanych prawem ustaw; mają zgłosić kapłanom, że są czyści, dopełnić należne ofiary i oczyszczenia, a potem mogą powiedzieć, że On ich uleczył. Wtedy raz jeszcze rzucili się na kolana i powrócili do swoich cel, a Jezus poszedł do uczniów w stronę Jordanu. Trędowaci owi nie byli zupełnie zamknięci, mieli oni wyznaczoną przestrzeń, na której mogli się poruszać. Nikt się do nich nie zbliżał, mówiono z nimi z daleka, pożywienie stawiano im w oznaczonym miejscu w miskach, których jednak z powrotem nie brano, lecz chorzy sami je tłukli i zagrzebywali; za każdym razem przynoszono inne tanie naczynia.


Jezus szedł z uczniami jeszcze dość daleko, przez urocze zarośla i aleje nad Jordanem, gdzie w ustronnym miejscu spoczęli i pożywili się. Potem czółnem przeprawili się przez rzekę. Przy brzegu rzeki były w rozmaitych miejscach czółna, którymi podróżni sami się przeprawiali; ludzie, którzy pracowali przy brzegach i w pewnych odstępach wzdłuż większej części rzeki mieli chaty, przyciągali czółna z powrotem na swoje miejsce. Jezus szedł z czterema uczniami nie koło samego jeziora, ale bardziej w górę na wschód w stronę miasta Galaad. Byli z nim uczniowie: Parmenas z Nazaretu, Saturnin, a spośród dwóch innych jeden nazywał się Tarzissus, drugi zaś, brat jego, Aristobulus. Tarzissus byt później biskupem w Atenach. Aristobulus był przydany Barnabie; słyszałam to z dodanym wyrazem „zbratany"; ale był on tylko duchownym jego bratem. Bywał często z Pawłem i Barnabą, i — zdaje mi się — był biskupem w Brytanii. Przyprowadził ich do Jezusa Łazarz. Byli to cudzoziemcy, prawdopodobnie Grecy; ojciec ich niedawno temu osiadł był w Jerozolimie. Byli oni żeglującymi handlarzami; ich niewolnicy, czyli słudzy, przewożąc towary, przybyli ze zwierzętami jucznymi na naukę Jana i dali się ochrzcić. Po powrocie opowiedzieli o Janie i Jezusie ich rodzicom, którzy z synami wybrali się do Jana. Ojciec i synowie dali się ochrzcić, zostali obrzezani i powrócili do Jerozolimy. Nie byli też bez majętności, ale wszystko dali później na rzecz gminy. Obaj bracia byli wysokiego wzrostu, brunatnoczerwonej cery, zręczni i bardzo wykształceni. Byli dorosłymi, obrotnymi i zwinnymi młodzieńcami, umiejącymi dać sobie radę w podróży i wszystko dobrze i wygodnie urządzić.


Z okolicy, do której Jezus wstępował, spływała rzeczka; tamtędy też właśnie Jezus przechodził. Prorok Eliasz także się tu raz zatrzymał. Jezus opowiadał o tym i uczył uczniów przez całą drogę w samych przypowieściach, zaczerpniętych z rozmaitych stanów, zajęć, każdego krzaczka, kamienia, rośliny, miejsca, i z wszystkiego, co się tylko na drodze nadarzało. Uczniowie pytali o wszystko, co z Nim przeszli w Nazarecie i Seforis.  Mówił z nimi o małżeństwie z powodu dysputy z faryzeuszami w Seforis, potępiał rozwód, głosił nietykalność ślubu; mówiąc że Mojżesz dozwolił na rozwód tylko przez wzgląd na surowe obyczaje, zatwardziałość i grzechy ludu.


Pytali się Go następnie o zarzut, który Mu uczynili mieszkańcy Nazaretu, że nie ma miłości bliźniego, gdyż w rodzinnym Swym mieście, które jest Mu przecież najbliższe, nie chciał leczyć; na koniec zapytali, czy przypadkiem Swoich rodaków nie należy uważać za bliźnich. Jezus uczył ich wówczas bardzo długo o miłości bliźniego, i dawał im rozmaite przykłady i pytania. Przypowieści te brał Jezus z rozmaitych stanów w świecie, o których była mowa, wskazywał niektóre miejscowości, które stąd, z oddali można było zobaczyć, mówiąc o tych lub owych rzemiosłach, które tam szczególnie wykonywano. Mówił dalej, że kto chce za Nim iść, musi opuścić ojca i matkę, a jednak wypełniać czwarte przykazanie; nawet ze Swoim ojczystym miastem musiałby tak postąpić, jak On postąpił z Nazaretem, tak jak na to zasłużyło, nie przestając jednak kochać bliźnich. Pierwszym bliźnim jest Bóg, Ojciec Niebieski i Ten, którego On posłał. W dalszym ciągu mówił o miłości bliźniego, jak ją świat pojmuje i spełnia, o celnikach w Galaad, do których teraz się zbliżali, że ci tych najwięcej kochają, którzy im rzetelnie płacą cło. Wskazał następnie na Dalmanutę, która na lewo od nich leżała i rzekł: Ci namiotnicy i tkacze kobierców kochają tych bliźnich, którzy od nich wiele namiotów zakupują, a swoich biednych zostawiają bez przytułku.


Następnie wziął porównanie z wyrabiania podeszew, stosując je do ciekawości Nazareńczyków. Między innymi rzekł: „Nie potrzebuję ich czci, która jest tak pięknie zabarwiona, jak pstre podeszwy w warsztacie wyrabiaczy podeszew, którymi później stąpa się w błoto". Mówił także: „Są oni jak wyrabiacze podeszew tego miasta, na które wskazałem, którzy swoje własne dzieci wyśmiewają i pogardzają nimi, a jak je wyślą do obczyzny i tam się czegoś nauczą o pięknych zielonych podeszwach, o nowej modzie, to przez chciwość nowości każą im powrócić, a następnie chcą szczycić się tymi podeszwami, które podobnie jak i ta sława, zostaną podeptane". Dalej pytał Jezus: „Jeżeli ktoś w drodze podrze podeszwę i przyjdzie do któregoś z tych rzemieślników, aby inną kupić, czy wyrabiacz da mu jeszcze drugą na dodatek?" Podobnie mówił o rybakach, budowniczych i innych stanach.

 


 

 

 

 

 

 


Uczniowie pytali Go także, gdzie chce mieszkać? Czy w Kafarnaum chce dom wybudować? — Jezus odpowiedział, że nie buduje na piasku, i nadmienił innego rodzaju miasto, które zamierza zbudować. Nie zawsze rozumiałam, co mówili, chodząc; gdy siedzieli, rozumiałam lepiej. Tyle sobie przypominam, że Jezus chciał mieć Swoje czółno, aby móc pływać po jeziorze; chciał bowiem uczyć na lądzie i na wodzie.


Przybyli wreszcie do kraju Galaadilis. W tej krainie przebywał chwilowo niegdyś także Abraham z Lotem, i już wtedy był między nimi pewien podział. Jezus mówił im o tym, dodając aby nie rozgłaszali o uleczeniu trędowatych, by nikomu nie dawać powodu do gniewu; teraz szczególniej powinni być ostrożni i unikać rozgłosu, gdyż inaczej spowodowałoby to nienawiść mieszkańców Nazaretu. W dzień szabatu — mówił — będzie znowu w Kafarnaum nauczał; wtedy będą mieli sposobność poznać, jaka jest miłość bliźniego i wdzięczność ludzi; zobaczą, że zupełnie inaczej przyjmą Go teraz, niż wtedy, kiedy uzdrowił syna władcy.


Po kilku godzinach  drogi w  kierunku północno wschodnim, idąc po łuku od jeziora, przybyli niedaleko Galaad na południe od Gamala. Miasto to, jak przeważnie wszystkie inne, zamieszkiwali poganie i Żydzi. Uczniowie chcieli wstąpić do miasta, ale Jezus powiedział, że gdyby poszedł do Żydów, to ci by Go źle przyjęli i nic Mu nie dali; a gdyby szedł do pogan, to Żydzi by się tym gorszyli i Go oczekiwali. Powiedział też o tym mieście, że jest bardzo złe i że będzie zburzone.


Uczniowie mówili także o pewnym Agabusie, współczesnym proroku z okolicy Argob, który od dłuższego czasu różne miał widzenia o życiu Jezusa i niedawno o Nim przepowiadał, a później stał się Jego uczniem. Jezus mówił, że rodzice Jego byli herodianami i w tej sekcie go wychowywali, on jednakże się nawrócił. Sekty nazywał Jezus pięknie przykrytymi grobami, pełnymi zgnilizny.


Herodian było wielu na wschodniej stronie Jordanu, osobliwie w Perei, Trachonitis i Iturei; mieszkali w ukryciu, otoczeni tajemniczością i po kryjomu się wspierali. Przychodziło do nich wiele ubogich, którym nad podziw dopomagali. Na pozór byli bardzo podobni do faryzeuszów, potajemnie działali jednak na rzecz uwolnienia Żydów od Rzymian i mieli związki z Herodem. Byli podobni do dzisiejszych wolnomularzy. Ze słów Jezusa odczuwałam, że udawali bardzo świętobliwych i szlachetnych, a byli obłudnikami.


Jezus zatrzymał się z uczniami w pewnym oddaleniu od Galaad, w gospodzie celników. Było tu wielu celników, którym poganie za przywiezione towary cło płacili. Zdawało się, że nie znają Jezusa i On też nie mówił do nich; lecz uczył tylko o bliskości królestwa, o Ojcu, który swego syna posłał do winnicy i dawał wcale wyraźnie do zrozumienia, że On jest tym Synem, a wszyscy ci, którzy wolę Ojca wypełniają, są Jego dziećmi; przez to jednak rzecz stała się i dla nich znów niejasna. Nakłaniał ich do chrztu i w rzeczy samej kilku się nawróciło, pytając, czy mają się dać ochrzcić uczniom Jana. Jezus powiedział im, by czekali, aż Jego uczniowie tam chrzcić będą. Ponieważ uczniowie Jego przyjęli chrzest Jana, przeto pytali Go, czy chrzest Jego jest inny niż chrzest Jana. Jezus uczynił pewną różnicę i nazwał tamten obmyciem pokuty.


W nauce przed celnikami była wzmianka o Trójcy, o Ojcu, Synie i Duchu Św. w ich jedności, jednak wypowiedziana całkiem inaczej. Uczniowie tutejsi nie obawiali się wcale celników.


Ponieważ w Nazarecie Jezus mieszkał u Esseńczyków, a faryzeusze i to także Mu zarzucali, dlatego uczniowie pytali się o nich i słyszałam, że Jezus ich chwalił w formie pytań. Wymieniał różne błędy przeciw miłości bliźniego i przeciw sprawiedliwości, a przy tym zawsze pytał: „Czynią to Esseńczycy? Czynią Esseńczycy to?" itd.


W pobliżu Galaad wolało za Jezusem kilku opętanych, którzy przed miastem wałęsali się w dzikiej okolicy i zabijali ludzi, dopuszczając się wszelkich gwałtów. Jezus spojrzał za nimi, pobłogosławił ich, a oni uspokoili się i uwolnieni od złego ducha, z radością do Niego przybiegli i padli do Jego nóg. Jezus zachęcił ich do pokuty i do chrztu i kazał im czekać, aż Jego uczniowie będą chrzcić w Ainon . Bliżej Galaad była okolica kamienista, grunt skalisty, pokryty białą grudą.


Stąd udał się Jezus z uczniami przez góry, na których południowym końcu leżała Gamala, w kierunku północno zachodnim w stronę jezioru. Przechodził tu poprzez Gergezę, która w odległości prawie godziny drogi leżała w zagłębieniu grzbietu górskiego. W pobliżu było bagno, powstałe z zatrzymanego strumyka, wpływającego kotliną do morza. Jezus podczas drogi mówił z uczniami o zdarzeniu, które zaszło w tej miejscowości: Z pewnego proroka wyśmiewali się raz Gergezeńczycy z powodu jego krzywej postaci. Rzekł im tedy: „Słuchajcie, za to, że się ze mnie wyśmiewacie, dzieci wasze pozostaną zatwardziałymi, gdy większy ode mnie tu uczyć i leczyć będzie, i nie będą się cieszyły zbawieniem, wskutek smutku po stracie nieczystych zwierząt". Była to przepowiednia o Jezusie Chrystusie i o wejściu złych duchów w świnie.


Jezus mówił z uczniami także o tym, co Go w Kafarnaum czeka. Faryzeusze bowiem z Seforis, rozgniewani Jego nauką o rozwodzie, posłali tę wiadomość do Jerozolimy; Nazareńczycy złączyli się także z nimi w tych skargach, skutkiem tego została wysłana do Kafarnaum cała zgraja faryzeuszów z Jerozolimy, Nazaretu i Seforis, aby tam osaczyć Jezusa i z Nim się spierać.


W tej drodze spotkały ich całe gromady pogan z mułami i wołami, które miały grube pyski, niskie, szerokie rogi i szły ze spuszczonymi łbami. Były to karawany handlowe, które przechodziły tędy z Syrii do Egiptu, i częściowo koło Gerazy, a częściowo wyżej przeprawiały się przez most na Jordanie. Z nimi było także wiele ludzi, którzy się przyłączyli do gromad, aby proroka usłyszeć. Jedna z tych gromad przyszła do Jezusa, pytając, czy prorok uczy w Kafarnaum. Jezus odpowiedział im, aby nie szli do Kafarnaum, lecz rozłożyli się obozem na stoku góry, na północ przy Gerazie, gdyż prorok niezadługo tam przyjdzie. Ale On tak mówił z nimi, że powiedzieli: „Panie, Ty jesteś także prorokiem!", a wejrzenie Jego podsuwało im domysł, czy On sam nie jest owym prorokiem.


Gdy Jezus z uczniami wstąpił przed Gerazą do gospody, był taki natłok pogan i podróżnych, że się zaraz wycofał; ale uczniowie mówili jeszcze jakiś czas z poganami o proroku i pouczali ich.


Geraza leży na pochyłości doliny, oddalonej od morza jakie półtorej godziny drogi. Miasto jest większe i schludniejsze niż Kafarnaum i jak prawie wszystkie miasta dokoła, zamieszkałe przez Żydów i pogan. Są tu świątynie. Żydzi stanowili warstwę uciśnioną, mieli jednak szkołę i nauczycieli. Handel i przemysł stał tu wysoko, gdyż tędy przechodziły do Egiptu karawany z Syrii i Azji. Przed bramą był mniej więcej na pół kwadransa drogi długi budynek, a w nim kuto żelazne drągi i rury. Drągi wykuwali płasko, a potem lutowali je w okrąg; wyrabiano także ołowiane rury. Nie palili oni drewnem, ale czarnymi bryłami, które z ziemi wydobywali. Żelazo sprowadzano z Argob.

 


 

 

 

 

 

 


Przybyli poganie rozłożyli się na północ od Gerazy na południowej stronie podgórza; byli tam także poganie z miasta i kilku Żydów, którzy osobno stali. Poganie byli inaczej ubrani niż Żydzi i mieli suknie aż do połowy nóg. Musieli także być pomiędzy nimi bogaci, widziałam bowiem kobiety, które miały włosy splecione w czepek z samych pereł, inne zaś miały włosy wystające spoza welonu, uplecione z perłami w rodzaj koszyczka.


Jezus udał się na owo wzgórze i nauczał rzesze wstępując na górę, chodząc pośród słuchaczy i tu i ówdzie się zatrzymując. Chodził tam i z powrotem i nauczał, rozmawiając z podróżnymi. Zadawał im pytania, a w odpowiedziach była nauka. Tak np. pytał: „Skąd jesteście? Co skłoniło was do podróży? Czego pragniecie od proroka?" i zaraz uczył, jakimi być muszą, jeśli chcą mieć udział w zbawieniu. Mówił dalej: „Błogosławieni są ci, którzy tak daleką i męczącą drogę przebyli, aby szukać zbawienia! Biada jednak tym, między którymi zbawienie powstanie, a nie przyjmą go''. Tłumaczył także przepowiednię o Mesjaszu, mówił o wezwaniu pogan, o powołaniu i przybyciu Trzech Króli, o których zresztą ludzie wiedzieli.


W karawanach znajdowali się także ludzie z okolicy i miasta, gdzie przy cegielni nocował sługa Abgara z Edessy, powracając od Jezusa z Jego wizerunkiem i listem. Jezus nie uzdrawiał tu wcale chorych. Ludzie byli przeważnie poczciwi, była jednak między nimi garstka takich, co żałowali, że się tu wybrali; spodziewali się bowiem zupełnie czegoś innego po proroku, co by więcej podniecało ich zmysły.


Po tej nauce, w której Jezus także używał rozmaitych podobieństw, poszedł z czterema uczniami do pewnego faryzeusza, nauczyciela żydowskiego, który Go do siebie zaprosił, ale z powodu własnej pychy nie był obecny na nauce Jezusa wygłoszonej do pogan. Byli tu także inni faryzeusze z miasta i przyjęli Jezusa wprawdzie bardzo uprzejmie, jednakowoż obłudnie. Przy stole znalazła się sposobność, by im dosadnie powiedzieć prawdę. Jeden z niewolników czy sług, poganin, przyniósł na stół piękną, wzorzystą misę z różnymi, wybornymi ciastami z cukru i korzeni, ułożonymi w kształcie ptaków i kwiatów. Jeden z obecnych zaczął głośno wrzeszczeć, że miska jest nieczysta, odepchnął biednego niewolnika, skrzyczał go i zepchnął go do rzędu innej służby. Wtedy rzekł Jezus: „Nie miska, ale to, co na niej jest, jest pełne nieczystości". Pan domu odpowiedział, iż się myli, ciasta są całkiem czyste i dobre. Ale Jezus odrzekł: „Owszem, są bardzo nieczyste, jest to przysmak ugnieciony z potu, krwi, szpiku i łez wdów, sierót i ubogich" i dał im jeszcze dobrą naukę o ich sprawkach, zbytkach, sknerstwie i obłudzie. Byli tym bardzo rozjątrzeni, ale nie mogli nic odpowiedzieć i opuścili dom co do jednego; został sam gospodarz, który wciąż jeszcze Jezusowi obłudnie pochlebiał, a właściwie spodziewał się coś takiego wytropić, co by mógł później przedłożyć zgromadzeniu w Kafarnaum jako zarzut przeciw Niemu.


 Pod wieczór uczył Jezus jeszcze raz pogan na górze. Gdy się Go pytali, czy mają się dać ochrzcić uczniom Jana i wyrazili chęć osiedlenia się tutaj, radził im Jezus wstrzymać się jeszcze z chrztem, aż będą lepiej pouczeni, a teraz mogą się wybrać za Jordan do górnej Galilei w okolice Admy, gdzie są poganie, którzy już z Nim się zetknęli i dobrzy ludzie, i gdzie także jeszcze uczyć będzie. Uczył ich jeszcze przy świetle pochodni, potem opuściwszy ich, zszedł na brzeg morza do miejsca, gdzie czekali na Niego ludzie Piotra wraz z łódką. Było już późno. Trzej słudzy okrętowi używali pochodni, gdyż płynęli jakieś pół godziny poniżej Betsaidy-Juliady.  Czółno w którym Jezus płynął, zrobili Mu Piotr i Andrzej ze służbą. Byli bowiem nie tylko żeglarzami i rybakami, ale umieli także sami budować czółna. Piotr miał trzy czółna, a jedno bardzo wielkie, długie jak dom. Czółno Jezusa mogło pomieścić dziesięcioro ludzi, a długością i szerokością przypominało kształt jaja. Przednia i tylna część była zamkniętym składem, gdzie rozmaite przedmioty można było przechowywać, a także myć nogi. Na środku stał maszt skraju łodzi podpierany drągami. U góry można koło tej żerdzi rozpiąć żagle. Naokoło masztu znajdowały się siedzenia. Z tego czółna Jezus później często uczył i na nim przypływał do brzegu pomiędzy innymi łodziami. Wielkie łodzie miały naokoło masztu okrągłe, piętrowe pokłady, podobne do galerii, przez które można było wyglądać, a na górze można było płótnem żaglowym wyodrębnić wokół małe cele. Na drągach podpierających maszt, były szczeble do wchodzenia na górę, po obu zaś stronach łodzi pływające skrzynie lub beczki, jak skrzydła lub płetwy, tak że okręt nie mógł się w czasie burzy wywrócić, a które go obciążały lub czyniły lżejszym, by według potrzeby okręt szedł wyżej lub głębiej. Czasem były one napełnione wodą, czasem próżne, a niekiedy chowano tam złowione ryby. Z jednej i z drugiej strony łodzi można było wysuwać deski i wygodnie dostać się do tych skrzyń, albo do innych sąsiednich łodzi i móc wyciągnąć sieci. Gdy nie łowili, to przeprawiali karawany albo podróżnych przez morze. Rybacy i pachołcy na łodzi byli przeważnie niewolnikami i poganami; Piotr miał także niewolników.

 

9

 

 

Jeśli oddaliśmy swoje życie Panu Jezusowi i otrzymaliśmy Jego życie na chrzcie, On żyje w nas, poprzez nas uobecnia królestwo Boże! Łaska, moc i świętość nieba jest obecna na ziemi w każdym chrześcijaninie, który przyjmuje Ewangelię i daje się prowadzić Panu Duchowi Świętemu. Pan Jezus żyjąc w nas może zmieniać świat. On pragnie budować przez nas swoje królestwo. Królestwo Boże może uobecniać się w nas i poprzez nas w naszym sąsiedztwie, w pracy, na sali gimnastycznej, w sklepie. Wystarczy, że będziemy współpracować z Panem Duchem Świętym. Podstawą królestwa Bożego jest bowiem relacja z Panem Jezusem – kiedy oddajemy Mu nasze życie, kiedy Jego zasady stają się naszymi zasadami, a Jego Pan Duch nasza mocą.