Menu

Gościmy

Odwiedza nas 55  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

Jezus nauczał i uzdrawiał jeszcze przed gospodą. Ochrzczeni, karawana pogan i wielu innych wyruszyli teraz nad Jordan, by przeprawić się na drugą stronę. Przeprawa odbywała się o półtorej godzinydrogi na południe od Bezech, pod miastem Zartach, leżącym poniżej Bezech nad Jordanem. Między Bezech a Zartan leży po drugiej stronie rzeki miejscowość Adma. Pod miastem Zartan, zatrzymał się niegdyś Jordan, gdy przechodzili przezeń Izraelici; tu również kazał raz Salomon lać naczynia. Jeszcze i teraz trudnią się tu tym rzemiosłem, a nawet na zachód od zachodniego zakrętu Jordanu, znajduje się w górach ciągnąca się aż ku Samarii kopalnia kruszcu. Wydobywano tu coś, co u nas nazywają spiżem. Jezus nauczał wszędzie po drodze. Gdy Go zapytano, czy będzie nauczał w Zartan, odrzekł, że inni bardziej potrzebują nauki, tam bywał często Jan; niech tylko spytają się, czy ucztował on tam bardzo i czy używał wykwintnych pokarmów. Przez Jordan przeprawiono się na wielkiej tratwie, będącej zawsze na rzece. Poniżej przewozu zwraca Jordan swój bieg ku zachodowi. Przeprawiwszy się na drugą stronę, szli jeszcze około dwie godziny ku wschodowi północną stroną jakiejś rzeki, wpadającej do Jordanu poniżej miejsca przewozu. Potem przeprawili się przez drugą rzekę, mając po lewej ręce Sukkot. Tu, między Sukkot a Ainon, oddalonymi od siebie o jakie cztery godziny drogi, spoczęli pod namiotami. Wyszedłszy za Jordanem nieco w górę, mogli po drugiej stronie widzieć miasto Salem, które obecnie zasłaniał im brzeg pagórkowaty. Leżało ono poniżej środka zachodniego zakrętu Jordanu naprzeciw Ainon.


W Ainon zgromadziły się niezliczone tłumy ludu. Licznie zebrani poganie rozłożyli się taborem między wzgórkiem, na którym leży Ainon, a Jordanem. Było także dziesięciu faryzeuszów, częściowo z Ainon, częściowo z innych miejscowości, między nimi syn Symeona z Betanii; byli to jednak w większości ludzie roztropni i sprawiedliwii.


Od strony północnej pagórka wygląda Ainon jak małe miasteczko, podobne do osad, powstających zwykle przy zamkach letnich. Z tej też strony jest przed miastem odpływ źródła studni chrztu, leżącej na wschodniej stronie pagórka. Doprowadzano wodę ze źródła aż tu za pomocą rur żelaznych. Odpływ ten był zwyczajnie zatamowany i tylko w razie potrzeby otwierany. Nad nim był zbudowany domeczek.


W to miejsce wyszli Faryzeusze — między nimi syn Szymona trędowatego — na spotkanie Jezusa i uczniów. Przyjęli ich uprzejmie i ze czcią, zaprowadzili do namiotu, umyli im nogi, oczyścili suknie, potem podali posiłek złożony z chleba i miodu, i kubek wody. Jezus wiedział, że są między nimi ludzie zacnie myślący i przykro Mu było, że należą do tej sekty. Udał się za nimi do miasta i tu wszedł zaraz na podwórze, na którym czekała już na Niego wielka liczba chorych wszelkiego rodzaju, tutejszych i obcych. Ci bądź to leżeli pod namiotami, bądź to w przysionkach otwartych od podwórza. Niektórzy z nich mogli jeszcze chodzić i tym pomagał Jezus zaraz przez włożenie rąk i upomnienie. Uczniowie pomagali Mu chorych przysuwać, podnosić, rozwijać; faryzeusze i inni przypatrywali się temu wszystkiemu. Na boku w pewnym oddaleniu stały blade, pootulane niewiasty, cierpiące na krwotok. Po uzdrowieniu tych wszystkich chorych, podszedł Jezus i do nich, a wkładając na nie ręce, uzdrowił je. Byli tu głusi, niemi, chromi, chorzy na wodną puchlinę, wyniszczeni, z wrzodami na ciele i szyi, słowem chorzy wszelkiego rodzaju.


Podwórze to kończyło się obszernym podcieniem na kolumnach, z wejściem od strony miasta. Tam zgromadziło się wielu widzów, chcących przypatrzeć się Jezusowi, między innymi faryzeusze i sporo niewiast. Ponieważ między tutejszymi faryzeuszami było wielu sprawiedliwych i ponieważ przyjęli Jezusa szczerze i okazale, więc też Jezus okazał im tu pewne wyróżnienie w porównaniu do innych miejsc nauczania; chciał bowiem zapobiec ich zarzutowi, że zawsze przestaje tylko z celnikami, grzesznikami i żebrakami. Chciał im okazać, że Sam nie narusza ich wcale i nie ujmuje im czci, jeśli tylko oni zachowują się przyzwoicie i przychylnie są usposobieni. Widzieli to faryzeusze, toteż starali się tu bardzo utrzymać wzorowy porządek między ludem, a Jezus przyjmował to chętnie.


Podczas gdy Jezus uzdrawiał, stanęła u tylnego wejścia do owego przysionka piękna, po cudzoziemsku ubrana kobieta w średnim wieku. Na głowie i włosach miała cienką zasłonę, przeplataną perłami. Górną część ciała od szyi okrywał kaftanik kończący się sercowato, po obu bokach otwarty. Przewieszony jak szkaplerz, w pasie ściągnięty i przepasany rzemykami, idącymi od grzbietu, koło szyi i na piersiach wyszyty był sznurami i perłami. Z niego wychodziły dwie fałdziste suknie, jedna krótsza, druga dłuższa, sięgająca aż do kostek; obie były z białej delikatnej wełny, przeszywane dużymi, różnobarwnymi kwiatami. Rękawy były szerokie, ujęte w naramienniki. Na barkach, w miejscu, gdzie łączyła się część przednia kaftanika z tylną, przypięty był górną częścią krótki płaszczyk, spadający przez oba ramiona. Prócz tego miała na sobie długie, białe, wełniane okrycie.


Przyszła smutna, pełna trwogi, nieśmiała, z obliczem bladym, zapłakanym, na którym malowały się wstyd i troska; w całej postawie widać było zakłopotanie i zmieszanie. Chciała przystąpić do Jezusa, lecz dla wielkiego natłoku nie mogła się docisnąć. Usłużni faryzeusze zbliżyli się do niej, a ona rzekła im: „Zaprowadźcie mnie do proroka, aby odpuścił mi moje grzechy i uzdrowił mnie". Na to odrzekli faryzeusze: „Niewiasto, idź do domu! Czego chcesz tu? On nie będzie nawet z tobą mówił. Jakże On może odpuścić ci grzechy? Zresztą On nie będzie się tobą zajmował, bo ty jesteś cudzołożnicą". Słysząc to niewiasta zbladła i ze zmienionym od bólu obliczem upadła na ziemię, rozdarła swą narzutkę od góry do dołu i rozburzyła nakrycie głowy, krzycząc: „Ach, więc jestem zgubiona! Już chwytają mnie! już mnie rozdzierają! oto oni!" i tu wymieniła imiona pięciu czartów, którzy ją opętali, a to czarta swego małżonka i czterech gachów. Straszny był to widok. Stojące obok niewiasty dźwignęły ją z ziemi i odniosły biedną, dręczoną przez czarta i narzekającą kobietę do jej mieszkania. Jezus widział to dobrze; nie chciał jednak zawstydzić tu faryzeuszów, pozostawił więc to własnemu losowi i uzdrawiał dalej, gdyż jej godzina jeszcze nie była nadeszła.