Menu

Gościmy

Odwiedza nas 247  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

Nazajutrz rano znajdował się Jezus jeszcze w szkole w Abelmeholi. Przy końcu nauki otoczyły Go kołem małe dziewczęta i stojąc tuż przy Nim, brały Go za ręce i za suknie. Jezus, nadzwyczaj dla nich przyjacielski, napominał je do posłuszeństwa i bojaźni Bożej. Większe dzieci stały nieco dalej. Obecnych uczniów kłopotało to nieco i trwożyło, pragnęli też bardzo, by Jezus już odszedł. Zgodnie ze zwyczajem żydowskim sądzili oni, że nie przystoi dla proroka takie poufałe obcowanie z dziećmi i że może to szkodzić Jego sławie.


Jezus, nie troszcząc się wcale o to, pouczał dalej dziatwę, upominał dorosłych, utwierdzał w dobrym nauczycieli; potem polecił jednemu z uczniów, by obdarował każdą z mniejszych dziewczynek; tak, też, każda z nich otrzymała po parze pieniążków razem złączonych; prawdopodobnie były to drachmy. Jezus pobłogosławił następnie wszystkie dzieci i opuściwszy z uczniami miasto, wyruszył na wschód ku Jordanowi.


Po drodze nauczał Jezus jeszcze wśród pól przed pojedynczo stojącymi chatami, gdzie gromadziły się tłumy robotników i pasterzy. Dopiero po południu około godziny czwartej stanęli przed Bezech, leżącym nad Jordanem o dwie godziny drogi na wschód od Abelmeholi. Bezech przedstawia się jakby dwie miejscowości, leżące po obu bokach strumyka, wpadającego tu do Jordanu. Okolica ta jest pagórkowata, ziemia porozpadana, a domostwa porozrzucane. Bezech można uważać raczej za dwie wsie, niż za miasto. Mieszkańcy żyją samotnie, rzadko stykając się ze światem; są to po większości rolnicy, oddający się z wielkim trudem uprawie i równaniu pagórkowatej, porozpadanej roli. Prócz tego wyrabiają na sprzedaż narzędzia rolnicze, tkają grube dywany i płótna namiotowe.


Około półtorej godziny drogi stąd zwraca się Jordan ku zachodowi, jak gdyby chciał płynąć wprost na Górę Oliwną, potem znów przybiera pierwotny kierunek. Skutkiem tego jego wschodni brzeg tworzy jakby półwysep, na którym stoją rzędem domy. Z Bezech może być do Ainon około czterech godzin drogi, po uprzedniej przeprawie przez Jordan. Idąc z Galilei do Abelmeholi, przeprawiał się Jezus także przez rzeczkę.


Jezus zatrzymał się w gospodzie, stojącej przed miastem. Była to jedna z tych gospód, które w Betanii postanowiono urządzić dla wygody Jezusa i uczniów; pierwszy raz gościł Jezus w takiej gospodzie. Zarządcą ustanowiono pobożnego, dobrze usposobionego człowieka. Ten wyszedł teraz naprzeciw nadchodzących, umył im nogi i ugościł ich. Jezus poszedł jeszcze do miasta, gdzie na ulicy przyjęli Go przełożeni szkoły, a potem chodził po różnych domach, uzdrawiając chorych.
Obecnie jest przy Jezusie około trzydziestu uczniów. Wraz z Łazarzem przybyli uczniowie z Jerozolimy i okolicy, a także wielu uczniów Jana. Niektórzy przybyli wprost z Macherus od Jana z poselstwem do Jezusa. Jan mianowicie prosił bardzo Jezusa, by wystąpił jawnie i otwarcie ogłosił, że jest Mesjaszem. Między wysłańcami Jana był także syn owdowiałego Kleofasa. Kleofas ten pochodził z Emmaus i był krewnym Kleofasa, męża najstarszej siostry Marii. Drugim z tych uczniów był Judas Barsabas, krewny Zachariasza z Hebron. Rodzice jego mieszkali dawniej w Nazarecie, obecnie są w Kanie. Między tymi uczniami Jana zauważyłam także innych, np. synów Marii Helego, starszej siostry Najświętszej Panny. Przyszli oni na świat o wiele później od swej siostry Marii Kleofasowej, tak, że byli niewiele starsi od jej synów. Towarzyszyli Janowi aż do jego ścięcia, a potem stali się uczniami Jezusa.


Małżonkowie, zarządzający gospodą w Bezech, byli to ludzie dobrzy i pobożni, i na mocy uczynionego ślubu żyli w czystości, chociaż nie byli Esseńczykami. Byli oni dalekimi krewnymi Świętej Rodziny. Podczas swego pobytu w Bezech rozmawiał Jezus nieraz sam na sam z nimi.


Wszyscy przyjaciele i uczniowie mieszkali wraz z Jezusem w tej nowo założonej gospodzie. Za staraniem Łazarza i niewiast leżały tu już dla nich przygotowane różne naczynia, koce, kobierce, posłania, parawany, także sandały i pojedyncze części ubrania. Przyrządzały to wszystko niewiasty, mieszkające w domu Marty, stojącym przy pustyni Jerychońskiej. Umieszczała tam ona niejedną ubogą wdowę, lub kobietę upadłą, pragnącą się poprawić, i dawała jej zajęcie; wszystko to działo się cicho, bez rozgłosu. Nie było to przecież drobnostką urządzić i utrzymywać gospody dla tak wielu ludzi, wszystko mieć na oku, wysyłać wszędzie posłańców, lub samemu doglądać.


Rano miał Jezus wspaniałą naukę na wzgórku, leżącym w środku miasta, gdzie mieszkańcy urządzili dla Niego katedrę. Zebrało się wiele ludzi i około dziesięciu faryzeuszów przybyłych z pobliskich miejscowości dla podsłuchiwania Jego nauki. Słowa Jezusa były pełne łagodności i miłości dla tego ludu, który z natury dobry, poprawił się jeszcze znacznie przez słuchanie nauki Jana i przez przyjęcie chrztu, co wielu z nich uczyniło. Jezus upominał ich, by żyli zadowoleni ze swego skromnego stanu, by byli pracowitymi i miłosiernymi. Mówił o czasie łaski, o królestwie, o Mesjaszu i wyraźniej niż zwykle o Sobie samym; dalej o Janie, o świadectwie, jakie Mu tenże dał, o prześladowaniu go i pojmaniu, dlatego że ośmielił się upominać cudzołóżców w purpurze. A przecież w Jerozolimie skazywano na śmierć cudzołóżców, chociaż nie tak jawnie grzeszyli. Mówił to Jezus bardzo trafnie, a jasno. Upominał z osobna każdy stan, ludzi obojga płci i różnego wieku. Jeden z faryzeuszów zapytał Go, czy zajmuje teraz miejsce Jana, czy też jest tym, o którym Jan mówił? Jezus odpowiedział mu na to wymijająco, karcąc takie podstępne pytanie.


Potem miał Jezus jeszcze wzruszającą przemowę upominającą do chłopców i dziewcząt. Napominał chłopców do cierpliwości wzajemnej, radził im za uderzenia, bicia i przykrości nie płacić tym samym, lecz znieść to cierpliwie, usunąć się i przebaczyć nieprzyjacielowi. Miłością tylko powinni odpłacać z nawiązką, a nawet nieprzyjaciołom powinni miłość okazywać. Nie powinni — jak mówił — pożądać cudzego dobra; jeśli inny chłopiec chce posiadać ich pióra, kałamarzyk, zabawkę lub owoce, powinni dać mu jeszcze więcej niż chce, zaspokoić całkiem jego chciwość, jeśli tylko wolno im dać te rzeczy. Tylko cierpliwi bowiem, kochający i dobroczynni zasiądą w przyszłym Jego Królestwie. Siedzenie to opisał im Jezus na sposób dziecięcy jako piękny tron.