Menu

Gościmy

Odwiedza nas 63  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Jezus udał się teraz z uczniami, odprowadzony przez lewitów, do pięknego miasta Abila, oddalonego stąd o trzy godziny drogi na północny zachód; miasto to leży w wąwozie, przez który przepływa potok Karit, tocząc swe wody do Hieromaksu. Lewici odprowadzili Go aż do góry, leżącej w pół drogi, i wrócili się. Przed miastem, rozłożonym dokoła źródła potoku Karit, przyjęli Jezusa około trzeciej godziny po południu tamtejsi lewici, między którymi było także wielu Rechabitów. Obecni byli także trzej uczniowie z Galilei, oczekujący tu Jezusa. Zaraz wprowadzono Go do miasta ku pięknej studni, położonej w środku miasta, w której było źródło potoku Karit. Nad studnią był zbudowany domek, a raczej hala na kolumnach, od niej zaś wiodły portyki łączące synagogę i inne budynki z tym punktem środkowym. Wokół nich na obu stronach łagodnej wyżyny, rozłożone było miasto; ulice zbiegały się do środka gwiaździście, tak że ze wszystkich ulic można było widzieć studnię. Tu u studni umyli lewici Jezusowi i uczniom nogi i podali im zwyczajną przekąskę. W sąsiednich ogrodach i budynkach mężczyźni i dziewice zajęci byli przygotowaniem do Święta Kuczek.


Stąd udał się Jezus na północ od miasta w dolinę ku potokowi, przez który wiódł w tym miejscu, o pół godziny drogi od miasta, szeroki most kamienny. Na moście tym stał pod dachem, wspartym na ośmiu kolumnach, filar, postawiony na pamiątkę Eliasza. Na niskim tym filarze znajdowała się ambona, na którą wchodziło się po schodkach, wydrążonych wewnątrz filaru, i z której zwykle nauczano. Po obu brzegach wąskiego w tym miejscu potoku urządzone były tarasy dla słuchaczy, zapełnione obecnie tłumami ludzi. Jezus nauczał z ambony, zwracając się to w jedną, to w drugą stronę.


W mieście był dziś właśnie dzień pamiątkowy Eliasza, który w dniu tym miał tu przy potoku jakieś zdarzenie. Po nauce urządzono ucztę w letnim ogrodzie kąpielowym przed miastem; zakończono ją jednak z nastaniem szabatu, gdyż na drugi dzień był post na pamiątkę zamordowania Godoliasza. Potem grano jeszcze na puzonach.


Na wschód od miasta na urwisku góry była w odosobnieniu piękna grota grobowa, przed nią zaś mały ogródek, w którym niewiasty trzech rodzin z Abila obchodziły obecnie święto umarłych. Siedziały zasłonięte, płacząc, a często padały twarzą na ziemię. Następnie zabiły większą ilość pięknie opierzonych ptaków, oskubały je i spaliły błyszczące pierze na grobie, mięso zaś rozdano ubogim. Był to grób pewnej Egipcjanki, z której rodu niewiasty te pochodziły i dlatego obchodziły pamiątkę jej śmierci. Rzecz zaś miała się tak: Przed wyjściem Izraelitów z Egiptu, żyła tamże jakaś nieślubna krewna ówczesnego Faraona, przychylna bardzo Mojżeszowi i oddająca wielkie usługi Izraelitom. Była ona prorokinią i mocą tego daru odkryła Mojżeszowi ostatniej nocy przed wyjściem miejsce, gdzie leżały zwłoki Józefa. Zwano ją Segola. Córka tej Segoli wyszła za Arona; wkrótce jednak rozwiódł się on z nią, a pojął za żonę Elżbietę, córkę Aminadaba z pokolenia Judy. Rozwiedziona miała i z Aminadabem jakieś związki, lecz nie wiem już jakie. Ta więc córka Segoli, wyposażona dostatnio przez matkę, a potem przez Arona, wyszła z Egiptu wraz z Izraelitami, zabrawszy ze sobą wielkie skarby; w pochodzie wyszła za mąż za jakiegoś innego Izraelitę. Potem przyłączyła się do Madianitów z rodu Jetrona. Potomkowie jej osiedlili się pod Abila, mieszkając pod namiotami, ciało zaś jej, przywiezione tu z pustyni, złożono w tym grobowcu. Działo się to już po erze Eliasza, gdyż wtedy dopiero zbudowano miasto Abilę. Za czasów Eliasza nie było tu miasta; może być, że istniało przedtem i tylko zburzono je podczas jakiej wojny. Dziś była właśnie rocznica śmierci córki Segoli. Z okazji tej przynosiły niewiasty lewitom ku jej pamięci zausznice i inne klejnoty. Jezus, nauczając z mównicy Eliasza, chwalił tę niewiastę i opowiadał o łagodności jej matki Segoli. Przysłuchiwały się nauce niewiasty, stojąc w tyle za mężczyznami. Przy uczcie, w ogrodzie kąpielowym, obecnych było wielu ubogich, a każdy z biesiadników musiał oddać im pewną część ze swej porcji, zanim zaczął spożywać.


Na drugi dzień zaprowadzili lewici Jezusa na wielkie podwórze, wkoło którego stały komórki, a w nich mieszkało około dwudziestu głuchoniemych i ślepych od urodzenia, strzeżonych przez dozorców i pielęgnowanych przez kilku lekarzy; był to więc rodzaj szpitala. Głuchoniemi zachowywali się całkiem jak dzieci; każdy z nich miał swój ogródek, tam się bawił i sadził kwiatki. Gdy Jezus przybył, otoczyli Go wkoło, uśmiechając się i wskazując palcami na usta. Jezus schylił się i palcem kreślił różne znaki na piasku, ci zaś przypatrywali się im i stosownie do tego, co Jezus napisał, wskazywali na poszczególne przedmioty, w pobliżu stojące. W ten sposób rozmawiając z nimi, zdołał im dać jakieś pojęcie o Bogu. Czy Jezus kreślił figury, czy głoski, już nie wiem, jak również, czy głuchoniemych uczono już wcześniej tego. Następnie wkładał im Jezus palce w uszy i dotykał palcem wielkim i wskazującym spodu języka. W tej chwili doznali wzruszenia wewnętrznego, ze zdumieniem rozglądnęli się wkoło, a widząc, że odzyskali władzę słuchu i mowy, rzucili się z płaczem do nóg Jezusowi, a następnie zanucili tęskną, monotonną pieśń, z niewielu słów się składającą. Brzmieniem przypominało to śpiew Trzech Królów w pochodzie ich do Betlejem.


Uleczywszy głuchoniemych, przystąpił Jezus do ślepych, stojących cicho w rzędzie. Pomodliwszy się, dotknął się dwoma palcami oczu każdego, a ci przejrzeli zaraz i widząc Zbawiciela i Odkupiciela, złączyli swe głosy dziękczynne ze śpiewem głuchoniemych, wielbiących Jezusa, że mogą słyszeć Jego naukę. Był to widok nieopisanie miły i radosny. Gdy Jezus wyszedł z uzdrowionymi, otoczyli Go mieszkańcy całego miasta, weseląc się i radując. Jezus kazał każdemu z uzdrowionych się wykąpać.


Stąd poszedł Jezus z uczniami i lewitami przez miasto ku mównicy Eliasza. W mieście całym panował wielki ruch. Na wiadomość o spełnionym cudzie, wypuszczono wielu opętanych, więzionych dotychczas. Na rogu jednej z ulic zabiegły Jezusowi drogę obłąkane niewiasty, wołając szybkimi, urywanymi słowy: „Jezus z Nazaretu! Prorok! Tyś jest prorokiem! Tyś Jezus! Tyś jest Chrystus! Prorok!" — Niewiasty te cierpiały na rodzaj łagodnego obłąkania. Jezus nakazał im milczenie, czego one rzeczywiście usłuchały. Jezus włożył każdej rękę na głowę, a one z płaczem upadły na kolana, zawstydziły się i ucichły zupełnie, a potem spokojnie dały się odprowadzić do domu. Wielu znów opętanych w napadzie szaleństwa, przeciskało się przez tłum, jakby chcieli Jezusa rozedrzeć. Jezus tylko spojrzał na nich, a ci jak łaszące się psy przypadli do Jego nóg. Rozkazał szatanom z nich ustąpić i wychodzili w postaci ciemnej pary, a opętani stracili chwilowo przytomność, wkrótce jednak przyszli do siebie i z płaczem dziękowali Jezusowi, a potem dali się odprowadzić do domu. Zwykle rozkazywał Jezus takim uzdrowionym oczyścić się. Wszedłszy na ową mównicę u mostu, mówił Jezus o Eliaszu, o Mojżeszu i wyjściu z Egiptu. Mówiąc zaś o uzdrowionych, wykazywał spełnienie się proroctw, że za czasów Mesjasza niemi będą mówić, ślepi widzieć, wielu zaś będzie takich, którzy znaki ujrzą, a nie uznają ich.