Następnego ranka, gdy Jezus przed miastem uzdrowił wielu chorych, przyszli do Niego kapłani, a Jezus rzekł im: „Dlaczego dzisiejszej nocy tak niepokoiliście się co do Mej nauki? Obawiacie się zastępów wojennych, wszak Bóg strzeże sprawiedliwych! Wypełniajcie Zakon i proroków! Dlaczego trwoga miota wami?" Potem nauczał znowu jak wczoraj w synagodze.
Około południa zbliżyła się bojaźliwie do uczniów jakaś poganka, prosząc by Jezus wszedł do jej domu i uzdrowił jej chore dziecko. Rzeczywiście udał się Jezus z wielu uczniami do miasta pogańskiego. Mąż tej niewiasty przyjął Go w bramie i zaprowadził do swego domu. Tu rzuciła się Mu niewiasta do nóg i rzekła: „Panie! słyszałam o czynach Twoich, większych nad czyny Eliasza. Patrz! jedyny mój chłopczyk kona, a nasza mądra lekarka nie może mu pomóc. Ulituj się nad nami!" Chłopiec, liczący może trzy lata, leżał w skrzynce w kącie izby. Ojciec był z nim wczoraj wieczór w winnicy; dziecko zjadło kilka jagód i nagle upadło z jękiem na ziemię. Ciężko chore przyniesiono do domu. Matka dotychczas tuliła je do łona, próbując daremnie wszelkich środków leczniczych; dziecko nikło w oczach, i wyglądało już zupełnie jak martwe. Wtedy pobiegła matka do dzielnicy żydowskiej i prosiła Jezusa o pomoc, gdyż o wczorajszych Jego uzdrowieniach opowiadali jej poganie. Jezus przybywszy, rzekł jej: ,.Zostaw Mnie samego z dzieckiem i przyślij Mi tu dwóch Moich uczniów!" Przybyli więc Judas Barsabas i oblubieniec Natanael. Jezus wziął chłopca z posłania na ręce, przycisnął go piersią do swej piersi i tak trzymając go w poprzek i objąwszy ramionami, nachylił swą twarz do twarzy dziecka i tchnął nań. Nagle otworzyło dziecko oczy i poruszyło się; wtedy Jezus wyciągnął ręce, trzymając dziecko przed sobą, i rozkazał obu uczniom włożyć mu ręce na głowę i pobłogosławić je. Uczynili tak, a dziecko w tej chwili wyzdrowiało. Wtedy zaniósł je Jezus rodzicom, którzy, uścisnąwszy je, rzucili się z płaczem do nóg Jezusowi, a matka dziecka zawołała: „Wielkim jest Pan Bóg Izraela! Większym ponad wszystkich bogów! Mówił mi to mąż mój i nie chcę odtąd żadnemu innemu bogu służyć!" Wkrótce zebrał się wkoło Jezusa tłum ludzi; przyniesiono do Pana jeszcze więcej dzieci. Chłopczyka, rok starszego, uleczył Jezus przez włożenie rąk. Inny chłopiec siedmioletni cierpiał na konwulsje i był jakby bez zdrowych zmysłów; choroba ta pochodziła od szatana, nie było jednak gwałtownych napadów. Często był ów chłopiec jakby chromym i niemym. Jezus pobłogosławił go i rozkazał go skąpać w mieszaninie wody z ciepłej studni Amatus, z potoku Karit koło Abili i z Jordanu. Wodę z Jordanu, z okolicy, którędy przechodził Eliasz, mieli tu Żydzi w zapasie w worach i używali ich przy oczyszczaniu trędowatych.
Matki poganki żaliły się przed Jezusem, że tyle kłopotu i zgryzot mają z chorymi dziećmi, a kapłanka nie zawsze może je uleczyć. Wtedy rozkazał im Jezus przywołać ową kapłankę. Ta przybyła niechętnie, cała zasłonięta, nie chciała jednak wejść do środka. Na rozkaz Jezusa weszła, odwracając jednak twarz i nie patrząc na Niego; w ogóle zachowywała się jak opętani, których wewnętrznie coś zmuszało unikać wzroku Jezusa, jednakże na Jego rozkaz musieli się zbliżyć. Gdy się zbliżyła, Jezus przemówił do zebranych pogan, niewiast i mężczyzn: „Pokażę wam, jaką mądrość czciliście w tej kobiecie i jej sztuce." Rzekłszy to, rozkazał jej duchom opuścić ją. W tej chwili wyszedł z niej czarny dym, a w nim postacie różnego robactwa, węży, kretów, szczurów i smoków. Gdy wszyscy z obrzydzeniem patrzyli na to straszne widowisko, rzekł Jezus: „Patrzcie! oto jakiej nauki słuchacie". Niewiasta zaś owa upadła na kolana, płacząc i jęcząc. Stała się teraz posłuszna i chętna, a gdy Jezus rozkazał jej wyjawić, jak postępowała przy uzdrawianiu dzieci, wyznała wśród łez, prawie wbrew swej woli, zasady swej nauki; przy czym wyszło na jaw, że umyślnie czarami wszczepiała chorobę w dzieci, aby je potem leczyć na cześć bogów. Jezus rozkazał jej teraz iść z Nim i uczniami tam, gdzie stoi bożek Moloch, a zarazem kazał tam zawezwać wielu pogańskich kapłanów. Liczny tłum ludu zebrał się wokoło, gdyż już rozgłosiło się uzdrowienie dzieci. Miejsce, gdzie stał Moloch, nie było świątynią, tylko pagórkiem, otoczonym wkoło rowami, sam zaś bożek stał między rowami w podziemnym sklepieniu, opatrzonym przykrywą. Jezus zażądał od kapłanów pogańskich, aby wywołali swego boga; ci wyciągnęli go w górę za pomocą umyślnej maszynerii, na co Jezus wyraził im swoje ubolewanie, że mają boga, który nie umie sobie sam poradzić.
Teraz kazał Jezus kapłance wypowiedzieć mowę pochwalną na cześć swego boga i opowiedzieć, jak oni mu służą i co on im za to daje. Z niewiastą jednak stało się tak, jak z prorokiem Balaamem; na cały głos opowiedziała wszystkie obrzydliwości tego kultu, głosząc równocześnie przed zebranym ludem cuda Boga izraelskiego. Jezus rozkazał teraz uczniom przewrócić bożka i tarzać go po ziemi, a gdy oni to uczynili, rzekł: „Patrzcie, jakim bogom służycie; przypatrzcie się duchom, które czcicie". Wtem w oczach wszystkich wyczołgały się z posągu różne diabelskie poczwary, które drżąc pełzały wkoło, a potem przy rowach zapadły się w ziemię. Poganie przestraszyli się bardzo i zawstydzili, a Jezus rzekł: „Jeśli rzucimy waszego bożka znowu w dół, to zapewne rozpadnie się w kawałki!" Poganie prosili Go jednak, by nie psuł im go, a Jezus pozwolił podnieść bożka z ziemi i spuścić na dół. Prawie wszystkich obecnych wzruszyła ta scena i zawstydziła, szczególnie zaś kapłanów. Wprawdzie niektórzy z nich patrzeli na to z niechęcią, cały lud był jednak po stronie Jezusa. Jezus miał potem jeszcze piękną naukę, po wysłuchaniu której nawróciło się wielu obecnych. — Ów posąg Molocha podobny był do wołu, siedzącego na tylnych nogach; ramiona miał wyciągnięte, jakby chciał w nie co ująć; dawały się one ściągać za pomocą maszyny. Paszczę miał szeroko rozwartą, na czole zaś zakrzywiony róg, a wkoło ciała kilka wypustek na kształt otwartych kieszeni. Siedział na szerokiej misie. Podczas uroczystości zawieszano mu na szyi długie rzemienie, a przy składaniu ofiar rozpalano w misie pod nim ogień; ustawicznie zaś świecono przed nim na brzegu misy szereg lamp. Dawniej składano mu w ofierze dzieci, teraz było to już zabronione. Ofiarowywano mu więc różne zwierzęta, paląc je w otworach ciała, lub wrzucając przez paszczę. Najznakomitszą ofiarą dla niego były syryjskie wielblądokozy. Każdy otwór w ciele bożka przeznaczony był na osobną ofiarę. Dawniej, gdy składano dzieci na ofiarę, wkładano mu je w ramiona, a on ściągał je i tak dusił ofiary, by nie krzyczały; ogień zaś, palący się pod posągiem i wewnątrz (posąg był wydrążony), palił ofiary. Za pomocą wind można się było spuścić do bożka stojącego pod ziemią wśród rowów. Cześć jego podupadła już teraz; wzywano go tylko przy sztukach czarnoksięskich, a szczególnie miała z nim do czynienia owa kapłanka przy sprowadzaniu chorób na dzieci i leczeniu ich potem. Za pomocą maszyny, umieszczonej w nogach posągu, można było go postawić. Posąg otaczały wkoło promienie.
Trudno jest dawać świadectwo wiary wobec ludzi, których poglądy wydają się jasne, ustalone, ugruntowane logiczną dokumentacją. Nasza ludzka inteligencja często okazuje się zawodna. Nie potrafimy przekonać, a może nam się nawet wydawać, że narażając się na śmieszność z powodu „zacofanych, prymitywnych poglądów” wystawiamy w jakiś sposób na śmieszność także samą wiarę, której nie potrafiliśmy obronić. Jednak tajemnica sukcesu nie leży w naszej sile przekonywania, ale w Panu Bogu, który przemawia do ludzkiego serca – i może posłużyć się naszym świadectwem jakiś czas po tym, gdy my odejdziemy z poczuciem klęski.