W synagodze uczył Jezus przeważnie o szabacie i jego święceniu. Ten nakaz występował także w rozdziałach Księgi Izajasza, które dziś były czytane. Ukończywszy o tym naukę, zapytał ich, wskazując na głęboki rów miejski, na którego brzegu pasły się ich osły: „Gdyby w szabat jeden z tych osłów wpadł do rowu, czy byłoby wam wolno wyciągnąć go, aby tam nie zginął?" Oni milczeli. „A człowiekowi, czyżbyście tego nie uczynili?" Oni milczeli: „A czy pozwolicie, aby was samych w szabat na duszy i na ciele uzdrowiono? czy jest dozwolony uczynek miłosierdzia w szabat?" I na to milczeli. Wtedy powiedział Jezus: „Jeżeli milczycie, muszę przypuszczać, że nic przeciw temu zarzucić nie możecie. Gdzież są więc ci chorzy, którzy przed synagogą żądali ode mnie uzdrowienia!? Przyprowadźcież ich tu!" Gdy jednak tego uczynić nie chcieli, powiedział Jezus: „Skoro tego uczynić nie chcecie, każę to moim uczniom uskutecznić". Namyślili się wtedy lepiej i kazali wyszukać chorych. Nędzarze ci przywlekli się więc; było ich około dwunastu, po części chromi, po części okropnie nabrzmiali z opuchliny, tak że palce zgrubiałe rozchodziły się im jak kołki. Byli bardzo uradowani, gdyż wielce ich zmartwiło, że uczeni kazali ich rozpędzić.
Jezus rozkazał im stanąć w rzędzie; był to prawdziwie wzruszający widok, patrząc jak zdrowsi wysuwali więcej cierpiących przed siebie, aby Jezus ich najpierw uleczył. Jezus zszedł do nich kilka stopni i przywołał pierwszych, sparaliżowanych przeważnie w ramionach. Modlił się nad nimi w milczeniu, wznosząc oczy w niebo i dotykał ich ramion łagodnie głaszcząc je z góry na dół; następnie poruszał ich rękoma do góry i na dół i kazał im odejść i Bogu podziękować, byli bowiem uzdrowieni. Mający opuchlinę wodną mogli ledwo chodzić. Jezus kładł im rękę na głowę i na piersi i w jednej chwili tak wzmocnili się, że z łatwością już mogli odejść, a po kilku dniach woda zeszła z nich całkiem.
Podczas tego powstał wielki ścisk ludu i innych biednych i chorych, którzy wraz z uzdrowionymi głośno Boga chwalili. Liczba ich była tak wielka, że uczeni w Piśmie, pełni złości i wstydu, musieli ustępować, a niektórzy zupełnie odchodzili. Jezus zaś uczył zgromadzony lud aż do końca szabatu, o bliskości królestwa, o pokucie i nawróceniu. Uczeni w Piśmie nie mogli już ze swoimi zarzutami i wykrętami przyjść do słowa. Było to śmieszne, widząc jak ci, którzy się między sobą tak przechwalali, teraz nie mogli nawet przyjść do słowa, tak, że nawet w najmniejszej rzeczy nie wykazali wobec Jezusa swej słuszności i nic Mu odpowiedzieć nie mogli.
Po szabacie urządzano za miastem w publicznym parku wielką ucztę z powodu ukończenia żniw; zaproszono na nią także Jezusa z uczniami. Byli tu przeważnie znakomici ziemianie, jak też kilku obcych i niektórzy bogaci wieśniacy. Jedzono przy kilku stołach. Znajdowały się tu na stole wszelakie owoce, zboża, ptactwo; wszystko zaś, co osobliwie tego roku obficie się zrodziło, było w podwójnej ilości, także zwierzęta, bądź upieczone, bądź zabite, gotowe do sporządzenia. Było to oznaką dostatku.
Jezusowi i uczniom Jego wyznaczono pierwsze miejsca, pewien jednak faryzeusz już przedtem tam usiadł. Zbliżając się do stołu, rozmawiał z nim Jezus po cichu i zapytał, dlaczego zasiadł na tym miejscu? Ten odpowiedział: „Dlatego, że tu jest ten chwalebny zwyczaj, że uczeni i znakomici na pierwszych miejscach siedzą". Jezus odrzekł: „Ci, którzy na ziemi dobijają się o pierwsze miejsca, nie będą mieli miejsca w Królestwie Ojca Mego". Faryzeusz słysząc to, zawstydzony, usiadł niżej, udawał jednak, jakoby to on sam z własnego woli i przekonania uczynił. Przy stole wyjaśnił Jezus jeszcze niektóre rzeczy o szabacie ( Iz 58,7): „Ułam łaknącemu chleba twego, a ubogich i tułających się wprowadź do domu twego". Jezus pytał dalej: „Czy nie jest zwyczajem przy tym święcie, jako dziękczynnym za dostatek, zapraszać ubogich i z nimi się dzielić? Dziwi mię, że to zaniedbano; gdzież bowiem są biedni? Skoroście Mnie zaprosili, na zaszczytnym posadzili miejscu i uczynili pierwszą osobą uczty, to muszę się też o prawnych gości upomnieć! Wezwijcież tych ludzi, których uzdrowiłem i wszystkich innych biednych!" Ponieważ jednak z tym się nie spieszyli, poszli uczniowie i zwoływali biednych po wszystkich drogach, a gdy przyszli, wyznaczył im Jezus i uczniowie miejsca, co widząc uczeni, poczęli jeden za drugim wychodzić. Jezus jednak, uczniowie i niektórzy poczciwi ludzie usługiwali ubogim, dzielili się z nimi wszystkim, co zostało, wskutek czego powstała ogólna wielka radość. Na koniec udał się Jezus ze swoimi towarzyszami do domu faryzeusza Dinota na spoczynek.
Na drugi dzień przyszła niezmierna ilość chorych z miasta Gennabris i okolicy do Jezusa przed dom faryzeusza Dinota, a Jezus uzdrawiał ich przez cały ranek. Byli to przeważnie porażeni w rękach i z wodną puchliną. Syn faryzeusza Dinota, u którego Jezus mieszkał, imieniem Jozafat, dwunastoletni chłopiec, widząc że ojciec jego zupełnie za Jezusem idzie, uczynił to samo. Żydowscy chłopcy nosili długie suknie z klinami po obu bokach, u dołu rozcięte; z przodu aż do nóg były guziki. Dopiero gdy podrośli, dostawali rodzaj spodni i suknie takie, jak dorośli mężczyźni. Suknia taka gdy była przepasana, wyglądała nastrzępiona, zwykle jednak spadała wolno jak koszula, a czasami była podpinana. Rozstając się z Dinotem, przycisnął go Jezus do piersi, a on się rozpłakał.
Stąd poszedł Jezus z Natanaelem, Andrzejem, Jakubem, Saturninem, Aristobulem, Tarzisem, Parmeną i innymi czterema uczniami dolinami na południe. Szli może dwie lub trzy godziny i nocowali na pewnym urwisku między dwoma miastami w pustej stodole. Miasto po lewej stronie, nazywało się Ulama, po prawej Jafia. Ulama leży naprzeciw Tarychei, tak jak Gennabris naprzeciw Tyberiady. Na prawo leżące miasto było dalej położone niż Betulia; wielka przestrzeń oddzielała je od siebie, ale góra zasłaniająca widok, sprawiała złudzenie, iż zdawało się, że Betulia panuje nad całym krajobrazem. Miejscowość ta wydawała się tak blisko, jak gdyby droga, którą szedł Jezus, do niej zmierzała; niebawem jednak skręca się w bok, skutkiem czego ów widok zupełnie się straci.
Pole, na którym Jezus nauczał żeńców, jest właśnie tym polem, gdzie Józef znalazł braci pasących trzody, a prostokątna studnia, jest ową sadzawką, do której Józefa spuszczono.
Być może wychowaliśmy się w tradycyjnie katolickim domu, chodząc co niedzielę do kościoła i odmawiając codziennie pacierz. Może tak bardzo spowszedniała nam osoba Pana Jezusa, że stopniowo zatraciliśmy poczucie Jego Bóstwa i majestatu. Może traktujemy Go już tylko jako dobrego człowieka, nawet przyjaciela? Jednak Pan Jezus jest także świętym Synem Pana Boga, obiecanym Mesjaszem, Panem nieba i ziemi. Jego wolą jest, abyśmy nie tylko wierzyli, że jest On naszym Przyjacielem i Bratem, lecz byśmy pozwolili Mu, jako Królowi królów i Panu panów, panować nad każdym naszym dniem, każdą chwilą.