Menu

Gościmy

Odwiedza nas 260  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Na tym samym polu, na którym później z uczniami zrywał kłosy, nauczał Jezus w czasie żniwa, przy żeńcach, ludziach zbierających kłosy i wiążących snopy. Chodząc tu i tam po polu, opowiadał o siewcy i kamienistej roli; tu rola była także kamienista. Mówił, że przyszedł także zbierać kłosy dobre i opowiadał przypowieść o wyrywaniu chwastów przy żniwie. Żniwo porównywał On z królestwem Bożym. Opowiadał to w przerwach zachodzących przy pracy i przechodził z jednego pola, na drugie.


Źdźbła zostawiano, tyko kłosy żęto i wiązano na krzyż.


Wieczorem, po ukończeniu żniwa miał Jezus na wzgórzu naukę do wszystkich robotników. Mówił także w porównaniach o strumyku, który tamtędy przepływał, o bogobojnym, cichym życiu, przynoszącym błogosławieństwo, o nadpływającej fali łaski, o sprowadzaniu łaski na nasze pola itd. Potem posłał obu uczniów Jana do uczniów w Ainon, i kazał im powiedzieć, aby udali się w stronę Machaerus i uspokoili lud; wiedział bowiem, że tam powstał rokosz. Do Ainon przychodziły całe rzesze ludu i bardzo wielu zebrało się do chrztu; gdy jednakże usłyszeli, że prorok został pojmany, udali się do Machaerus, gdzie po drodze przyłączyło się do nich wiele ludzi, krzycząc i hałasując, aby puszczono Jana, żeby ich uczył i chrzcił. Niektórzy w złości rzucali kamieniami. Straże strzegły wszystkich przejść, a Herod udawał, że nie ma go w domu.


Wieczorem wstąpił Jezus niedaleko Gennabris do drugiego domu wieśniaczego i nauczał w ten sposób jak wpierw, a także o ziarnku gorczycznym. Człowiek, u którego Jezus mieszkał, skarżył się przed Nim na sąsiada, iż ten od dłuższego czasu robi mu szkody na polu i narusza jego prawa. Jezus poszedł więc z nim na pole i kazał Sobie pokazać o co się właściwie rozchodzi. Był to już duży kawałek ziemi, z wolna zabrany, a człowiek ów skarżył się, że nie może z sąsiadem dojść do ładu. Jezus pytał go, czy ma jeszcze tyle, aby siebie i swoich wyżywić. Człowiek ów odpowiedział, że ma i że dochody jego jeszcze są dobre. Wtedy powiedział mu Jezus, że jeszcze nic nie stracił, gdyż nam się nic nie należy i jeżeli mamy tyle, że możemy choć z biedą wyżyć, to mamy dosyć. Niech swemu sąsiadowi da jeszcze więcej, niż wymaga, aby jego głód dóbr i majątku zaspokoić. Wszystko, co tu z radosnym usposobieniu zostawi lub odda dla zachowania pokoju, znajdzie na powrót w Jego królestwie. On sąsiad, wychodząc ze swego stanowiska, postępuje mądrze, gdyż królestwo swe ma na tej ziemi, i dlatego chce opływać w dobra doczesne, a nie chce i nic mieć nie będzie w Jego królestwie. Od Niego niech się więc uczy, jak to trzeba się bogacić na duszy i niech się stara o nabywanie dóbr w Królestwie Bożym. Następnie użył Jezus porównania z rzeki, która z jednej strony ziemię wyrywa a z drugiej zaś dokłada. Nauka ta była podobna do owej o niesprawiedliwym szafarzu, gdzie ziemskie łakomstwo i chęć wzbogacenia się przedstawiał jako przykład, jak postępować należy w sprawach duchowych. Ziemskie bogactwa przeciwstawiał niebieskim; nauka zdawała się nieco zawiłą, ale dla pojęć religii i położenia Żydów odpowiednią i zrozumiałą, lud ten bowiem brał wszystko zmysłowo.


Była tu jednak owa rola, na której znajdowała się studnia Józefa, a Jezus opowiadał o podobnej sprzeczce ze Starego Testamentu, w której to Abraham Lotowi jeszcze więcej dał, niż ten wymagał. Jezus wykładał to bliżej, mówiąc: „Dokąd potem doszły dzieci Lota? Czy Abraham nie otrzymał wszystkiego? Czy nie powinniśmy tak czynić jak Abraham? Czy nie było mu przyobiecane królestwo i czy go nie otrzymał? To królestwo, jest obrazem Królestwa Bożego, kłótnia Lota z Abrahamem, obrazem kłótni tego człowieka z sąsiadem; dlatego powinien postąpić tak jak Abraham i Królestwo Boże uzyskać". Jezus przytoczył także to miejsce z Pisma, w którym i o tej kłótni jest mowa i wiele jeszcze uczył o tym i o Królestwie, przed wszystkimi zgromadzonymi żniwiarzami.


Niesprawiedliwy wieśniak był także przy tym ze swoimi stronnikami; stał jednak cicho i z daleka. Podburzył on swoich przyjaciół, aby naukę Jezusa co chwila przerywali uszczypliwymi pytaniami. Tak np. zapytał jeden: Dokąd właściwie nauka Jego ma doprowadzić, cóż właściwie z tego będzie? Jezus odpowiedział wymijająco, a oni z odpowiedzi nie zrozumieli. Mówił ogólnie, że dla jednych byłoby to za długo, dla drugich za krótko, a wszystko w podobieństwach o żniwie, o siewcy, o zbiorze, o wyrzuceniu chwastu, o chlebie i pokarmie żywota wiecznego itd. Ów gospodarz, pytający Jezusa o radę, poszedł za Jego nauką, nie oskarżył swego nieprzyjaciela, resztę dobra swego dał na rzecz gminy, a synowie jego zostali uczniami Jezusa.


Mówiono tutaj także o herodianach. Ludzie narzekali, że herodianie na wszystko tak czatują, że niedawno kilku cudzołożników tu i w Kafarnaum schwytali i do Jerozolimy zawieźli, gdzie ich teraz mają sądzić. Byli wprawdzie zadowoleni, że spośród nich takich ludzi usunięto, ale niemiłym jest uczucie, że się ustawicznie jest szpiegowanym. Jezus nauczał całkiem śmiało o tych herodianach; mówił, że powinni się strzec grzechu, ale także obłudy i sądzenia innych. Najpierw trzeba wyznać własny swój występek, aby móc innych sądzić. Jezus przedstawiał złe przymioty tych ludzi i na podstawie rozdz. z Księgi z proroka Izajasza, który zeszłego szabatu w synagodze był czytany, nauczał o niemych psach, które nie szczekają, nie chronią od grzechu a po kryjomu ludzi kąsają. Wspominał, że herodianie tych cudzołożników wydali sądowi, podczas gdy Herod, ich przyjaciel, żyje w cudzołóstwie. Wreszcie powiedział ludziom, po czym mogą poznać herodianów.


W kilku chatach, które tu wokoło się znajdowały, byli chorzy i z nadmiaru pracy chromi ludzie. Jezus odwiedził ich, uzdrowił i kazał im pójść do nauki i pracy, co oni też wdzięcznie i z radością uczynili.


Jezus posłał stąd także jeszcze kilku pasterzy do Machaerus z wezwaniem do uczniów Jana, aby lud skłonili do rozejścia się, gdyż te rozruchy mogłyby tylko niewolę Jana cięższą uczynić lub śmierć jego spowodować.

 


 

 

 

 

 

 


Herod i jego żona byli w Machaerus. Widziałam, że Herod kazał Jana Chrzciciela przed siebie zawezwać. Herod siedział w wielkiej sali w pobliżu więzień, otoczony strażą, urzędnikami, uczonymi, a w szczególności herodiadami i saduceuszami. Jana wprowadzono przez ganek do sali, gdzie stanął przed wielkimi otwartymi drzwiami pomiędzy strażą. Widziałam żonę Heroda, jak z bezczelnością i szyderstwem koło Jana przemknęła się do sali i usiadła na wysokim siedzeniu. Kobieta ta miała inny wygląd twarzy, niż przeważna część żydowskich kobiet. Wszystkie kształty były bardzo ostre i szpiczaste, głowa nawet była szpiczasta. Twarz i całe zachowanie były w ciągłym poruszeniu. Była pięknej postaci, lecz suknie miała rażące, przesadne i obciskające. Dla każdego niewinnego człowieka była wstrętną, a jednak nęciła oczy wszystkich ku siebie.

 

Herod pytał Jana, aby mu jasno powiedział, co myśli o Jezusie, który takie rozruchy powoduje w Galilei; kto On właściwie jest? czy On teraz przyszedł na jego miejsce? Słyszał wprawdzie, że Jan o Nim przepowiadał, ale nie przykładał do tego większej wagi, więc chce, aby mu jeszcze raz swoje zdanie dokładnie powiedział, człowiek ten bowiem prowadzi dziwne mowy, mówi o jakimś królestwie, nazywa siebie w porównaniach synem królewskim itd., a przecież jest tylko synem ubogiego cieśli. Jan tedy podniesionym głosem i zupełnie tak jakby przemawiał przed zgromadzonym ludem, dał świadectwo o Jezusie, mówiąc że jest tylko przygotowującym drogi Jezusowi, że jest niczym wobec Niego, że takiego człowieka i proroka nie było i nie będzie, jakim On jest, że jest Synem Ojca, Chrystusem, Królem królów, Zbawicielem i Odnowicielem Królestwa, że żadna potęga nie jest nad Jego potęgę, że jest Barankiem Bożym, który wziął na Siebie grzechy świata itd. Tak mówił o Jezusie, głośno wołając, siebie zaś zowiąc Jego posłańcem, przygotowującym drogi Jego i najniższym sługą. Mówił to wszystko z takim natchnieniem i z tak niezwykłym uniesieniem, że Herod wpadł w wielki strach, a w końcu zatkał sobie uszy. Po czym rzekł do Jana: „Wiesz, że jestem ci przychylny, ale mówisz tak, że przeciwko mnie lud buntujesz, potępiasz bowiem moje małżeństwo. Jeśli twoją niewczesną i przewrotną gorliwość poskromisz i przed ludem mój związek uznasz, puszczę cię na wolność i będziesz mógł pójść uczyć i chrzcić. Wtedy podniósł Jan głos z wielką powagą i strofował Heroda za jego życie publiczne, mówiąc: „Znam twój sposób myślenia i wiem, że poznajesz słuszność i drżysz przed sądem; ale wplątałeś się w sidła i pogrążony jesteś w więzach wszechświata". Złość kobiety przy tych słowach była nie do opisania, a Herod popadł w taką trwogę, że Jana czym prędzej kazał wyprowadzić. Polecił przenieść go do innego więzienia, które by nie miało widoku na zewnątrz, tak że lud nie mógł go już słyszeć.

 

15


To przesłuchanie przeprowadził Herod z obawy przed rozruchami ochrzczonych i z powodu wiadomości, jakie herodianie rozgłaszali o cudach Jezusa.


W całym jednak kraju mówiono głośno o straceniu w Jerozolimie kilku cudzołożników, których herodianie przywieźli z Galilei. Mówiono, że małych przestępców tracą, a wielkich puszczają wolno i że właśnie ci oskarżyciele, herodianie, są Herodowi przychylni, a Herod za to właśnie Jana więzi, że go o cudzołóstwo obwinia. Skutkiem tego Herod sposępniał. Widziałam, jak owych cudzołożników sądzono. Czytano im ich występki i strącano ich na podwórzu do wąskiego lochu, na którego brzegu stali. Upadali na nóż, który im podrzynał gardło, a stojący na dole w sklepieniu miejscy słudzy odciągali zwłoki na bok. W lochu była maszyna, na którą owi cudzołożnicy wpadali. Było to w okolicy, w której potem stracono Jakuba.


Także następnego dnia uczył Jezus jeszcze wśród robotników, gdy Andrzej, Jakub i Jan do Niego przyszli. Natanael był w swoim domu na przedmieściu pod Gennabris. Jezus opowiedział uczniom, że wnet pójdzie przez Samarię nad Jordan na miejsce chrztu. Niedaleko od pola, na którym uczył, była studnia Dotaim, przy której sprzedano Józefa.


Ludzie pytali tu Jezusa, czy dobrze czynią że żywią ubogich, kulawych robotników, którzy już pracować nie mogą. Jezus odpowiedział, że czynią swoją powinność; lecz nie powinni się tym chwalić, gdyż straciliby prawo do nagrody. Potem chodził po chatach tychże chorych, uzdrowił wielu z nich i odesłał do nauki i pracy. Oni też to czynili, chwaląc Boga.


Stąd poszedł Jezus do Gennabris na szabat do synagogi. Gennabris było prawie tak wielkie jak Monaster, leżało może o godzinę drogi na wschód od wyżyny, na której był Jezus, na pochyłości wśród ogrodów, zakładów kąpielowych i miejsc uroczych. Z tej strony, którędy Jezus przyszedł, było miasto otoczone głębokimi rowami z wodą. Po półgodzinnej drodze przyszedł Jezus z uczniami do murów i bram wież w obrębie miasta. Zgromadziło się tu wielu uczniów w okolicy; z Jezusem przyszło także ze dwunastu, a w mieście było wiele faryzeuszów, saduceuszów i herodianów, którzy na szabat tu przybyli. Postanowili sobie, chytrymi pytaniami Jezusa w mowie podchwycić; mówili ludzie pomiędzy sobą, że w mniejszych miejscowościach jest to trudniej, tam bowiem jest Jezus odważniejszy niż tu; cieszyli się więc i byli pewni wygranej. Ludzie tu obecni, przez nich przygotowani, zachowywali się całkiem spokojnie, nie okazując przy przybyciu Jezusa żadnego wrażenia. Jezus wszedł więc w spokoju do miasta, a uczniowie umyli Mu przed synagogą nogi. Uczeni i lud zgromadzili się już w synagodze. Przyjęto Go bez okazałości, z udanym uszanowaniem i dozwolono Mu czytać z księgi i wykładać. Czytał więc z Księgi Izajasza jedno zdanie po drugim z rozdziału 54, 55, 56 i wykładał. Była tam mowa o tym, jak Bóg Swój kościół znów postawi, jak go wspaniale zbuduje, jak wszyscy będą przychodzić doń pić wodę, a ci, którzy pieniędzy nie mają, przychodzić będą jeść chleb. Żydzi usiłują — mówił dalej — w synagodze się nasycić; lecz tu nie ma chleba, a słowo Jego ust, Mesjasza, dokona swego dzieła. W Królestwie Bożym, w Kościele, będą działali i obcy, poganie i będą przynosili owoce wiary. Pogan nazywał rzezańcami, ponieważ nie mają udziału w rodowodzie Mesjasza jak Patriarchowie. Bardzo wiele z tego, co mówił, odnosił do swego Królestwa, do Kościoła i do nieba. Porównywał także obecnych nauczycieli żydowskich z niemymi psami, które nie są czujne, tylko się tuczą, żrą i zbytkują, zmierzając tym także do herodianów  i saduceuszów, którzy tylko czatują potajemnie i nie szczekając, napadają ludzi, a nawet samego pasterza. W ogóle nauczał bardzo ostro i trafnie.


Na koniec czytał im z Księgi Powtórzonego Prawa (Pwt11, 29 i nast.) o błogosławieństwie na Garizim i Hebal, dodając wiele o przykazaniach i o kraju obiecanym. A wszystko to stosował do Królestwa Bożego.


Jeden z herodianów, pełen szacunku, przystąpił do Jezusa, pytając jak wielką będzie liczba tych, którzy wejdą do Jego Królestwa. Chcieli go tym pytaniem schwytać, bo skoro wszyscy przez obrzezanie mają w tym królestwie mieć udział, to dlaczego Jezus mówił tu o poganach i trzebieńcach, a tyle Żydów wykluczał. Jezus jednak nie załatwił tego pytania zaraz wyraźną odpowiedzią, lecz mówił najpierw o rzeczach, w dalszym związku będących i dopiero na końcu dał odpowiedź, która owo pytanie całkiem rozwiązała. A mianowicie odpowiedział, pytając nawzajem, mniej więcej w ten sposób: Ile weszło z pustyni do Kanaan? czy wszyscy nie przechodzili przez Jordan? iluż tedy kraj posiadło? czy go kiedy całkiem zdobyli? czy i teraz jeszcze nie muszą się nim w znacznej części dzielić z poganami? czy nigdy i z żadnego w nim miejsca nie byli zeń wygnani? Mówił także, że żaden nie wejdzie do Jego Królestwa tylko wąską drogą i oblubieńczymi drzwiami. Otrzymałam wyjaśnienie, że jest to Kościół i Maryja. W Kościele rodzimy się przez chrzest do nowego żywota,  z Maryi narodził się Oblubieniec, który przez Nią wprowadza nas do Kościoła, a przezeń znów do Boga. Wejściu przez drzwi oblubieńcze przeciwstawiał wchodzenie drzwiami bocznymi. To porównanie było podobne do tego o dobrym pasterzu i najemniku (J 10, 1), przy czym także powiedział: „Tylko przez bramę, którą Ja jestem prowadzi wejscie" Słowa Jezusa na krzyżu przed śmiercią, w których Maryję, matką Jana, a Jana synem Maryi nazywa, mają ukryte znaczenie, odnoszące się do owego powtórnego odrodzenia, i wzajemnie przez śmierć Jezusa.


Tego wieczora nie mogli Jezusa w niczym podchwycić i dlatego przygotowali sobie to dopiero na koniec szabatu. Rzecz dziwna; gdy są razem, to mają wiele rozumu i słów, w jaki sposób Jezusa podchwycić w Jego naukach; ale gdy jest On obecny, nie wiedzą co i jak powiedzieć, owszem są zdumieni, a częściowo nawet przekonani, ale pełni złości.

 

Jezus wyszedł z synagogi całkiem spokojnie, a oni zaprosili Go na ucztę do jednego faryzeusza, gdzie także nic wskórać ani podchwycić Go nie mogli. Jezus opowiadał tu przypowieść o uczcie, na którą Pan zaprasza gości na oznaczony czas, potem zaś drzwi się zamyka, a ci którzy nie są jeszcze gotowi, nie będą wpuszczeni.


Stąd po uczcie udał się Jezus z uczniami na spoczynek do domu pewnego faryzeusza, zaznajomionego z Andrzejem. Był to sprawiedliwy człowiek, on to bowiem rzetelnie bronił uczniów, między którymi był także Andrzej, stawionych tu przed sąd po czystości Paschy. Był on od niedawna wdowcem, nie był jeszcze stary i wkrótce przystał do uczniów. Nazywał się Dinokus albo Dinotus, a jego dwunastoletni syn, Jozafat. Dom jego leżał za miastem, w zachodniej jego stronie. Jezus przyszedł do miasta od południa, gdyż szedł na dół wzgórzem przez pola ku Dotaim, bardziej na południe niż Gennabris, a następnie pod kątem znów tam powrócił. Dom faryzeusza leżał po zachodnie,j a mieszkanie Natanaela po północnej stronie ku Galilei.


Po owym przesłuchaniu, posłał Herod urzędników do wzburzonego ludu, którzy mu łagodnie przedstawiali, aby się o Jana nie troszczyli, lecz spokojnie do domu rozeszli, gdyż Janowi nie dzieje się żadna krzywda i uprzejmie się z nim obchodzą. Mówili oni, że Herod chce go tylko mieć bliżej siebie, a przez swoje wzburzenie mogą tylko złe światło na niego rzucić i położenie jego pogorszyć. Kazali się im więc rozejść do domów, a Jan i tak wkrótce zjawi się i dalej chrzcić będzie. Ponieważ równocześnie posłańcy Jezusa i uczniowie Jana z tym poleceniem przybyli, więc się lud powoli rozszedł. Herod jednak pozostawał w wielkiej trwodze i niepokoju. Stracenie cudzołożników w Jerozolimie przypomniało ludowi cudzołożny związek Heroda i lud głośno szemrał, że trzyma Jana w więzieniu za to, że powiedział prawdę i stanął w obronie prawa, według którego tamci w Jerozolimie na śmierć skazani zostali. W dodatku dochodziły go słuchy o naukach i czynach Jezusa w Galilei, i że teraz chce Jezus przyjść w dolinę nad Jordan i tu nauczać. Był więc w wielkiej obawie, że to jeszcze więcej podburzy niespokojny lud i w tej trwodze zwołał faryzeuszów i herodianów, by się z nimi naradzić, co czynić, aby Jezusa powstrzymać. Stanęło na tym, że ośmiu z nich wyśle do Jezusa i ci jasno dadzą Mu do zrozumienia, żeby ze swymi naukami i cudami pozostał w Górnej Galilei z tamtej strony jeziora, a nie przychodził wcale nad Jordan, do kraju Heroda. Mieli Go jeszcze dla pewniejszego skutku ostrzec przykładem Jana, inaczej bowiem Herod bardzo łatwo byłby zmuszony uwięzić i Jego, tak jak uwięził Jana. Poselstwo to odeszło zaraz do Galilei.

 

Na drugi dzień rano uczył Jezus bez większych przeszkód w synagodze, gdyż dopiero po południu podczas nauki chcieli wszyscy na Niego napaść. Uczył znowu na przemian z Izajasza i 5 księgi Mojżesza. Korzystając także ze sposobności, mówił Jezus wiele i nauczał o należytym święceniu szabatu. Chorzy tego miasta nie mieli odwagi prosić Go o pomoc, tak byli lękliwi.


Jezus mówił głośno, tak, aby szpiedzy Heroda słyszeli o jego wysłannikach do Niego. „Gdy wrócą, niech powiedzą lisom, by zawiadomili lisa (Heroda) aby się z Jego powodu nie trwożył; może on bez przeszkody dalej swoje działania prowadzić i co zamierzał, na Janie wykonać. Nie będzie się zresztą wcale nim krępował i będzie uczył wszędzie dokąd Go posłano, w każdej okolicy, a więc i w Jerozolimie, gdy potrzeba tego wymagać będzie. Zadanie Swoje spełni i z niego Ojcu Niebieskiemu zda sprawę". Faryzeusze, słysząc to, bardzo się złościli.


Po południu wyszedł Jezus z uczniami z domu faryzeusza Dinota na przechadzkę, a gdy przyszli przed bramę domu Natanaela, wszedł Andrzej do domu i zawołał go. Natanael przedstawił tu Jezusowi swego krewnego, jeszcze bardzo młodego, któremu chce oddać swoje zajęcie, aby mógł całkowicie pójść za Jezusem. Zdaje mi się, że już teraz w rzeczy samej się uda z Jezusem.


Po tej przechadzce poszli do miasta, w którym z tej strony była synagoga. Mniej więcej dwudziestu biednych, chorych z pracy najemników, dowiedziało się, że Jezus uzdrowił podobnych im chorych na polu żniwa. Pełni więc nadziei, że podobnej dostąpią łaski, przywlekli się do miasta i przed synagogą stanęli w rzędzie, by prosić o pomoc. Jezus przeszedł przed nimi pocieszając ich, a widząc ich prośby, polecił im aby jakiś czas byli cierpliwymi. Zaraz za Jezusem postępowali uczeni, rozgniewani, że jacyś obcy odważyli się prosić Jezusa o uzdrowienie, skoro udało się im wszystkich chorych w mieście od tego powstrzymać. Ofuknęli więc szorstko biednych ludzi, nadając temu jednak pozór dobrego zamiaru i wezwali ich aby natychmiast odeszli i nie robili tu zgiełku i zaburzeń, Jezus bowiem ma ważniejsze sprawy z nimi omówić i nie jest teraz pora chorymi się zajmować. Ponieważ jednak ci wynędzniali ubodzy nie mogli natychmiast się z miejsca ruszyć, więc kazali ich rozpędzić.

 


 

 

 

 

 

 


W synagodze uczył Jezus przeważnie o szabacie i jego święceniu. Ten nakaz występował także w rozdziałach Księgi Izajasza, które dziś były czytane. Ukończywszy o tym naukę, zapytał ich, wskazując na głęboki rów miejski, na którego brzegu pasły się ich osły: „Gdyby w szabat jeden z tych osłów wpadł do rowu, czy byłoby wam wolno wyciągnąć go, aby tam nie zginął?" Oni milczeli. „A człowiekowi, czyżbyście tego nie uczynili?" Oni milczeli: „A czy pozwolicie, aby was samych w szabat na duszy i na ciele uzdrowiono? czy jest dozwolony uczynek miłosierdzia w szabat?" I na to milczeli. Wtedy powiedział Jezus: „Jeżeli milczycie, muszę przypuszczać, że nic przeciw temu zarzucić nie możecie. Gdzież są więc ci chorzy, którzy przed synagogą żądali ode mnie uzdrowienia!? Przyprowadźcież ich tu!" Gdy jednak tego uczynić nie chcieli, powiedział Jezus: „Skoro tego uczynić nie chcecie, każę to moim uczniom uskutecznić". Namyślili się wtedy lepiej i kazali wyszukać chorych. Nędzarze ci przywlekli się więc; było ich około dwunastu, po części chromi, po części okropnie nabrzmiali z opuchliny, tak że palce zgrubiałe rozchodziły się im jak kołki. Byli bardzo uradowani, gdyż wielce ich zmartwiło, że uczeni kazali ich rozpędzić.


Jezus rozkazał im stanąć w rzędzie; był to prawdziwie wzruszający widok, patrząc jak zdrowsi wysuwali więcej cierpiących przed siebie, aby Jezus ich najpierw uleczył. Jezus zszedł do nich kilka stopni i przywołał pierwszych, sparaliżowanych przeważnie w ramionach. Modlił się nad nimi w milczeniu, wznosząc oczy w niebo i dotykał ich ramion łagodnie głaszcząc je z góry na dół; następnie poruszał ich rękoma do góry i na dół i kazał im odejść i Bogu podziękować, byli bowiem uzdrowieni. Mający opuchlinę wodną mogli ledwo chodzić. Jezus kładł im rękę na głowę i na piersi i w jednej chwili tak wzmocnili się, że z łatwością już mogli odejść, a po kilku dniach woda zeszła z nich całkiem.


Podczas tego powstał wielki ścisk ludu i innych biednych i chorych, którzy wraz z uzdrowionymi głośno Boga chwalili. Liczba ich była tak wielka, że uczeni w Piśmie, pełni złości i wstydu, musieli ustępować, a niektórzy zupełnie odchodzili. Jezus zaś uczył zgromadzony lud aż do końca szabatu, o bliskości królestwa, o pokucie i nawróceniu. Uczeni w Piśmie nie mogli już ze swoimi zarzutami i wykrętami przyjść do słowa. Było to śmieszne, widząc jak ci, którzy się między sobą tak przechwalali, teraz nie mogli nawet przyjść do słowa, tak, że nawet w najmniejszej rzeczy nie wykazali wobec Jezusa swej słuszności i nic Mu odpowiedzieć nie mogli.


Po szabacie urządzano za miastem w publicznym parku wielką ucztę z powodu ukończenia żniw; zaproszono na nią także Jezusa z uczniami. Byli tu przeważnie znakomici ziemianie, jak też kilku obcych i niektórzy bogaci wieśniacy. Jedzono przy kilku stołach. Znajdowały się tu na stole wszelakie owoce, zboża, ptactwo; wszystko zaś, co osobliwie tego roku obficie się zrodziło, było w podwójnej ilości, także zwierzęta, bądź upieczone, bądź zabite, gotowe do sporządzenia. Było to oznaką dostatku.


Jezusowi i uczniom Jego wyznaczono pierwsze miejsca, pewien jednak faryzeusz już przedtem tam usiadł. Zbliżając się do stołu, rozmawiał z nim Jezus po cichu i zapytał, dlaczego zasiadł na tym miejscu? Ten odpowiedział: „Dlatego, że tu jest ten chwalebny zwyczaj, że uczeni i znakomici na pierwszych miejscach siedzą". Jezus odrzekł: „Ci, którzy na ziemi dobijają się o pierwsze miejsca, nie będą mieli miejsca w Królestwie Ojca Mego". Faryzeusz słysząc to, zawstydzony, usiadł niżej, udawał jednak, jakoby to on sam z własnego woli i przekonania uczynił. Przy stole wyjaśnił Jezus jeszcze niektóre rzeczy o szabacie ( Iz 58,7): „Ułam łaknącemu chleba twego, a ubogich i tułających się wprowadź do domu twego". Jezus pytał dalej: „Czy nie jest zwyczajem przy tym święcie, jako dziękczynnym za dostatek, zapraszać ubogich i z nimi się dzielić? Dziwi mię, że to zaniedbano; gdzież bowiem są biedni? Skoroście Mnie zaprosili, na zaszczytnym posadzili miejscu i uczynili pierwszą osobą uczty, to muszę się też o prawnych gości upomnieć! Wezwijcież tych ludzi, których uzdrowiłem i wszystkich innych biednych!" Ponieważ jednak z tym się nie spieszyli, poszli uczniowie i zwoływali biednych po wszystkich drogach, a gdy przyszli, wyznaczył im Jezus i uczniowie miejsca, co widząc uczeni, poczęli jeden za drugim wychodzić. Jezus jednak, uczniowie i niektórzy poczciwi ludzie usługiwali ubogim, dzielili się z nimi wszystkim, co zostało, wskutek czego powstała ogólna wielka radość. Na koniec udał się Jezus ze swoimi towarzyszami do domu faryzeusza Dinota na spoczynek.


Na drugi dzień przyszła niezmierna ilość chorych z miasta Gennabris i okolicy do Jezusa przed dom faryzeusza Dinota, a Jezus uzdrawiał ich przez cały ranek. Byli to przeważnie porażeni w rękach i z wodną puchliną. Syn faryzeusza Dinota, u którego Jezus mieszkał, imieniem Jozafat, dwunastoletni chłopiec, widząc że ojciec jego zupełnie za Jezusem idzie, uczynił to samo. Żydowscy chłopcy nosili długie suknie z klinami po obu bokach, u dołu rozcięte; z przodu aż do nóg były guziki. Dopiero gdy podrośli, dostawali rodzaj spodni i suknie takie, jak dorośli mężczyźni. Suknia taka gdy była przepasana, wyglądała nastrzępiona, zwykle jednak spadała wolno jak koszula, a czasami była podpinana. Rozstając się z Dinotem, przycisnął go Jezus do piersi, a on się rozpłakał.


Stąd poszedł Jezus z Natanaelem, Andrzejem, Jakubem, Saturninem, Aristobulem, Tarzisem, Parmeną i innymi czterema uczniami dolinami na południe. Szli może dwie lub trzy godziny i nocowali na pewnym urwisku między dwoma miastami w pustej stodole. Miasto po lewej stronie, nazywało się Ulama, po prawej Jafia. Ulama leży naprzeciw Tarychei, tak jak Gennabris naprzeciw Tyberiady. Na prawo leżące miasto było dalej położone niż Betulia; wielka przestrzeń oddzielała je od siebie, ale góra zasłaniająca widok, sprawiała złudzenie, iż zdawało się, że Betulia panuje nad całym krajobrazem. Miejscowość ta wydawała się tak blisko, jak gdyby droga, którą szedł Jezus, do niej zmierzała; niebawem jednak skręca się w bok, skutkiem czego ów widok zupełnie się straci.


Pole, na którym Jezus nauczał żeńców, jest właśnie tym polem, gdzie Józef znalazł braci pasących trzody, a prostokątna studnia, jest ową sadzawką, do której Józefa spuszczono.


Być może wychowaliśmy się w tradycyjnie katolickim domu, chodząc co niedzielę do kościoła i odmawiając codziennie pacierz. Może tak bardzo spowszedniała nam osoba Pana Jezusa, że stopniowo zatraciliśmy poczucie Jego Bóstwa i majestatu. Może traktujemy Go już tylko jako dobrego człowieka, nawet przyjaciela? Jednak Pan Jezus jest także świętym Synem Pana Boga, obiecanym Mesjaszem, Panem nieba i ziemi. Jego wolą jest, abyśmy nie tylko wierzyli, że jest On naszym Przyjacielem i Bratem, lecz byśmy pozwolili Mu, jako Królowi królów i Panu panów, panować nad każdym naszym dniem, każdą chwilą.