Menu

Gościmy

Odwiedza nas 31  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 
 
 
 
 
 
Stąd poszedł Jezus z większą częścią Swych uczniów przez Bethagla do Adummim. Miejsce to, zupełnie prawie ukryte, leży w strasznie odludnej okolicy, pełnej górskich wąwozów i skał, między których wije się często tak wąska drożyna, że zaledwie osioł tędy przejść może. Osada położona jest na granicy pokolenia Benjamina i Judy, w odległości trzech godzin od Jerycha w całkowitym niemal ukryciu; wpierw nigdy jeszcze jej nie widziałam. Miejscowość ta, najeżona stromymi skałami, była niegdyś miejscem ucieczki dla wielkich złoczyńców i zbrodniarzy, znajdujących w niej ochronę przed karą śmierci. Miano tu nad nimi dozór do czasu poprawy, lub używano ich jako niewolników w kamieniołomach i do wielkich budowli. Z tego powodu miejscowość ta zwała się ścieżką czerwonych, krwawych. Już przed Dawidem w miejscu tym było schronienie, i przestało nim być dopiero w czasie pierwszych prześladowań chrześcijan. W późniejszych czasach stanął tu klasztor, zbudowany jako twierdza przez zakonników Świetego Grobu. (Katarzyna Emmerich rozumie zapewne owo stowarzyszenie, którego zadaniem było strzeżenie i cześć Świętego Grobu, a którego początek widziała u pierwszych biskupów jerozolimskich). Mieszkańcy tutejsi żyli z uprawy wina i owoców; było to straszne pustkowie, pełne skał, przeważnie nagich; rosnące na nich winne latorośle spadały nieraz z odłamami skał.
 
Właściwa droga z Jerycha do Jerozolimy nie prowadziła przez Adummim, lecz na północ od niego, droga zaś wiodąca z Bethagla do Adummim przecinała inne, biegnące z doliny pasterskiej ku Jerycha na pół godziny przed Adummim. Niedaleko od miejsca, w którym się owe drogi krzyżowały, znajdował się nader wąski i niebezpieczny przesmyk z kamienną katedrą; w tym miejscu, na długo przed narodzeniem Chrystusa, zdarzyła się przygoda, opowiedziana w przypowieści o człowieku, który wpadł między zbójców i o miłosiernym Samarytaninie. Idąc do Adummim, zboczył Jezus nieco z drogi, a usiadłszy na owej katedrze, nauczał wobec uczniów i mieszkańców tej okolicy, na podstawie tego, co się w tym miejscu zdarzyło. W Adummim święcił Jezus szabat, nauczał także w synagodze, opowiadając przypowieść, odnoszącą się do dobrodziejstwa, jakiego miejscowość ta jako miejsce azylu dostarczała, i stosując ją do czasu łaski pokuty na tej ziemi. Uzdrowił wielu chorych, zwłaszcza dotkniętych puchliną wodną. Po szabacie wrócił wraz z uczniami na miejsce chrztu.

Pod wieczór dnia następnego udał się znowu z uczniami do miastu Nebo, u stóp góry tego samego imienia, wznoszącej się na kilka godzin drogi. Uczynił to na prośbę tamtejszych mieszkańców, którzy wysłali do niego posłów, by przybył do nich i nauczał. Mieszkała tu ludność mieszana, Egipcjanie, Żydzi, oddani przedtem bałwochwalstwu i Moabici. Nauka Janowa przyprowadziła ich do opamiętania; jednak do tej pory nie odważyli się pójść na miejsce, gdzie Jezus chrzcił. Sądzę, że nie śmieli. Z powodu jakiejś nieznanej mi bliżej zbrodni, której dopuścili się ich przodkowie, byli oni u wszystkich Żydów w wielkiej pogardzie, i prócz pewnych miejsc, nie mogli się wszędzie pokazywać. Dlatego przyszli do Jezusa z pokorną prośbą, by raczył u nich chrzcić. Uczniowie wzięli ze sobą w worach wodę ze studni chrzcielnej. Na miejscu chrztu pozostali tylko strażnicy.

 Nebo oddzielone jest górą od Jordanu i odległe od niego o pół godziny, od Machaerus zaś jakieś 5 do 6 godzin drogi. Nie posiadało ono urodzajnej ziemi. Chcąc dostać się do Nebo, trzeba, przeszedłszy przez Jordan, wspinać się do góry, następnie idzie się na dół. Naprzeciw miejsca chrztu wyrasta brzeg w górę, która nie zostawia wolnego miejsca i zamyka dostęp. Poza tą nadbrzeżną górą jest Nebo, dosyć wielka miejscowość, zbudowana na gruncie pagórkowatym, doliną oddzielona od góry Nebo. Posiada ono jeszcze świątynię pogańską, lecz zamkniętą; wokoło jest coś dobudowane.
 
 

 
 
 
 
 
 
Siedząc na katedrze, przygotowywał Jezus pod gołym niebem do chrztu, uczniowie zaś chrzcili. Przyjmujący chrzest wstępowali do wanny, napełnionej do pewnej wysokości wodą, ustawionej obok sadzawki kąpielowej. Uczniowie przynieśli mnóstwo koszul rozwiniętych i obwiązanych koło ciała, przeznaczonych dla nowochrzczeńców. Podczas chrztu wkładano je na ochrzczonych, koło których pływały po wodzie. Po chrzcie okrywano ich rodzajem płaszcza, który przy chrzcie Janowym miał formę stuły, szerokości ręcznika, a przy chrzcie Jezusa bardziej przypominał właściwy płaszcz, na którym jakby taśma wyszyta była stuła z frędzlami. Do chrztu przystępowali przeważnie młodzieńcy i sędziwi starcy; wielu z nich odmówiono chrztu do czasu poprawy. Przy tym uzdrowił Jezus mnóstwo chorych na febrę i puchlinę wodną, których przyniesiono na lektykach. U pogan nie ma tylu opętanych, co u Żydów.

W Nebo była mętna i słona woda do picia, gromadzącą się wśród skał. Znajdowała się tam kotlina, z której wodę spuszczano wężami. Jezus pobłogosławił ją i to w formie krzyża, zatrzymując rękę na pewnych punktach powierzchni.

Na powrocie do gospody, znajdującej się przed miejscowością Ono, spędził Jezus wraz z uczniami większą część dnia, mimo że odległość z Nebo do przejazdu na Jordanie wynosiła około godzinę drogi, resztę czasu poświęcił Jezus na nauczanie. Stało tu bowiem mnóstwo domków i namiotów, gdzie ludzie z Nebo sprzedawali przechodniom owoce i wytłoczone wino. Dla nich to Jezus głosił nauki, i dopiero pod wieczór z uczniami wrócił do gospody przy miejscu chrztu.

Następnie chodził Jezus po okolicy do niektórych wieśniaków i nauczał. Byli to ludzie dobrzy, którzy jeszcze w czasie chrztu Janowego zaopatrywali w żywność liczne tłumy ludu, przybywającego do chrztu. Jezus odwiedził prawdopodobnie wszystkich; w najmniejszym nawet zakątku, ponieważ wkrótce miał opuścić to miejsce i udać się do Galilei.

Pewnego razu przybył do jednego zamożnego wieśniaka, niedaleko od Ono, który posiadał rozległe pola, zajmujące całą górę. Rola ta jest tego rodzaju, że po jednej jej stronie jeszcze trwa żniwo, a po drugiej zabierają się do zasiewów. Pan Jezus nauczał tu głosząc przypowieść  o zasiewie i żniwie.

Była tu u wieśniaka jeszcze z czasów proroków zaniedbana katedra; tę bardzo pięknie odnowiono, i z niej to właśnie Jezus nauczał. Od czasu, kiedy tu Jezus chrzcił, odnowiono jeszcze kilka takich katedr z Jego polecenia, co także wchodziło w zakres Jego posłannictwa. Katedry owe, pochodzące z czasów proroków, podobnie jak u nas obrazy stacyjne, z biegiem czasu poszły w rozsypkę. Eliasz i Elizeusz przebywali często w tych okolicach. Jutrzejszy szabat spędzi Jezus w Ono, potem następuje święto, mające zapewne jakiś związek z owocami. Widziałam bowiem, jak w owych dniach do synagog i domów sądowych zanoszono pełne kosze owoców.

Na miejscu chrztu zwijają uczniowie wszystko i chowają. Obok miejsca z owym kamieniem, na którym spoczywała niegdyś Arka Przymierza, stoi obecnie koło dwudziestu mieszkań. Bethabara nie leży przy samym brzegu, lecz o jakieś pół godziny drogi od przejazdu, stąd można ją jednak widzieć. Od miejsca przejazdu do miejsca, gdzie obecnie Jan chrzcił, przez Bethabarę trzeba iść dobre pół godziny.

W Ono widziałam, jak Jezus chodził od domu do domu. Z początku nie znałam przyczyny tego postępowania, później jednak dowiedziałam się, iż odnosiło się to do dawania dziesięciny i jałmużn, do czego Pan Jezus tych ludzi zachęcał. Rozdawanie jałmużn było zwyczajem w czasie święta owoców. Wieczorem święcił szabat w synagodze i nauczał. Potem zaczynały się przygotowania do mającego nastąpić święta Nowego roku owoców. Była to potrójna uroczystość: po pierwsze, ponieważ dzisiaj drzewa dostają miazgę; po wtóre, ponieważ w dniu tym składa się dziesięcinę, po trzecie, było to święto dziękczynne za użyczoną urodzajność. O tym wszystkim Jezus pouczał. Jedzono wiele owoców, i rozdawano ubogim całe ich stosy, nagromadzone na stołach. Do tego czasu przyłączyło się do Jezusa może jeszcze dwudziestu nowych uczniów.
 
Każdy nasz najmniejszy krok ku poprawie jest miły naszemu Ojcu, który nie tylko koryguje nasze błędy, lecz również ukazuje swoje zbawienie postępującym drogą sprawiedliwości. Pan Bóg obiecuje wskazać nam sposób wyjścia w każdej pokusie, abyśmy mogli ją odeprzeć, a zbiegiem czasu całkowicie pokonać. Umocnieni Panem Duchem Świętym, który wskrzesił Pana Jezusa z martwych, doznamy prawdziwej przemiany, jeśli tylko będziemy wytrwale stawiać kolejne kroki. Nie jesteśmy w tym sami – Pan Bóg nie porzuci rozpoczętego w nas dzieła przemiany. Nasz Ojciec ma niewyczerpaną cierpliwość w stosunku do nas, jeśli tylko pragniemy Go słuchać. Nie traktujmy siebie samych gorzej, niż On traktuje nas.