Menu

Gościmy

Odwiedza nas 145  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

Z Ainon udał się Jezus z dwunastu uczniami nad Jabok i do miejscowości w pobliżu położonych. Andrzej, Jakub, Jan i inni uczniowie pozostali w Ainon, aby tam chrzcić nad sadzawką; sadzawka ta leżała na wschód od pagórka, z którego dopływała do niej woda. Poza sadzawką tworzyła ta woda małe jeziorko, potem jako strumyk nawadniała kilka łąk i w stronie północnej od Ainon ujęta była ponownie w studnię, z której można ją było spuścić do Jordanu.


Może o godzinę drogi na wschód od Sukkot na południe od Jaboku, nauczał Jezus z uczniami w jakimś mieście. Między wielu chorymi, których tu uzdrowił, był także człowiek od urodzenia ślepy na jedno oko. Jezus pomazał mu chore oko śliną i otworzyło się natychmiast, a człowiek ów przejrzał.


Stąd przeprawiwszy się przez Jabok, płynący w dolinie, skierował się Jezus ku wschodowi i przyszedł aż przed Mahanaim, czyściutkie miasto, podzielone na dwie części. Usiadł przy studni stojącej przed miastem, a wkrótce przybyli do Niego przełożeni synagogi i starszyzna miasta, niosąc naczynia na wodę, potrawy i napoje. Przywitawszy Go, umyli Mu i uczniom nogi, namaścili im głowy i podali posiłek i napój, a potem zaprowadzili Jezusa do miasta z objawami miłości, a zarazem z prostotą. Jezus miał tu krótką naukę o tym, co praojciec ich, Jakub, przeżył w tych stronach. Ludzie tutejsi byli już większej części ochrzczeni przez Jana. Panowała między nimi i w okolicznych miejscowościach patriarchalna prostota i wiele starodawnych zwyczajów. Jezus nie bawił tu długo; w przelocie tylko chciał złożyć zaszczytne odwiedziny tutejszym mieszkańcom.


Z Mahanaim szedł Jezus godzinę ku wschodowi północnym brzegiem Jaboka, aż do miejsca, gdzie zeszli się niegdyś Jakub i Ezaw. Dolina tworzyła tu zatokę. Po drodze objaśniał Jezus uczniom znaczenie wszystkich tych dróg. Po chwili przeprawili się znowu na brzeg południowy Jaboka o wiele poniżej miejsca, gdzie łączą się dwie rzeczki, wpływające do Jaboka. Uszedłszy znowu milę ku wschodowi, ujrzeli po prawej stronie pustynię Efraim.


Tutaj, na wschód od lasu Efraim, nad doliną, na grzbiecie górskim, leży piękne, regularne, czysto zbudowane miasto Ramot-Galaad. Kilka ulic i jedna świątynia należało wyłącznie do pogan. Służbę Bożą sprawowali Lewici. Jeden z uczniów poszedł naprzód, aby oznajmić przybycie Jezusa; Lewici i inni znakomitsi mieszkańcy oczekiwali już Jezusa w namiocie, ustawionym przy studni przed miastem. Przybyłym umyli nogi i podali im posiłek i napój, a potem odprowadzili ich do miasta. Tu zebrało się już na wielkim placu mnóstwo chorych, błagających Jezusa o pomoc. Wielu z nich uzdrowił Jezus. Wieczorem nauczał jeszcze w synagodze; był to bowiem dzień pamiątkowy ofiarowania córki Jeftego, które obchodzono tu jako narodowe święto żałobne. Z okolicy zgromadziło się sporo ludzi, między nimi wiele dziewic.


Wieczerzę spożył Jezus z uczniami u Lewitów, przenocowali zaś w jednym domu obok synagogi. Tu w okolicy nie było specjalnie dla Jezusa założonych gospód; lecz w Ainon, Kamon i Mahanai wynajęte były wcześniej gospody i oznaczona liczba gości. Ramot leży tarasowato na pagórku, za pagórkiem zaś, w małej dolinie u stóp stromej skały jest część miasta, zamieszkana przez pogan. Domy ich można zawsze poznać po figurach stojących na dachach. Mieli swoją własną świątynię, na której dachu stała grupa figur. W środku stała figura z wieńcem na głowie, trzymająca w ręku misę, a stojąca nad miednicą, czy też nad źródłem; stojące wkoło niej figury dziecięce czerpały wodę do misy trzymanej przez środkową figurę.


Miasta w tej okolicy są w ogóle czyściejsze i piękniej zbudowane, niż stare miasta żydowskie. Ulice są gwiaździście, zbiegające się w jednym punkcie środkowym; narożniki są okrągłe, a mury biegną wokoło miasta zygzakowato. Było tu niegdyś miejsce pobytu uciekających przestępców (Pwt 4,41-42; Joz 20,8); jeszcze dziś jest tu wielki budynek na ustroniu, gdzie musieli mieszkać. Teraz jednak dom ten zrujnowany nie służy już — zdaje się — do właściwego użytku. Mieszkańcy wyrabiają tu przykrycia, wyszywają na nich różne kwiaty lub zwierzęta i albo sprzedają, albo oddają do świątyni. Widziałam wiele kobiet i dziewic, zatrudnionych przy tym, w długich namiotach. Ludzie chodzą tu czysto odziani na sposób swych przodków. Suknie robione są z przedniej wełny.


Jezus był obecny na wielkim obchodzie pamiątki ofiarowania córki Jeftego. Z uczniami i Lewitami udał się na wschód za miasto na równe wolne miejsce, gdzie poczyniono przygotowania do uroczystości. Całaa ludność z Ramot-Galaad zgromadziła się tu w wielkich kręgach. W środku na wzgórku stał ten sam ołtarz, na którym niegdyś ofiarowano córkę Jeftego; naprzeciw zaś w półkolu były siedzenia darniowe dla dziewic, dla Lewitów i sędziów z miasta. Wszyscy przybyli tu na miejsce w długim wspaniałym pochodzie. Dziewice z Ramot i z miast okolicznych, obecne na obchodzie, przybrane były w suknie żałobne. Jedna, biało ubrana i zakrwawiona, przedstawiała samą córkę Jeftego. Gromada innych dziewic, całkiem ciemno ubranych, z zasłoniętą szyją i podbródkiem, a z przodu ze zwieszającymi się im z ramienia rzemieniami z czarnymi frędzlami, przedstawiała płaczące dróżki córki Jeftego. Małe dziewczątka, idące przed orszakiem, sypały kwiaty pod nogi, a niektóre z nich grały żałośnie na małych fletach; prowadzono także trzy jagnięta. Była to długa wzruszająca uroczystość, pełna różnych obrzędów, odprawiana w wielkim porządku wśród nauk i śpiewów. Częściowo przedstawiano w niej ową smutną ofiarę, częściowo śpiewano pieśni pamiątkowe i psalmy. Dziewicę, przedstawiającą córkę Jeftego, pocieszały towarzyszki i opłakiwały w pieśniach chórowych; ona sama pragnęła swej śmierci. W gronie Lewitów wspólnie z chórami odbywano nad nią rodzaj narady; ona sama przystąpiła i przemawiała, żądając wypełnienia ślubu. Mowy te wszystkie i czynności spisane były na zwojach, które miano przy sobie; częściowo mówiono z pamięci, częściowo czytano.


 Jezus brał żywy udział w całej uroczystości. Sam przedstawiał najwyższego sędziego, czyli kapłana, i już to wypowiadał zwykłe mowy, już to miał przed i podczas uroczystości dłuższe nauki. Podczas tego ofiarowano na pamiątkę córki Jeftego troje jagniąt, krwią pokropiono ziemię wkoło ołtarza, a mięso upieczone rozdzielono między ubogich. Potem nauczał Jezus dziewczęta o próżności i do takich doprowadził wniosków, jakby córka Jeftego mogła była być uwolniona od śmierci, gdyby nie była tak próżna.


Uroczystość trwała aż do popołudnia. Podczas całej uroczystości zmieniały się wciąż dziewczęta między sobą w roli córki Jeftego; raz ta, raz owa siadała na kamiennym stołku, w środku koła i w namiocie zamieniała suknię z poprzedniczką, przedstawiającą córkę Jeftego. Ubiór ten był podobny do tego, jaki miała córka Jeftego podczas ofiary.


Grobowiec jej stał jeszcze na wzgórku, a w pobliżu było miejsce ofiarowania jagniąt. Grobowiec ów był to czworoboczny sarkofag, otwierający się z góry. Gdy się dopalał tłuszcz i części ofiarne jagniąt, niesiono resztki wraz z popiołem tu do grobowca i trzymano naczynie pochyło nad otworem, tak że popiół i resztki wpadały do grobowca. Po zabiciu baranków kropiono krwią wkoło ołtarza, po jednej kropli tej krwi spuszczano za pomocą laseczki na róg długiej wąskiej zasłony dziewic, zwieszającej się im przez plecy.


Tymczasem mówił Jezus: „Córko Jeftego! powinnaś była w domu dziękować Bogu za zwycięstwo, jakie pozwolił odnieść swemu ludowi; ty jednak pełna próżności, szukając sławy córki bohaterskiej, wyszłaś wystrojona pysznie w świątecznym orszaku, chełpiąc się przed córami tego kraju".


Gdy się skończyły obrzędy świąteczne, udali się wszyscy do pobliskiego ogrodu, gdzie w altanach i namiotach zastawiona była uczta. Jezus wziął w niej udział i siadł u stołu, zastawionego dla biednych, podczas uczty opowiadał przypowieść. Dziewice jadły w tym samym namiocie lecz oddzielone ścianką do połowy wysokości mężczyzny. Spoczywający przy stole nie widzieli się nawzajem; lecz stojąc można się było widzieć.


Po uczcie powrócił Jezus z uczniami, Lewitami i wielu innymi do miasta. Tu uzdrowił wielu chorych, którzy nań czekali, między nimi melancholików i lunatyków. Potem nauczał w synagodze, o Jakubie, Józefie i sprzedaniu go Egipcjanom i rzekł: „Kiedyś również zostanie ktoś przez jednego z braci sprzedanym; ten także przyjmie skruszonych braci, a zgłodniałych nakarmi chlebem wiecznego żywota". Tego samego wieczora kilku pogan z miasta pokornie prosiło uczniów, czyby i oni nie mogli choć w części skorzystać z nauk wielkiego proroka. Uczniowie oznajmili to Jezusowi, a On przyrzekł poganom, że jutro do nich przybędzie.


Jefte, urodzony był z matki poganki i dlatego też wypędzony został przez prawe dzieci swego ojca z Ramot, zwanego także Masfa i żył w pobliskiej krainie Tob, z różnym motłochem wojennym z łupiestwa. Po zmarłej swej żonie, również pogance, miał córkę jedynaczkę, piękną, nadzwyczaj roztropną lecz zarazem dość próżną. Jefte był to człowiek bardzo pochopny, gwałtowny, stanowczy, pełen żądzy zwycięstwa i dotrzymujący ściśle danego słowa; był jakby pogańskim bohaterem wojennym, chociaż z rodu był Żydem; był on narzędziem w ręku Bożym. Przepełniony żądzą zwycięstwa i stania się władcą kraju, z którego go wypędzono, złożył ślub uroczysty, że tego, kogo najpierw spotka, wracając po zwycięstwie do domu, złoży Panu na całopalenie. Zapewne nie spodziewał się spotkać swej jedynej córki, a o innych w swym domu nie dbał.

 


 

 

 

 

 


Ślub ten nie podobał się Bogu; dopuścił go jednak i zrządził, że przez jego spełnienie poniósł karę Jefte i jego córka, a szkodliwe jego następstwa z Izraela były uchylone. Być może, że córka jego byłaby się zepsuła przez zwycięstwo i takie wyniesienie ojca swego; a tak po dwumiesięcznej pokucie umarła dla Boga, a śmiercią swą zapewne i ojca przywiodła do opamiętania i do większej pobożności. Po owym zwycięstwie wyszła córka naprzeciw ojca, więcej niż na godzinę drogi przed miasto, zanim jeszcze kogo widział, z licznym orszakiem dziewic, wśród śpiewów, bicia w bębny i gry na fletach. Dowiedziawszy się o swym nieszczęściu, skupiła się w sobie i zażądała od ojca dwumiesięcznej zwłoki, aby móc ze swymi rówieśnikami w samotności opłakać swą śmierć dziewiczą, skutkiem której ojciec nie będzie miał żadnych potomków w Izraelu a pokutą przygotować się do śmierci ofiarnej. Z kilku dziewicami udała się przez dolinę Ramot w przeciwległe góry i tam przebywały wszystkie przez dwa miesiące pod namiotami w sukniach pokutniczych, wśród modłów i postów. Dziewczęta z Ramot zmieniały się przy niej ciągle, a ona szczególniej opłakiwała swą próżność i żądzę sławy. W mieście odbyto nad nią naradę, czyby nie można uwolnić ją od śmierci; nie było to jednak możliwe, gdyż ojciec zaprzysiągł swój ślub uroczystą przysięgą, była więc ofiarą, której zmienić nie można było na żaden sposób. Zresztą ona sama żądała spełnienia ofiary, przekonując o tym z roztropnością i wzruszeniem.


Śmierć jej napełniała wszystkich wielkim smutkiem; towarzyszki jej, stojąc wkoło, śpiewały pieśni żałosne. Siedziała na tym samym miejscu, na którym przedstawiano ją podczas uroczystości. Tu naradzano się po raz wtóry, czy nie można by jej uwolnić; ona jednak powtórnie zażądała śmierci, jak to się działo i podczas dorocznego obchodu. Ubrana była w białą suknię, okrywającą ją zupełnie od piersi aż do stóp; głowę zaś i piersi osłonięte miała cienką, białą, przezroczystą tkaniną, tak że oblicze, barki i szyja przebijały przez zasłonę. Ojciec, nie pożegnawszy się z nią, opuścił miejsce ofiary. Ona zaś wystąpiła sama przed ołtarz i wypiła z podanej czary jakiś czerwony napój, zapewne na to, aby stracić przytomność. Zabić ją miał jeden z wojowników Jeftego. Zawiązano mu oczy, na znak, że nie jest mordercą, gdyż nie widział, gdy ją zabijał. Wypiwszy czerwony napój, straciła przytomność i wtedy chwycił ją ów wojownik, objął lewym ramieniem, przyłożył z boku do szyi krótkie, spiczaste żelazo i przeciął jej gardło. Dwie z jej rówieśniczek w białym odzieniu, pełniące niejako służbę ślubnych drużek, chwytały płynącą krew w czarę i wylewały na ołtarz. Następnie owinęły zabitą dziewicę w tkaniny i położyły wzdłuż na ołtarz, którego wierzchnia płyta była rusztem. Pod spodem zapalono ogień, a gdy zwęgliły się szaty i wszystko wyglądało jak czarny stos, zdjęli mężczyźni ciało wraz z rusztem, zanieśli je nad brzeg stojącego w pobliżu otwartego grobowca, i pochyliwszy ruszt, spuścili ciało do środka, grobowiec zaś zamknęli. Grób ten stał jeszcze za czasów Jezusa.


Zanim Jeftias ubrała się w suknie ofiarne, wykąpały ją najpierw towarzyszki pod namiotem i dopiero wystrojoną wyprowadziły. Po jej śmierci naznaczyły sobie jej towarzyszki i wiele obecnych zasłony i chusty jej krwią. Chowano sobie także popioł z ognia ofiarnego na pamiątkę.


Jeftias wyszła z towarzyszami naprzeciw ojca w góry prawie o dwie godziny drogi na północ od Ramot. Jechały wszystkie na małych osiołkach, ozdobionych wstążkami i obwieszonych brzęczącymi dzwonkami. Jedna z dziewcząt jechała przed córką Jeftego, dwie z boku, a reszta postępowała z tyłu wśród śpiewu i muzyki. Śpiewały pieśń Mojżesza o zagładzie Egipcjan. Ujrzawszy córkę, Jefte rozdarł z boleści szaty i był odtąd niepocieszony. Ona zaś nie była tak smutna; w milczeniu i z poddaniem przyjęła wiadomość o swoim losie.


Gdy szła na pustynię z towarzyszkami, niosącymi żywność o tyle, ile potrzeba jej było mimo postu, rozmawiał z nią ojciec po raz ostatni. Był to niejako już początek ofiary, gdyż jak to się czyni ofiarom, położył jej rękę na głowę i wyrzekł te proste słowa: „Idź! nie będziesz już mieć męża". Potem już z nią nie mówił. Na pamiątkę jej śmierci a swego zwycięstwa, wystawił jej ojciec później w Ramot piękny pomnik i maleńką świątynię i ustanowił, żeby pamiątkę dnia ofiary corocznie świątecznie obchodzono, aby przez to utrzymać pamięć tego smutnego ślubu na przestrogę dla wszystkich nierozważnych szaleńców (Sdz. 11, 39-40).Matka Jeftego była poganką, która później przeszła na Żydówkę; żona jego była córką człowieka, urodzonego nieślubnie z poganina i Żydówki. Córka jego nie była z nim na wygnaniu w kraju Tob, lecz przez cały czas w Ramot, gdzie tymczasem umarła jej matka. Powołany z Tob przez swoich rodaków, nie był jeszcze Jefte w mieście rodzinnym. Cały plan walki ułożył w obozie obok Mizpy i zaraz zebrał lud; domu zaś i córki wcale nie widział. Czyniąc ślub, nie pomyślał nawet o niej, lecz o krewnych, którzy go odepchnęli, i dlatego też Bóg go ukarał.


Uroczystość trwała cztery dni. Jezus odwiedził także z uczniami dzielnicę pogan w Ramot, a ci przyjęli Go z wielką czcią u wejścia do ich ulicy. Niedaleko ich świątyni był plac do nauczania i tu zgromadziło się wielu starców i chorych, a Jezus uzdrowił ich. Ci, którzy prosili Go tutaj, zdawali się być uczonymi, kapłanami i filozofami; wiedzieli o pochodzie Trzech Królów, gdy z gwiazd wyczytali o narodzeniu się Króla żydowskiego; byli oni pokrewnej z tamtymi wiary i także zajmowali się gwiazdami. Podobnie jak w kraju św. Trzech Królów było tu na wzgórku obserwatorium, z którego patrzyli na gwiazdy. Tęsknili długo za objaśnieniem i przyjmowali je teraz z ust samego Jezusa. Jezus głosił im głębokie nauki o Trójcy Najświętszej; szczególniej utkwiły mi w pamięci słowa: „Trzej są którzy świadectwo dają, woda, krew i duch, a ci trzej jedno stanowią". Mówił także o upadku grzechowym, obiecanym Odkupicielu, o prowadzeniu człowieka, o potopie, o przejściu przez Morze Czerwone, o Jordanie i chrzcie. Mówił im, że Żydzi nie zajęli całego kraju obiecanego i zostało w nim wielu pogan; On teraz przychodzi zająć to, co oni pozostawili i wcielić do Swego Królestwa; nie będzie jednak nic zdobywał mieczem, tylko miłością i łaską. Słowa Jezusa wzruszyły wielu niepomiernie i tych posłał Jezus do chrztu do Ainon. Tylko siedmiu starców, którzy nie mogli już tam pójść, kazał dwom uczniom ochrzcić tutaj. Przyniesiono więc miednicę i ustawiono przed nimi, oni zaś weszli do cysterny kąpielowej, stojącej w pobliżu, tak że stali po kolana w wodzie; opierali się zaś na poręczy umieszczonej nad wodą. Obaj uczniowie wkładali chrzczonym ręce na barki, a Maciej, uczeń Jana, wylewał im po kolei wodę na głowę z czarki opatrzonej rękojeścią. Jezus wygłaszał uczniom formułę, którą mieli wymawiać przy chrzcie. Ludzie byli nadzwyczaj schludni, ubrani w piękne białe odzienia.


Jezus nauczał jeszcze lud o czystości i małżeństwie w ogóle; kobietom przypominał szczególnie posłuszeństwo, pokorę i dobre wychowanie dzieci. Dobrzy ci ludzie odprowadzili Go z oznakami wielkiej miłości. Powróciwszy w żydowską dzielnicę miasta, uzdrawiał jeszcze Jezus przed synagogą. Lewici nie bardzo chętnym okiem patrzyli na to, że Jezus był u pogan; mimo to nauczał Jezus w synagodze, gdzie dalej obchodzono święto Jeftego, o powołaniu pogan, z których wielu mieć będzie w Jego Królestwie pierwszeństwo przed Izraelitami; mówił, że przybył po to, by pogan nie podbitych przez Izraelitów wcielić do ziemi obiecanej przez łaskę, naukę i chrzest. Nauczał także o zwycięstwie i ślubie Jeftego.


Podczas gdy Jezus w synagodze nauczał, obchodziły dziewice swoją doroczną uroczystość przy pomniku, postawionym przez Jeftego córce, później odnowionym i upiększonym ozdobami, zostawianymi tu corocznie przez dziewice. Posąg stał w okrągłej świątyni, mającej otwór w dachu. W środku tej świątyni stała mniejsza świątyńka, a raczej kopuła, oparta na kolumnach, do której prowadziły schody wydrążone w filarze. Wkoło kopuły wije się w górę droga, a wzdłuż niej rzeźby wielkości dziecka, przedstawiające pochód tryumfalny Jeftego. Rzeźby te są z cienkiej masy błyszczącej, jakby były z płyt metalowych, i wystające, tak, że figurki zdają się patrzeć w dół świątyni. Wyszedłszy na wierzch, staje się na okrągłej płycie metalowej, ze środka której przez otwór w dachu wychodzi sztaba ze szczeblami, tak że można wyjść na zewnątrz, skąd widać miasto i okolicę. Płyta była tak obszerna, że dwie dziewice, z których jedna trzymała sztabę, mogły ręka w rękę obejść ją w koło. W środku świątyńki na postumencie umieszczona była w postaci siedzącej figura córki Jeftego z białego marmuru; siedziała na krześle, podobnym do tego, jakie miała przed ofiarą. Głowa jej sięgała aż do pierwszego skrętu ślimakowatej kopuły. Wkoło posągu było tyle miejsca, że troje ludzi mogło wygodnie przejść obok siebie.

 

Marność życia ludzkiego.

 

19


Kolumny świątyni połączone były piękną kratą. Cześć zewnętrzna zbudowana była z różnobarwnie, obficie żyłkowanego kamienia. Kręta droga wkoło kopuły była na każdym skręcie bielsza.


Jeftias trzymała w posągu jedną rękę z chustą przy oczach, jak gdyby płakała, w drugiej, spuszczonej, trzymała coś na kształt ułamanej gałązki lub kwiatu. Tu więc, przy tym pomniku święciły dziewice swą uroczystość. Wszystko odbywało się w porządku. Najpierw rozpinały zasłony od obwodu świątyni aż do posągu, potem siadały podzielone na osobne grupy i pogrążały się w cichej modlitwie, chwilami wzdychając i narzekając. Mając w środku przed sobą posąg, już to śpiewały chórem, już to poszczególne grupy na przemian. Przystępowały także parami przed posąg, posypywały go kwiatami, zdobiły wieńcami i śpiewały pieśni pocieszające o znikomości życia ludzkiego; często powtarzało się w nich wyrażenie: „dziś mnie, jutro tobie!" Następnie chwaliły hart duszy córki Jeftego, jej poddanie się i wielbiły ją wysoko jako cenę zwycięstwa. Potem szły gromadkami ślimakowatą drogą aż na wierzch pomnika i tam śpiewały pieśni zwycięskie; niektóre wychodziły po szczeblach aż do góry, wyglądając za zwycięzcą i wypowiadając słowa straszliwego ślubu. Następnie wracał orszak znowu na dół do posągu wśród biadań i skarg, pocieszając zarazem dziewicę, że musi umrzeć bez małżonka. Wszystko to przeplatane było pieśniami dziękczynnymi i rozważaniem sprawiedliwości Bożej. Przy całym obchodzie pełno było wzruszających scen, a wszystko odbywało się przeplatane na przemian radością, smutkiem i nabożeństwem. Urządzano także w świątyni rodzaj uczty. Dziewice nie siedziały jednak przy stołach, lecz na schodkowych jakichś sprzętach, siedziały zaś z podwiniętymi nogami, po trzy jedna nad drugą w obrębie świątyni; przy sobie miały małe okrągłe stoliczki. Dania były dziwne, symboliczne; tak np. miały baranka z masy jadalnej, który leżał na grzbiecie; z jego zaś ciała wyjmowały jarzyny i inne potrawy i spożywały je.


Wkraczając w ciemne i dzikie miejsca naszego życia możemy poczuć się zdziwieni spotykając tam Pana Jezusa. Tymczasem On czeka na nas właśnie tam w naszej pustyni, którą jest nasze dawne życie, w grzechu, w oddaleniu od Pana Boga. Jest to dzika i nieujarzmiona część naszego wnętrza, której jeszcze nie poddaliśmy Panu. A Pan Jezus czeka tam, gotów usuwać z naszego życia ciernie, zamieniać palący piasek w kwitnący ogród i wzbudzać na uschłych drzewach wszelki dobry owoc.