Menu

Gościmy

Odwiedza nas 187  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

Święta Rodzina opuściła Heliopolis z powodu prześladowania i braku roboty dla Józefa. Szli bocznymi drogami jeszcze bardziej w głąb kraju, na południe, w kierunku Memfis. Gdy niedaleko od Heliopolis przechodzili przez małe miasteczko i usiedli w przedsionku otwartej świątyni pogańskiej, aby wypocząć, spadł posąg bożka i rozbił się. Miał on głowę wołu z trzema rogami, a w sobie wiele otworów dla wrzucania tamże i palenia ofiar. Wskutek tego niezwykłego wypadku powstało zbiegowisko kapłanów, którzy zatrzymali Świętą Rodzinę i jej się odgrażali. Ale jeden z kapłanów przedstawił im, iżby było lepiej polecić się Bogu tych ludzi, a mówił to, pamiętając, co ucierpieli ich przodkowie, gdy lud ten prześladowali i jak przed ich wyjściem z Egiptu w każdym domu pierworodny nagłą zginął śmiercią. Na te słowa puszczono Swiętą Rodzinę w spokoju. Ten kapłan pogański udał się wkrótce potem z wielu swymi do Matarey, gdzie przyłączył się do Świętej Rodziny i do gminy żydowskiej.


Stad wyruszyli nasi święci podróżni do Troi, miejscowości położonej po wschodniej stronie Nilu, naprzeciw Memfis. Miejscowość ta była wielka ale błotnista. Postanowili tu pozostać, ale ich nie przyjęto; nawet nie podano im kropli wody ani daktyli o które prosili. Memfis leżało na zachodniej stronie Nilu. Rzeka w tym miejscu była bardzo szeroka i miała wysepki. Z tej strony Nilu znajdowała się także cześć miasta, a za czasów Faraona wznosił się tu wielki pałac z ogrodami i wysoką wieżą, skąd córka Faraona często wyglądała. Widziałam także miejsce, w którym niegdyś znaleziono w wysokiej trzcinie malutkiego Mojżesza. Memfis składało się jakby z trzech miast po jednej i drugiej stronie Nilu, i wyglądało, jakby Babilon, leżący na wschód z upływem rzeki, także do niego należał.


Za czasów Faraona była cała okolica nad Nilem między Heliopolis, Babilonem i Memfis, zapełniona wysokimi kamiennymi tamami, budynkami i kanałami, tak iż wszystko wyglądało jakby jedno wielkie miasto. Teraz za pobytu Świętej Rodziny wszystko to było już poniszczone i porozrywane.


Z Troi wyruszyli na północ, z biegiem rzeki do Babilonu, który był źle zbudowany i błotnisty. Potem szli między Nilem, a Babilonem z powrotem, w tym samym kierunku, w jakim tu przyszli, prawie przez dwie godziny. Wzdłuż całej drogi znajdowały się tu i ówdzie zwaliska budynków. Następnie przeprawili się przez odnogę rzeki, czy też kanał i stanęli w Matarei, która leżała na przylądku, tak że Nil w dwóch miejscach stykał się z miastem. Miasto to było bardzo biedne. W większej części zbudowane było z drewna daktylowego i ze stwardniałego mułu, budynki zaś były pokryte sitowiem. Józef znalazł tu wiele roboty; budował silniejsze domy z plecionek, spajając dobrze pojedyncze części, z galeriami u góry, po których można było chodzić.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Tu zamieszkała Święta Rodzina w ciemnym sklepieniu, w okolicy odludnej, niedaleko bramy, którą przybyli. Józef do tego sklepienia znowu nieco przybudował. Także i tu rozbił się z ich przybyciem bożek w małej świątyni, a później i inne bożyszcza naokoło. Tu również uspokoił lud kapłan, przypominając im plagi egipskie. Później, gdy się wokoło nich zebrała mała gmina Żydów i nawróconych pogan, odstąpili im kapłani małą świątynię, której bożki potłukły się z przybyciem Świętej Rodziny, a Józef urządził z niej synagogę. Był tu jakby ojcem gminy i zaprowadził wzorowy śpiew psalmów, gdyż Żydzi tutejsi byli już bardzo w swej religii zdziczeli.


Żyło tu tylko kilku bardzo ubogich Żydów, którzy mieszkali w nędznych norach i jamach. W osadzie zaś żydowskiej, leżącej między Heliopolis a Nilem, mieszkało wiele Żydów i ci mieli okazałą świątynię. Popadli oni jednak w ohydne bałwochwalstwo.


Mieli oni złotego cielca, a raczej figurę z głową wołu, około której stały małe figurki zwierząt, podobnych do tchórzów lub łasic, pod małymi baldachimami. Były to zwierzęta, które rzekomo bronią przeciw krokodylom. Mieli także naśladowaną arkę przymierza, a w niej wiele przerażających rzeczy.


Uprawiali bezecny kult bałwochwalczy, przy którym, w podziemnym korytarzu, najohydniejsze popełniali zdrożności, myśląc, że z tego powstanie ich Mesjasz. Przy tym byli uparci i ani myśleli o poprawie. Wielu z nich przybyło później do Matarei, do której mieli zaledwie dwie godziny drogi; nie mogli jednak wskutek wielu kanałów i grobli iść prosto, lecz musieli obchodzić aż koło Heliopolis.


Żydzi kraju Gozen zapoznali się już w mieście On (Heliopolis) ze Święta Rodziną, a Maryja wykonywała dla nich różnego rodzaju roboty kobiece, bądź szyte, bądź na drutach robione, różnego gatunku nakrycia i wstęgi. Nie chciała jednak nigdy robić stroi niepotrzebnych i zbytkowych, tylko rzeczy konieczne, zwłaszcza ubiory używane przy modlitwie. Widziałam, jak kobiety przynosiły Jej robotę, prosząc, aby robiła według mody i dla nasycenia ich próżności, ale Maryja nie przyjmowała roboty pod takimi warunkami, chociaż potrzebowała zarobku; za co kobiety czyniły jej przykre wyrzuty.


Święta Rodzina cierpiała tu z początku wielki niedostatek. Osadzie tej brakło zdrowej wody i drewna, więc mieszkańcy gotowali używając suchej trawy i trzciny; również i Święta Rodzina jadła z tego powodu przeważnie zimne potrawy. Józef otrzymał niejedną robotę przy naprawianiu chat, ale ludzie obchodzili się z nim szorstko, prawie jak z niewolnikiem, i dawali mu, co który chciał. Czasem przyniósł coś do domu za swoją pracę, a czasem przyszedł z pustymi rękoma. Ludzie miejscowi nie posiadali do budowania chat żadnej zdolności. Był brak drzewa budulcowego, a jeżeli znalazł się gdzie jaki pień, to znów narzędzia nie było, za pomocą którego można by pień ten obrobić; jedynymi narzędziami, jakie mieli, były noże z kamienia lub kości. Józef tymczasem wszystkie najpotrzebniejsze narzędzia przyniósł ze sobą.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Z czasem Święta Rodzina nieco się urządziła. Posiadała już stołki, płoteczki, plecionki i porządne ognisko. Egipcjanie jedli zwykle na gołej ziemi.


W ścianie, obok łoża Maryi, zrobił Józef wydrążenie w murze, gdzie urządzono łóżeczko dla Dzieciątka Jezus. Obok sypiała Maryja i widziałam nieraz, jak przed łóżeczkiem Jezusa modliła się, klęcząc. Józef spał w innym pomieszczeniu.


Miejsce modlitwy dla Świętej Rodziny znajdowało się w odosobnionym korytarzu. Józef i Najświętsza Panna mieli tam swoje oddzielne miejsca, a i Dzieciątko Jezus miało Swój kącik, gdzie modliło się siedząc, stojąc lub klęcząc. Najświętsza Panna posiadała coś w rodzaju ołtarzyka przed którym się modliła. Mały, czerwono i biało pokryty stoliczek, przytwierdzony był do muru jak podnoszona i opuszczana półka. W zagłębieniu muru znajdowała się pewnego rodzaju świętość. Widziałam małe bukieciki w wazonkach i suchą, ale całą gałązkę lilii, która zakwitła w ręku Józefa, kiedy w świątyni na małżonka dla Maryi losem wybrany został, a nadto widziałam jakoby delikatne, cienkie, wkoło na krzyż poustawiane białe pręciki. Kwitnąca gałązka lilii stanowiła koniec laski Józefa i tkwiła w puszce mniej więcej 1 i 1/2 cala grubej; pręciki poskładane na krzyż stały w puszce przezroczystej. Było coś z pięć białych pręcików grubości dużego źdźbła, które skrzyżowane i jakby w snopek związane, stały w środku. W widzeniu nie bardzo zwraca się uwagę na takie drobne rzeczy, tak bardzo porywa widok świętych osób.


Święta Rodzina żywiła się tu tylko owocami i zepsutą wodą. Długo nie mając dobrej wody, postanowił już Józef, z workami skórzanymi i osiołkiem udać się na pustynię do źródła w ogrodzie balsamowym, aby stamtąd przywieźć wody, gdy tymczasem objawił Maryi anioł podczas modlitwy, aby szukać źródła za ich mieszkaniem. Przez wał, w którym się ich mieszkanie znajdowało, zeszła Maryja niżej na przestrzeń pustą i zasypaną rumowiskiem rozwalonych wałów, gdzie stało grube i stare drzewo. Miała w ręce laskę, zakończoną małą łopatką jaką zwykle noszą w podróży, a gdy ją wepchnęła w ziemię pod drzewem, zaraz piękny wytrysnął strumień wody. Ucieszona, pospieszyła zawołać Józefa, który, kopiąc dalej, spostrzegł, że tu już od dawna znajduje się murowana studnia, tylko teraz zasypana i zawalona była rumowiskiem. Józef odkopał ją na nowo i ładnie obmurował kamieniami. Z tej strony, z której nadeszła Maryja, znajdował się przy studni wielki kamień wyglądający jak ołtarz, i zdaje mi się, że kiedyś za takowy służył.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

Tu suszyła Najświętsza Panna na słońcu sukienki i koszulki Jezusa, które prała. Studnia ta była innym nieznana i służyła jedynie do użytku Świętej Rodziny tak długo, dopóki Jezus tak dalece nie podrósł, iż mógł Boskiej Swej Matce rozmaite drobne zlecenia załatwiać i także wody przynieść. Wtedy przyprowadzał inne dzieci do studni i dawał im pić, zaczerpnąwszy zagiętym liściem. Dzieci powiedziały to swoim rodzicom i sprowadziły ich do studni; wodę stąd używali jednakże wyłącznie Żydzi. Już podczas pobytu Świętej Rodziny woda tej studni leczyła cudownie trędowatych, później zaś, kiedy nad mieszkaniem ich zbudowano kościółek, można było przez otwór koło wielkiego ołtarza zejść na dół do izby, w której wpierw mieszkali. Wtedy widziałam studnię otoczoną mieszkaniami, a woda jej służyła do leczenia trądu i innych podobnych chorób. Nawet Turcy utrzymywali światło w tym kościółku i nie śmiali tego zaprzestać, obawiając się, aby ich nie spotkało jakie nieszczęście. W końcu widziałam studnię opuszczoną i drzewami zarosłą.


Widziałam, jak Dzieciątko Jezus przyniosło po raz pierwszy wody z tej studni. Maryja zatopiona była w modlitwie, kiedy Jezus wziąwszy worki skórzane, pobiegł do studni i za chwilę przyniósł wodę. Maryja niezmiernie się przeraziła, widząc Go wracającego z wodą, i prosiła Go na klęczkach, aby więcej tego już nie czynił, gdyż może wpaść do studni. Jezus zapewnił Ją, że będzie uważał, chciałby jednak zawsze to czynić, jak wody zabraknie. Jeżeli Józef pracował niedaleko od domu, a zapomniał jakiegoś narzędzia, to Jezus zaraz mu je przynosił, gdyż bardzo na wszystko uważał. Toteż radość, jaką z Niego mieli, koić musiała wszelkie ich cierpienia. Był On całkiem jak dziecko, a jednakże dziwnie mądry, sprawiedliwy i roztropny, wszystko widział i rozumiał, czym Maryja i Józef często niewymownie byli zachwyceni.


Gdy Dzieciątko Jezus odnosiło ludziom robotę tkaną lub plecione nakrycia, które Maryja wykonywała dla zapracowania na chleb, było z początku często drażnione i zasmucane. Z czasem jednakże polubili ludzie Świętą Rodzinę, dzieci przynosiły Jezusowi figi i daktyle, a wielu znajdowało u Świętej Rodziny pociechę i pomoc. Każdy, któremu smutek jaki dolegał, mówił zwykle: „Trzeba iść do żydowskiego Dzieciątka”. Jezus załatwiał wszelkie zlecenia, a nieraz szedł do osady żydowskiej o milę odległej, aby przynieść chleba za robotę matki. Dzikie zwierzęta, a nawet węże, nie tylko nic Mu nie szkodziły, lecz całkiem przyjaźnie wobec Niego się zachowywały. Gdy raz szedł z innymi dziećmi do osady żydowskiej, płakał serdecznie z powodu upadku ducha religijnego Żydów.


Gdy Jezus po pierwszy raz Sam szedł do tej osady, miał także po raz pierwszy na Sobie szary płaszcz, roboty Maryi, u dołu obszyty żółtymi kwiatami. Wśród drogi ukląkł i modlił się. Dwóch aniołów ukazało Mu się, oznajmiając Jezusowi śmierć Heroda. Rodzicom jednakże nic o tym nie wspomniał.

 

Zostaliśmy wezwani do życia w wolności i mocy Bożej. Grozi nam jednak, że zejdziemy z tej drogi. W świecie pełnym różnych ścierających się ze sobą „ewangelii” nietrudno stracić z oczu Pana Jezusa i zapomnieć, na czym polega Jego przesłanie, które ma moc przeniknąć nasze serce. Bez Pana Jezusa wszystkie nasze zwyczaje, tradycje, prawa i obrzędy są pozbawione sensu i wyzute z mocy Bożej, która nas przemienia. Prośmy Pana Ducha Świętego, aby Ewangelia stała się dla nas żywa, aby największym naszym pragnieniem było żyć w zupełnie nowy sposób – Jego mocą, Jego pokorą i Jego miłością.