Orszak królów był długi może kwadrans na drogi. Gdy przed Jerozolimą stanęli, zniknęła gwiazda przed nimi. To ich wielce strapiło. Królowie siedzieli na dromaderach, trzy inne dromadery były obładowane pakunkami; inni zaś po większej części siedzieli na szybkich, żółtawych zwierzętach o delikatnych łbach, nie wiem, czy na koniach lub osłach, wyglądały zupełnie inaczej, niż nasze konie. U przedniejszych były te zwierzęta bardzo pięknie okryte i okiełzane i złotymi gwiazdami i łańcuszkami poobwieszane. Kilku z ich drużyny poszło do bramy, stąd powrócili z dozorcami i żołnierzami.
Przybycie ich o tym czasie i tą drogą, było niezwyczajne, ponieważ nie było żadnej uroczystości i nie trudnili się żadnym handlem. Mówili, dlaczego przychodzą. Mówili o gwieździe i o Dzieciątku; o niczym tu nie wiedziano. Sądzili z pewnością, iż się omylili; albowiem ani jednego nie spostrzegli człowieka, wyglądającego, jakby wiedział coś o zbawieniu świata.
Także z wielkim zadziwieniem przypatrywali się im ludzie, nie mogąc pojąć, czego chcieli. Mówili, że za wszystko, co dostaną, zapłacą, i że z królem chcą mówić. Było stąd wiele posyłania tam i z powrotem. Podczas tego rozmawiali z rozmaitymi ludźmi, którzy się około nich zgromadzili. Niektórzy znali pogłoskę o Dzieciątku, które w Betlejem miało się narodzić; lecz że to nic nie znaczy, gdyż to tylko prosty lud. Drudzy wyśmiewali się z nich. Byli przeto bardzo przygnębieni i zasmuceni. A ponieważ z dolatujących słów ludzi poznali, że i Herod nic o tym nie wie, a dalej, ponieważ nie bardzo uprzejmie o Herodzie mówiono, zasmucili się i tym, że nie wiedzieli, jak mają z nim mówić. Pomodlili się więc i znowu nabrali otuchy i mówili do siebie: ten, który nas za pomocą gwiazdy tak szybko tu doprowadził, ten też nam dopomoże szczęśliwie do domu wrócić.
Oprowadzano orszak wokół miasta i wprowadzono go stroną od góry kalwaryjskiej znowu do miasta. Niedaleko od placu rybiego zaprowadzono ich wraz ze zwierzętami na okrągłe podwórze, które sieniami i pomieszczeniami było otoczone i przed którego bramami stały straże. W środku podwórza była studnia, przy której napoili zwierzęta; dokoła były stajnie i wolne miejsca sklepione, gdzie wszystko umieścili. Owo podwórze przytykało jedną stroną do góry, z drugiej strony było wolne i otoczone drzewami. Widziałam też ludzi z pochodniami przychodzących, którzy ich pakunki przeglądali.
Pałac Heroda stał niedaleko od tego podwórza na wyżynie, a całą drogę aż do wyżyny widziałam oświetloną pochodniami czy też koszami z ogniem. Widziałam też ludzi zstępujących z pałacu i zabierających do pałacu najstarszego króla, Teokena.
Przyjęto go pod łukiem, a potem wprowadzono na salę. Rozmawiał tutaj z dworzaninem, donoszącym o wszystkim Herodowi, który jakby rozum wskutek tego stracił i królom jutro rano kazał przyjść do siebie. Kazał im powiedzieć, by wypoczęli, a on tymczasem zbada wszystko i oznajmi im, czego się dowie.