Menu

Gościmy

Odwiedza nas 96  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

Widziałam Świętą Rodzinę, opuszczającą Egipt. Herod wprawdzie dość dawno temu już umarł, ale nie mogli zaraz wracać, gdyż jeszcze nie byli bezpieczni. Święty Józef, który zawsze ciesielką był zajęty, powrócił pewnego wieczora bardzo przygnębiony smutkiem, ludzie bowiem nic mu nie dali za robotę, nic więc nie mógł też przynieść do domu, gdzie był niedostatek. Ukląkł więc smutny w odosobnionym miejscu i modlił się. Pobyt między tymi ludźmi stawał się mu coraz nieznośniejszy. Wstrętne odprawiali nabożeństwa na cześć bożków, którym nawet ofiarowywali ułomne swe dzieci; kto zaś chciał uchodzić za pobożnego, nie wahał się i zdrowego poświęcić. Oprócz tego odprawiali jeszcze gorszy tajny kult. Również i Żydzi z żydowskiej osady wzbudzali w nim wstręt.


Gdy tak Józef zasmucony prosił Boga o pomoc, stanął przed nim anioł, rozkazując, aby zebrał rzeczy i na drugi dzień rano gościńcem z Egiptu do ojczyzny powracał; w drodze nie potrzebuje się niczego obawiać, gdyż on z nim będzie. Józef opowiedział o tym widzeniu Maryi i Jezusowi, i natychmiast zaczęli swój skromny dobytek ładować na osła.


Na drugi dzień, gdy się rozeszła wieść o postanowionym ich odjeździe, zeszło się wiele ludzi, wielce zasmuconych, przynosząc im różne podarki w małych pojemnikach łykowych. Wiele kobiet przyprowadziło także swoje dzieci. Między nimi była jedna zamożniejsza, z kilkuletnim synem, którego zwykła nazywać synem Maryi, a to dlatego, ponieważ, nie mogąc się doczekać syna, dopiero przez modlitwę Maryi go otrzymała. Kobieta ta dała Dzieciątku Jezus trójkątne monety, żółtego, białego i ciemnego koloru; wtedy Jezus spojrzał na Swą Matkę. Syn tej kobiety przyjęty został później przez Jezusa w poczet uczniów i nazwany był Deodatus. Matka jego zwała się Mira.


Z powodu odjazdu Świętej Rodziny szczery smutek przejął serca wszystkich. Między żegnającymi więcej widać było pogan, niż Żydów, których już nawet za Żydów nie można było uważać, tak popadli w bałwochwalstwo. Byli tu i tacy, którzy cieszyli się z odjazdu Świętej Rodziny. Uważali ją za czarowników, którzy za pomocą najstarszego z diabłów wszystkiego potrafią dokazać.


W towarzystwie tych wszystkich przyjaciół podążyli drogą, prowadzącą między Heliopolis, a żydowską osadą. Od Heliopolis zwrócili się ku południowi, chcąc przybyć do ogrodu balsamowego, aby tu wytchnąć i zaopatrzyć się w wodę. Ogród znajdował się w dobrym stanie. Krzewy balsamowe były tak wielkie, jak średniej wielkości winna latorośl i otaczały czterema rzędami cały ogród, do którego prowadził ganek, a który zapełniony był różnego rodzaju drzewami owocowymi, jak daktyle i sykomory. Źródło opływało całą tę przestrzeń naokoło. Towarzyszący ludzie pożegnali się teraz ze Świętą Rodziną, która tu jeszcze kilka godzin zabawiła. Józef zrobił z łyka małe naczynia, bardzo gładkie i ładne, które wylał smołą. Następnie poodłamywał z krzaka balsamowego listków, podobnych do koniczyny i podłożył pod spód owe naczynia, chcąc tym sposobem uzbierać kropel balsamowych na dalszą podróż. Gdzie tylko się zatrzymywali, wszędzie wyrabiał Józef z łyka takie naczynia i flaszki na wszelki użytek. Najświętsza Panna wyprała tu tymczasem i wysuszyła odzienie. Skoro wszyscy dostatecznie wypoczęli, ruszyli dalej publicznym bitym gościńcem.