Menu

Gościmy

Odwiedza nas 189  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Obecni tu ludzie przypatrywali się Świętej Rodzinie wielce zdziwieni. Byłam w wielkiej obawie, by się nie rzucili na Jezusa; wielu bowiem spomiędzy nich było oburzonych. Dziwiło mię tylko, że puścili ich całkiem w spokoju; tym większe było moje zdziwienie, że ludzie, sami, mimo natłoku, przed Świętą Rodziną się rozstępowali, torując jej wygodne przejście. Widziałam przy tym wiele szczegółów i słyszałam bardzo wiele Jego nauk, lecz nie mogę wszystkiego spamiętać. Nauka Jezusa wywarła na uczonych w piśmie wielkie wrażenie; niektórzy zapisywali ją sobie jako szczególność, szepcąc coś i rozmawiając, nawzajem się okłamując. Rzeczywisty jednakże przebieg sprawy uciszyli między sobą, a między ludźmi mówili o Jezusie, jako o zbyt głośnym chłopcu, którego trzeba było nieco skarcić; jest wprawdzie utalentowany, ale to musi się jeszcze ugładzić.


Święta Rodzina weszła znów do miasta. Przed samym miastem przyłączyło się do nich trzech mężczyzn, dwie kobiety i kilkoro dzieci, nieznanych mi; zdawało mi się, że byli również z Nazaretu. Razem z nimi obeszli jeszcze tu i ówdzie wokoło Jerozolimę, zwiedzili Górę Oliwną, zatrzymując się na niej w niektórych miejscach uroczych, pokrytych murawą i modląc się z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Przechodzili także mostem przez jakiś strumyk. To chodzenie i modlenie się tej gromadki przypominało mi żywo nasze pielgrzymki.


Gdy Jezus wrócił do Nazaretu, widziałam w domu Anny przygotowaną uroczystość, na którą zgromadzili się młodzieńcy i dziewczęta ich krewnych i przyjaciół. Nie wiem, czy to była uroczystość radości z powodu odnalezienia Jezusa, czy też może jakaś uroczystość, którą urządzano po powrocie ze Świąt Wielkanocnych, czy też wreszcie święto obchodzone w dwunastym roku życia chłopców. W rzeczy samej był tu Jezus jakby główną osobą.


Nad stołami urządzono ładne liściaste daszki, u których zwieszały się wieńce z liści winogron i kłosów; dzieci miały także winogrona i placki. Na uczcie było trzydziestu trzech chłopców, sami przyszli uczniowie Jezusa; z tego miałam wskazówkę co do lat życia Jezusa. Jezus uczył przez całą ucztę i opowiadał chłopcom niezwykłą i w większości niezrozumiałą przypowieść o weselu, na którym woda zamieni się w wino, a oziębli goście w gorliwych zwolenników; następnie o godach, na których wino zamieni się w krew, a chleb w ciało, a to dziać się i trwać będzie w świątyniach aż do końca świata, ku pocieszeniu i wzmocnieniu ludzi i jako żywy węzeł zjednoczenia. Do jednego krewnego młodzieńca, imieniem Nathanael, powiedział: będę na twych godach.


Od tego, tj. dwunastego roku życia był Jezus zawsze jakby nauczycielem Swoich towarzyszy. Przebywał z nimi często i opowiadał im; chodził także z nimi po okolicy.

 

Przychodzą chwile, kiedy nie rozumiemy, co Pan Jezus do nas mówi – chwile, kiedy radość, smutek, lęk czy entuzjazm absorbują nasz umysł i serce do tego stopnia, że po prostu nie jesteśmy w stanie pojąć tego, co Pan Bóg próbuje nam powiedzieć. Bywa, że bez żadnych widocznych powodów wymyka nam się znaczenie tego, co słyszymy na modlitwie i o czym czytamy w Piśmie Świętym. Jeszcze innym razem boimy się pytać Pana Jezusa, co ma na myśli, ponieważ przeczuwamy, że Jego odpowiedź nie będzie nam na rękę. Wszystko to jest rzeczą normalną. Nie musimy wszystkiego rozumieć od razu. Naszym zadaniem jest jak najlepiej wypełniać to, co poznaliśmy i zrozumieliśmy. Pan Bóg stopniowo nauczy nas wszystkiego. Da światło we właściwym momencie.