Menu

Gościmy

Odwiedza nas 264  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 
 
 
 
 
 

Jezus nauczał jeszcze dłużej w gospodzie. Mężczyźni, nie wziąwszy zapłaty za ucztę, odprowadzili Go potem aż do studni Józefa, leżącej w dolinie o pół godziny drogi od miasta. Studnia ta nie jest już teraz w takim stanie, jak wtenczas gdy Józefa do niej wrzucono. Dawniej był to tylko próżny dół, zarośnięty po brzegach murawą; obecnie rozszerzono go w czworobok, jak mały staw, a z wierzchu postawiono dach na słupach. Wody jest pełno, a w niej znajduje się dużo ryb. Niektóre z nich mają głowy nie kończaste, jak nasze, lecz ciekawie w górę zadarte, nie są jednak tak wielkie, jak te, które żyją w Morzu Galilejskim. Dopływ wody nie jest widoczny. Studnia jest ogrodzona, a obok mieszkają ludzie, pilnujący jej. — Idąc do studni, opowiadał Jezus o Józefie i jego braciach, a przyszedłszy na miejsce, wszedł pod dach studni i nauczał. Odchodząc, pobłogosławił studnię. Ludzie z Dotaim wrócili do miasta, a Jezus poszedł z uczniami do Seforis, oddalonego o dobrą godzinę drogi. Tam zamieszkał u synów siostry Anny.


Seforis leży na górze i otoczone jest zewsząd górami. Miasto to większe jest jak Kafarnaum; w okolicy rozrzucone są pojedyncze domostwa, które również należą do miasta. Nauczyciele tutejszej synagogi nie bardzo uprzejmie przyjęli Jezusa, a źli ludzie, których tu było dosyć, rozpowszechniali wieści o Nim, że włóczy się po kraju i nie dba o Swą Matkę.    Jezus nie uzdrawiał tu i w ogóle był małomówny; w szabat jednak nauczał w synagodze, a potem zatrzymał się w gościnę w sąsiadującym domu. Odwiedzał także niektórych mieszkańców, a szczególnie Esseńczyków w ich domach, i upominał ich, aby nic sobie nie robili z tego, że źli ludzie napastują, nagabują ich i spotwarzają z powodu miłości, jaką żywią ku Niemu. Także krewnym i ludziom obcym, mieszkającym w okolicznych domostwach, polecił, aby teraz nie szli za Nim, lecz w cichości pozostali Jego przyjaciółmi i dobrze postępowali, dopóki nie skończy się Jego działalność. Krewni Jezusa czynią tu wiele dobrego i wspomagają także Najświętszą Pannę, posyłając Jej od czasu do czasu zapomogi. Nie potrafię tego opisać, z jakim wylaniem i serdecznością rozmawiał Jezus z rozmaitymi rodzinami. Do łez pobudzało mię Jego pełne miłości postępowanie.


Tej nocy byłam świadkiem cudownego dzieła Jezusa, które mię nadzwyczaj wzruszyło. Ogromna burza szalała w kraju obiecanym. Jezus, klęcząc z wyciągniętymi rękoma, modlił się wraz z innymi o odwrócenie nieszczęścia. Ta sama burza rozhukała bałwany Morza Galilejskiego i wielkie niebezpieczeństwo zagrażało łodziom Piotra, Andrzeja i Zebedeusza, bo właśnie znajdowały się na pełnym morzu. Właściciele łodzi spali spokojnie w Betanii, a na łodziach byli tylko najemnicy. Równocześnie, gdy Jezus się tu modlił, ujrzałam nagle Jego sobowtóra, chodzącego po morzu, lub wstępującego do jednej, to do drugiej łodzi. Zdawało się, jak gdyby pomagał w pracy, wstrzymywał lub odganiał gwałtowność burzy. Nie był to On sam we własnej osobie, gdyż modlił się tu, jak poprzednio. Wyżej był od żeglarzy, jak gdyby unosił się w powietrzu. Ludzie nie widzieli Go, gdyż był to tylko jego duch, działający przez modlitwę. Nikt nie wiedział o tym, a jednak pomoc Jego była skuteczna. Być może, że rybacy wierzyli w Jego potęgę i wzywali Jego pomocy.

 

Będąc już jakiś czas na drodze wiary, i my możemy odkryć u siebie pewne zaślepienie, czy zamknięcie na nieskończone możliwości, które ma Pan Chrystus. Nie jest łatwo pamiętać – a tym bardziej wierzyć – że On jest mocen uczynić o wiele więcej, niż się spodziewamy czy ośmielamy prosić. Pan Bóg w swojej mądrości i w wyznaczonym przez siebie czasie wciąż dokonuje cudów uzdrowienia, pojednania, przywrócenia sensu życia.