Menu

Gościmy

Odwiedza nas 195  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 


W czasie gdy Debora sądziła w Izraelu, a Sisera poniósł śmierć z ręki Jaeli, żyła długo w Mispa w ukryciu niewiasta, pochodząca od jakiejś kobiety, pozostałej z wytępionego pokolenia Benjamin. Nosiła się po męsku, a tak umiała ukryć swą płeć, że nikt jej nie uważał za kobietę. Miewała widzenia, prorokowała i często służyła Izraelitom za szpiega; ilekroć jednak się nią posługiwano, sprawa brała zawsze zły obrót. Razu pewnego obozowali tu wówczas Madianici. Owa niewiasta udała się do ich obozu, przebrana za okazałego żołnierza, podając się za Abinuema, jednego z bohaterów, którzy brali udział w porażce Sisary. Przekradła się już przez wiele obozów w celach szpiegowskich; obecnie, zaprowadzona do namiotu dowódcy wyznała, że chce oddać w moc jego wszystkich Izraelitów. Dotychczas nie pijała nigdy wina, była zawsze ostrożna i skromna. Teraz jednak nie wiedzieć dlaczego upiła się i odkryto, iż jest niewiastą. Przybito ją gwoździami za ręce i nogi do deski i rzucono do dołu, wołając: „Leż tu, pogrzebana z twym imieniem!"


Od strony Azo wpadł Gedeon do obozu Madianitów. Pochodził on z pokolenia Manassesa i mieszkał z ojcem w okolicy Silo. Smutne były wtedy czasy dla Izraela. Madianici i inne ludy pogańskie wpadały zewsząd w granice kraju i niszczyły pola, zabierały plony. Gedeon, syn Joasa Ezrity, zamieszkałego w Efra, był młodzieńcem nadzwyczaj dzielnym, a przy tym bardzo miłosiernym; nieraz młócił swą pszenicę wcześniej od innych i rozdzielał ją między potrzebujących. Był to piękny, silny mężczyzna. Widziałam go raz, jak szedł wczesnym rankiem przed świtem po rosie ku nadzwyczaj grubemu dębowi, gdzie miał ukryte swoje klepisko. Dąb ten okrywał gałęziami obszerną kotlinę skalistą, ze środka której wyrastał. Kotlina otoczona była wysokim brzegiem, sięgającym aż do gałęzi dolnych, tak że pod dębem stało się jak pod obszernym sklepieniem, nie będąc widzianym z zewnątrz. Pień dębu wyglądał jakby spleciony z kilku pojedynczych pni. Grunt był tu twardy, skalisty. W brzegu, otaczającym kotlinę, wybite były zagłębienia, gdzie w beczkach z łyka przechowywano zboże. Młócono za pomocą walca, opatrzonego drewnianymi młotami i obracającego się na kołach naokoło drzewa. W górze na drzewie było siedzenie, z którego można było widzieć okolicę. Madianici rozłożyli się obozem od Bazanu aż ku polu Ezdrelon, po obu brzegach Jordanu; dolina Jordanu roiła się od trzód pasących się wielbłądów. Było to bardzo na rękę Gedeonowi. Wybadawszy wszystko przez kilka tygodni, posunął się ze swymi trzystu wojownikami dość daleko w stronę Azo. Raz podczołgał się ku obozowi Madianitów pod jeden z namiotów i podsłuchiwał. Do uszu jego doszła następująca rozmowa: — „Śniło mi się, jakoby z góry stoczył się chleb i przewrócił ten namiot" — mówił jeden żołnierz. Drugi zaś odrzekł: „Nie jest to dobry znak; pewnie Gedeon z Izraelitami napadnie nas tu!" — Następnej nocy wpadł nagle Gedeon z garstką wojowników wśród dźwięku trąb i przy blasku pochodni do obozu; równocześnie inne gromadki uczyniły tak samo z innych stron. Przerażeni i pomieszani nieprzyjaciele, częściowo sami się wymordowali, częściowo rozproszeni przez Izraelitów, ponieśli śmierć z ich ręki. Góra, z której ów żołnierz we śnie widział staczający się chleb, leżała tuż za miastem Azo; stąd to wpadł sam Gedeon do obozu.


W Azo obchodzono teraz święto doroczne na pamiątkę owego zwycięstwa Gedeona. Przed miastem stał na pagórku wielki dąb, a pod nim ustawiony był ołtarz z kamieni. Między tym drzewem a górą, z której ów żołnierz widział staczający się chleb, był grób owej przebranej prorokini. Dęby tutejsze są inne niż nasze; owoc mają wielki, okryty zieloną łupiną, pod którą nadzwyczaj twarde ziarno osadzone jest na miseczce, podobnie jak nasze żołędzie. Z ziaren tych wyrabiają Żydzi gałki do lasek. Od tego dębu aż do miasta ustawiono na czas uroczystości szereg chatek zdobnych w różne owoce dla pomieszczenia zebranych tłumów.


W uroczystej procesji udał się Jezus wraz z uczniami i lewitami do dębu. Z przodu widziałam pięć małych kozłów z czerwonymi wieńcami na szyi; niesiono także pieczywo na ofiarę. Pochód odbywał się wśród dźwięku trąb. Po przybyciu na miejsce, zamknięto kozły w zakratowanych zagłębieniach, porobionych dokoła drzewa na brzegu pagórka. Czytano następnie z Pisma o Gedeonie i śpiewano psalmy zwycięskie. Potem zabijano kozły, rozćwiartowano je i większą ich część wraz z pieczywem położono na ołtarzu, krwią zaś kropiono ziemię wkoło ołtarza. Jeden z lewitów, dmuchając przez trzcinę, rozniecił ogień pod rusztem ołtarza, na pamiątkę, że anioł zapalił laską ofiarę Gedeona.


Do zgromadzonych tłumów miał Jezus naukę i na tym zszedł ranek. Po południu udał się Jezus wraz z lewitami i najznakomitszymi mieszkańcami w dolinę, położoną na południe od miasta, gdzie u źródła urządzone było miejsce kąpielowe i ogródek letni. Tu zastawiono ucztę, przy której według dawnego zwyczaju pierwsze stoły zajęli ubodzy. Jezus jadł wraz z ubogimi i opowiadał im podczas uczty o marnotrawnym synu, na którego przyjęcie ojciec kazał zabić cielca. Noc spędził Jezus na dachu synagogi pod namiotem; taki tu bowiem zwyczaj, że mieszkańcy śpią na dachach domów.


Uroczystość przeciągnęła się do następnego dnia; kuczki, zbudowane dla przybyszów, przygotowane były zarazem na Święto Kuczek, przypadające za 14 dni. Rano nauczał Jezus w synagodze, a potem przed synagogą uzdrawiał wielu ślepych, gruźlików i spokojnych opętanych. Brał jeszcze Jezus udział w uczcie, a potem opuścił miasto, odprowadzany przez lewitów i innych mieszkańców, w liczbie około trzydziestu.


Droga prowadziła najpierw przez górę, z której ów żołnierz widział we śnie staczający się do obozu Madianitów chleb jęczmienny (Sdz. 7, 13); następnie schodziło się w wąwóz przerzynający wszerz wąską, wysoką, a daleko ciągnącą się górę. Przeszedłszy go, szło się jeszcze z godzinę na północ doliną wzdłuż brzegu małego uroczego jeziorka. Nad brzegiem stało kilka budynków, należących do lewitów z Azo. Przez dolinę płynął strumyk, przepływał jeziorko i dążył ku Jordanowi. O jakie sześć godzin drogi stąd u stóp góry w kierunku północno-wschodnim leży Betaramfta-Julias.


Nad jeziorem zatrzymał się Jezus i posilił zapasami, które uczniowie mieli ze sobą. Były to pieczone ryby, miód, placki i flaszeczki balsamu. Z Azo aż tu trzeba było iść trzy godziny. Droga była wszędzie kamienista. Po drodze i tu już opowiadał Jezus przypowieść o siewcy, o roli skalistej, o rybach i ich połowie. Po jeziorku pływali właśnie rybacy w małych łodziach i łowili ryby na wędki. Złowione ryby oddawano ubogim.

 

20


Stąd o półtorej godziny drogi leży Efron. Samego miasta nie widać stąd, tylko góry leżące naprzeciw. Teraz rozłączył się Jezus z tymi, którzy odprowadzali Go z Azo, a sam udał się do Efron. Przed miastem przyjęli Go jak zwykle tamtejsi lewici. Zniesiono tu również wielu chorych w drewnianych skrzyniach, które podnosiło się za pomocą sztucznego przyrządu. Chorych Jezus uzdrowił. Efron leży na południowej bocznej ścianie wąskiego przesmyku, na dnie którego płynie ku Jordanowi często wysychający strumyk. Łożysko jego znajduje się głęboko w dole. Naprzeciw wznosi się dość wysoka, smukła góra, na której niegdyś czekała córka Jeftego z dziewczętami na znak, po którym miała poznać, że ojciec zwyciężył. Znakiem tym miał być wznoszący się dym. Ujrzawszy go, wróciła spiesznie do Ramot i z całą okazałością wyruszyła naprzeciw ojcu. Jezus nauczał tu i uzdrowił wielu chorych.


Lewici tutejsi należeli do starej sekty Rechabitów, która wzięła początek od Jetrona, teścia Mojżesza. Dawniej żyli tylko pod namiotami, nie uprawiali roli i nie pili wina. Byli śpiewakami i strzegli bram świątyni. Jezus ganił im ich niektóre zbyt surowe poglądy i upominał lud, by wiele ich przepisów nie spełniał, Przypomniał im przy tym owych lewitów z Betsames, którzy nienależycie i zanadto ciekawie spojrzeli na Arkę Przymierza, zwróconą przez Filistynów, i za to zostali śmiercią ukarani. Byli to także Rechabici i mieszkali tam pod namiotami. Jeremiasz bezskutecznie chciał ich raz kusząc, namówić, by pili w świątyni wino. Ich ścisłość w wypełnianiu prawa stawiano Izraelitom za wzór. Teraz za czasów Jezusa nie mieszkali już pod namiotami; zachowali jednak wiele dziwacznych zwyczajów. Nosili na gołym ciele włosienny efod (szkaplerz) jako włosiennicę, na tym suknię z run, prócz tego piękną białą suknię, przepasaną szerokim pasem. Wykwintniejszą swą odzieżą wyróżniali się od Esseńczyków. Obrzędy oczyszczania zachowywali we wszystkim aż do przesady. Co do małżeństwa trzymali się osobliwego zwyczaju, że puszczali krew i z niej osądzali, czy ktoś ma się żenić czy nie; stosownie też do tego łączyli ludzi swego pokolenia, lub zakazywali im małżeństwa. Mieszkali także w Argob, Jabesch i Judei. Nauki i nagany Jezusa przyjęli z pokorą, nie sprzeciwiając się w niczym. Jezus ganił im głównie ich nieubłaganą surowość dla cudzołóżców i morderców, dla których nie znali przebaczenia. Przestrzegali także surowo postów.


Na pobliskiej górze były liczne odlewnie żelaza i kuźnie. Wyrabiano głównie garnki, rynny i rury do wodociągów; te ostatnie robili w ten sposób, że spajali razem dwie rynny.


Dlaczego Ojciec zaplanował dla Słowa Wcielonego początek ziemskiego życia w takim uniżeniu? Dlaczego posłał swego przedwiecznego Syna w aż tak skromne warunki? Prostota i ubóstwo żłobu ukazują do czego, jest w stanie posunąć się Pan Bóg, aby zbawić ludzkość. Jednak pokorne narodziny Pana Jezusa, ukazują nam również prawdę o nas samych. Bez Niego jesteśmy biedakami – opuszczonymi i zagubionymi, bezbronnymi wobec diabła i naszej upadłej ludzkiej natury. Pan Jezus narodził się w zimnej, ciemnej i ubogiej grocie, przypominającej stan naszego serca, zanim pozwolimy Mu się w nim narodzić.