Menu

Gościmy

Odwiedza nas 193  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Gdy Herod widział, że królowie nie wracają, myślał z początku, że może Jezusa nie znaleźli, i zdawało się, że cała sprawa przycichła. Gdy jednak Maryja była już w Nazarecie, słyszał Herod o przepowiedni Symeona i Anny przy ofiarowaniu, i na nowo obudziła się w nim trwoga. Widziałam go w takim niepokoju, jak wtedy, gdy królowie przybyli do Jerozolimy. Począł tedy naradzać się ze starszymi Żydami, którzy odczytywali mu coś ze zwojów na prętach. Kazał także zwołać wiele ludzi i na wielkim dziedzińcu zaopatrzyć ich w zbroję i odzież wojenną.

 

Było to tak, jak u nas, gdy się powołuje do wojska. Widziałam także, że tymi żołnierzami obsadzał koło Jerozolimy różne miejsca, z których miały być wezwane do Jerozolimy matki z dziećmi, a których liczbę kazał Herod wszędzie dokładnie zbadać. Chciał zapobiec powstaniu, którego się lękał, gdyby wiadomość o zabijaniu dzieci do tych miejsc doszła. Widziałam tych żołnierzy w trzech miejscach, w Betlejem, Gilgat i Hebronie. Mieszkańcy byli przerażeni, nie domyślali się bowiem, dlaczego dano im załogę. Żołnierze ci byli w tych miejscach przez trzy kwartały. Zabijanie dzieci poczęło się, gdy Jan miał około dwa lata.


W domu Świętej Rodziny w Nazarecie przebywała jeszcze Anna i Maria Helego. Maryja z Dzieciątkiem miała oddzielną sypialnię na prawo za ogniskiem, Anna po lewej stronie, a pomiędzy jej sypialnią i Józefa, była sypialnia Marii Helego. Wszystkie te przedziały nie były tak wysokie jak sam dom mieszkalny, a porobione były tylko plecionymi przegrodami; nawet stropy były z plecionek. Około łoża Maryi była jeszcze opona czyli zasłona; u jej stóp leżało Dzieciątko Jezus na osobnym posłaniu; podźwignąwszy się mogła je dostać.

 

Widziałam, jak jaśniejący młodzieniec stanął przed łożem Józefa i począł doń mówić. Józef podniósł się; był jednak snem znużony i znów się położył, młodzieniec przeto ujął go za rękę i pociągnął. Wtedy oprzytomniał i stanął, a młodzieniec znikł. Widziałam, że Józef poszedł ku lampie, w środku domu płonącej i zapalił sobie światło. Poszedł następnie do komnaty Maryi, zapukał i pytał, czy może się zbliżyć. Widziałam, że wszedł i rozmawiał z Maryją, która jednak nie uchylała zasłony. Potem udał się do obory do swego osła, dalej do komory, gdzie były różne sprzęty, i wszystko porządkował. Maryja powstała, ubrała się zaraz w drogę i poszła do Anny. I ona wstała, jako też Maria Helego i chłopiec.

 

Trudno powiedzieć, jak wzruszające było zasmucenie Anny i siostry. Anna uścisnęła kilkakrotnie wśród łez Maryję, przyciskała ją do serca, jakby już nigdy nie miała jej zobaczyć. Siostra rzuciła się z płaczem na ziemię i płakała. Wszyscy przyciskali jeszcze Dzieciątko do serca; i chłopczyk także je uściskał. Maryja wzięła Dzieciątko na ręce do chustki, na ramionach związanej. Owinięta była w długi płaszcz, którym Dzieciątko okryła. Miała długi welon, który głowę otaczał, i na przodzie po obydwóch stronach twarzy się zwieszał. Wszystko czyniła ze spokojem i szybko, bez wielkich zachodów na podróż; nie widziałam nawet, aby Dzieciątko świeżo przewijała.

 

Miała przy sobie mało przyborów; daleko mniej, niż przywieźli ze sobą z Betlejem. Miała mały węzełek i kilka okryć. Józef miał worek z wodą i kosz z przegródkami, a w nich placki, dzbanuszki i żywe ptaki. Na ośle było dla Maryi z Dzieciątkiem poprzeczne siedzenie z podnóżkiem. Małą część drogi szła Maryja najpierw pieszo z Anną. Droga wiodła ku domowi Anny, lecz bardziej w lewo. Anna objęła ją rękoma i błogosławiła, gdy wtem nadjechał Józef z osłem i Maryja wsiadła i odjechali dalej. Było jeszcze przed północą, gdy z domu wyszli.

 


 

 

 

 

 

 

 

Dzieciątko Jezus miało 12 tygodni, widziałam bowiem 3 razy po 4 tygodnie.


Marię Helego widziałam idącą do domu matki, by posłać Eliuda z niewolnikiem do Nazaretu; poczem wróciła z chłopcem do ojczystego domu. Anna zebrała wszystko w domu Józefa i wyprawiła przez niewolnika do swego domu.


Św. Rodzina dążyła tej nocy przez kilka miejscowości i dopiero nad ranem widziałam ich, jak spoczywali w jakimś schronisku dla pokrzepienia.

 

83

 

Pierwszy nocleg mieli w małej miejscowości Nazara, między Legio i Massaloth. Ubodzy i uciśnieni tutejsi ludzie nie byli właściwymi Żydami; mieli daleko przez góry do Samarii do świątyni na górze Garozim. Musieli zawsze jak niewolnicy pracować przy świątyni w Jerozolimie i innych publicznych budowlach. Święta Rodzina nie mogła dalej zdążać i była dość dobrze przyjęta przez tych upośledzonych ludzi. Nasi podróżni pozostali tu i przez cały dzień następny. Przy powrocie z Egiptu odwiedzili znów tych ludzi, jako też, gdy Jezus pierwszy raz szedł do świątyni i do Nazaretu wracał. Cała rodzina tych biednych ludzi przyjęła później chrzest Jana i przystąpiła do wyznawców Jezusa.


Tylko w trzech domach miała Święta Rodzina nocleg podczas ucieczki; w tym miejscu, następnie w Anim czyli Engannim u pasterza wielbłądów, a wreszcie u rozbójników. W inne dni spoczywali w kotlinach, pieczarach i odległych pustkowiach, idąc manowcami wśród uciążliwej drogi.

 

84 85

 

Gdy Święta Rodzina wyruszyła dalej z Nazary, zatrzymała się w ukryciu przy owym wielkim terebincie, przy którym Maryi w drodze do Betlejem takie zimno dokuczało. Wokoło było tu wiadomo o prześladowaniu Heroda, dlatego nie było bezpiecznie. Pod tym terebintem stała niegdyś Arka Przymierza, gdy Jozue zebrał lud i kazał mu wyrzec się bożków.


Później widziałam Świętą Rodzinę odpoczywającą przy pewnym krzewie balsamowym i źródle. Na gałązkach były porobione wcięcia, z których kroplami spadał balsam do garnuszków. Dzieciątko Jezus leżało z bosymi nóżkami na łonie Maryi. Za nimi na lewo widać było w dali na wyżynie Jerozolimę.


Gdy Święta Rodzina przeszła przestrzeń ciągnącą się przy murach Gazy, widziałam ją na pustyni. Niepodobna opowiedzieć, jak uciążliwa była ich podróż. Szli zawsze o jaką milę ku wschodowi oddaleni od drogi głównej; a ponieważ musieli omijać publiczne gospody, dlatego cierpieli niedostatek. Widziałam, jak okropnie znużeni i wyczerpani i bez wody (dzbanki były puste) zbaczali w zarośla w dolinie rosnące. Święta Dziewica zsiadła z osła i spoczęła na wysokiej murawie. Wtem wytrysło przed nimi w górę źródło i rozlało się po ziemi. Ucieszyli się niezmiernie. Józef zrobił nieco dalej wykop, przyprowadził do niej osła, który radośnie pił z obfitego dołu. Maryja umyła w źródle Dzieciątko. Orzeźwieni i uradowani, zabawili tu przy blasku słońca około 2 — 3 godzin.

 


 

 

 

 

 

 

 

Na szóstym nocleg widziałam Świętą Rodzinę w pieczarze przy górze i mieście Efraim. Jaskinia leżała w dzikiej kotlinie, godzinę może drogi od gaju Mambre. Święta Rodzina przybyła tu bardzo znużona i przygnębiona. Maryja była smutna i płakała. Czuli okropny niedostatek. Spoczywając przez cały dzień, doznali tu dla pokrzepienia swego kilku łask. Wytrysło źródło w jaskini i dzika koza przybyła, dozwalając się doić; także zostali tu przez anioła pocieszeni. W tej pieczarze często modlił się był pewien prorok. Samuel tu także swego czasu przebywał, a Dawid pasał wokoło tej jaskini owce swego ojca, w niej się modlił i otrzymywał przez anioła rozkazy, jako też upomnienie i wezwanie, aby zabił Goliata.

 

85a 86

 

87

 

Ostatni ich postój obrębie państwa Heroda był w pobliżu granicy, przy pustyni. Była tu gospoda dla podróżnych, wybierających się na pustynię. Właściciele gospody, jak się zdawało, byli pasterzami, w ogrodzonych bowiem pastwiskach widziałam wiele wielbłądów. Byli to ludzie zdziczali i uprawiali najniezawodniej także rzemiosło złodziejskie; mimo to, wschodnim zwyczajem, przyjęli Świętą Rodzinę uprzejmie. Miejscowość ta była na kilka godzin drogi od Morza Martwego.


Raz także widziałam, że Maryja wysyłała posłańca do Elżbiety, która potem swoje dziecko zaniosła w ukryte miejsce na pustyni. Zachariasz szedł z nią tylko kawałek drogi, aż do jakiejś wody, gdzie Elżbieta z dzieciątkiem tratwą się przeprawiła. Stąd poszedł Zachariasz do Nazaretu tą samą drogą, którą Maryja szła odwiedzić Elżbietę. Widziałam go w podróży; może chciał się bliższych szczegółów dowiedzieć. Było tam kilkoro ludzi, zmartwionych odjazdem Maryi.


Pewnej gwiaździstej nocy wyruszyła Święta Rodzina w dalszą podróż przez piaszczystą, krzewami zarosłą pustynię. Tak mi się to żywo przedstawiło, iż zdawało mi się, że idę przez puszczę razem z nimi. Pod kupami liści leżało mnóstwo niebezpiecznych, w kłębek zwiniętych wężów. Z głośnym sykiem wyciągały swoje głowy ku Świętej Rodzinie, która, blaskiem otoczona, bezpiecznie obok nich przechodziła. Inne jeszcze widziałam zwierzęta z wielkimi płetwami, składanymi jak skrzydła na ciemnym cielsku, o krótkich nogach i z głową podobną do rybiej, które z szybkością strzały przelatywały ponad ziemią. Wreszcie za tymi zaroślami natrafiła Święta Rodzina na rozpadlinę, jakby na jakąś ścianę wąwozu; i to miejsce obrała sobie na spoczynek.


Ostatnia miejscowość Judei, przez którą przechodzili, nazywała się, o ile sobie przypominam, Mara. Zdawało mi się, że to miejsce rodzinne Anny, ale pomyliłam się. Ludzie tej miejscowości byli bardzo nieokrzesani i nieużyci, tak że Święta Rodzina nie mogła u nich niczym się pokrzepić.


Przechodząc dalej przez pustą okolicę, nie wiedzieli co począć, stracili bowiem wszelki ślad drogi, przed sobą zaś widzieli tylko ciemne, niedostępne pasmo górskie. Maryja była zmęczona i smutna. Uklękła z Dzieciną i Józefem na ziemi, gorące zasyłając modły do Boga. Wtedy zbliżyło się do nich kilka wielkich, dzikich zwierząt, jakby lwy, które były wobec Świętej Rodziny bardzo łaskawe; widać, że były zesłane w celu pokazania drogi świętym podróżnym. Jak pies, kiedy chce kogo w jakieś miejsce zaprowadzić, tak i te zwierzęta biegały naokoło, spoglądając w stronę gór. Święta Rodzina udała się za nimi i tak przeszli góry i znaleźli się w nieznanej okolicy.

 

Otaczający nas świat bombarduje nas swoim przesłaniem, swoją mądrością, swoimi radami. Zwykle rady te głoszą, by starać się zadowolić wszystkich i uważać ich wybory za równoprawne z naszymi. Na początku wydaje się to nieszkodliwe, jednak idąc dalej tym tokiem rozumowania, łatwo dojść do stwierdzenia, że Pan Bóg jest tym, za kogo ja Go uważam. Możemy też pozostać wierni Panu, poświęcając czas na przebywanie z Nim, słuchanie Jego głosu i weryfikowanie swych myśli i czynów w świetle Jego prawdy. Możemy czytać i rozważać słowo Boże, stawiać Panu Bogu pytania, szukać Jego mądrości i prowadzenia. Nie musimy być doskonali – wystarczy, że zdecydujemy się słuchać Pana Boga i pełnić Jego wolę, jak potrafimy najlepiej.