Menu

Gościmy

Odwiedza nas 188  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

Poszedłszy stąd dalej, stanęli na  najbliższy nocleg w pewnym wielkim domu wiejskim, gdzie ich również nie bardzo mile przyjęto. Właściciele, jeszcze młodzi, nic się o nich nie troszczyli; nie byli to zwyczajni pasterze, lecz, jak tutaj na wsi wielcy gospodarze, zajęci światem, handlem itp. Widziałam sędziwego męża chodzącego w domu o kiju. Stąd mieli jeszcze 6 do 7 godzin drogi do Betlejem; lecz nie szli tam prostą drogą, ponieważ o tej porze roku była za uciążliwa bo była górzysta. Postępowali za oślicą w poprzek krainy pomiędzy Jerozolimą a Jordanem położonej, a około południa widziałam ich przybywających przed wielki dom pasterski, oddalony mniej więcej 2 godziny drogi od miejsca, na którym święty Jan chrzcił nad Jordanem i gdzie Jezus także raz po chrzcie nocował. Obok tego domu stał dom osobny na narzędzia gospodarcze i pasterskie, w podwórzu stała studnia, z której rurami spływała woda do stojących dokoła wanien. Było to wielkie gospodarstwo; mnóstwo sług przychodziło tam i wychodziło aby się posilić. Gospodarz przyjął mile podróżnych i był bardzo usłużny. Służący musiał Józefowi przy studni umyć nogi;  przewietrzył także i oczyścił jego suknie, podając mu na ten czas inne. Maryi w ten sam sposób usłużyła dziewczyna. Gospodyni nie pokazywała się, mieszkała osobno. Jest to ta sama, którą Pan Jezus po 30 latach napotkawszy chorą, wyleczył, mówiąc jej, że ta choroba nawiedziła ją dlatego, ponieważ dla Jego rodziców gościnną nie była. Znam jednak i przyczynę, dla której się nie pokazała: owa niewiasta była młoda i nieco próżna. Zobaczywszy Świętą Dziewicę, czy z nią rozmawiając, bliższych szczegółów dokładnie już nie pamiętam, poczuła zazdrość z powodu jej piękności i dlatego się nie pokazała. Dzieci także były w domu.  Przy odjeździe około południa, ci ludzie towarzyszyli im kawał drogi. Szli na zachód do Betlejem i po dwugodzinnej drodze zaszli do pewnej miejscowości, której domy z ogrodami i przysionkami stały w długich rzędach po obu stronach szerokiego gościńca.

 

Józef miał tutaj krewnych. Byli to jakby synowie z powtórnego małżeństwa ojczyma lub macochy. Widziałam dom, był bardzo okazały; nie szli jednak ku niemu, lecz przeszedłszy całą miejscowość, a potem idąc pół godziny na prawo w kierunku ku Jerozolimie, przybyli przed wielką gospodę, gdzie było mnóstwo ludzi celem odprawienia uroczystości pogrzebowej. W domu ścianki ruchome przed kominem i ogniskiem były usunięte. Za ogniskiem wisiały czarne zasłony, zaś przed ogniskiem stała czarnym suknem pokryta trumna. Mężczyźni mieli długie szaty, a na nich krótsze białe i modlili się. Niektórzy mieli przerzucone przez ramię czarne, grube chustki. W innym miejscu siedziały niewiasty, zupełnie zasłonięte. W podwórzu był wielki wodotrysk, o licznych ramionach. Domownicy, zajęci pogrzebem, przyjęli ich tylko z daleka. Lecz byli tam słudzy, którzy im usługiwali i osobne im zrobili miejsce, spuszczając maty, które u stropu były zwinięte. Później widziałam także właścicieli gospody z nimi rozmawiających. Nie mieli już białych szat na czarnych. W domu było mnóstwo pościeli zwiniętej pod ściany, a z góry, ze stropu, można było spuścić maty, tak że zupełnie byli odłączeni. Dopiero następnego dnia w południe, znowu odjechali. Pani domu mówiła im, aby jeszcze pozostali, ponieważ Maryja, zdaje się, lada chwila rozwiązania się spodziewa. Lecz Maryja, welon mając spuszczony, rzekła, że ma jeszcze 36 albo 38 godzin czasu. Pani domu chciała ich wprawdzie zatrzymać, lecz nie w domu. Pan domu rozmawiał z Józefem, przy odjeździe, także o jego zwierzętach. Józef chwalił osły, mówiąc, że jednego zabrał na wypadek potrzeby; gdy zaś gospodarz z żoną mówili, że trudno będzie znaleźć w Betlejem gospodę, powiedział Józef, że tam ma przyjaciół i z pewnością dobrze przyjęty zostanie. Żal mi tego, że z taką zawsze pewnością o tym mówi. Także z Maryją o tym znowu wśród drogi rozmawiał.


W czasie tej podróży, gdy byli w okolicy Betanii, zdarzyło się, że Maryja bardzo pragnęła pokrzepienia i spokoju i że Józef z nią prawie pół mili zboczył z drogi do miejsca, gdzie z dawniejszej podróży wiedział o pięknym drzewie figowym, mającym zwykle zawsze liczne owoce. Naokoło tego drzewa były ławki dla odpoczynku. Lecz gdy tam przybyli, owo drzewo żadnych nie miało owoców, byli więc bardzo zasmuceni. Z tym drzewem Jezus później coś uczynił. Żadnych już nie wydawało owoców, lecz miało liście. Jezus przeklął je, zwiędło więc i uschło.

 

Pan Bóg ma plan dla każdego z nas, niezależnie od tego, kim jesteśmy, a gdy modlimy się do Niego z ufnością, gotów jest nam ten plan objawiać. Pan Bóg każdemu z nas wyznaczył konkretne zadania w rodzinie, sąsiedztwie, społeczności. Przede wszystkim powinniśmy stawać przed Panem Bogiem i słuchać Jego słowa. Jest to najlepszy sposób wzrastania w wierze i nabierania odwagi do dzielenia się Panem Bogiem z innymi. Wypełniamy plan Pana Boga, przez usuwanie się od zgiełku naszej codzienności, aby być z Panem Bogiem i słuchać Jego głosu. Świat rozpaczliwie potrzebuje obecności Pana Boga.