Menu

Gościmy

Odwiedza nas 146  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

O świcie wsiadła Maryja z Dzieciątkiem Jezus na osła. Trzymała Dziecię na łonie, i miała tylko kilka nakryć i węzełek na ośle. Siedziała na siedzeniu poprzecznym z podnóżkiem. Obeszli w lewo pagórek żłobkowy od południa Betlejem i nikt ich nie zauważył.


W południe widziałam ich spoczywających przy jakiejś studni z dachem u góry i otoczonej ławkami. Przybyło tu kilka niewiast do Maryi i przyniosły jej dzbanuszki i placki.


Dar ofiarny, który Święta Rodzina miała ze sobą, wisiał w koszu na ośle. Kosz miał trzy przedziałki, dwie z owocami, trzecią okratowaną z gołębiami. Przed wieczorem, na kwadrans może drogi przed Jerozolimą, zatrzymali się przed jedną większą gospodą, w małym domku, u bezdzietnych małżonków, którzy przyjęli ich z wielką radością. Było to już między potokiem Cedronem a miastem. Widziałam, że u tych właśnie ludzi także sługa i niewolnica Anny w powrocie się zatrzymali, i oni to zamówili przyjęcie dla Św. Rodziny. Niewiasta była powinowatą Joanny Chuza. Zdawało mi się, że są Esseńczykami.


Cały jeszcze następny dzień widziałam Św. Rodzinę u tych podeszłych wiekiem ludzi mieszkających przed wyruszeniem do Jerozolimy. Św. Dziewica była przeważnie w osobnej izbie sama z Dzieciątkiem, które na niskim przedmurzu ściany na kobiercu spoczywało. Zawsze trwała w modlitwie i widocznie przygotowywała się do ofiary. Przy tej sposobności miałam wewnętrzne wskazówki, jak się do Św. Sakramentu przygotowywać należy. Widziałam w jej izbie wiele aniołów, oddających cześć Dzieciątku Jezus. Maryja była zatopiona w skupieniu wewnętrznym. Poczciwi staruszkowie zdobywali się na wszelkie usługi dla Matki Bożej; musieli widocznie odczuwać świętość Dzieciątka.


Miałam także widzenie o kapłanie Symeonie. Był to mąż chudy, o bardzo podeszłym wieku, z krótką brodą. Miał żonę i trzech dorosłych synów, z których najmłodszy liczył już lat 20. Symeon mieszkał przy świątyni. Widziałam, jak szedł ciemnym gankiem w murach świątyni do małej celi, wpuszczonej w grube mury, z jednym tylko otworem, którym na dół do świątyni mógł spoglądać. Tu starzec klęknął i z przejęciem się modlił. Wtem zjawił się przed nim anioł i powiedział mu, aby jutro rano uważał w świątyni na Dzieciątko, które pierwsze przyniesione będzie do ofiarowania; jest to Mesjasz, na którego już tak długo czeka; potem umrze. Wszystko było tak piękne; wnętrze celi było pełne światła, a starzec promieniał z radości. Poszedł do swego mieszkania i opowiedział ucieszony swej żonie zwiastowanie anielskie. Następnie udał się znów na modlitwę. Zauważyłam, że pobożni kapłani i Izraelici nie kiwali się tak przy modlitwie, jak dzisiejsi Żydzi, ale za to biczowali się. Widziałam, że i Anna w swej celi przy świątyni była zachwycona w modlitwie i miała widzenie.

 


 

 

 

 

 

 

 

Wczesnym rankiem, gdy jeszcze ciemno było, widziałam, jak Św. Rodzina z objuczonym do podróży osłem i koszem z ofiarą, w towarzystwie obojga staruszków, zdążała do miasta. Weszli najpierw na jakiś dziedziniec murem otoczony, gdzie postawiono osła w szopie. Pewna staruszka pewna przyjęła Św. Rodzinę z Dzieciątkiem i poprowadziła Ją przez pokryty ganek do świątyni. Niosła zapaloną świecę, bo było jeszcze ciemno. Tu w ganku wyszedł naprzeciw Maryi Symeon, pełen oczekiwania, zamienił z nią radośnie kilka słów, wziął Dzieciątko Jezus, przycisnął je do serca i pospieszył potem na drugą stronę do świątyni.

 

79 80

 

80a

 

Już od wczorajszego wieczora, kiedy otrzymał zwiastowanie anioła, był pełen tęsknoty i oczekiwał tu, gdzie był dla kobiet ganek przy wejściu do świątyni, i ledwo mógł się doczekać przybycia Św. Rodziny.


Niewiasta zaprowadziła Maryję aż do przedsionka owej świątyni, w której miało się odbyć ofiarowanie, i tu w przedsionku przyjęła ją Anna i jeszcze inna niewiasta (Noemi, dawniejsza jej nauczycielka). Symeon przybył ze świątyni do tej hali i zaprowadził Maryję z Dzieciątkiem na rękach, do hali na prawo przy przedsionku kobiet, gdzie była także skarbona, obok której był Jezus, gdy wdowa grosz wrzucała. Staruszka Anna, której Józef oddał kosz z gołębiami i owocami, szła wraz z Noemi za nimi, Józef zaś udał się na miejsce, przeznaczone dla mężczyzn.


W świątyni wiedziano, że kilka kobiet miało dziś przyjść do ofiarowania. Wszystko było już ku temu przygotowane. Naokoło po ścianach płonęło wiele lamp w kształcie piramid. Płomyki wychodziły z szyby łukowego ramienia, błyszczącej niemal tak silnie, jak światło. Na szybach wisiały gasidła, które do góry przymknięte, gasiły płomienie. Przed ołtarzem, z którego węgłów wychodziły rogi, była postawiona skrzynia, której drzwiczki na zewnątrz otwarte, tworzyły podstawę dla dość obszernej płyty stołu. Płytę tę nakryto najpierw czerwonym, następnie białym, przezroczystym, aż do ziemi spadającym obrusem. Na czterech rogach postawiono kilkuramienne płonące lampy, na środku stołu koszyk w kształcie kołyski, obok dwie podłużne miseczki i dwa mniejsze koszyki. Wszystkie te przedmioty, jak też suknie kapłańskie, złożone na ołtarzu z rogami, przechowywane były w skrzynce, której drzwiczki tworzyły podstawę stołu. Wszystko otaczała krata. Po obydwu stronach wnętrza świątyni były rzędy ławek, jedne wyżej od drugich, w których siedzieli kapłani.


Symeon poprowadził Maryję przez balustradę ołtarza do stołu ofiarnego, na którym położyła do kołyski Dzieciątko w niebieskie szaty owinięte. Maryja miała niebieską suknię, biały welon i odziana była długim, żółtawym płaszczem.

 

81

 


 

 

 

 

 

 

 

Podczas gdy Dzieciątko leżało w kołysce, zaprowadził Symeon Maryję znów na miejsce dla kobiet. Następnie poszedł przed właściwy, stały ołtarz, na którym leżały suknie kapłańskie i gdzie prócz niego jeszcze trzech innych kapłanów się ubrało. Jeden stanął w tyle, jeden na przodzie, a dwóch po bokach stołu i modlili się nad Dzieciątkiem. Wtedy przystąpiła do Maryi Anna, dała jej w dwóch na sobie stojących koszykach gołębie i owoce i poszła z nią ku balustradzie ołtarza. Tu zatrzymała się Anna; Maryję zaś zaprowadził Symeon przez balustradę przed stół ołtarza, gdzie do jednej z miseczek położyła owoce, do drugiej monety; gołębie zaś postawiła z koszem na stole. Symeon stał nieco oddalony obok Maryi przed stołem. Kapłan zaś poza stołem, wziął Dzieciątko z kołyski na ręce, podniósł Je w górę i ku różnym stronom świątyni, i długo się modlił. Od niego odebrał Dziecię Symeon, podał je Maryi na ręce, i ze zwoju, obok niego na pulpicie leżącego, modlił się nad nią i nad Dzieciątkiem.

Teraz zaprowadził Symeon Maryję znów przed balustradę, a stąd poszła z nią Anna do miejsca dla kobiet, kratą otoczonego, gdzie tymczasem zebrało się jeszcze około dwadzieścia kobiet z pierworodnymi synami. Józef i kilku innych mężczyzn stali nieco w głębi w miejscu dla mężczyzn.


W tej chwili rozpoczęli dwaj kapłani przed stałym ołtarzem służbę bożą okadzaniem i modlitwami, a ci, co byli w rzędach siedzeń, poruszali się, lecz — jak już wspominałam — nie tak, jak dzisiejsi Żydzi.


Po ukończeniu tego obrzędu, poszedł Symeon na owe miejsce, gdzie była Maryja, wziął Dziecię na ramiona i mówił długo i głośno z weselem i uniesieniem. Gdy skończył, Anna była natchnioną i mówiła długo. Zauważyłam wprawdzie, że wszyscy ludzie to słyszeli, nie spowodowało to jednak żadnego zamieszania. Lecz wszyscy byli wzruszeni i okazywali Maryi i Dzieciątku wielką cześć. Maryja jaśniała jak róża. Na pozór miała ofiarę najuboższą; lecz Józef dał niepostrzeżenie Symeonowi i Annie wiele trójkątnych, żółtych kawałków na rzecz świątyni, a osobliwie dla dziewic, które były ubogie i nie mogły ponosić kosztów. Nie wszyscy mogli dawać swe dzieci do świątyni na wychowanie. Raz widziałam także chłopczyka na wychowaniu i opiece Anny. Przypuszczam, że był to syn jakiegoś księcia lub króla; zapomniałam jednak jego nazwisko.


Obchodu oczyszczenia innych kobiet nie widziałam; miałam jednak uczucie, że wszystkim dzieciom, dziś ofiarowanym, osobliwsza łaska dostała się w udziale, i że były między nimi niektóre z młodzianków niebawem przez Heroda zamordowanych. Gdy Najświętsze Dzieciątko położono do kołyski na ołtarzu, światłość nieopisana napełniła świątynię. Widziałam, że Bóg był w tym świetle, i niebo otwarte aż do Przenajświętszej Trójcy.


Anna i Noemi zaprowadziły znów Maryję na dziedziniec. Pożegnała się z nimi i spotkała się z Józefem i staruszkami z gospody. Zaraz wyruszyli z osłem z Jerozolimy, a poczciwi staruszkowie szli z nimi sporo drogi. Tego jeszcze dnia dostali się do Bethoron; przenocowali w domu, gdzie była ostatnia stacja Maryi w podróży do świątyni przed trzynastu laty. Do tego miejsca wysłani byli po nich przez Annę ludzie.

 

Jedynie powierzając się Bożej miłości, możemy wzrastać w miłości Pana Boga i bliźniego. Tylko na tej drodze możemy dojść do dojrzałej miłości, która pozwala myśleć po Bożemu i osiągnąć jedność między sobą. Porzucając dziecinne sposoby myślenia wzrastamy ku Panu Chrystusowi. Zaczynamy żyć jako cząstka Jego Ciała, złączona z innymi tak, że nie myślimy już tylko o sobie, lecz o tym, by wspomagać cały Kościół.