Menu

Gościmy

Odwiedza nas 287  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

W bok od drogi, zobaczyli nasi podróżni, odbywając dalszą podróż nocą, małe migocące światełko. Wisiało ono na drzewie obok chaty, należącej do zgrai rozbójników, aby zwabić tamże nic nie przeczuwających podróżnych. Droga była miejscami przekopana, a nad wykopami porozciągane były sznury z małymi dzwonkami, które informowały, skoro jaki podróżny przypadkiem o taki sznur zawadził.


Toteż widziałam, jak nagle jakiś człowiek, wyskoczywszy z pięciu towarzyszami z zasadzki, otoczył Świętą Rodzinę. Przyszli wprawdzie ci rozbójnicy w złym zamiarze, ale skoro zobaczyli Dziecię, widziałam, że błyszczący promień łaski jakby strzałą przeszył serce ich naczelnika, który też zaraz zmiękł i nakazał swym towarzyszom, aby tym ludziom dali spokój i nie czynili im żadnej przykrości. Błyszczący ten promień widziała również i Maryja. Rozbójnik przyprowadził Świętą Rodzinę do swojej zagrody i opowiedział żonie, jak silnego doznał wzruszenia. Ludzie ci, chociaż to nie było w ich zwyczaju, byli z początku pełni jakiejś trwogi i nieśmiałości, dopiero po niejakim czasie zaczęli z wolna przybliżać się i ze wszystkich stron przypatrywać Świętej Rodzinie, która zmęczona, usiadła w kąciku na ziemi.

 

Mężczyźni chodzili tam i z powrotem, a gospodyni przyniosła Maryi bochenki chleba, owoce, plastry miodu i puchar z napojem. Również i osiołek został umieszczony pod dachem. Gospodyni przyrządziła tymczasem dla Maryi małą izdebkę i przyniosła niecułeczki z wodą, aby wykąpała Dzieciątko Jezus, a nadto wysuszyła Jej pieluszki przy ogniu. Zbójca zaś, na widok Dzieciątka Jezus, bardzo wzruszony, w te do żony odezwał się słowa: “To hebrajskie dziecko — jakieś niezwykłe, proś jego matki, czy nie pozwoliłaby nam wodą, w której się kąpało, umyć naszego trądem pokrytego syna; może by mu to pomogło". Gdy żona chciała tę prośbę przedłożyć Najświętszej Pannie, nie rzekła jeszcze słowa, gdy Maryja skinęła na nią, aby w wodzie, w której kąpało się Dzieciątko Jezus, a która teraz była o wiele czystszą, niż przedtem, wykąpała swego trędowatego synka.

 

Chłopczyna miał koło trzech lat, ale wskutek trądu nie mógł się prawie ruszać. Przyniesiono go na rękach, zanurzono w wodzie i o dziwo! gdzie tylko ciało się zanurzało, zaraz trąd całymi płatami opadał na dno niecułki. I tak synek zbójcy stał się czysty i zdrowy. Matka jego nie posiadała się z radości, chciała nawet Maryję i Dzieciątko uściskać, Maryja jednak zatrzymała ją ręką, nie pozwalając ani siebie ani Dziecięcia dotknąć; kazała jej tylko wykopać, aż do skały głęboką studnię i wlać w nią tę wodę, a wtedy będzie jej mogła zawsze do podobnych używać celów.

 

Maryja rozmawiała z nią dłużej i otrzymała od niej przyrzeczenie, że przy najbliższej sposobności opuści miejsce dotychczasowego pobytu. Wszyscy ludzie byli bardzo uprzejmi i stanąwszy wokoło, z podziwem przypatrywali się Świętej Rodzinie. W nocy powrócili inni członkowie tej zgrai zbójeckiej, którym zaraz opowiedziano o wyzdrowieniu chłopczyka. Dziwnym było, że zbójcy wobec Świętej Rodziny tak uprzejmie się zachowywali, zwłaszcza że tej samej nocy wiele innych ludzi, światełkiem do chaty zwabionych, chwytali i zapędzali głęboko w las do wielkiej jaskini, która była właściwą ich kryjówką. Z wierzchu była cała zarośnięta a wejście do niej było ukryte. Wszystkiego było tam pod dostatkiem: sukni, dywanów, mięsa, kóz, owiec i wiele innych zagrabionych rzeczy. Widziałam także uprowadzonych chłopców w wieku od siedmiu do ośmiu lat, strzeżonych przez starą kobietę, która gospodarzyła w tej wielkiej jaskini.


Maryja nie spała, tylko siedziała cicho na posłaniu rozłożonym na ziemi.


Z brzaskiem dnia wyruszyła Święta Rodzina w dalszą drogę. Rozbójnicy i żona zbójcy chętnie by Ją byli dłużej przy sobie zatrzymali; zaopatrzyli Ją w żywność i odprowadzili obok wykopów aż na drogę dobrą.

 


 

 

 

 

 

 

Gdy ją wśród głębokiego wzruszenia wszyscy żegnali, rzekli godne uwagi słowa: “Pamiętajcie o nas, gdziekolwiek będziecie." Przy tych słowach miałam widzenie, że ten chłopczyk uzdrowiony był owym dobrym łotrem, który na krzyżu rzekł do Jezusa: “Wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa!" Żona zbójcy, zamieszkała później przy ludziach, którzy osiedlili się naokoło ogrodu balsamowego.


Stąd szła dalej Święta Rodzina przez pustynię, a gdy zgubiła wszelki ślad, schodziły się różnego rodzaju zwierzęta, nawet wielkie jaszczurki ze skrzydłami i węże, które wskazywały im drogę.


Gdy później przez równinę piaskiem pokrytą nie mogli dalszej odbywać drogi, zobaczyłam nowy cud. Po obu stronach drogi wyrosły nagle róże jerychońskie z zakrzywionymi gałązkami, kwiatuszkami i z prostym korzeniem. Uradowani zbliżyli się do nich święci podróżni i spostrzegli, że na całej przestrzeni, jak daleko oko ludzkie sięgało, wszędzie takie same roślinki wyrastały. Widziałam, że Najświętszej Pannie objawionym było, iż ludność tej krainy w przyszłości róże te zbierać i dla swego utrzymania obcym podróżnym sprzedawać będzie. Okolica ta nazywała się jakoś Gaza czy Goze.


Widziałam, jak potem przyszła Święta Rodzina do miejscowości zwanej Lepe czy Lape. Widać tu wiele kanałów i rowów z wysokimi groblami. Święta Rodzina przeprawiła się tratwą przez jakąś wodę; Najświętsza Panna usiadła z Dzieciątkiem na kłodzie, a osiołka umieszczono w wielkim korycie. Dwóch szpetnych, opalonych, półnagich prawie ludzi, ze spłaszczonymi nosami i odwróconymi wargami, służyło im za przewoźników. Święta Rodzina przechodziła tylko obok odległych domów owej miejscowości. Mieszkańcy jej byli szorstcy i niemiłosierni, podróżni więc mijali ich, nie przemawiając do nich ani słowa. Zdaje mi się, że było to pierwsze pogańskie miasto Egiptu. Dziesięć dni zeszło im na przebycie kraju żydowskiego, a drugie dziesięć na podróż przez pustynię.


Następnie widziałam Świętą Rodzinę już na ziemi egipskiej, na zieleniejącej się równinie, służącej za pastwisko. Do drzew przywiązane były szerokimi wstążkami, na których znajdowały się jakieś figury czy litery, figurki bożków, podobne do owiniętych lalek lub ryb. Tu i ówdzie widać było ludzi krępych, otyłych, przychodzących i oddających cześć bożkom. Święta Rodzina udała się na spoczynek do szopy, w której stało bydło; to jednakże wyszło ono zaraz, robiąc im miejsce. Zapasy świętym podróżnym już się wyczerpały, nie posiadali ani chleba, ani wody, a Maryja miała zaledwie pokarm dla swego Dziecięcia. Nikt im nie przyszedł z pomocą. Tak więc, podczas swej ucieczki, poznali dobrze na sobie wszelką ludzką nędzę.


Wreszcie nadeszli pasterze w celu pojenia trzody, ale i ci nic nie byliby im dali do jedzenia, gdyby ich Józef o to nie poprosił. Otworzyli więc studnię i dali mu nieco wody.


Później zobaczyłam Świętą Rodzinę zmęczoną i znużoną w jakimś lasku. Na końcu lasu rósł wysoki i smukły daktyl, na którego czubku znajdowało się grono owoców. Maryja podeszła z Dzieciątkiem Jezus na rękach pod drzewo i modliła się, podnosząc Dziecię w górę; wtedy drzewo schyliło swój wierzchołek, jakby uklękło, tak że można było oberwać wszystkie owoce - i w tym położeniu pozostało. Maryja wiele owoców rozdzieliła pomiędzy nagie dzieci, które za nimi z pobliskiej nadbiegły osady.


Kwadrans drogi od tego drzewa stał niezwykle gruby daktyl, wielki jak dąb, w środku wydrążony. Święci podróżni znaleźli w nim schronienie przed nadciągającymi za nimi ludźmi. Wieczorem widziałam ich pomiędzy murami ruin, gdzie też znaleźli nocleg.

 

Pan Jezus Chrystus jest „wczoraj i dziś ten sam także na wieki”. Niezmierne też jest Jego pragnienie uzdrawiania nas, zarówno fizycznie, jak i duchowo. On pragnie codziennie wybawiać nas z grzechu, abyśmy mogli głębiej się z Nim zjednoczyć i zaznać radości życia w Jego rodzinie. Jeśli przyjdziemy do Niego z wiarą, Pan Bóg obdarzy nas swoją łaską i pomnoży naszą wiarę. Cuda są możliwe także w naszych czasach! Łaski Bożej nigdy nam nie zabraknie. Wystarczy po nią sięgnąć. Nie bójmy się ani nie wstydźmy przychodzić do Pana. On przyszedł na świat po to, by nas zbawić i przywrócić nam utraconą godność. Uczyńmy akt wiary, a On nas podźwignie.