Menu

Gościmy

Odwiedza nas 149  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

Widziałam Świętą Rodzinę w drodze do Heliopolis. Od gospody, w której ostatnią noc przebyła, szła w towarzystwie jakiegoś poczciwego człowieka, należącego prawdopodobnie do grona robotników, pracujących przy kanale, przez który święci podróżni się przeprawili. Przeszli oni przez wysoki i długi most, nad jakąś szeroką rzeką (Nilem), która jak się zdawało, miała kilka odnóg. Wreszcie przybyli na plac, leżący przed bramą miasta, otoczony jakby aleją, przeznaczoną na przechadzki. Tu na wysokim, ku górze zwężającym się filarze, stał posąg bożka z głową wołu, który na rękach trzymał coś podobnego do powitego dziecka. Posąg bożka wokoło otoczony był kamieniami w kształcie ławek albo stołów, na których ludzie składali swe ofiary. Niedaleko od tego bożka stało wielkie drzewo, pod którym Święta Rodzina spoczęła.


Zaledwie chwilkę siedzieli, powstało trzęsienie ziemi, a posąg bożka zachwiał się i upadł. Powstało zaraz zbiegowisko i krzyk pomiędzy ludem, przybyli nawet robotnicy, pracujący w pobliżu przy kanale. Ów poczciwy człowiek, który towarzyszył Świętej Rodzinie, odprowadził ją do miasta. Już mieli z placu wychodzić, na którym stał bożek, gdy przerażony lud, z gniewem, pogróżkami i obelżywymi słowami na ustach, otoczył ich ze wszech stron. A wówczas zadrżała znów ziemia, drzewo obok bożka zawaliło się, a korzenie jego wydobyły się na wierzch, wskutek czego powstała brudna kałuża, w której zanurzył się posąg, tak że mu ledwie rogi było widać, a z nim razem wpadło tam kilka ludzi, najwięcej gniewem pałających. Święta Rodzina weszła tymczasem spokojnie do miasta. Tu zwróciła swe kroki ku przedsionkowi obszernego zabudowania, z wielu komnatami, w pobliżu pogańskiej świątyni. Także w całym mieście poprzewracały się posągi bożków po świątyniach.


Heliopolis zwało się także On. Aseneth, żona egipskiego Józefa, była tu przy kapłanie pogańskim Putyfarze, tu pobierał także nauki Dionizjusz Areopagita. Heliopolis zbudowane jest, z powodu wielu odnóg rzeki, na bardzo rozległym obszarze. Już z daleka widać wysoko leżące miasto. Niektóre miejsca są całkiem zamurowane, a pod nimi przepływa rzeka. Przez odnogi rzeki przeprawiali się ludzie na belkach, które w tym celu leżały w wodzie. Widziałam niezmiernej wielkości zabytki architektury; wielkie odłamy grubego muru, połowy wieżyc, a nawet prawie całe świątynie. Widziałam filary, wielkie jak wieże, po których można było zewnątrz idąc wokoło, dostać się na ich wierzchołek.


Święta Rodzina zamieszkała w niskim portyku, gdzie także inni ludzie mieszkanie mieli. Przedsionek tego krużganku wspierał się na krótkich, okrągłych i czworograniastych słupach. Na górze była nad nim droga, którą można było chodzić i jeździć. Naprzeciw tego przedsionka stała pogańska świątynia z dwoma podwórzami. Józef otoczył plac przez siebie zajęty cienkimi deskami; w pobliżu znalazł pomieszczenie także ich osiołek. Miejsce to oddzielone było ściankami z deseczek splecionych, jak to Józef zwykł był wykonywać. Zauważyłam po raz pierwszy, że za taką zasłoną mieli przy murze, w ukryciu, mały ołtarzyk, a mianowicie stolik nakryty czerwonym, a z wierzchu białym, przezroczystym przykryciem; na samej górze zaś znajdowała się lampa. Było to zwykłe miejsce modlitwy.

 


 

 

 

 

 

 

Józef pracował już to w domu, już to poza domem. Wyrabiał długie laski z okrągłymi główkami, małe, trójnogie stołeczki z rączką do chwytania i coś w rodzaju koszy; sporządzał wiele lekkich plecionek i sześcio- czy ośmiościenne lekkie wieżyczki, z cienkich a długich desek, w górze ostro się zwężające i kończące główką. W środku był otwór, tak że człowiek, jakby w strażnicy, mógł się wygodnie pomieścić. Zewnątrz znajdowały się tu i ówdzie schody, służące do wejścia na górę. Wieżyczki takie widać było w kilku miejscach przed świątyniami, jako i na płaskich dachach domów. Siedzieli w nich ludzie; były to więc zapewne strażnice lub budki do ochrony przed promieniami słońca.


Najświętsza Panna tkała dywany, a nadto zajęta była jakąś robotą, przy czym miała obok siebie laskę, zakończoną małą główką, nie wiem tylko, czy przędła, czy też co wyszywała. Często ludzie odwiedzali Maryję i Dzieciątko Jezus, które obok leżało na ziemi w jakiejś kołysce. Często widziałam kołyskę tę, podobną do czółenka, podniesioną i postawioną na podstawie, podobnej do tkackiej sztalugi. Żydów było tu mało, a chodzili tak nieśmiało, jakby nie mieli prawa tu przebywać.


Na północ od Heliopolis, między tymże miastem a Nilem, który w tym miejscu na wiele rozgałęzia się odnóg, leżał kraj Gozen, a w nim znajdowała się miejscowość, w której pomiędzy kanałami wielu mieszkało Żydów, zdziczałych wielce w swej religii. Wielu z pomiędzy tych żydów zapoznało się ze Świętą Rodziną. Maryja wykonywała im różnego rodzaju roboty kobiece, w zamian za to zaopatrywali Ją w chleb i inne środki do życia. Żydzi w kraju Gozen mieli swoją świątynię, którą porównywali z świątynią Salomona, była jednak ona w rzeczywistości całkiem odmienna.


Niedaleko swego mieszkania wystawił Józef modlitewnik, to jest mały domek, w którym Święta Rodzina zbierała się razem z mieszkającymi tu Żydami na modlitwę. Domek ten miał u góry lekką kopułę, którą mogli otwierać i wtedy znajdowali się pod gołym niebem. W środku tego domku stał biało i czerwono nakryty stół ofiarny, czyli ołtarz, na którym leżały zwoje. Kapłan czy też nauczyciel był już w bardzo podeszłym wieku. Mężczyźni i kobiety nie byli tu tak oddzieleni przy modlitwie, jak w kraju obiecanym; mężczyźni stali po jednej, a kobiety po drugiej stronie.


Święta Rodzina mieszkała nieco dłużej niż rok w Heliopolis; w tym czasie wiele ucierpiała od Egipcjan, którzy ją nienawidzili i prześladowali wskutek owych wywróconych bożków. Także Józef nie miał tu pod dostatkiem ciesielskiej roboty, gdyż ludzie tutejsi bardzo dobrze umieli budować. Krótko przed opuszczeniem Heliopolis dowiedziała się Najświętsza Panna przez anioła o wymordowaniu dzieci betlejemskich. Maryja i Józef zasmucili się bardzo na tę wiadomość, a Dzieciątko Jezus, które już miało półtora roku i umiało chodzić — płakało przez cały dzień.

 

Perspektywa zmiany może budzić radość, ale też niepokój, ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości. Czerpiemy więc pociechę z faktu, że nic nie jest ukryte przed naszym Stwórcą, który objawił się jako Emmanuel, Bóg z nami! On jest z nami w każdej chwili, nie tylko, gdy rodzi się coś nowego w naszym życiu, ale w każdym wieku i na każdym etapie.