Menu

Gościmy

Odwiedza nas 283  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Przybył i do tej okolicy, gdzie później widziałam Jana Ewangelistę, jak przebywał pod wysokimi drzewami i pisał. W cieniu tych drzew rosły zarośla i krzewy, pokryte jagodami, którymi się żywił. Widziałam go również jedzącego jakieś ziele, które miało pięć okrągłych listków, podobnych do koniczyny i biały kwiat. Podobne zioła, tylko mniejsze, rosły u nas w domu pod płotami; listki miały smak kwaskowaty, jadałam ich wiele jako dziecko, pasąc w samotności bydło, a jadłam dlatego, bo już wtedy widziałam, że Jan nimi się żywił. Nadto wyciągał Jan z dziupli drzew i spod mchu ziemnego jakieś brunatne bryłki i te jadał. Zdaniem moim był to dziki miód, który się tam znajduje w obfitości.

 

Skórę, którą zabrał z domu, zarzucał na biodra, na ramionach zaś miał ciemną, kosmatą opończę, którą sam uplótł. Na tej puszczy było wiele zwierząt, pokrytych wełną, które łaskawie koło niego chodziły; również widziałam wielbłądy, z długim włosem na szyi, pozwalające Janowi swobodnie włos swój wyrywać. Z tego materiału skręcał sznury i splatał okrycie, które jeszcze miał na sobie, kiedy się znów między ludźmi zjawił i ich chrzcił.


Widziałam go ciągle w poufnym otoczeniu aniołów, który go pouczali. Sypiał pod gołym niebem i to na twardej skale. Chodził po ostrych kamieniach, cierniach i ostach, biczował się cierniem, dźwigał drzewa i kamienie, ustawicznie trwał na modlitwie i rozmyślaniu. Torował drogi, poprawiał i robił ścieżki i nadawał kierunek źródłom. Często pisał swą laską na piasku, nieruchomy klęczał lub stał w zachwycie, modląc się z rozwartymi ramionami. Coraz bardziej i ostrzej się biczował i umartwiał, a modlitwa jego była coraz gorętsza i coraz to dłużej trwała. Zbawiciela widział Jan trzy razy osobiście, myślą jednak wciąż był przy Nim, a mając dar proroczy, widział w duchu życie Jezusa.


Jako męża dorosłego, silnego i poważnego, widziałam Jana przy suchym dole na pustkowiu. Zdawało się, że się modli, a blask na niego zstąpił jakby jasny obłok i że to światło spadało na niego z góry jakby ze źródła nadziemskiego. Naraz spadł z góry świetlany strumień wody ponad nim do dołu, przy którym Jan stał. Patrząc na to, ujrzałam Jana już nie na krawędzi, lecz w samym dole, oblanego błyszczącą wodą, a sam dół był także wodą tą napełniony. Za chwilę stał znowu na brzegu dołu, jak na początku, nie widziałam jednak, aby wchodził lub wychodził i sądzę, że to było może widzenie, jakie Jan miał, ażeby rozpoczął chrzcić, albo że to jest duchowny chrzest, który nań przyszedł w widzeniu.

 

Może czasem patrząc na swoje życie, wydajemy się sobie pokrzywdzeni, uważamy, że inni mają lepiej. A przecież to właśnie nasze potrzeby, niedostatki, słabości przywołują Boże miłosierdzie. I kiedy, na końcu dziejów, wszystkie rzeczy okażą się takimi, jakimi są naprawdę, być może będziemy szczerze dziękować za to, co dziś widzimy jako swoją nędzę, a co otworzyło nam oczy na naszą niewystarczalność i potrzebę Pana Boga.