Menu

Gościmy

Odwiedza nas 187  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

Widziałam Świętą Rodzinę, powracającą do Nazaretu daleko prostszą drogą od tej, którą stąd szli do Betlejem. Wtedy omijali wszelkie miejscowości i stawali tylko w domkach odosobnionych, teraz zaś szli drogą prostą, o wiele krótszą.


Józef miał w płaszczu kieszeń, a w niej małe zwitki żółtych, połyskujących, cienkich blaszek, na których były litery. Dostał je od św. Królów. Srebrniki Judasza były grubsze i w kształcie języka.


Widziałam, jak Święta Rodzina przybyła do domu Anny przy Nazarecie. Była tam najstarsza siostra Maryi, Maria Helego ze swą córką, Marią Kleofasową, pewna niewiasta z miejscowości Elżbiety i służebna Anny, która była u Maryi w Betlejem. Urządzono uroczystość, podobnie jak przy odjeździe Dzieciątka i Maryi do świątyni; lampa paliła się nad stołem, obecni także byli starsi kapłani. Wszystko jednak odbywało się całkiem cicho. Całe zgromadzenie cieszyło się Dzieciątkiem Jezus, lecz radość ta była cicha i wewnętrzna. W ogóle u wszystkich tych świętych osób nie zauważyłam nigdy jakiejkolwiek przesady. Mieli małą ucztę, a kobiety spożywały, jak zawsze, osobno od mężczyzn. Całego obrazu już sobie nie przypominam, lecz bezsprzecznie byłam wśród niego, gdyż miałam w nim czynny udział modlitwą. Mimo późnej pory roku, widziałam w ogrodzie Anny wiele gruszek i śliwek i innych owoców na drzewach, jakkolwiek liście już poopadały.


Zapominam zawsze powiedzieć, jak mi się przedstawia pogoda w kraju obiecanym w zimowej porze, wszystko bowiem wydaje mi się tak naturalne i zawsze myślę, że każdy przecież musi to wiedzieć. Widzę często deszcz i mgłę, niekiedy i śnieg, który jednak wnet taje. Widzę wiele drzew, na których jeszcze są owoce. Widzę kilka zbiorów w roku, a pierwsze żniwo już w czasie naszej wiosny. Teraz w zimie widzę ludzi na drodze pootulanych płaszczami, na głowę nasuniętymi. W noc Bożego Narodzenia widzę jeszcze wszystko, jakby zielone, kwitnące i pełne kwiatów, zwierzęta wesołe, w winnicach piękne jagody i słyszę śpiew ptaków; lecz wnet potem znów wszystko jest cicho i tak jak zwykle tam o tej porze. Tak też widziałam owo drzewo przed Betlejem, pod którym Maryja stała, w czasie gdy tam stała, całkiem zielone i cieniste, lecz potem znów zwiędłe. Był to może tylko znak czci, lecz i Święta Dziewica tak to odczuwała. Pole pasterzy jednak było o tym czasie już zielone, gdyż było nawodnione.


Droga z domu Anny do domu Józefa w Nazarecie prowadzi jakie pół godziny między ogrodami i pagórkami. Widziałam, że Józef u Anny wiele naładował na parę osłów, i że z niewolnicą Anny szedł do Nazaretu przed osłami. Anna z Dzieciątkiem Jezus na rękach towarzyszyła Maryi.

 


 

 

 

 

 

 

Maryja i Józef nie prowadzą własnego gospodarstwa; we wszystko zaopatruje ich Anna, która często do nich przychodzi. Widziałam, że niewolnica Anny nosiła im w jednym koszu na głowie, a w drugim na ręce, zapasy żywności.


Święta Dziewica robiła sukienki na drutach lub szydełkiem. Po prawej stronie miała przytwierdzony kłębek z wełną, a w ręku dwa, zdaje mi się, kościane pręciki z haczykami u góry. Jeden jest może długi pół łokcia, drugi krótszy. Poza haczykami na pręcikach było przedłużenie, na które przy robocie nawijało się nić i tworzyły się oczka. Co było zrobione, zwieszało się między obydwoma prętami. Tak pracowała, stojąc lub siedząc przy Dzieciątku Jezus, które leżało w kołysce.


Święty Józef wyrabiał z długich, żółtych, ciemnych i zielonych pasków łyka, zasłony od słońca, wielkie płachty i kotary. Miał zapas plecionych tafli w szopie przy domu złożonych. Wyplatał przeróżne gwiazdy, serca i inne wzory. Przychodziła mi do głowy myśl, jak to on nawet nie przeczuwa, że stąd wnet będzie musiał odchodzić.


Świętą Rodzinę w Nazarecie odwiedzała także Maria Helego, najstarsza siostra Świętej Dziewicy. Przychodziła ze św. Anną i miała ze sobą wnuka, mniej więcej 4 letniego chłopca, syna swej córki, Marii Kleofasowej. Święte niewiasty siedziały razem, piastowały Dzieciątko Jezus i brały je na ręce tak samo jak po dziś dzień. Maria Helego mieszkała około trzy godziny drogi na południe od Nazaretu w małej miejscowości. Miała domek, prawie równie dobry jak dom matki jej, Anny; przed domem był dziedziniec, murem otoczony i studnia z pompą i basenem, do którego płynęła woda, gdy się u dołu naciskało na pompę. Mąż jej nazywał się Kleofas. Córka jej, Maria Kleofasowa, zaślubiona Alfeuszowi, mieszkała na drugim końcu wsi.


Wieczorem widziałam święte niewiasty wspólnie się modlące. Stały przed małym stolikiem przy ścianie, który okryty był czerwonym i białym obrusem. Na nim leżał zwój, który Maryja w górę rozwijała i przytwierdzała do ściany. Na tym zwoju utkany był bladymi barwami wizerunek, przedstawiający jakby jakiegoś zmarłego w długim, białym płaszczu, nasuniętym na głowę, mającego coś w ręce. Podobny obraz widziałam także przy uroczystości w domu Anny, gdy Maryja podróżowała do świątyni na oczyszczenie. Także lampa płonęła przy modlitwie. Maryja stała nieco na przodzie, a Anna i Maryja Helego po obu stronach. Składały ręce na krzyż na piersiach, podawały je sobie i wyciągały w górę. Maryja czytała z leżącego przed nią zwoju. Odmawiały modlitwy w pewnym tonie i takcie, który mi przypominał śpiew w chórze.

 

Modlitwa ma wielką moc! Jest w stanie nawet zmienić Boże plany! Pan Bóg może uczynić zadość naszej uporczywej prośbie, choćby miał lepsze pomysły na nasze życie, gdy widzi, że naprawdę nam na czymś zależy. Tak wielka jest Jego cierpliwość i łaskawość. A jeśli nawet nie odpowie na naszą modlitwę tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, działa w naszych sercach, obdarzając je jeszcze większymi darami.