W tej lasce spoczywała moc i posłannictwo Elizeusza, w sposób duchowy. Ta laska była jego ramieniem, dalszym ciągiem jego ramienia. Widziałam tutaj wewnętrzne znaczenie pastorału biskupów, berła królów i ich potęgi połączonej z wiarą, która ich z Bogiem łączy, zaś od wszystkiego innego odłącza.


Lecz Giezi nie wierzył dość mocno, zaś matka wierzyła, że tylko jedyny Elizeusz jej pomóc może, a ponieważ wskutek ludzkiej zarozumiałości powątpiewano o Boskiej mocy Elizeusza i jego łaski, przeto też łaska dziecka nie uleczyła.


Widziałam jednakże, jak Elizeusz położył ręce swoje na ręce dziecka, usta na usta dziecka, piersi na piersi dziecka i się modlił, wskutek czego dusza dziecka powróciła do ciała. Widziałam też objaśnienie tego sposobu leczenia, widziałam jaki zachodził stosunek i pod jakim względem ten sposób leczenia był figurą śmierci Jezusa Chrystusa.


W Elizeuszu wskutek jego wiary i daru Bożego wszystkie bramy łaski i zadośćuczynienia za ludzi były otwarte, zaś po popełnionym grzechu znowu owe bramy się zamknęły: głowa, piersi, nogi i ręce. I położył się jakoby żywy, obrazowy krzyż na zwłoki chłopca, przywracając mu przez modlitwy i wiarę, życie oraz zdrowie, zadośćuczynienie i pokutując za grzechy rodziców, popełnione głową, sercem, rękoma i nogami, a tym samym śmierć dziecka powodujące. We wszystkim widziałam pewne podobieństwo ze śmiercią krzyżową i ranami Jezusowymi, widziałam też, że wszystko pod pewnym względem ze sobą się zgadzało. Widziałam też, że od chwili śmierci krzyżowej Jezusa Chrystusa nie tylko każdy kapłan, ale nawet i każdy wierzący chrześcijanin ten dar wskrzeszenia i leczenia posiadał; o ile bowiem w Jezusie żyjemy i z Nim jesteśmy ukrzyżowani, o tyle bramy łaski, pochodzące z Ran Jego świętych, stoją nam otworem.


Miałam też liczne wizje, odnoszące się do kładzenia rąk, do skuteczności błogosławieństwa i do działania ręki na rzeczy oddalone, a to wszystko objaśniono mi na przykładzie łaski Elizeusza, oznaczającej rękę. Dlaczego dzisiejsi kapłani tak rzadko leczą i błogosławią, widziałam również na przykładzie wziętym z podobieństwa, w którym wszystkie takie działania mają swój początek. Widziałam trojakich malarzy, wyciskających figury z wosku. Pierwszy z nich miał piękny, biały wosk, a był bardzo mądry i zręczny; lecz był samym sobą zajęty, nie nosił w sobie obrazu Chrystusa; toteż nic nie utworzył.