Po chwili widziałam Adama i Ewę, błądzących w smutku wielkim. Byli posępni, chodzili osobno, jakoby szukając czegoś, co zgubili.
Wstydzili się samych siebie. Za każdym krokiem schodzili niżej; ziemia zdawała się ustępować przed nimi, a gdziekolwiek skierowali swe kroki, zaraz niebo się zachmurzało, rośliny traciły swój połysk, stawały się jakoby szare, nawet zwierzęta uciekały przed nimi. Poszukali sobie wielkich liści, utworzyli z nich wieniec naokoło bioder, a zawsze błąkali się, każde osobno.
Po przestępstwie wkrótce nastąpiła kara: wąż został przeklęty; kobieta została wyznaczona do „rodzenia dzieci w chorobie” i podporządkowania się mężowi; Mężczyzna ten został wyznaczony do pracy w smutku i pocie czoła przez wszystkie dni swojego życia na ziemi, która jest „przeklęta za niego”.
Kiedy pierwsi ludzie zgrzeszyli, zaczęli się wstydzić i bać, jak to się dzieje ze wszystkimi, którzy postępują źle. Zamiast otrzymać doskonałość równą doskonałości Bożej, jak chcieli, okazało się, że jest odwrotnie, ich umysły pociemniały, ich sumienia zaczęły ich dręczyć i stracili spokój umysłu.
Gdy już dość długo uciekali, lśniące miejsce, z którego wyszli wyglądało już jakby oddalony szczyt góry, i schowali się, każde osobno, wśród krzewów ciemniejszej równiny. Wtem usłyszeli głos z góry; nie pokazali się jednak, jeszcze bardziej się zatrwożyli, jeszcze dalej uciekali, chowając się jeszcze głębiej.
Było mi ich bardzo żal. Ów głos odezwał się surowiej; chętnie by się jeszcze głębiej schowali, lecz musieli wyjść.
Pokazała się surowa, jasna postać; wyszli ze spuszczonymi głowami, nie patrząc na Pana; patrzeli natomiast na siebie, oskarżając się wzajemnie. Teraz wyznaczył im Pan równinę jeszcze głębiej położoną, gdzie rosły krzewy i drzewa; teraz też upokorzywszy się, dopiero cały stan swój mizerny poznali. Widziałam, że pozostawieni sami modlili się. Rozłączyli się, a padłszy na kolana wznieśli ręce do góry, płacząc i narzekając. Widząc to, czułam jakim dobrodziejstwem jest modlitwa w odosobnieniu.