Menu

Gościmy

Odwiedza nas 54  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jan otrzymał posłannictwo udzielania chrztu w objawieniu na podstawie którego wziął się, przed opuszczeniem pustyni, do kopania studni w miejscu, położonym bliżej zamieszkałych okolic. Widziałam go u stóp stromej skały od strony zachodniej. Po lewej ręce płynął strumyk, prawdopodobnie jedno ze źródeł Jordanu, który wypływa z gór Libanu, z jaskini położonej między dwoma pagórkami (są one widoczne dopiero za zbliżeniem się do nich); po prawej ręce rozciągała się równina pusta, otoczona wokoło pustynią i na niej to właśnie miał Jan kopać studnię.

 

Jan klęczał na jednym kolanie, a na drugim trzymał długi zwój łyka papirusowego, na którym pisał coś rurką trzcinową. Promienie słońca padały prostopadle na niego, lecz on, wpatrzony w położone ku zachodowi góry Libanu, nie zważał na to. Klęcząc tak nieruchomy, robił wrażenie martwego posągu. Nagle zdawało mi się, że wpadł w zachwycenie i ujrzałam jakiegoś męża, stojącego przy nim, który przez cały czas, gdy Jan był w zachwyceniu, pisał coś i rysował na zwoju. Gdy Jan przyszedł do siebie, przeczytał, co ów nieznajomy napisał na zwoju i zaraz zaczął ciężką pracę kopania studni. Zapisany zwój położył na ziemi i przycisnął dwoma kamieniami, aby się nie zwijał i podczas pracy spoglądał weń często, gdyż widocznie był tam nakreślony plan, według którego miała się praca odbywać.


Widzenie to ma związek z poprzednim, jakie miałam z życia Eliasza. Widziałam go, jak siedział na pustyni zasmucony tym, że popełnił jakiś błąd. Po chwili zasnął i miał sen, że chłopiec jakiś trąca go kijem i zdjęła go obawa, że wpadnie do studni, znajdującej się obok, a to tym bardziej, że wskutek owych uderzeń potoczył się nieco drogą. Wtedy zbudził go anioł i dał mu się napić wody. Działo się to na tym samym miejscu, gdzie teraz Jan kopał studnię.


Znane mi było znaczenie każdej warstwy ziemi, którą przekopywał Jan, robiąc studnię, jak również znaczenie każdej pojedynczej pracy, aż do zupełnego ukończenia dzieła. Wszystko miało związek ze skamieniałością i innymi wadami serc ludzkich, które miał pokonać, aby łaska Pana mogła na nie spływać. Ta jego praca — jak w ogóle jego całe życie i działalność — była jakby symbolem i obrazem, przez który nie tylko pouczał go Duch Święty, co ma robić, ale przez który rzeczywiście spełniał to, co te prace wyobrażały, gdyż Bóg przyjmował dobrą intencję, jaką do nich przyłączał. Do tego wszystkiego pobudzał go Duch Święty, podobnie jak niegdyś proroków.


Jan odkopał dokoła darninę i w twardym marglowym pokładzie wykopał starannie równą okrągłą kotlinę, wyłożył ją różnymi kamieniami, a tam, gdzie woda zaczynała się pokazywać, pozostawił otwór. Wybraną ziemię ułożył dokoła kotliny na kształt wału, zostawiwszy w nim pięć otworów. Naprzeciw czterech z tych otworów zasadził w równem oddaleniu cztery smukłe zieleniejące się szczepki, z których każdy był innego gatunku. W środku zaś kotlinki zasadził jakieś osobliwe drzewo o wąskich liściach i piramidalnych pękach kwiecia, otoczonych kolczastymi szypułkami owoców. Drzewko to leżało dłuższy czas nieco zwiędłe przed jego grotą. Cztery szczepki dokoła wyglądały raczej na drzewa, na których dojrzewają jagody. Dla ochrony otoczył je u spodu kopcami.