Idąc prędzej niż Łazarz, przybył Jezus o dwie godziny wcześniej od niego na miejsce chrztu. Dochodząc tam, przyłączył się o zmierzchu do gromady ludzi, którzy również szli do chrztu. Nikt Go nie znał, a przecież wszystkich oczy zwracały się ku Niemu, jakby przeczuwano w Nim kogoś wyższego. Nad ranem przybył Jezus z innymi na miejsce chrztu. Ogromne tłumy ludzi zalegały równinę, a Jan natchnionymi słowami mówił o rychłym przyjściu Mesjasza, któremu ustąpi miejsca, i o potrzebie czynienia pokuty. Jezus stał pośród tłumu słuchaczów, a jednak Jan przeczuwał Jego obecność, a może Go i widział; w głosie jego znać było niezwykłą radość i zadowolenie. Mimo to dokończył swą mowę, a potem zaraz zaczął chrzcić.
Ten obraz oferuje nam przykład pokory w osobie św. Jana Chrzciciela. Pewnego dnia Żydzi wysłali z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: «Kto ty jesteś? », on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: «Ja nie jestem Mesjaszem». Jan Chrzciciel na pytanie o to kim jest odpowiada najpierw negatywnie tzn. mówi kim nie jest. A później dopiero mówi, że jest głosem. Głosem Słowa. Słowo potrzebuje głosu, by mogło zostać wyrażone.
Jezus oczekiwał wraz z innymi, aż przyjdzie na Niego kolej i była już może dziesiąta godzina, gdy stanął przed Janem, prosząc o chrzest. Jan pokłonił się nisko, mówiąc: „Mnie przystoi, abym był ochrzczony przez Ciebie, a Ty do mnie przychodzisz!” I rzekł mu Jezus: „Pozwól, niech tak będzie, przystoi nam wypełnić wszelką sprawiedliwość, a więc powinienem przyjąć chrzest z twej ręki.” Potem mu mówił: „Otrzymasz chrzest Ducha Świętego i Krwi.” Gdy Jan chciał zaprowadzić Jezusa na wysepkę, powiedział mu Tenże: „Owszem, pójdę, ale chcę być chrzczony tą wodą, którą chrzciłeś innych. Tam również masz chrzcić dziś wszystkich, którzy tu są ze Mną, a drzewo, które będę obejmował ręką przy chrzcie, ma być przesadzone na zwykłe miejsce chrztu, aby wszyscy, którzy po Mnie chrzcić się będą, dotykali się go ręką.”
Rzekłszy to, udał się Zbawiciel z Janem i dwoma jego uczniami, Andrzejem i Saturninem (Andrzej przyszedł dotąd z uczniami Pana i ludźmi, o których wyżej była mowa, z Kafarnaum), przez mostek na wysepkę i wszedł do małego namiotu, stojącego po stronie wschodniej studni, a służącego do rozbierania się i ubierania. Uczniowie poszli za Nim na wyspę. Cały mostek i brzeg rzeki zajęty był przez tłumy ludzi. Mostek był tak szeroki, iż obok siebie mogły stać trzy osoby. W pierwszym rzędzie stał na mostku Łazarz.
Studnia, służąca do chrztu, leżała w ośmiokątnej kotlinie lekko zagłębiającej się, i była zewsząd otoczona rowem, połączonym z Jordanem pięcioma podziemnymi kanałami. Rów ten był przez połączenie z Jordanem napełniony wodą, która wcięciami, porobionymi w ośmiokątnej krawędzi studni, wpływała do tejże. Od strony północnej widać było trzy takie wcięcia i przez nie wpływała woda. Dwa zaś wcięcia od strony południowej, służące do odpływu wody, były zakryte, więc też wody obok studni nie było widać. Z tej strony także był wolny przystęp do studni. Do samej zaś studni prowadziły schodki z darniny.
Na południowo zachodniej krawędzi studni, tuż przy brzegu, wprawiony był trójgraniasty czerwony, połyskujący kamień, płaską stroną zwrócony ku wodzie, a ostrym końcem na zewnątrz. Ze strony, gdzie były umieszczone schody, był brzeg studni nieco wyższy, niż od strony północnej, skąd dopływała woda. Po stronie południowo zachodniej, w miejscu, gdzie kończył się brzeg wyższy, schodziło się jednym zejściem na niższy brzeg. Tą tylko drogą można się było nań dostać. W samej studni obok wyżej wspomnianego kamienia, stało smukłe zieleniejące się drzewo.