Widziałam często Melchizedecha, jak dawno przed Semiramidą i Abrahamem w Ziemi obiecanej, kiedy ta ziemia zupełnie jeszcze była pustą, zjawił się, jakoby porządek zaprowadzając w kraju, jakoby naznaczając i przygotowując pojedyncze miejsca. Widziałam go zupełnie osamotnionego, więc pomyślałam sobie: co ten człowiek chce tutaj tak rychło, przecież jeszcze nikogo tutaj nie ma! Tak widziałam go na pewnej górze wiercącego studnię; było to źródło Jordanu. Miał długi, cienki świder, który jak promień w górę wnikał. W ten sposób widziałam go na różnych miejscach ziemi, źródła otwierającego. W pierwszych czasach przed potopem widziałam rzeki nie w ten sposób jak teraz wypływające i płynące, lecz widziałam bardzo wiele wody, spływającej z pewnej wysokiej góry na wschodzie.


Melchizedech zajął wiele miejscowości Ziemi obiecanej, naznaczając je. Wymierzył miejsce sadzawki Betesda. Kamień na miejscu, na którym stanąć miała Świątynia, położył rychlej, aniżeli Jerozolima stanęła. Widziałam go owe 12 drogich kamieni, które w Jordanie leżały sadzącego jako ziarna na miejscu, na którym kapłani podczas przejścia dzieci Izraela z Arką Przymierza stali, i urosły.


Widziałam Melchizedecha zawsze samego, z wyjątkiem kiedy pojednywaniem, odłączaniem i prowadzeniem rodzin i plemion był zajęty.


Widziałam też, że Melchizedech pałac przy Salem budował. Ten pałac był więcej namiotem z galeriami i wschodami naokoło, na wzór pałacu Menzora w Arabii. Tylko fundament był bardzo mocno z kamieni zbudowany. Zdaje mi się, że za czasów Św. Jana widziałam jeszcze owe 4 narożniki, gdzie główne słupy stały. Miał tylko bardzo mocny, kamienny fundament, wyglądający jak zarosły szaniec, kiedy na tym miejscu stała chata z sitowia Świętego Jana.


Ów pałac namiotowy był miejscem, na którym wielu obcych i przechodni przebywało, był on rodzajem wolnej, znakomitej oberży nad miłą wodą. Może Melchizedech, którego zawsze jako doradcę i dowódcę koczujących narodów i plemion widziałam, miał ten pałac, by ich tutaj ugościć lub pouczyć. Miało to jednakże już wtenczas jakiś związek z Chrztem świętym.


Z tego miejsca wychodził Melchizedech do swych budowli w Jerozolimie, do Abrahama i gdziekolwiek bądź. Tutaj także gromadził i rozdzielał rodziny i ludzi, osiedlających się to na tym, to na owym miejscu. Było to jeszcze przed ofiarowaniem chleba i wina, co jak mi się zdaje, w dolinie, na południe od Jerozolimy nastąpiło. Budował Salem, zanim w Jerozolimie budował.


Gdziekolwiek działał i budował, było, jakoby zakładał fundament przyszłej łaski, jakoby zwracał uwagę na pewne miejsce, jakoby coś przyszłego rozpoczynał.
Melchizedech należy do owego chóru aniołów, którzy postawieni są nad kraje i narody, którzy z poselstwem przyszli do Abrahama i do innych patriarchów. Przeciwstoją archaniołom Michałowi, Gabrielowi i Rafałowi.

 

To czy Pan Bóg powołał nas do zadań powszechnie uznawanych  za zaszczytne, czy też za zwyczajne, nie ma w rzeczywistości większego znaczenia. Dla Pana Boga wszystkie one są ważne. Każdy z nas – młody i  stary, przedsiębiorca i gospodyni domowa, więzień i student uniwersytetu – ma swoje konkretne powołanie i misję. Nawet w najbardziej ukrytym życiu trzeba czasami poruszać góry i zdobywać się na heroizm. Umocnieni Panem Duchem Świętym, będziemy gotowi na wszelkie wyzwania.