Dom stał na pagórku pomiędzy doliną przy Nazarecie a doliną Zabulon. Tam prowadziła aleja z drzew terebintowych. Przed domem było na gołym skalistym gruncie podwórze, otoczone niskim murem kamiennym, na którym lub za którym rósł żywopłot pleciony. Po jednej stronie tego podwórza były szopy do schronienia bydła. Drzwi tego dosyć wielkiego domu znajdowały się pośrodku, były one na zawiasach. Wchodziło się nimi do pewnego rodzaju przedpokoju, zajmującego całą szerokość domu. Po prawej i lewej stronie sali za pomocą lekko splecionych ścian ruchomych, które wedle upodobania usunąć było można, były małe przestrzenie odgrodzone. W tej sali przy uroczystościach większe odbywały się uczty, jak np. wtenczas, gdy Maryję do świątyni przyprowadzono. Z sali, naprzeciw drzwi domu, wiódł ganek, przedzielony lekkimi plecionymi ścianami, poza którymi po lewej i po prawej stronie znajdowały się po cztery komory, których ściany składały się z ustawionych w okrąg, a raczej w trójkąt plecionek, u góry w kraty zakończonych. Przy ścianie naprzeciw drzwi znajdowały się kominki. Poza ukośnymi ścianami, za ustawionymi plecionkami, znajdowały się także komory. Na środku miejsca przeznaczonego na kuchnię zwieszała się z pułapu kilkuramienna lampa.
Do domu przylegały sady i pola.
Gdy Joachim i Anna do tego domu przybyli, zastali już wszystko przez wysłanych naprzód ludzi uporządkowane. Słudzy i służebnice wszystko tak ładnie wypakowali i na swe miejsce postawili, jak to podczas pakowania byli uczynili; albowiem tak chętnie pomagali i wszystko tak spokojnie i umiejętnie robili, iż nie było potrzeba, tak jak dzisiaj, wszystkiego z osobna rozkazywać. Tutaj więc owi święci ludzie zupełnie nowe rozpoczęli życie. Wszystko, co przeszło, ofiarowali Panu Bogu, myśląc tylko, jakoby teraz dopiero się zeszli, a ich całym dążeniem było, życiem Bogu przyjemnym owo sobie uprosić błogosławieństwo, którego właściwie pragnęli. Widziałam oboje idących pomiędzy swe trzody, dzielących je na trzy części, a najlepszą do świątyni Jerozolimskiej wyganiających; drugą cześć dostali ubodzy: najgorszą część dla siebie zatrzymali, a tak robili ze wszystkim, co mieli.
Wytrwałe serce i gorliwy duch mogą dokonywać cudów. Głębokie życie modlitewne i pragnienie trwania przy Panu Bogu mogą przemienić nas w żywe świadectwo radości. A kiedy to się stanie, zwyczajne słowo zachęty i pokorny gest współczucia skłonią innych do odwrócenia się od grzechu i przyjęcia – za naszym pośrednictwem – światła i mocy Pana Boga.