Zatwardziałość i upartość faryzeuszów i kapłanów, ustanowionych przy świątyni, poznać można po braku szacunku, jaki okazywali świętej rodzinie, mimo że wywyższenie jej widzieli.
Najpierw odrzucono ofiarę Joachima; dopiero po kilku miesiącach, na rozkaz Boży, ofiarę jego i jego żony przyjęto. Joachim dostaje się nawet w pobliże świątyni i z Anną, jakkolwiek jedno o drugim nic nie wiedziało zaprowadzonym bywa na ganki pod świątynią. Tutaj się schodzą, tutaj następuje poczęcie Maryi. Kapłani oczekują ich u wyjścia z tych podziemi świątyni. To wszystko stało się na rozkaz Boży. Tylko kilka razy widziałam, że niepłodnych wskutek rozkazu tam prowadzono.
Maryja wstępuje w czwartym roku do świątyni. Pod każdym względem bardzo jest wspaniała i cudowna. Siostra matki Łazarza była jej opiekunką i mistrzynią. Jej postępowanie było tak wyjątkowe i cudowne, iż sędziwi kapłani wielkie rolki o niej zapisywali. Zdaje mi się też, że te rolki leżą jeszcze wśród ukrytych pism.
Potem nastąpiło cudowne objawienie podczas ślubu Józefa, iż gałązka jego się zazieleniła. Potem historia o trzech królach i pasterzach, potem ofiarowanie Jezusa, świadectwo Anny i Symeona, i nauka dwunastoletniego Jezusa w świątyni.
Na to wszystko nie zważali ani faryzeusze ani kapłani. Mieli głowy zajęte różnymi zatargami i intrygami dworskimi. Ponieważ święta rodzina żyła w dobrowolnym ubóstwie i w ukryciu, tłum o niej zapomniał. Głębiej oświeceni, jak np. Symeon, Hanna i inni, wiedzieli o nich, lecz nic nie mówili.
Lecz gdy Jezus wystąpił a Jan dał swe świadectwo, stanęli faryzeusze w takiej sprzeczności do nauki Jezusa, że znaków, świadczących o Jego pochodzeniu, chociażby nie zapomnieli, z pewnością nie byliby ogłosili. Panowanie Heroda, a potem jarzmo rzymskie uwikłały ich całkiem w zatargi i intrygi, a wszelki duch od nich odstąpił. Zważywszy, że skoro na świadectwo Jana nie zwracali uwagi, a po straceniu jego o nim zapomnieli, nauki i cuda Jezusa lekceważyli, o prorokach i o Mesjaszu zupełnie przewrotne mieli pojęcia, Jezusa tak haniebnie sponiewierali i zabili, nie chcieli uznać Jego zmartwychwstania i wszystkich następnych znaków i spełnienia się proroctwa Jego o zburzeniu Jerozolimy: tym mniej dziwić się można, że nie zważali na żadne znaki, świadczące o Jego pochodzeniu, albowiem wtenczas Jezus jeszcze nie nauczał, ani cudów nie czynił. Gdyby ich zaślepienie i zatwardziałość nie były tak wielkie, jakżeby aż do dnia dzisiejszego trwać mogły?
Idąc w dzisiejszej Jerozolimie drogą krzyżową, widziałam nieraz pod zupełnie opustoszałym budynkiem wielkie sklepienie lub też więcej z sobą połączonych sklepień, które częściowo się zapadły, częściowo woda do nich się dostała. Woda sięga aż do płyty stołu z którego środka wznosi się aż do sufitu filar sklepienia, naokoło którego wiszą skrzynki, zapełnione rolkami. Także pod stołem widziałam w wodzie leżące rolki. Te sklepienia są może grobowcami, a ciągną się aż pod górę Kalwaryjską. Zdaje mi się, że to dom, w którym Piłat mieszkał, i że ten zabytek kiedyś jeszcze odkrytym zostanie.
Nie jest łatwo nam usłyszeć Bożego wezwania do miłości względem ubogich, potrzebujących, niechcianych, choć mamy dziś prostszy dostęp do Ewangelii niż kiedykolwiek w naszej historii. Kościoły stoją otworem, bez trudu można nabyć Pismo Święte i inną literaturę chrześcijańską. Bywa, że w obliczu swojej słabości zamykamy się w sobie, mówiąc: „Panie, nie dzisiaj!” Co więc mamy uczynić, aby słowo Pana Boga trafiało nie tylko do naszych uszu, ale i do naszego serca? Dla wielu z nas pomocą może być ograniczenie ilości „śmieci”, którymi się karmimy, tracąc przez to „apetyt” na sprawy duchowe. Może powinniśmy na jakiś czas wyłączyć komputer czy telewizor, a może wstać trochę wcześniej i dać słowu Bożemu szansę przeniknięcia do naszych serc? Nie samym chlebem żyje człowiek, niech więc nikt z nas nie odmawia sobie pokarmu, jakim jest życiodajne słowo Pisma Świętego!