Gościmy

Odwiedza nas 184  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Anna była pewną i wierzyła niezłomnie, że Mesjasz musi być bardzo blisko i że ona wśród Jego ziemskich znajduje się krewnych. Błagała i dążyła zawsze do największej czystości, oświadczono jej też, że pocznie dziecię łaski. Pierworodną swą córkę, która pozostała w domu Eliuda, uznawała i kochała Anna jako swoje i Joachima dziecko; lecz czuła z pewnością, że to nie owa córka, która według swej wewnętrznej pewności porodzić miała. Anna i Joachim, począwszy od urodzenia tego dziecka pierwszego, przez 19 lat i 5 miesięcy niepłodnymi pozostali. Żyli, usunąwszy się od świata, w wstrzemięźliwości, bezustannie się modląc i spełniając ofiary. Widziałam ich często rozdzielających swe trzody, lecz wszystko szybko znowu się pomnażało. Często Joachim daleko przy trzodach swoich, pogrążony w modlitwie do Boga, czas spędzał.


Smutek i tęsknota obojga za obiecanym błogosławieństwem doszły do najwyższego stopnia. Niektórzy lżyli ich, mówiąc, że złymi muszą być ludźmi, ponieważ żadnych nie otrzymują dzieci, i że ich u Eliuda pozostawiona córka jest dzieckiem przez Annę podsuniętym, inaczej by mieli ją u siebie. Gdy Joachim, przebywający u swych trzód, znowu celem złożenia ofiary do świątyni chciał się udać, posłała mu Anna, przez sługi na pole, rozmaite ptactwo, gołębie i inne przedmioty w koszach i klatkach. Joachim, wziąwszy dwa osły z pastwiska, obarczył je tym wszystkim, a prócz tego trzema białymi, małymi, żwawymi zwierzątkami o długich szyjach, jagniętami lub koziołkami w zakratkowanych koszykach. Niósł latarnię na kiju; wyglądała ona jak świeca wydrążonej dyni. Widziałam go tak idącego na pięknym, zielonym polu, pomiędzy Betanią a Jerozolimą, gdzie Jezusa częściej widywałam, i nad wieczorem do świątyni przybywającego. Wprowadzili osły tam, gdzie je podczas ofiarowania Maryi wprowadzono, zaś ofiary swe wnieśli po schodach do świątyni. Gdy ofiary od nich odebrano, słudzy się oddalili; lecz Joachim wstąpił jeszcze do przedsionka, gdzie znajdowało się naczynie z wodą, i gdzie wszystkie dary obmywano. Potem długim gankiem przyszedł do przedsionka, po lewej stronie miejsca świętego, gdzie stał ołtarz całopalenia, stół z chlebami pokładzionymi i siedmioramienny lichtarz stały. Było w tym przedsionku jeszcze kilku ofiary składających. Z Joachimem, kapłan imieniem Ruben, obszedł się bardzo pogardliwie; nie przypuszczono go właściwie, lecz w haniebny, zakratkowany kąt go wepchnięto; także ofiar jego nie wystawiono, tak jak innych, na miejscu widocznym, poza kratami, po prawej stronie przedsionka, lecz z boku położono. Kapłani byli w miejscu, gdzie ołtarz całopalenia się znajdował, składano tam ofiarę całopalenia. Także lampy zapalono, paliły się też światła na siedmioramiennym świeczniku, lecz nie wszystkie siedem świec razem się paliły. Widziałam często, że przy rozmaitych sposobnościach oświetlano rozmaite ramiona świecznika.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Widziałam Joachima w wielkim utrapieniu świątynię znowu opuszczającego i z Jerozolimy przez Betanię w okolicę Macherus wędrującego, gdzie w pewnym domu Esseńczyków pociechy szukał. Tutaj, a dawniej też w domu Esseńczyków z Betlejem, żył prorok Manahem, który będąc dzieckiem, przepowiedział Herodowi królestwo i wielkie jego występki. Stamtąd udał się Joachim do najbardziej oddalonych trzód swoich w pobliże góry Hermon. Droga prowadziła przez pustynię Gaddi i Jordan. Hermon jest to długa, wąska góra, której strona od słońca już się zieleni i kwitnie, podczas gdy druga jest jeszcze śniegiem okryta. Joachim był tak zasmucony i zawstydzony, że wcale nie pozwolił Annie powiedzieć, gdzie przebywa; zaś zmartwienie Anny, gdy jej inni donieśli, czego zaznał, i gdy długo nie wracał, było nie do opisania. Pięć miesięcy w ten sposób pozostał Joachim przy górze Hermon w ukryciu. Widziałam jego błagania i modlitwy; oglądając swe trzody i jagnięta, stawał się bardzo smutnym i z twarzą zakrytą rzucał się na ziemię. Słudzy pytali go, dlaczego jest tak zasmucony; lecz nie wyjawił im, że o swojej niepłodności myślał. Swe piękne trzody podzielił na trzy części, najpiękniejszą część posłał do świątyni, drugą dostali Esseńczycy, najmniejszą dla siebie zatrzymał.


Anna, wśród zmartwienia swego, musiała także wiele cierpieć od pewnej bezczelnej służebnicy, która w przykry sposób niepłodność jej zarzucała. Długo to znosiła, lecz ostatecznie ową dziewkę z domu wypędziła. Ta ją bowiem prosiła, by jej pozwoliła pójść na pewną uroczystość, co według surowych obyczajów Esseńczyków nie uchodziło. Gdy jej Anna tego odmówiła, robiła jej służebnica wyrzuty, że ponieważ jest tak surowa i niesprawiedliwa, zasługuje na to, iż jest niepłodna i przez męża opuszczona.


Wtedy Anna, obdarzywszy służebnicę darami, odesłała w towarzystwie dwóch sług jej rodzicom, by ją napowrót przyjęli w takim stanie, w jakim do niej była przyszła, gdyż jej odtąd dłużej zatrzymać nie może. Potem poszła zasmucona do swej komnaty i modliła się. Tego dnia wieczorem, zarzuciwszy długą chustę na głowę, okryła się nią zupełnie; wzięła następnie pod płaszcz zakryte światło i poszła pod wielkie drzewo w podwórzu, a zapaliwszy tutaj lampę, modliła się. Było to drzewo, którego gałęzie ponad murem w ziemię się wpuszczały; stąd znowu z ziemi wyrastały i znowu się spuszczały, tworząc w ten sposób na całej przestrzeni szereg altan. Liście tego drzewa są bardzo wielkie, i zdaje mi się, że są takie same, jakimi Adam i Ewa w raju się okryli. Całe to drzewo było rodzajem drzewa zakazanego.


Owoce wiszą zwykle po pięć naokoło wierzchołka gałęzi, są gruszkowate, wewnątrz mięsiste, o żyłkach koloru krwistego, a w środku mają miejsce próżne, naokoło którego tkwią w miąższu ziarna. Owych wielkich liści używali Żydzi mianowicie do szałasów, by nimi ściany przystroić, ponieważ, na sposób łusek ułożone, brzegami swymi bardzo szczelnie do siebie przylegały. Naokoło tego drzewa były altany z siedzeniami.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kiedy Anna tutaj długo do Boga się modliła, by chociaż żywot jej zamknął, przecież pobożnego jej towarzysza Joachima od niej nie wstrzymywał, ukazał jej się Anioł. Stanąwszy z wysokości przed nią, rzekł aby uspokoiła serce swoje, albowiem Pan Bóg wysłuchał modlitwę jej, aby nazajutrz poszła z dwiema służebnicami do Jerozolimy, do świątyni, a tam, pod złotą bramą, od strony doliny Jozafata wchodząc, spotka Joachima; jest on w drodze, tam jego ofiara będzie przyjęta, zostanie wysłuchany; on (Anioł) był także u niego; niechaj gołębi na ofiarę zabierze; pozna imię dziecka, które pocznie.


Anna, podziękowawszy Panu Bogu, wróciła do swego domu. Gdy po długiej modlitwie usnęła na łożu, widziałam światłość na nią zstępującą, nawet ją przenikającą. Widziałam ją wzruszoną wskutek wewnętrznego widzenia, przebudzającą się i prosto siedzącą, widziałam też przy niej postać, otoczoną światłem, która pisała na ścianie po prawej stronie jej łoża wielkie, hebrajskie, lśniące litery. Znałam treść, słowo w słowo. Było napisane, że pocznie, że owoc jej żywota zupełnie jest osobliwym, zaś błogosławieństwo Abrahama, jako źródło tego poczęcia, było wzmiankowane. Widziałam, że się trwożyła w jaki sposób to Joachimowi oznajmić miała; lecz pocieszyła się, gdy jej Anioł widzenie Joachima oznajmił. Miałam też wyraźne objaśnienie niepokalanego poczęcia Maryi, i że w Arce Przymierza znajduje się Sakrament wcielenia, niepokalanego poczęcia i tajemnica ku naprawieniu upadłej ludzkości. Widziałam Annę z trwogą i radością czerwone i złociste litery tego pisma czytającą, a jej radość tak bardzo się wzmagała, że gdy wstała, by się do Jerozolimy udać, o wiele młodziej wyglądała. Widziałam w chwili, kiedy Anioł do niej przyszedł, blask na ciele Anny, a w niej lśniące naczynie. Nie umiem tego inaczej określić jak tylko, że było jakby kolebka, tabernakulum, okryte, otworzone, przysposobione celem odebrania Świętości. Jak cudownym to widziałam, tego wypowiedzieć nie można; widziałam to bowiem jakby kolebkę całego zbawienia ludzkiego i też jakby kościelne naczynie otwarte z odsuniętą zasłoną, a widziałam to wszystko razem naturalnym, zgodnym i świętym.


Widziałam też zjawienie się Anioła u Joachima; rozkazał mu ofiarę do świątyni zanieść, przyrzekając mu wysłuchanie i jak potem przez złotą iść miał bramę. Joachim, kiedy mu Anioł zwiastował, lękał się pielgrzymki do świątyni; lecz Anioł mu powiedział, że już kapłanom wszystko oznajmiono. Było to w czasie uroczystości kuczek; Joachim wraz z pasterzami już szałasy wystawił. Czwartego dnia uroczystości przybył do Jerozolimy z wielką, na ofiarę przeznaczoną trzodą, i zamieszkał przy świątyni; zaś Anna, która również dnia czwartego do Jerozolimy przyszła, zamieszkała u rodziny Zachariasza w rynku, na którym ryby sprzedawano, i dopiero przy końcu uroczystości z Joachimem się spotkała.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Gdy Joachim przybył do świątyni, dwaj kapłani wyszli mu przed świątynię naprzeciw. Stało się to wskutek odebranego w nadprzyrodzony sposób upomnienia. Joachim przyniósł dwa jagnięta i trzy koziołki. Ofiarę jego przyjęto, na zwykłym świątyni miejscu zabito i spalono. Lecz jedną część tej ofiary odniesiono i spalono na innym miejscu, po prawej stronie przedsieni, w której środku stała wielka katedra. Gdy dym w górę się wznosił, widziałam promień światła zstępujący na ofiarującego kapłana i na Joachima. Nastąpiła przerwa i wielkie zadziwienie, i widziałam, że dwaj kapłani, wyszedłszy do Joachima, zaprowadzili go przed -bocznymi sionkami do świątnicy przed ołtarz całopalenia. Tutaj położył kapłan kadzidło na ołtarz, nie w ziarnach, lecz w kształcie bryły, które się samo z siebie zapaliło, a potem kapłan, oddaliwszy się, pozostawił Joachima przed ołtarzem całopalenia samego. Widziałam go klęczącego z rozciągniętymi ramionami, podczas gdy ofiara całopalenia się trawiła. Joachim był zamknięty w świątyni przez całą noc i modlił się z wielkim upragnieniem. Widziałam go w zachwyceniu. Przystąpiła do niego lśniąca postać, tak samo jak do Zachariasza, podając mu rolkę ze złotymi literami. Były na niej trzy imiona: Helia, Hanna, Miriam, a przy tym imieniu wizerunek małej Arki Przymierza lub tabernakulum. Joachim położył tę rolkę pod szatą na piersi. Anioł rzekł: Anna pocznie niepokalane dziecię, z którego zbawienie świata wyjdzie. Niechaj się nie smuci ze swojej niepłodności, gdyż takowa nie hańbą, lecz chwałą jest dla niego; to bowiem, co żona jego pocznie, nie od niego, lecz przez niego ma być owocem z Boga, szczytem błogosławieństwa Abrahama. Widziałam, że Joachim tego pojąć nie mógł i że anioł za zasłonę go zaprowadził, która kraty miejsca najświętszego tak daleko otaczała, iż za nią stać było można. Teraz widziałam Anioła trzymającego błyszczącą kulę jakby lustro przed twarzą Joachima, który musiał na nią chuchnąć i w nią patrzeć. Myślałam jeszcze, gdy mu Anioł ją tak blisko przed twarzą trzymał, o pewnym zwyczaju wśród naszych wesel na wsi, gdzie głowę malowaną całując, kościelnemu daje się 14 fenigów. Lecz zdawało się, jakoby wskutek chuchnięcia Joachima rozmaite obrazy w kuli powstawały, które widział, gdyż chuchnięcie ich nie zamgliło. Zdawało mi się też, jakoby Anioł przy tym do niego mówił, że Anna tak samo niepokalanie przez niego ma począć. Odebrawszy teraz kulę Joachimowi, podniósł ją w górę. Widziałam ją unoszącą się w powietrzu i jakby przez otwór w niej się znajdujący, niezliczone dziwne obrazy, jakby świat cały, odtwarzając, w niej się rozchodziły. U góry, w najwyższym wierzchołku, była Trójca Przenajświętsza, pod Nią z jednej strony raj, Adam i Ewa, potem ich upadek, obietnica zbawienia, Noe, arka, wszystko o Abrahamie i Mojżeszu, Arka Przymierza i figury Maryi. Widziałam miasta, wieże, bramy i kwiaty. Wszystko było za pomocą świetlanych mostów dziwnie ze sobą połączone, ale też zaczepiane i dobywane przez zwierzęta i zjawiska, które jednakże zewsząd otaczający je blask odpierał.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Widziałam też ogród, zewsząd gęstym cierniskiem otoczony, także liczne brzydkie zwierzęta, które do ogrodu wejść chciały, lecz nie mogły. Widziałam wieżę i mnóstwo żołnierzy na nią szturm przypuszczających, lecz zawsze odpadających.


Tak widziałam liczne obrazy, mające związek z Maryją, a widziałam je połączone przejściami i mostami, oznaczającymi zwycięstwo nad wszelkimi trudnościami, przeszkodami i napaściami, i widziałam te obrazy w niebieskiej Jerozolimie po drugiej, wewnętrznej stronie się kończące. Lecz ta kula, zniknęła w górze, lub raczej, gdy te obrazy widziałam, i to wewnątrz kuli, już jej więcej nie było.


Teraz Anioł wyjął coś z Arki Przymierza, nie otwierając drzwiczek. Była to tajemnica Arki Przymierza, sakrament wcielenia, niepokalanego poczęcia, szczyt błogosławieństwa Abrahama. Widziałam tę tajemnicę w postaci lśniącego ciała. Anioł błogosławił czy też namaścił czubkami wielkiego i wskazującego palca czoło Joachima, potem owo ciało lśniące wsunął pod rozpiętą szatę Joachima, gdzie w niego, nie umiem powiedzieć, w jaki sposób wstąpiło. Także podał mu coś do picia w błyszczącym kubku, który uchwycił od dołu dwoma palcami. Kubek był kształtu kielicha, użytego przy wieczerzy Pańskiej, lecz bez podstawy, a Joachim musiał go zatrzymać i do domu zabrać.


Słyszałam, że anioł przykazał Joachimowi zachowanie tajemnicy i potem poznałam przyczynę, dla której Zachariasz, ojciec Św. Jana Chrzciciela, zaniemówił, odebrawszy błogosławieństwo i obietnicę płodności Elżbiety z tajemnicy Arki Przymierza. Dopiero później kapłani brak tajemnicy Arki Przymierza spostrzegli. Wtedy dopiero popadli w chaos i stali się zupełnymi Faryzeuszami. Anioł, wyprowadziwszy potem Joachima znowu z miejsca najświętszego, zniknął. Zaś Joachim leżał na ziemi jakby zdrętwiały.


Widziałam, że kapłani wszedłszy do miejsca świętego, Joachima ze czcią największą wyprowadzili i posadzili na krzesło na stopniach stojące, na jakim zwykle tylko kapłani siadali. Wyglądało ono prawie tak, jak to, na którym Magdalena często w swej okazałości siadywała. Umyli mu twarz, trzymali mu coś pod nosem lub też do picia mu podawali, słowem, postępowali z nim jakby z człowiekiem, który omdlał. Zaś Joachim wskutek tego, co otrzymał od Anioła, zupełnie stał się lśniącym, jakby odmłodniałym i kwitnącym. Potem zaprowadzili kapłani Joachima do drzwi ganka podziemnego, prowadzącego pod świątynią i pod bramą złotą. Była to osobna droga, na którą wśród pewnych okoliczności prowadzono osoby celem oczyszczenia, pojednania i rozgrzeszenia. Kapłani opuścili przy drzwiach Joachima, który sam jeden postępował naprzód z początku wąskim, później rozszerzającym się gankiem, który nieznacznie na dół prowadził. Stały w nim kręcone kolumny jakby drzewa i winne macice, a złote i zielone ozdoby ścian lśniły czerwonawym światłem, wpadającym z góry. Joachim przeszedł już trzecią część drogi, gdy Anna na pewnym miejscu, gdzie pośrodku ganka przed złotą bramą stała kolumna, jakby drzewo palmowe ze zwieszającymi się liśćmi i owocami, przyszła mu naprzeciw. Anna, która razem ze służebnicą przyniosła w koszykach gołąbki na ofiary, powiadomiła kapłana o tym; kapłan poprowadził ją jak jej Anioł powiedział wejściem, po drugiej stronie, drogą podziemną. Także kilka niewiast, pomiędzy nimi prorokini Hanna, tam razem z kapłanem jej towarzyszyło.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Spotkanie św. Anny i św. Joachima przed Złotą Bramą.

 

Scena z krakowskiego ołtarza dłuta Wita Stwosza.
 
Joachim i Anna żyjąc w przykładnym małżeństwie około dwudziestu lat, nie mieli potomstwa. Ślubowali jednak, że jeśli Pan Bóg da im potomka to przeznaczą go na służbę Panu. Z tej przyczyny każdego roku mieli zwyczaj udawać się w czasie świąt do świątyni Pańskiej, by wypełnić obowiązek wynikający z prawa Mojżeszowego.
 
Wówczas to, „pewnego dnia”, gdy (Joachim) był sam, stanął przed nim w wielkim blasku anioł Pański, który powiedział: Joachimie, nie bój się, niech nie trwoży cię mój widok. Jestem bowiem aniołem Pana, posłanym przez Niego do ciebie, aby ci zwiastować, że twoja prośba została wysłuchana i że wieść o twoich jałmużnach dotarła przed oblicze Boga". Zwiastun Boży mówił dalej: Bóg dojrzał twoje zawstydzenie i usłyszał o zniewadze z powodu niepłodności, o którą cię niesłusznie obwiniono. Albowiem Bóg jest mścicielem grzechu, zamyka On czyjeś łono, czyni tak, aby ponownie cudowniej jeszcze je otworzyć, i aby poznano, że to co się rodzi, nie pochodzi z pożądliwości, lecz z daru Bożego”. Anioł Pański mówił dalej: „Również Anna, żona twoja, porodzi ci córkę i nazwiesz ją imieniem Maryja. Będzie ona, jak ślubowaliście, od młodości poświęcona Panu i już w łonie matki zostanie napełniona Duchem Świętym (podobnie jak w przypadku Jana Chrzciciela). Nie będzie jeść ani pić niczego nieczystego, ani nie będzie przebywać wśród ludu, lecz w świątyni Pańskiej. A po upływie pewnego czasu, jak cudownie sama urodzi się z niepłodnej, jako dziewica porodzi Najwyższemu Syna, który nazwany będzie Zbawicielem wszystkich narodów. „Albowiem On zbawi lud swój od grzechów jego" (Mt 1, 21).
 
Identyczna wiadomość przekazana została również Annie. Bezpośrednio potem, „zgodnie z poleceniem anioła oboje (Anna i Joachim) wyruszyli z miejsc, w których przebywali, udając się do Jerozolimy. A kiedy przyszli na wyznaczone miejsce, tam spotkali się ze sobą. Wtedy uradowani swoim widokiem i uszczęśliwieni obietnicą posiadania potomstwa oddali należną cześć Panu (Łk 1, 52), jako Pocieszycielowi pokornych”. 
 
Wrócili do domu z radością, oczekując spełnienia się obietnicy Pańskiej. I poczęła Anna i porodziła córkę. A zgodnie z poleceniem anielskim rodzice nazwali Ją imieniem Maryja.

 

3

 

Widziałam, że Joachim i Anna w zachwyceniu się ściskali. Niezliczone mnóstwo aniołów ich otaczało, którzy z lśniącą wieżą, jakby z obrazów Litanii Loretańskiej wziętą, nad nimi się unosili. Zniknęła wieża pomiędzy Joachimem a Anną, a oboje otoczył blask i wielka chwała. Widziałam zarazem, że niebo się nad nimi otworzyło, widziałam też radość aniołów i Trójcy Świętej i związek tejże z poczęciem Maryi. Oboje byli w stanie nadprzyrodzonym. Gdy się ściskali i blask ich otaczał, dowiedziałam się, że to jest poczęciem Maryi, a zarazem, że Maryja została poczęta tak, jakby poczęcie się odbywało, gdyby nie było upadku pierwszych rodziców.


Joachim i Anna, chwaląc Boga, doszli potem aż do wyjścia. Wyszli następnie pod wysokim łukiem, podobnym do kaplicy, rzęsiście oświetlonym. Przyjęli ich tutaj kapłani, którzy ich też odprowadzili. W świątyni wszystko było otwarte i plecionkami z liści i owoców przystrojone. Nabożeństwo odbywało się pod gołym niebem. Na jednym miejscu było osiem swobodnie stojących kolumn, ponad którymi były pociągnięte plecionki z liści.


W Jerozolimie wstąpił Joachim z Anną do pewnego domu, w którym mieszkali kapłani, a zaraz potem odjechali. W Nazarecie widziałam ich ucztujących, przy czym liczni ubodzy zostali nakarmieni i obdarzeni jałmużną. Wielu ludzi życzyło Joachimowi, z powodu przyjęcia jego ofiary, szczęścia.


Przyszedłszy do domu, wyjawili sobie święci małżonkowie zmiłowanie Boże wśród czułej radości i nabożności. Żyli odtąd w zupełnej wstrzemięźliwości i wielkiej bojaźni Bożej. Pouczono mnie, jak wielki wpływ czystość rodziców, ich wstrzemięźliwość i umartwianie wywiera na dzieci.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Trzech dni brakowało do czterech i pół miesiąca po poczęciu Św. Anny gdy ujrzałam pod złotą bramą duszę Maryi ukształtowaną przez Trójcę Przenajświętszą. Widziałam Trójcę Przenajświętszą poruszającą i przenikającą się i powstała, niby wielka, jaśniejąca góra, ale też znowu jakby postać ludzka. Widziałam coś wstępującego ze środka tej postaci ludzkiej w okolicę ust i coś, jakby blask, z ust wychodzącego. A ten blask, stanąwszy osobno przed obliczem Boga, przyjął postać ludzką lub raczej w taką postać został uformowany; przyjmując bowiem postać ludzką, widziałam, że jakby z woli Boga został tak pięknie utworzony.         Widziałam też, że Bóg piękność tej duszy Aniołom pokazywał i że tych ogarnęła wskutek tego niewymowna radość.


Widziałam tę duszę łączącą się z żywym ciałem Maryi w łonie Anny. Anna spała na swym łożu. Widziałam blask nad nią i promień na nią, na środek jej boku, zstępujący i widziałam, że ten blask w kształcie małej lśniącej postaci ludzkiej w nią wstępował. W tej samej chwili Anna się podniosła, była zupełnie światłem otoczona i miała widzenie, jakby jej ciało się rozwierało i jakoby w nim widziała świętą, lśniącą Dziewicę, jakby w tabernakulum, z której wszelkie zbawienie pochodzi. Widziałam też, że to była chwila, w której Maryja w żywocie matki po raz pierwszy się poruszyła.


Anna, podniósłszy się, oznajmiła to Joachimowi, a potem poszła pod drzewo, gdzie otrzymała obietnicę poczęcia, aby się modlić. Dowiedziałam się, że dusza Maryi pięć dni wcześniej ciało ożywiła, aniżeli u innych dzieci i że 12 dni wcześniej się urodziła.

 

Jakże często za sukcesem znanej i popularnej postaci stoi praca wielu osób, które pozostają anonimowe, i których trud nie zawsze jest właściwie doceniany. Jednak Pan Bóg nie sądzi tak, jak sądzą ludzie i pamięta o tych, którzy godnie wypełnili swoje, choćby najzwyklejsze powołanie. Niech więc nie zniechęca nas to, że nasze wysiłki nie są doceniane, że nie znajdujemy uznania u ludzi. U Pana Boga liczy się wierność. Służąc wiernie tam, gdzie On nas postawił, odkryjemy z czasem, że nawet może nie zdając sobie z tego sprawy, my szarzy i bezimienni, oddaliśmy przysługę Panu Bogu.