Z tej drugiej siedziby przybył Job z wielką gromadą do Egiptu, gdzie wówczas obcy królowie — pasterze z ojczyzny Joba częścią ziemi rządzili. Później tychże pewien król egipski stamtąd wypędził. Job narzeczonej, dla jednego z synów owych królów — pasterzy przeznaczonej, krewnej swojej, w drodze do Egiptu miał towarzyszyć. Przyniósł kosztowne podarki ze sobą, a jeszcze 30 wielbłądów i mnóstwo sług posiadał. Gdy go tutaj w Egipcie widziałam, był silnym, wielkim mężczyzną, koloru przyjemnego, żółto — brunatnego i o czerwonawych włosach. Abraham był koloru bardziej jasnego, zaś ludzie w Egipcie byli koloru brudno — brunatnego. Job z niechęcią przebywał w Egipcie, widziałam też, że z tęsknotą spoglądał na wschód, na ojczyznę, leżącą bardziej na południe, aniżeli ostatnia część kraju Trzech Królów. Słyszałam go skarżącego się przed sługami, że wolałby raczej mieszkać wśród dzikich zwierząt, aniżeli razem z tymi ludźmi w Egipcie; smucił się bowiem bardzo wskutek okropnego tamże panującego bałwochwalstwa. Strasznemu bożkowi, z do góry wzniesionym łbem wołu i rozszerzoną paszczą, ofiarowywali żywe dzieci, kładąc je na rozpalone przedtem tegoż bożka ramiona.


Król — pasterz, dla którego syna Job narzeczoną do Egiptu przyprowadził, chciał go chętnie zatrzymać, przekazując mu Matareę na siedzibę. Miejscowość ta wówczas zupełnie inaczej wyglądała, aniżeli później, gdy Najświętsza Rodzina tamże przebywała; widziałam jednakże, że Job na tym samym, co Najświętsza Rodzina, mieszkał miejscu i że już jemu Pan Bóg studnię Maryi pokazał. Kiedy Maryja na ową studnię natrafiła, tylko zakrytą, ale wewnątrz już wymurowaną była. Także kamienia, znajdującego się przy studni, Job do swego nabożeństwa używał. Okolicę, w której mieszkał, za pomocą modlitwy od dzikich i jadowitych zwierząt uwolnił. Tutaj miał wizje o zbawieniu ludzkości i o próbach go czekających. Występował energicznie przeciwko bezecnościom ludu egipskiego i przeciw ofiarom ludzkim, i zdaje mi się, że je zniesiono. Po powrocie do ojczyzny spotkał go drugi cios. Zaś gdy po12 latach spokoju trzeci cios go dotknął, mieszkał wówczas bardziej na północ, a patrząc z Jerycho, prosto na wschód. Zdaje mi się, że mu tę okolicę po drugim cierpieniu dano, ponieważ go wszędzie dla jego wielkiej sprawiedliwości, bojaźni Bożej i nauki miłowano i szanowano. Tutaj znowu od początku w równinie zaczął. Na pagórku urodzajnym biegały dziko różne szlachetne zwierzęta, także wielbłądy, a chwytano je tam w sposób, jak u nas dzikie konie na wrzosinie chwytają.


Na tym pagórku pobudował się, stał się bardzo bogaty i wystawił miasto, tak bardzo mu wszystkiego przybywało. Miasto na kamiennych fundamentach stało, a dachy podobne były do namiotów; kiedy zaś znowu był w rozkwicie, trzeci nawiedził go smutek, albowiem strasznie zachorował. Gdy i to z wielką mądrością i cierpliwie przebył, wyzdrowiał zupełnie i jeszcze wiele synów i córek. Zdaje mi się, że umarł bardzo późno, wtenczas gdy inny tam naród wtargnął.