Abraham był wielkim znawcą gwiazd; widywał także właściwości przedmiotów i wpływy gwiazd na urodzenie; widywał to i owo w gwiazdach, lecz z wszystkim zwracał się do Boga, we wszystkim go słuchał, samemu tylko Bogu służył. Także innych w Chaldei w tej nauce pouczał, lecz wszystko do Boga odnosił.


Widziałam, że podczas wizji otrzymał od Boga rozkaz opuszczenia swej ziemi. Pan Bóg pokazał mu inną ziemię, zaś Abraham nie pytając, nazajutrz na wszystkich swych ludzi, nalegał by wyszli, po czym wywędrował. Potem widziałam, że namioty swoje rozbił w pewnej okolicy Ziemi obiecanej, która jak mi się zdawało, tam się rozciągała, gdzie później miasto Nazaret stało.


Abraham tutaj osobiście zbudował podługowaty ołtarz z kamieni a nad ołtarzem namiot zostawił. Gdy klęczał przed ołtarzem, blask z nieba go ogarnął, zaś anioł, posłaniec Boga, stanąwszy przed nim, rozmawiał z nim i przyniósł mu pewien na wskroś jaśniejący dar. Anioł rozmawiał z Abrahamem, a tenże otrzymał tajemnicę błogosławieństwa, świętość niebios, a rozpiąwszy swą suknię, dar ten na piersiach złożył. Powiedziano mi też, że to jest Sakrament Starego Testamentu. Abraham nie znał jeszcze treści owego daru, była ona przed nim ukryta, tak jak przed nami treść Przenajświętszego Sakramentu ukryta jest. Lecz otrzymał ten dar jako świętość i zadatek obiecanego potomstwa. Anioł wyglądał zupełnie tak jak ów, co Najświętszej Maryi Pannie poczęcie Mesjasza zwiastował; był miły i łagodny w czasie wykonywania swego urzędu, nie był taki szybki i pospieszny, jak widzę innych aniołów swe czynności wykonywujących. Sądzę, że Abraham ową tajemnicę zawsze przy sobie nosił. Abraham rozmawiał z nim też o Melchizedechu, który przed nim ofiarę składać będzie, która się spełni po przyjściu na świat Mesjasza i trwać będzie na wieki.


Abraham wyjął potem ze skrzyni 5 wielkich kości, które na ołtarzu w formie krzyża ustawił. Światło przed tym krzyżem się paliło, a on składał ofiarę. Ogień palił się jakby gwiazda, pośrodku był biały, na końcu czerwony.


Widziałam także Abrahama ze Sarą w Egipcie. Wskutek panującego głodu tam dotąd przybył, a także celem zabrania skarbu, który przez krewną Sary tam się dostał. Tak mu Bóg nakazał. Ów skarb był to rzędem poustawiane, trójkątne kawałki złota tworzące rejestr rodu od dzieci Noego, a mianowicie od Sema aż do jego czasów. Ten skarb jedna z siostrzenic matki Sary uniosła ze sobą do Egiptu, dokąd razem z ludem pasterskim plemiona Jobowego, to znaczy z pobocznymi potomkami tego plemienia przybyła, służąc tutaj jako dziewka. Skradła ten skarb tak samo, jak Rachel bożyszcza Labana. Ten rodowód zrobiony był na rodzaj szali wraz z sznurami. Sznury bowiem składały się ze złączonych trójkątnych kawałków z pojedynczymi liniami pobocznymi. Na wszystkich, za pomocą figur i głosek, wypisane były imiona członków rodu, począwszy od Noego, a mianowicie od Sema, a spuściwszy sznury, wszystko leżało w szali pospołu. Słyszałam także, lecz zapomniałam, ile sykli — tak bowiem nazywała się pewna suma — to wszystko wynosiło. Rejestr rodu dostał się do rąk kapłanów i Faraona, którzy z niego, wskutek swego bezustannego liczenia, rozmaitych rzeczy, lecz nie prawdziwie, się wyuczyli.