Menu

Gościmy

Odwiedza nas 288  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 
Przez cały dzień nauczał Jezus obok domu Swego gospodarza na publicznym placu, otoczonym kolumnami, na których rozpięto zasłonę. Pan domu przychodził często i odchodził znowu. Zgromadziło się bardzo wielu Żydów różnego wieku i płci. Jezus nie uzdrawiał, bo nie było tu chorych ani kalek. Ludzie tutejsi są wysokiego wzrostu, z natury chudzi, a krzepcy. Jezus nauczał o chrzcie, dodając, że przyjdą tu uczniowie, wysłani od Niego, i będą chrzcić. Jezus wyszedł z gospodarzem także na drogę, którą wracali niewolnicy z roboty, rozmawiając z nimi, pocieszał ich, i opowiedział im przypowieść. Byli między nimi niektórzy dobrzy ludzie, i tych wzruszyła bardzo przemowa Jezusa. Potem odebrali znowu należną zapłatę i potrawy. Przyszła mi wtedy na myśl przypowieść o właścicielu winnicy, płacącemu najemnikom. Ludzie ci mieszkają w chatach, stojących rzędem o kwadrans drogi od domu Symeona. Był to rodzaj należności, lub pańszczyzny, którą odrabiali Symeonowi.

 


Następnego dnia po całodziennej nauce, gdy wszyscy Żydzi odeszli, przybyło do Jezusa około dwudziestu pogan, którzy już kilka dni przedtem prosili o pozwolenie widzenia się z Nim. Dom Symeona oddalony był o dobre pół godziny drogi od miasta, a poganom nie wolno było iść dalej, jak do pewnej wieży, lub arkady. Teraz jednak zaprowadził ich Symeon aż do Jezusa, a oni pozdrowili Go ze czcią i prosili o pouczenie. Jezus rozmawiał z nimi w jednej z sal dość długo, tak iż lampy musiano zaświecić. Pocieszał ich, opowiadał im w przypowieści o Trzech Królach i obiecał, że światło nauki zwróci się także do pogan.

 

Obaj wysłani do Kafarnaum uczniowie wrócili znów do Sychor i oznajmili Jezusowi o rychłym przybyciu czterech powołanych tu uczniów. Jezus wyszedł naprzeciw nich o trzy do czterech godzin drogi przez wzgórza i spotkał się z nimi w pewnej gospodzie, położonej już w Galilei. Oprócz powołanych czterech przyszło tam jeszcze siedmiu innych, między nimi Jan, i kilka niewiast, z których poznałam Marię Marka z Jerozolimy i matkę i siostrę oblubieńca Natanaela. Powołani byli Piotr, Andrzej, Jakub Młodszy i Natanael Chased. Gdy się ściemniło, powrócił Jezus z wymienionymi czterema i dwoma innymi uczniami do Sychar; siedmiu zaś niepowołanych powróciło do Galilei. Noc była nadzwyczaj miła, prawdziwie letnia; zapach ziół napełniał powietrze, a niebo było bardzo jasne. Uczniowie szli czasem razem z Jezusem, to znowu jedni wyprzedzali Go, inni pozostawali w tyle, a Jezus szedł sam w środku. Raz zatrzymali się na spoczynek w urodzajnej okolicy w pobliżu łąk wodnistych, pod drzewami, pełnymi owoców. Gdy wyruszali w dalszą drogę, wzleciało równocześnie z łąk stado ptaków, towarzyszących im przez całą drogę. Ptaki te były prawie tak wielkie jak kury, miały czerwone dzioby i długie ostre skrzydła, podobne do tych, z jakimi malują aniołów, i prowadziły między sobą osobliwe świergotanie. Odprowadziły tak podróżnych aż do miasta i tu spuściły się w trzciny, rosnące na wodzie. Umiały one biegać po wodzie, jak kurki wodne.  Wzruszający to przedstawiało widok na tle tej pięknej nocy, gdy Jezus zatrzymywał się czasem, nauczając lub modląc się, a ptaki równocześnie także spuszczały się na ziemię. Przeszedłszy przez górę, zaszli podróżni ku miastu. Symeon wyszedł im naprzeciw, umył wszystkim nogi i podał im w przedsionku lekki posiłek i kubek wina, a potem wprowadził ich do swego domu. Wyżej wspomniane ptaki wodne, przypominające lotem gołębie, były własnością Symeona. Przez dzień nauczał Jezus, a wieczorem święcił szabat w domu swego gospodarza. Oprócz Jezusa i uczniów zgromadziło się około dwudziestu Żydów. Dom Symeona był bardzo wysoki. Synagoga bardzo ładnie urządzona, znajdowała się w podziemnym sklepieniu, a schodziło się do niej po schodach. Był tam lektor, który czytał i kierował śpiewem. Następnie nauczał Jezus. Noc spędzili uczniowie wspólnie z Jezusem w tym samym domu.

 

Spali tylko kilka godzin i już z brzaskiem dnia byli na drodze, prowadzącej przez kręte ścieżki górskie do małego żydowskiego miasteczka w krainie Chabul. Tu mieszkali również wypędzeni żydzi, którzy już nieraz pragnęli pojednać się, lecz faryzeusze nie chcieli ich przyjąć. Wyczekiwali oni z upragnieniem przyjścia Jezusa, nie uważali się jednak za godnych, aby posłać do Niego i prosić o przybycie do nich. Teraz szedł Jezus z własnej woli do nich. Ponieważ droga przez góry była kręta, trzeba było iść tam pięć do sześciu godzin.

 

Gdy zbliżali się do miasteczka, poszło kilku uczniów naprzód i oznajmili przełożonemu synagogi przybycie Jezusa. Jezus odbywał dziś podróż, pomimo że był szabat, gdyż w kraju tym, gdy zachodziła potrzeba, nie zachowywał tak ściśle tego prawa. Przełożeni synagogi przyjęli Go z wielką pokorą. Umyli Mu nogi i uczniom, i podali im zakąskę. Potem kazał Jezus oprowadzić się po wszystkich chorych i uleczył około dwudziestu. Między nimi byli niektórzy całkiem chromi, ślepi, cierpiący na wodną puchlinę, niewiasty mające krwotoki, również wielu trędowatych i chore dzieci.

 

4

 

Na ulicy krzyczało za Nim kilku opętanych; tych Jezus uwolnił od złego ducha. Wszystko odbywało się zresztą spokojnie i cicho. Uczniowie już to pomagali podnosić uleczonych, już to pouczali ludzi, którzy szli za nimi i gromadzili się u drzwi. Przed uzdrowieniem napominał Jezus chorych do wzbudzania w sobie silnej wiary i poprawy życia; tych, którzy wiarę już mieli, leczył zaraz, wznosząc oczy w niebo i modląc się nad nimi. Innych znowu dotykał się, lub przeciągał ręką po nich. To znowu błogosławił wodę i własnoręcznie kropił nią chorych, i uczniom kazał skrapiać cały dom. W jednym domu spożył Jezus z uczniami posiłek i wypił kubek wina. Niektórzy z uzdrowionych, powstawszy, rzucali się przed Nim z podzięką na ziemię, a potem szli za Nim, uradowani w duchu, podobnie jak u nas idzie się za Najświętszym Sakramentem, lecz zawsze w przyzwoitej przez uszanowanie odległości. Innym rozkazał Jezus pozostać.