Menu

Gościmy

Odwiedza nas 327  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

Do Betoron przybyli około ósmej godziny rano. Kilku uczniów udało się zaraz do przełożonego synagogi i zażądali kluczy, mówiąc że mistrz ich chce nauczać; inni rozbiegli się po ulicach, zwołując ludzi do szkoły. Z pozostałymi wszedł Jezus do synagogi, która wkrótce zapełniła się ludźmi. Jezus nauczał przekonywająco, mówiąc znowu przypowieść o właścicielu winnicy, którego sługi wymordowali niewierni najemnicy, a gdy posłał wreszcie syna, zamordowali i tego, skutkiem czego pan oddał tę winnicę w ręce innych ludzi.

 

19

 

Mówił także o prześladowaniu proroków, o wzięciu do niewoli Jana, wspominając przy tym, że i Jego będą prześladować i targną się na Niego; wreszcie mówił o sądzie i klęskach, mających spaść na Jerozolimę. Mowa ta sprawiła na Żydach wielkie wrażenie; jedni radowali się, inni mruczeli ze złością: „Skąd zjawia się Ten tutaj znowu? Nie słychać było nic o Jego przybyciu!" Inni zaś, usłyszawszy że w gospodzie w dolinie znajdują się niewiasty, należące do stronnictwa Jezusowego, wyszli zaraz, aby dowiedzieć się od nich o planach Jezusa..

 

Jezus tymczasem uleczył wielu chorych na febrę i po kilku godzinach opuścił miasto.

 

W gospodzie były już obecne Weronika, Joanna Chusa i wdowa po Obedzie, i przygotowały tam przekąskę. Jezus z uczniami jadł i pił stojąc, a potem wszyscy, przepasawszy się, wyruszyli w dalszą drogę. Tego dnia jeszcze nauczał Jezus w podobny sposób w Kibzaim i w małych, rozrzuconych osadach pasterskich. W Kibzaim nie było jeszcze wszystkich uczniów; zebrali się oni dopiero w obszernym, opatrzonym zabudowaniami domu pasterskim, położonym na granicy Samarii, w którym znaleźli niegdyś schronienie Maryja i Józef w swej podróży do Betlejem, szukając nadaremnie gdzie indziej przytułku. Tu posilili się wszyscy i nocowali. Wszystkich uczniów było jeszcze około piętnastu. Łazarz wrócił już z niewiastami do Betanii.

 

Następnego dnia wyruszył Jezus z uczniami w dalszą drogę. Szli spiesznie już to razem, już to rozproszeni, przechodząc przez większe i mniejsze miejscowości, leżące w obrębie kilku godzin od Kibzaim, tak np. przez Gabaa i Najot, odległe o cztery godziny drogi od Kibzaim. We wszystkich tych miejscach nie tracił Jezus czasu na nauczanie w synagodze, lecz nauczał na wzgórkach, na publicznych placach, lub na ulicach, gdziekolwiek tylko lud się zebrał. Uczniowie szli pojedynczo najpierw przez doliny do osad pasterskich i pomniejszych miejscowości, i zwoływali ludzi na miejsca, gdzie Jezus miał nauczać. Większa jednak część uczniów była wciąż przy boku Jezusa. Całodzienna ta praca i wędrówka z miejsca na miejsce była trudna i wielce uciążliwa. Jezus leczył przy tym wielu chorych, przywiezionych na miejsce i wzywających Jego pomocy; między chorymi było wielu lunatyków. Często biegli za Nim z krzykiem opętani, lecz Jezus rozkazywał im milczeć i ustąpić z drogi.

 

20

 

Uciążliwość i trudy dniu powiększyło jeszcze wrogie po części usposobienie ludności i szyderstwa faryzeuszów. W okolicy Jerozolimy pełno było ludzi, należących do stronnictwa, przeciwnego Jezusowi. Postępowali oni tak, jak i dziś wielu robi w małych miejscowościach, że wierzyli wszystkim plotkom i powtarzali je, nie starając się zbadać sprawy. Do tego przyczyniało się także niespodziane pojawianie się Jezusa w otoczeniu tak wielu uczniów i Jego surowe, groźne nauki; gdyż wszędzie nauczał podobnie ostro jak w Betoron, a to, o ostatnim czasie łaski, po którym nadejdą czasy sprawiedliwości, o prześladowaniu proroków, o pojmaniu Jana, o prześladowaniach, skierowanych przeciw Niemu samemu. Powtarzał przy tym wciąż przypowieść o właścicielu winnicy, który wysłał teraz swego syna, a ten syn królewski obejmie w posiadanie zbliżające się królestwo. Często także przepowiadał smutny los Jerozolimy i tych, którzy nie przyjmą Jego królestwa i nie będą czynić pokuty. Te surowe, groźne mowy przeplatał jednak Jezus czynami miłości i uzdrowieniami i tak szedł dalej z miejsca na miejsce.

 

Uczniowie musieli jednak nieraz wiele wycierpieć, co dla nich trudnym było do zniesienia. Gdzie tylko przybyli, ogłaszając nadejście Jezusa, słyszeli w zamian szydercze słowa: „Już znowu przychodzi Ten tutaj! Co chce od nas? Skąd pochodzi?' Czyż nie zakazano Mu tego?" Wyśmiewano ich też zwykle, przezywano i wyszydzano. Niektórzy cieszyli się wprawdzie z przybycia Jezusa, ale tych było mało. Samego Jezusa nie ważył się nikt zaczepiać, lecz gdy nauczał, a uczniowie stali w pobliżu, lub gdy szli za Nim ulicami, krzykacze zwracali się do nich, zatrzymywali ich i wypytywali. Słowa Jezusa rozumieli tylko w połowie albo fałszywie, zatrzymywali uczniów, żądając od nich wyjaśnienia. Wśród tej ogólnej niechęci rozbrzmiewały znów od czasu do czasu radosne okrzyki. Gdy Jezus leczył ludzi, gniewało to niechętnych, a wreszcie cofnęli się i oni. Tak zeszło aż do wieczora na uciążliwej, pospiesznej wędrówce, bez posiłku i odpoczynku.

 

Widziałam także, jak słabą i ułomną była początkowo natura uczniów; często, gdy Jezus nauczał i zapytywano ich o znaczenie nauki, skupiali się bojaźliwie, nie rozumiejąc właściwie, co za cel miała nauka Jezusa. Nie byli wcale zadowoleni ze swego położenia. Nieraz w duchu niejeden mówił: „Oto opuściliśmy wszystko dla Niego, a teraz żyjemy w ciągłym zamieszaniu, hałasie i niepokoju. Co to za królestwo, o którym On mówi? Czy rzeczywiście posiądzie je?" Myśli te ukrywali starannie w sobie; nieraz tylko poznać było po nich zakłopotanie i zniechęcenie. A przecież tyle już cudów widzieli przedtem i teraz wciąż Jezus nowe działał na ich oczach. Jan tylko szedł za Jezusem spokojny w duchu i posłuszny jak dziecko.

 

Wzruszało mnie to nadzwyczaj, że Jezus znał doskonale wszystkie ich myśli, a przecież jakby nie zważając na to, nic podobnego nie okazywał, nie zmienił się ani na włos, lecz zawsze spokojny, poważny, a pełen miłości, postępował wciąż naprzód w rozpoczętym dziele.

 

Aż do nocy odbywał Jezus swą wędrówkę, a potem zatrzymali się na nocleg u jakichś pasterzy, obozujących z tej strony rzeczki, płynącej wzdłuż granicy Samarii. Pasterze przyjęli ich byle czym, a może nawet i nic im nie dali; do tego woda z rzeczki niemożliwa była do picia. Rzeczka była w tym miejscu wąska i bardzo bystra; tu też niedaleko od źródła zwraca nagle bieg swój ku zachodowi.

 

Do codziennych obowiązków, dochodzi jeszcze nieustanny lęk i niepokój o przyszłość. Na kogo wyrosną moje dzieci? A jeśli stracę pracę? Czy moje jest w ogóle komuś do czegoś potrzebne? Jeśli zbierzemy to wszystko razem, ciężar życia na tym świecie jest rzeczywiście wielkim trudem! Pan Jezus nigdy nie obiecywał nam łatwego życia. Obiecał nam natomiast, że zawsze będzie z nami. Jak upewnić się, że obietnica Pana Jezusa jest prawdziwa? Skąd wiemy, że Jego jarzmo jest słodkie, a Jego brzemię lekkie? Stąd, że On sam chodził po ziemi. Że będąc człowiekiem podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu, Pan Jezus poznał nasze lęki i pragnienia, nasze nadzieje i marzenia. Przychodząc w ciele, związał się z nami na całą wieczność. Jeśli zamiast rozmyślać nad swoim ciężkim losem, zwrócimy się do Pana Jezusa, odkryjemy, że nasze brzemię staje się lżejsze – dzięki temu, że możemy odpoczywać w Jego miłości.