Menu

Gościmy

Odwiedza nas 228  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

Jeszcze, gdy dzieckiem byłam, przesuwały się przed mymi oczyma jak żywe obrazy przypowieść o niesprawiedliwym włodarzu i inne, i nieraz zdawało mi się, że w życiu tym spośród otoczenia poznaję postacie, widziane w objawieniu. Podobnie rzecz się miała z owym włodarzem, którego widziałam zawsze jako garbatego mistrza intersów z rudawą brodą, biegającego szybko i zwinnie na wszystkie strony i rozkazującego dzierżawcom pisać coś trzciną pewnego rodzaju. Niesumienny włodarz mieszkał w wielkim namiocie na pustyni arabskiej, niedaleko miejsca, gdzie niegdyś buntowali się Izraelici. Pan jego, mieszkający daleko za Libanosem, miał tu rolę i plantacje oliwy, graniczące z ziemią obiecaną. Po obu stronach mieszkali dwaj wieśniacy, dzierżawiący pola. Włodarz, był to mały, garbaty człowiek, chytry i podstępny; myślał, że pan jego nie pojawi się tu tak prędko, toteż marnował wszystko i rozpraszał. Podobnie obaj wieśniacy tracili wszystko na hulankach. Naraz zjawia się pan. Hen w górach, wysoko, widziałam jakoby wspaniałe miasto i zamek, od którego tu prosto wiodła śliczna droga. Król schodził stamtąd z całym swoim dworem, a za nim wiedziono gromady wielbłądów i małe wózeczki, zaprzężone w osły. Wyglądało to, jak gdyby ta droga prowadziła z niebiańskiego Jeruzalem i jak gdyby na ziemię schodził Król Niebieski, posiadający tu łany pszenicy i ogrody oliwne. W podobny sposób i z takim orszakiem odbywali królowie patriarchalni swe pochody. Obecnie przybywał tu ten król ze swych górnych mieszkań, gdyż oskarżono przed nim owego małego włodarza, że roztrwania całą jego majętność.

 

Dłużnikami pana byli obaj wspomniani wieśniacy, ubrani w długie sukmany, zapięte na guziki aż do dołu; włodarz miał małą czapeczkę na głowie. Mieszkanie włodarza leżało bardziej przy pustyni, posiadłości zaś pana zwrócone były ku ziemi Kanaan, a po obu stronach były mieszkania wieśniaków. Razem tworzyły te trzy mieszkania trójkąt. Obaj ci dłużnicy marnowali wspólnie z włodarzem dochody, a potrzebne pieniądze wyciskali od swych biednych poddanych. Byli oni jakoby dwaj źli proboszczowie, a włodarz jako niedobry biskup. Wyglądał on jednak jak świecki, który ma władzę i rządy. Pan zbliżał się powoli od żytniego pola. Włodarz spostrzegł z dala jego zbliżanie się i trwoga ogarnęła go; przygotował wielką ucztę, i przymilając się, nadskakiwał i krzątał się gorliwie koło wszystkiego. Przyszedłszy na miejsce, rzekł pan do niego: „Co to! Doszły mnie słuchy, że rozpraszasz moją majętność; zdaj rachunek, bo nie będziesz dłużej włodarzem!” Wtedy włodarz zawołał zaraz wieśniaków, a ci przyszli, trzymając w ręku zapisy i rozwijając je. Włodarz zapytał ich, ile są winni, bo nawet tego nie wiedział, a oni pokazali mu. Tedy on kazał im krzywą trzciną, którą trzymał w ręku, napisać szybko, a nieznacznie mniejsze liczby, rozumując tak, że gdy zostanie wypędzony, to oni przez wdzięczność przyjmą go i dadzą mu utrzymanie, gdyż on sam nie potrafiłby już teraz pracować.

 

7

 

Wieśniacy, wróciwszy do siebie, naładowali kosze zboża i oliwek na wielbłądy i osły i kazali poddanym zawieźć je do pana. Dali im również w tym samym celu pieniądze, a mianowicie małe sztabki metalu, związane pierścieniami w większe lub mniejsze pęki, stosownie do sumy, którą miały przedstawiać. Pan jednak poznał, że wiązki te są za małe w stosunku do otrzymanych ostatnim razem, a z fałszywie wystawionego rachunku odgadł zamiar włodarza; uśmiechnął się więc do swoich dworzan i rzekł: „Widzicie, jak roztropnym i chytrym jest ten człowiek, chce ze swych poddanych uczynić sobie przyjaciół; synowie tego świata roztropniejsi są w działaniu od synów światłości, którzy rzadko tak mądrze czynią w dobrym, jak ten człowiek postąpił w złym; gdyby tak postępowali w dobrym, jak on w złym, otrzymaliby wielką nagrodę, podobnie jak ten otrzyma wielką karę". I tak ten garbaty wyga, ćwik, złożony został z urzędu i posłany dalej w pustynię, gdzie była tylko jałowa wydma (żółty, twardy, nieurodzajny piasek, ugier i olszyna). Włodarz był bardzo przerażony i zasmucony. W końcu jednak zaczął kopać i uprawiać ziemię. Dwóch swych wieśniaków wypędził pan także i wyznaczył im nieco lepsze kawałki ziemi piaszczystej. Biedni zaś poddani otrzymali teraz zarząd pola w nagrodę za krzywdy, jakich doznali, i za straty, jakie przez dzierżawców ponieśli.

 


Otwórzmy serca na Bożą miłość, a następnie odpowiedzmy na tę miłość całym naszym życiem. Szukajmy sposobów naprawy wyrządzonego przez nas zła, wykraczających poza zdawkowe "przepraszam". Wymaga to z naszej strony rzetelnego wysiłku przemiany oraz zastanowienia się, jak przekazać hojną miłość Pana Boga osobie, którą skrzywdziliśmy. Wymaga to przywrócenia sprawiedliwości tam gdzie popełniliśmy niesprawiedliwość, okazania współczucia tam, gdzie byliśmy okrutni, przywrócenia pokoju tam, gdzie spowodowaliśmy konflikt lub zamieszanie. Oczywiście taki rodzaj żalu za grzechy nie jest wcale łatwy. Może też wymagać czasu. Im głębiej jednak doświadczamy miłosierdzia Bożego, tym bardziej jesteśmy w stanie świadczyć miłosierdzie innym.