Menu

Gościmy

Odwiedza nas 301  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

Opuściwszy gospodę na wzgórku, udał się Jezus do pobliskiego miasteczka Engannim w towarzystwie Saturnina, brata ciotecznego oblubieńca z Kany i jednego z synów wdowy po Obedzie z Jerozolimy, młodzieńca liczącego około szesnaście lat. Tu miał dalszych krewnych z rodziny Anny, którzy byli Esseńczykami. Ci przyjęli Jezusa z pokorą, a zarazem serdecznie. Mieszkania ich stały oddzielnie w osobnej części miasta. Żyli w wielkiej skromności. W jednym miejscu stał jakoby klasztor, w którym mieszkało wielu bezżennych. Dawnej reguły nie zachowywano jednak w całej surowości; ubierali się bowiem tak jak inni i nie stronili od szkoły. Utrzymywali także rodzaj szpitala, przepełnionego zawsze chorymi i nędzarzami; w szpitalu tym żywiono także biednych przy długich stołach. W ogóle przyjmowali oni każdego, pouczali i nawracali. Gdy który z chorych był złym człowiekiem, umieszczali go zawsze między dwoma dobrymi, a ci upomnieniami lub przykładem starali się go poprawić. W szpitalu tym był Jezus także i uzdrowił niektórych chorych.

 


Przez cały dzień nauczał Jezus w synagodze w Engannim. Z okolicy napłynęły tłumy ludzi. Ponieważ nie mogli się w synagodze pomieścić, obozowali po większej części gromadami przed synagogą i gdy jedna gromada, wysłuchawszy nauki wyszła — druga zajmowała jej miejsce. Jezus nauczał tu podobnie jak gdzie indziej, tylko nie tak surowo, bo ludzie ci byli Mu przychylni. Było wtenczas tak jak i teraz; każdy zakątek według usposobienia kapłanów miał inne znaczenie.

 


Zaraz na wstępie obiecał Jezus, że po nauce będzie uzdrawiał. Następnie nauczał o bliskości Królestwa Bożego i przybyciu Mesjasza, przytaczając wszystkie przepowiednie z pisma i proroków i udowadniając spełnienie się ich w swoim czasie. Mówił o Eliaszu, o jego proroctwach i widzeniach, wymienił lata, kiedy widzenia te były dane i wspomniał o tym, jak Eliasz zbudował w pewnej grocie ołtarz ku czci Matki przyszłego Mesjasza. Następnie wykazał, że właśnie ten a nie inny czas jest czasem przyjścia Mesjasza, że berło odjęte jest od Judy; przypomniał im przy tym przybycie tu Trzech Króli. Wszystko to mówił ogólnikowo, jak gdyby o kimś trzecim, nie wspominając nic o Sobie ani o swej Matce. Mówił dalej o współczuciu i dobrym obchodzeniu się Samarytan z bliźnimi, i opowiedział przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, nie wymieniając jednak nazwy Jerycho. Sam — jak mówił — przekonał się, że Samarytanie chętniej niosą pomoc Żydom niż ci im. I tu opowiedział słuchaczom o tym, jak samarytańska niewiasta usłużnie podała Mu wody, co z pewnością Żyd dla Samarytanina nie uczyniłby tak łatwo, i w ogóle jak dobrego tam doznał przyjęcia. Wreszcie mówił o strasznych karach, mających spaść na Jerozolimę, i wspominał o celnikach, których kilku mieszkało tu w okolicy.

 


Jeszcze nauczał Jezus w synagodze, a już zniesiono z miasta i z okolicy mnóstwo chorych. Ułożono ich na noszach lub poduszkach wzdłuż domów, którędy miał Jezus przechodzić i rozbito nad nimi płócienne budy. Obok każdego z nich stali krewni. Zachowano przy tym ten porządek, że cierpiących na tę samą chorobę obok siebie ustawiali. Wyglądało to tak, jak istny jarmark nędzarzy.

 


Skończywszy naukę, wyszedł Jezus z synagogi i szedł wzdłuż szeregu chorych, a gdy ci zwrócili się do Niego z pokornymi modłami, uzdrowił ich, nauczając wciąż i upominając około czterdziestu kulawych, ślepych, niemych, paralityków, chorych na febrę, wodną puchlinę itd. Opętanych nie było. Później nauczał jeszcze na wzgórku, a to dla zbyt wielkiej liczby słuchaczów. W końcu jednak ścisk stał się tak wielki, że ludzie cisnęli się do domów, wstępowali na dachy, a pod naporem tłumów waliły się i trzeszczały ściany.

 


Jak tylko zaczęło się to zamieszanie, wmieszał się Jezus w tłum, a opuściwszy miasto, udał się stromą, boczną ścieżką w samotne, puste góry. Trzech Jego uczniów udało się za Nim, lecz szukali Go długo i dopiero w nocy znaleźli Go na modlitwie. Spytawszy Go, jak się mają modlić wtedy, gdy On się modli, wymienił im Jezus kilka krótkich prośb z „Ojcze nasz" i to: „Święć się Imię Twoje. Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, zbaw nas ode złego!" Przy tym rzekł: „Teraz tak tylko się módlcie, ale i postępujcie tak", i powiedział stosowną, a bardzo piękną naukę. Spełniali to wiernie, ilekroć nie rozmawiał z nimi, tylko szedł osobno.

 

27

 

Obecnie mieli oni zawsze przy sobie nieco zapasów żywności w woreczkach; gdy więc inni podróżni przechodzili obok, nawet bocznymi drogami, biegli zaraz za nimi, wypełniając wskazówki Jezusa, i udzielali im, czego potrzebowali, szczególniej, jeśli to byli biedni.

 


Engannim jest miastem Lewitów; leży u wylotu doliny, biegnącej ku Izrael w poprzek długiego grzbietu górskiego. W dolinie płynie w kierunku północnym strumyk. Mieszkańcy trudnią się tkactwem i wyrabianiem haftów do sukien kapłańskich, jak również, frędzli jedwabnych i guzików, potrzebnych do ozdoby tychże sukien. Suknie zaś szyją niewiasty. Lud tutejszy jest bardzo dobry.

 


Przeszedłszy koło Izrael i Endor, stanął Jezus około południa przed Naim, i nie zwracając na Siebie uwagi, wszedł do gospody, leżącej pod miastem.

 


Wdowa z Naim, siostra żony Jakuba Starszego, wiedziała od Andrzeja i Natanaela o bliskim przybyciu Jezusa i kazała tu czekać na Niego. Teraz zaś przyszła z inną jakąś wdową do gospody przywitać Pana. Mając zasłonięte twarze, rzuciły się przed Jezusem na kolana. Wdowa z Naim prosiła Go, aby przyjął ofiarę owej drugiej dobrej wdowy, która całe swoje mienie pragnie oddać do kasy świętych niewiast, na zaopatrzenie potrzeb uczniów i dla ubogich, i własną usługę w tym celu ofiaruje. Jezus przyjął ofiarę owej wdowy, pocieszając i nauczając obie. Niewiasty przyniosły także skromne dary na ucztę; uczniowie przyjęli je. Owa wdowa dała im zaraz pewną sumę pieniędzy, które oni przesłali niewiastom w Kafarnaum dla potrzebujących.

 


Tutaj wypoczął Jezus z uczniami, a wypoczynek był Mu potrzebny, gdyż przez cały poprzedni dzień nauczał i uzdrawiał w Engannim z nieopisanym natężeniem, a potem odbył siedmiogodzinną drogę aż dotąd. Nowo przybyła wdowa przedstawiła Jezusowi inną jeszcze niewiastę, która również chciała oddać swe mienie. Jezus jednak rzekł, aby zachowała je nadal aż do czasu, gdy będzie potrzebniejszy. Niewiasta owa była cudzołożnicą, i dla jej niewierności odepchnął ją od siebie mąż, bogaty Żyd z Damaszku. Słyszała ona o miłosierdziu Jezusa dla grzeszników, wzruszyło ją to bardzo i odtąd nie miała innego pragnienia, jak tylko czynić pokutę i znaleźć łaskę. Wyszukała więc Martę, z której rodziną była w dalszym stopniu spokrewniona, wyznała swe przewinienia i prosiła ją o wstawiennictwo u Matki Jezusa; oddała jej także część swego mienia. Marta, Joanna Chusa i Weronika ujęły się litościwie za pokutnicą i przyprowadziły ją raz do mieszkania Maryi pod Kafarnaum. Maryja spojrzała na nią przenikliwie i trzymała ją dłuższy czas w pewnym oddaleniu od Siebie. Niewiasta zaś błagała Ją wśród łez gwałtownych z wzrastającym żalem: „O Matko Proroka! Proś Syna Twego za mną, bym znalazła łaskę w oczach Boga!" Niewiasta ta miała w sobie niemego diabła; musiano ją strzec, gdyż podczas napadu nie mogła wzywać pomocy, a diabeł wpędzał ją nieraz w wodę lub w ogień. Gdy przyszła znów do siebie, siedziała zwykle w jakim kącie, płacząc żałośnie. W sprawie tej nieszczęśliwej posłała Maryja posłów do Jezusa, a Ten kazał powiedzieć, że przybędzie w Swoim czasie, by jej dopomóc.

 

 

Najlepszym sposobem doświadczania Bożego orzeźwienia jest pielęgnowanie nawyku codziennej modlitwy. Nie jesteśmy w stanie orzeźwić samych siebie, a przynajmniej nie w sposób trwały i przynoszący owoc duchowy. Może to uczynić tylko Pan Bóg, a dzieje się to, gdy przebywamy w Jego obecności, pozwalając napełniać się Jego prawdą, miłością i łaską. Nawet dziesięć minut modlitwy dziennie może stać się dla nas pomocą! Kluczem do sukcesu jest wykorzystanie wszelkich możliwych środków, aby tylko wytrwać w stałym kontakcie z Panem. Pan Bóg obiecał, że będzie z każdym, kto Go szuka!